16 | YOU GOT INTO MY LIFE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

____________________________
ᴵ ᵈᵒᶰ'ᵗ ᵏᶰᵒʷ ʰᵒʷ ʸᵒᵘ ᶠᵒᵘᶰᵈ ᵐᵉ˒ ᵇᵘᵗ ʸᵒᵘ ᵈᶤᵈ
ᴵᵗ ˢᵗᵒᵖᵖᵉᵈ ᵐᵉ ʰᵉᵃᵈᶤᶰᵍ ˢᵒᵐᵉᵖˡᵃᶜᵉ ᵉˡˢᵉ

Przyspieszony z poddenerwowania oddech nie był najgorszą rzeczą, jaka przyprawiała George'a o dekoncentrację, chociaż szybkie bicie serca zdecydowanie dawało o sobie znać. Dużo problemów sprawiały nieco spocone ze stresu dłonie. Jednak głównym powodem dyskomfortu było to, że wszystkie wydarzenia z ostatnich dni mieszały się w jego głowie niczym papka. Miał wrażenie, jakby jego mózg miał zaraz eksplodować. Po pierwsze — sytuacja z biszkoptami. Nadal nie doczekała się swojego finału, ale wszystko zmierzało w dobrym kierunku, gdyż słodycze przestały znikać. Po drugie i chyba nieco ważniejsze — on i Pattie już nie istnieli. Status ich związku powinien chyba powodować smutek,  ale u Harrisona było to raczej poczucie wolności. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia mógł myśleć o niedawno poznanej dziewczynie, na którą właśnie czekał w kawiarni w te piątkowe popołudnie. Ogólnikowo mówiąc, czuł się szczęśliwy. Jednak coś w głębi jego serca nakazywało mu się obawiać. Toteż z zewnątrz wyglądał zapewne jak mokry kurczak idący na rzeź. Zastanawiał się tylko jaki jest tego powód. Czy spotkanie z Claudią nie jest tym, czego najbardziej pragnął? A może to zwykłe zdenerwowanie tym, że najzwyczajniej w świecie zależy mu na dziewczynie? Nie wiedział.

Kiedy weszła do środka, przemokniętą od deszczu, jak tylko mógł, starał się wyglądać na opanowanego i zachować spokój. Nie poszło mu źle. Objawem wcześniejszego zdenerwowania pozostały tylko rozdygotane dłonie. Natychmiast pomógł nieco spóźnionej zdjąć mokry płaszcz i razem usiedli przy zarezerwowanym wcześniej stoliku.

— To moje ulubione miejsce, uwielbiam tu przychodzić — zaczął George — zapewniam, że dziś skosztujesz najpyszniejszego sernika w swoim życiu.

Na swoje własne słowa od razu się rozochocił, a wszelki niepokój nagle prysł. Nie była to bynajmniej myśl o pysznym jedzeniu, choć trzeba przyznać, że również miała wpływ na jego nastrój. Nagle zdał sobie sprawę, że właśnie spełnia się jego marzenie — siedzi w kawiarni z dziewczyną, która na dobre zagościła w jego umyśle i sercu. Od razu ani trochę nie wymuszany, szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.

— Wspaniale — ucieszyła się dziewczyna, odwzajemniając uśmiech — mam kilka pytań.

— W takim razie słucham — powiedział zaciekawiony Harrison.

— Team rodzynki, czy team bez rodzynek? — zapytała najpierw z przejęciem.

— Rodzynki, oczywiście! — odparł rozentuzjazmowany chłopak. Co jak co, ale dla niego było to dość istotną kwestią.

— No, chłopie, czuję, że się dogadamy — odrzekła, jeszcze bardziej się szczerząc, na co George zareagował tym samym — właściwie... — zaczęła nowy wątek — dlaczego wtedy zjadłeś mój sernik?

— Och... — westchnął Harrison — naprawdę chcesz to wiedzieć?

W tym momencie przeszkodził im kelner, który przyniósł wcześniej zamówione przez George'a ciasto wraz z dwoma kubkami gorącej herbaty. Jednak nie zabrali się od razu za konsumpcję, tylko zaintrygowani sobą kontynuowali rozmowę.

— No wiesz, zastanawiam się tylko, o co w tym wszystkim chodzi — tłumaczyła Claudia, przykładając zimne od jesiennego mrozu dłonie, do ciepłego kubka — spotykam w autobusie gościa, który potem mnie śledzi i dziwnym zbiegiem okoliczności, kilka dni potem zjada mój sernik. A jeszcze później zgadzam się iść z nim do kawiarni, chociaż chyba powinnam się go bać, ale jest zupełnie odwrotnie, bo mimo wszytko chcę jego towarzystwa.

Oboje wpatrywali się sobie głęboko w oczy, nie spuszczając z siebie wzroku. George przyglądał się brązowym oczom dziewczyny. Źrenice otoczone brunatną tęczówką były całkowicie skupione na jego twarzy, wyczekując komentarza z jego strony. Jednak gdzieś głęboko odnosił wrażenie, że ta informacja wcale nie jest tak ważna dla dziewczyny. Bo oboje nawet nie zauważyli, kiedy ich dłonie wylądowały pod stołem, splecione ze sobą.

— Tak... u mnie też zupełnie odwrotnie — zaczął Harrison, modląc się w duchu, by się nie poplątać i nie palnąć czegoś głupiego — znaczy wtedy, w tym autobusie... Nie chcę, żebyś brała mnie za psychopatę, po prostu bardzo mnie... przyciągasz do siebie — dodał trochę nieśmiało.

Ich ręce nadal pozostawały splecione, choć oboje zdążyli już zdać sobie z tego sprawę. Żadnemu z nich to najwidoczniej nie przeszkadzało. Ba, było im tak dobrze. Czuli się jak zagubiona para skarpetek, która w końcu odnalazła siebie.

— Oj, nie myśl, że tak uważam — poprawiła go — wiesz, to chyba normalne, że na początku się przestraszyłam. No i przyznaj, że kradnięcie komuś ciasta i jedzenie go na jego oczach jest trochę „nietypowe". Ty też mnie w jakiś sposób... Zaintrygowałeś. Sam widzisz, siedzę tu przy tobie. Czy robiłabym to, gdybym sądziła, że jesteś psychopatą?

— Racja... No cóż, może i mam coś z łbem — skwitował Harrison — mogę się usprawiedliwiać tylko tym, że byłem na głodzie.

— Czekaj... Można być na głodzie, kiedy nie je się długo sernika? — zaśmiała się dziewczyna.

— Najwidoczniej jestem beznadziejnym przypadkiem, tak — odparł chłopak, również się śmiejąc. Wziął do ust pierwszy kęs ciasta leżącego na porcelanowym talerzyku i z rozkoszą go przeżuwał.

— Masz chłopie w życiu coś poza jedzeniem? — zapytała roześmiana, także zaczynając jeść.

— No cóż — wyjaśniał — ludzie biorą mnie za żarłoka, ale tak nie jest! Ja po prostu... Lubię jeść. A tak poza tym, to bardzo interesuję się kulturą Indii i buddyzmem — powiedział z entuzjazmem — ach, no i gram w zespole.

Oczy dziewczyny natychmiast rozbłysły z zaciekawienia.

— Wow — skomentowała zaintrygowana zapałem, z jakim wypowiedział słowo „Indie". No i do tego zespół muzyczny — na czym grasz?

— Gitara prowadząca do usług — George skinął głową, jakby chciał się ukłonić.

— Występujecie gdzieś? Chętnie bym kiedyś przyszła.

— Co jakiś czas mamy występy w „The Cavern", tak się składa, że kolejny już jutro.

— Świetnie! Miałbyś coś przeciwko mojej obecności tam? — dopytywała Claudia, kiedy nagle sobie o czymś przypomniała — zaraz, zaraz... Czy wy to nie przypadkiem ci Beatlesi?

— Tak, to my — potwierdził Harrison — ale gdzie o nas usłyszałaś?

— Georgie, cały Liverpool o was mówi! — tłumaczyła dziewczyna — dziewczyny w mojej szkole za wami szaleją.

— Poważnie? — uśmiechnął się przekornie chłopak, popijając łyk herbaty. Tak naprawdę bardziej uszczęśliwił się na zdrobnienie „Georgie". Kolejny znak, że nie było już między nimi dużego dystansu.

— No pewnie! — upewniła go.

Chwilowo zapadła cisza, jednak w żaden sposób nie była niezręczna. Oboje pogrążyli się w rozkoszowaniu się słodkością, dopijając do tego gorący napój, idealnie komponujący się z przysmakiem. Spotkali się od razu po szkole, dlatego o tej porze w kawiarni było pousadzanych tylko kilkoro uczniaków, którzy również niedawno skończyli lekcje. Niesamowity komfort sprawiało im to, że siedzieli na tyle daleko od jakiejkolwiek żywej duszy bez obaw, że ktoś słyszy ich rozmowę. Kto wie, może właśnie to było jednym z powodów, przez który George poczuł się na tyle swobodnie, by powiedzieć coś, co nie zawsze ośmieliłby się wyznać.

— Obiecałem, że posmakujesz dziś najpyszniejszego sernika w swoim życiu — stwierdził nagle Harrison tajemniczo.

— Tak, jest pyszny — potwierdziła Claudia, wpychając sobie widelec z ciastem do ust — a co? Nie smakuje tobie?

— Nie, po prostu... Okłamałem cię — George obserwował na twarzy dziewczyny zdziwienie pomieszane z zaciekawieniem.

— W jaki sposób? — spytała po kilku sekundach zastanowienia.

— Bo... — zaczął niepewnie chłopak — ten najpyszniejszy sernik siedzi naprzeciwko mnie. A nie możesz przecież posmakować siebie.

***

____________________________
Powiem szczerze, że ciężko pisało mi się ten rozdział, mam też wrażenie, że te ostatnie dialogi wyszły strasznie sztywno, ale starałam się i hope academism , że ostatecznie nic jakoś strasznie twej postaci nie spieprzyłam XD Goo goo g'joob!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro