Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Długo zastanawiałam się, w jaki sposób mogę jak najbardziej przedłużyć pisanie ostatnich rozdziałów, a dziś stwierdziłam, że w końcu kiedyś musi nadejść ta chwila... Więc macie tu ostatni, kończący moją historię rozdział. Nie wiem dokładnie, jaki wyjdzie, ponieważ w 75% piszę go na żywioł. Nie wiem też, czy zakończenie Was usatysfakcjonuje (jeżeli nie, podziwiajcie chociaż obrazek, bo bardzo pasuje, taka drobna uwaga ;__;). Jeśli nie wyjdzie mi to, czego oczekiwaliście - przepraszam, starałam się dać z siebie wszystko!

24. 07. 2015 r. Cóż, chciałabym Wam przede wszystkim najmocniej podziękować, szczególnie tym, którzy dotrwali ze mną aż tutaj - do samego końca. Zabierając się za to opowiadanie, nigdy nie pomyślałabym, że przez ponad trzy miesiące napiszę aż tyle! >>Poznałam też dzięki niemu Wspaniałą Osobę. :')<< Myślę, że to głównie dzięki Wam - daliście mi ogromną motywację, komentując i gwiazdkując. Nie wykluczam, że coś podobnego lub po prostu dalsza część powstanie.

Aha, zapomniałam o jednej ważnej (dla mnie) rzeczy. Mianowicie: kiedy zaczęłam pisać to opowiadanie, w międzyczasie czytałam (i wciąż czytam!) też na Wattpadzie wiele angielskich historii. Aż w końcu sama pomyślałam, że może kiedy skończę własną historię, postaram się ją przetłumaczyć. Dziś jestem tego pewna. Po prostu nie chcę jeszcze z niej całkowicie rezygnować! Rana jest zbyt świeża... Angielskie rozdziały będą się pojawiać pewnie nie tak często, bo jednak wymaga to pracy. Ale dlaczego właśnie z tego powodu miałabym rezygnować? Więc jeśli chcecie podszlifować angielski (lub pokazać mi błędy :D) i przebrnąć jeszcze raz przez moją historię - zapraszam! :')

Kurczę, prawie się wzruszyłam! :D Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję! <3 No i oczywiście wręcz błagam o komentarze (nawet, jeśli do tej pory nigdy nie komentowaliście), Wasze przemyślenia (dobra, bez przesady...) w tym decydującym momencie! :)

Zatem... miłego czytania.

*UPDATE!*

>>Te osoby, które doszły już tutaj, do samego zakończenia (nawet sobie nie wyobrażacie, jak bardzo jestem Wam za to wdzięczna! <3), zapraszam po przeczytaniu epilogu tego opowiadania do zaznajomienia się z moją inną historią o tytule "The Spy", również w świecie DC Comics. Akcja toczy się na podstawie filmu, który ma wyjść w sierpniu, "Suicide Squad", znajdziecie tam Batmana, grupę superzłoczyńców wykonujących śmiertelnie niebezpieczne zadanie dla rządu, Jokera w wersji Jareda Leto, Margot Robbie jako Harley Quinn oraz wymyśloną przeze mnie bohaterkę. :) 

Piszę także jeszcze jedno opowiadanie o Jokerze Heatha (obecnie jest zawieszone i nie wydaje mi się, że kiedykolwiek do niego wrócę), może właśnie ono przypadnie Wam do gustu, w którym przewijają się też inni superzłoczyńcy, pt. "Why Aren't You Laughing?" i również zachęcam do czytania. :3   

Natomiast jeżeli poszukujecie Jareda Leto jako Jokera bez żadnych granic, bez OOC, zapraszam na opowiadanie "Joker's Pets"<<

Zapraszam! Oraz znów przypominam - bardzo, bardzo proszę o komentarze.

***

- Joker, gdzie ty, do cholery, jesteś?! Umawialiśmy się, że kiedy rzucę granatem, będziesz czekać z prawej strony sądu - zniecierpliwiona Iza rozglądała się nerwowo, dociskając do ucha komórkę.

Wciąż stała przy ścianie budynku, odgłosy strzałów słychać było wszędzie. Jednak niepokoiło ją, że kilku antyterrorystów zauważyło ciała policjantów, których przed chwilą zabiła. Tak szybko? Teraz rozglądali się, szukając sprawcy.

- Sweet cheeks, you see, I'm a little bit busy right now - odgłos strzału, jaki właśnie usłyszała przez słuchawkę, był tak wyraźny, jakby ktoś strzelił Jokerowi prosto w telefon. Nie, chyba nie. Zaraz po tym ponownie usłyszała chichot klauna. - Wiesz, trudno mi równocześnie z tobą rozmawiać, strzelać i biec!

- To co mam robić?

- Kieruj się do drugiego miejsca. Czekaj tam na mnie - od razu się rozłączył.

,,Drugie miejsce"... No tak, miał na myśli bank! Bank znajdujący się kilkadziesiąt metrów dalej. Iza zaczęła biec, chociaż oblodzone chodniki i jezdnie nie były do tego przystosowane. Postanowiła nieco zwolnić.

Prawie dotarła na miejsce. Obejrzała się. Nikt z oddali nie zwracał na nią uwagi. Pod bankiem nie było policji. Odetchnęła. Powoli wyjęła z kieszeni broń. Czekała na Jokera. Co mu przeszkodziło? Och, mogło mu przeszkodzić wiele rzeczy, wiele osób. Na przykład policja, brygada antyterrorystyczna. Batman... O, właśnie, ciekawe, czy uratował swoją księżniczkę? Iza uśmiechnęła się pod nosem.

- Drop your weapon now! - jak mogła ich nie zauważyć?! Okrążyło ją kilka osób, policjanci i ludzie ze S. W. A. T. Z której strony podeszli? Ach, tak, wyszli prosto z banku.

Cudownie.

Iza powoli położyła pistolet na ziemi. Od razu podeszli do niej dwaj policjanci. Złapali dziewczynę za ramiona.

- Jesteś aresztowana pod zarzutem bycia wspólniczką Jokera.

Prychnęła. Ci biedni, naiwni ludzie... Czy oni nie wiedzą, co będzie, jeśli Joker się zorientuje?

Wepchnęli ją do radiowozu.
***
Czerwone Volvo, czerwone Volvo... Jest! Batman dosłownie wyskoczył ze swojego pojazdu, po czym podbiegł do wskazanego przez Jokera samochodu. Bez wahania wybił szybę, po czym wyciągnął nieprzytomną Rachel na ziemię. W mgnieniu oka odpiął bombę (na liczniku której zostało sześć sekund) od jej kurtki i wyrzucił ją daleko za siebie.

Huk.

A więc zdążył.

- Rachel, słyszysz mnie? Rachel! - spanikowany, potrząsnął kobietą.

- Bruce... - wyszeptała, powoli otwierając oczy. Batman przytulił ją do siebie, a następnie wziął na ręce.

- Ciii... Nic nie mów, już po wszystkim.

- Is Harvey alright?

Bruce kiwnął głową, czując jednocześnie, jakby ktoś rozrywał mu serce.

- Tak, nic mu nie jest.

- Dziękuję ci... Bardzo ci dziękuję - w oczach kobiety pojawiły się łzy.

- Nie płacz, nie ma sprawy. Zabieram cię teraz do szpitala.
***
Wprowadzili ją na komisariat. Potem kazali zdjąć kurtkę, bluzę (dziewczyna została w samej koszulce na ramiączka) oraz opróżnić kieszenie spodni. Zaprowadzili ją do odizolowanej sali w celu przesłuchania.

Kilku policjantów nie dało rady wydobyć z Izy ani słowa. Dziewczyna siedziała na krześle, patrząc przed siebie obojętnym wzrokiem, zupełnie ignorując funkcjonariuszy; po upływie pół godziny na jej twarzy pojawił się lekki, kpiący uśmiech.

Tymczasem oni zupełnie nie wiedzieli, co robić. Zaczęli podejrzewać, że Iza naprawdę straciła zmysły i kontakt z rzeczywistością. Gdy przyszedł do niej ostatni policjant, również po to, by spróbować wydobyć z dziewczyny jakiekolwiek informacje o Jokerze (oczywiście całkiem niepotrzebnie), zadanie pierwszego, standardowego pytania przerwał mu wbiegający do sali przesłuchań młodszy kolega.

- Czy zdajesz sobie sprawę, że...

- John, słuchaj! Przed chwilą dostaliśmy telefon od klauna - Iza natychmiast się ożywiła. - Mówi, że chce odzyskać tę tutaj - wskazał brodą na dziewczynę - bo inaczej pożałujemy.

- No way. Zostaje tu. Jest tak samo groźna, co on - starszy policjant pokręcił głową.

- Nie radzę.

Obydwaj zaskoczeni spojrzeli na Izę, która teraz wpatrywała się w nich z uśmiechem.

- Nie będziesz nam udzielać rad! Nigdzie stąd nie wyjdziesz - powiedział szorstko John. Jego kolega spojrzał na niego z wyraźnym strachem w oczach. Widać było, że podzielał opinię Izy.

- Oh, okay... Don't forget to tell him how much I miss him! - powiedziała beztrosko, odrzucając włosy na plecy.

- Brak piątej klepki - wymruczał pod nosem John do kolegi, zamykając drzwi na klucz.

Dziewczyna to usłyszała. Wybuchnęła głośnym śmiechem. Przez kilka minut nie mogła się opanować, po policzkach ciekły jej łzy.

Czy ludzie w tym mieście jeszcze się nie nauczyli, że Jokerowi się nie odmawia?
***
- Excuse me, my girlfriend's waiting for me... - szarpnął za klamkę, po czym otwierając drzwi wejściowe komisariatu, wrzucił do środka granat. Odczekał chwilę, następnie przekroczył próg.
***
Iza usłyszała głośny huk. Odgłos wybuchu. Oho, więc spędziła tu tylko niecałą godzinę. Podniosła się z krzesła, a potem podeszła do drzwi. Po pięciu minutach ktoś otworzył zamek. Pociągnęła za klamkę. Przed nią stał uśmiechnięty Joker. Rzuciła się mu na szyję.

- Kochanie, trzeba być bardziej ostrożnym... Jak oni mogli porwać moją ukochaną Izę...

- Przepraszam, nigdy więcej.

- Mam nadzieję. Chodź, właśnie nadeszła pora na finał! - zawołał, wyraźnie podekscytowany. - A Nietoperza ani śladu... Cóż, pewnie nie może się pozbierać - zachichotał - po tym, co go spotkało. - Let the show begin!

Szybkim krokiem wyszli z komisariatu. Iza, trzęsąc się z zimna (nie było czasu, by zabrać jej kurtkę), rozcierała lodowate ramiona. Joker rzucił jej przepraszające spojrzenie. Wiedziała, że w tej chwili nie mógł oddać dziewczynie swojego płaszcza - miał w nim zbyt wiele ważnych rzeczy pod ręką. Pokiwała głową. Wręczył jej jedynie pistolet.

- W końcu uda się nam przekonać ludzi, że tutejsza władza jest zła - mamrotał Joker. Objął Izę ramieniem; zrobiło się jej nieznacznie cieplej. Dochodzili do kolejnego budynku, trzeciego miejsca uwzględnionego w ich planie - lotniska. Było tu zadziwiająco spokojnie.

W pewnej chwili Iza stanęła jak wryta. Nie, to nie może być prawda. Mrugała raz po raz, nie dowierzając w to, co zobaczyła.

Na przeciwko niej stali jej rodzice.

- Poczekaj tu - szepnęła do Jokera. Przystanął, zdezorientowany. - Dokąd się wybierasz, sweetheart?

- Porozmawiać z tymi ludźmi. To moi rodzice.

Uniósł brwi, po czym zachichotał.

- You must be kidding me!

Przewróciła oczami.

- I'm super serious. Hold on here. Be right back - po tych słowach oddała Jokerowi pistolet.

Joker westchnął, ale zrobił to, o co go poprosiła.

Tymczasem dziewczyna z wrażenia zapomniała, że jest jej zimno. Podeszła do rodziców. W końcu odważyła się spojrzeć im w twarz - mama płakała, tata miał trochę nieobecny wyraz twarzy. Iza zastanowiła się, czy pamięta wszystkie potrzebne jej w tym momencie polskie słowa.

- Córeczko, tak się cieszę, że cię widzę! - mama zrobiła krok do przodu, chcąc ją przytulić. Jednak Iza cofnęła się, patrząc na kobietę z dystansem. Nie czuła z nią już żadnej więzi. Była dla niej zupełnie obcą osobą.

- Ja niekoniecznie - uśmiechnęła się ironicznie. - Może raz w życiu to WY mnie najpierw posłuchacie. Czuję się wspaniale, będąc z kimś, kto w końcu mnie rozumie, ba, kto CHCIAŁ mnie zrozumieć od początku. Dlatego zostawcie mnie w spokoju, jak już raz powiedziałam.

- Kochanie, nie musisz się go bać, najwyżej zginiemy razem!

Czy oni do reszty postradali rozum?! Odwróciła się do Jokera. Natychmiast podszedł do Izy. Rodzice dziewczyny cofnęli się, przerażeni. Klaun natomiast uśmiechnął się lekko, po czym objął Izę, patrząc na nią wyczekująco.

- Przepraszam, ale mamy inne plany. Może jeszcze zdążycie na następny samolot! - śmiejąc się, odeszła wraz z Jokerem, zostawiając zszokowanych rodziców.

- Co im powiedziałaś? Sądząc po ich minach, musiało to być coś mocnego - Joker wyszczerzył zęby.

- Och, nic wielkiego. Nie miałam im zbyt wiele do powiedzenia. Po prostu, żeby dali mi spokój - Iza zmarszczyła brwi. - Co oczywiście w żadnym stopniu nie wpływa na nasz plan. Do dzieła!

Joker chrząknął, po czym wybrał numer na posterunek policji.
***
- Ladies and Gentlemen! Nadeszła ta długo wyczekiwana chwila. Proszę zająć dobre miejsca, our little show zaraz się zacznie. Ten moment zapisze się w historii naszego miasta. Za kilka minut będziecie świadkami zmiany ustroju Gotham! Wprowadzimy tu trochę anarchii, by odebrać władzę tym, którzy na nią nie zasługują. Wymierzymy sprawiedliwość tym, którzy ją wymierzając, byli niesprawiedliwi! Zaczniemy wszystko od nowa! Zapraszam! Ha, ha, ha, ha! - Joker opuścił megafon.

Stali we dwoje na dachu, niechronionego do tej pory, Wayne Enterprises. Nigdzie nie było ani śladu Batmana. Iza przytuliła się mocno do Jokera, który okrył ją swoim płaszczem. Zważywszy na zawartość wewnętrznych kieszeni, stała nieruchomo, nie chcąc się na coś nadziać.

- Damy mu jeszcze pięć minut... - zdecydował Joker, wyraźnie zawiedziony brakiem obecności swojego wroga.

- Za pięć minut będziecie już w drodze do Arkham!

Odwrócili się gwałtownie. Naprzeciw ich stał ukochany Batsy.

- Speak of the devil... - Joker rzucił się na Batmana. Iza odskoczyła na bok. Zamaskowany bohater odepchnął klauna, przeturlał się na bok, po czym podniósł i wyciągnął z pasa coś w rodzaju liny. Zarzucił ją na Jokera.

- My little Batsy... - Joker zaśmiał się maniakalnie. - Nie powstrzymasz tego... Besides, how's Rachel? Ha, ha, ha!

Iza dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Podeszła więc do Batmana (który wciąż siłował się z leżącym na dachu Jokerem) i przyłożyła mu pistolet do głowy. Joker wybuchnął śmiechem. Batman odwrócił się, Iza natychmiast odskoczyła do tyłu. Nietoperz chciał zabrać jej broń. Właśnie miał zamiar wykręcić jej rękę, gdy...

Huk. Kolejny huk. Kolejny. I jeszcze raz.

Obydwoje zamarli, kierując wzrok na Jokera. Siedział, nogi miał splątane liną i trzymał w dłoni niewielki pilot. Wzruszył ramionami.

- Time's up.

Iza patrzyła na zawalające się po kolei budynki, w których wcześniej mistrzowsko umieścił ładunki wybuchowe. Sąd, bank, w oddali lotnisko, urząd miasta... Wszystko runęło.

A Batman? Batman po prostu odszedł bez słowa.

Zostawił ich samych.

Tutaj.

Zupełnie samych.

Wiedział, że w mieście zapanowała właśnie całkowita anarchia. A on do tego dopuścił.

Iza natomiast usiadła obok Jokera, który rozplątał całkowicie linę i odrzucił ją za siebie.

- You must be so cold, doll... Let me warm you with my body.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro