Rozdział trzydziesty piąty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Iza zeszła na dół po kawę. Amy w pracy, Caroline gdzieś wywiało - standard. Przecierając oczy, weszła do kuchni. To, co tam zobaczyła, przyprawiło ją o zawroty głowy. Otworzyła usta i mimowolnie wyszeptała po polsku:

- Co, do kurwy nędzy...?

W całej kuchni porozrzucane były kolorowe serpentyny, a na podłodze leżały fioletowe balony. Na stole siedział Joker, machając nogami i przeglądając jakąś gazetkę promocyjną. Na widok dziewczyny odrzucił ją, zeskoczył ze stołu, po czym podszedł do Izy, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Pokręciła głową, cofając się. Nie, to nie dzieje się naprawdę. Tymczasem klaun rozpostarł ręce w powitalnym geście.

- Co ty odpierdalasz? - nie przebierała w słowach. Jeśli Amy lub Caro zobaczą ten bałagan wraz z klaunem - mordercą w kuchni, nie będzie ciekawie.

Zachichotał.

- Iza, kochanie, moja fioletowowłosa ślicznotko...

Skrzywiła się.

- Przyszedłeś mnie jednak zabić? A to taki klimatyczny wystrój? Bardzo w twoim stylu.

Przewrócił oczami.

- Nie. Jestem tu, aby ci powiedzieć, że nie chcę działać dłużej w pojedynkę. Potrzebuję cię i liczę na to, że zapomnisz o niemiłych słowach, które niepotrzebnie padły z moich ust. Taki już jestem - czasem powiem coś głupiego. Izuniu - powiedział po polsku. Iza wytrzeszczyła oczy. - Proszę, pójdźmy razem na urodziny Rachel. Ubyło mi ostatnio trochę ludzi. Ty będziesz idealna. Piękna, z poczuciem humoru, inteligentna. Umalujesz się albo założysz maskę. Wiem, że tego chcesz. Aha, proszę - wyjął z płaszcza nóż, podając Izie. - Jest twój już do końca.

Do końca? Do końca czego? Ech, wolała nie wiedzieć. Iza poczuła, że musi usiąść. Opadła na krzesło, zamknęła oczy, głęboko oddychając. Tak bardzo jej go brakowało... Zranił ją, mówiąc, że poradzi sobie bez Izy, jednak teraz, po wypowiedzeniu tych słów poczuła, że miał rację, bo dziewczyna nadal chce z nim współdziałać. Może psychopaci tacy już są? Zostawiają swoje dziewczyny, by w porę oprzytomnieć i zorientować się, że ostatecznie nie mogą bez nich żyć? Całkiem możliwe. Stwierdziła, że nie pokaże swojego zadowolenia od razu. Prychnęła, zwracając się do Jokera:

- Akcent w tym zdrobnieniu mojego imienia pada na drugą od końca sylabę.

- Tak się cieszę! - klaun podbiegł do niej, a następnie podniósł ją i okręcił kilka razy w powietrzu.

Mimowolnie przytuliła Jokera. Zniknęło całe jej zmęczenie, osłabienie. Czuła się szczęśliwa. Żyje. Znowu.

- To nie znaczy, że się zgadzam.

- Of course you do! - wykrzyknął.

- Robię to jedynie ze względu na ciebie.

Zagwizdał.

- Uwielbiam cię!

- Więc sprzątnij te cholerne serpentynki i baloniki, jeśli łaska. Nie chcę, żeby spotkała mnie przykra niespodzianka. Jedna w zupełności wystarczy - Joker w mig zrozumiał, o co chodzi.

- Kochanie, nigdy więcej! - cmoknął ją w policzek.

- Sprzątaj! Kiedy z powrotem zejdę na dół, ma to zniknąć - odwróciła się, wołając przez ramię.

Kiedy wróciła, kuchnia wyglądała jak zwykle. I ani śladu Jokera. Zdziwiona stała przez chwilę bez ruchu. Nagle Joker wyskoczył z szaleńczym śmiechem zza ściany w salonie.

- Jak sobie życzyłaś! Ani serpentynki!

Iza podskoczyła, wymamrotała: ,,Jezu" i właśnie miała spytać klauna, w jaki sposób pozbył się ozdób, gdzie je zaniósł. Zaraz potem słusznie stwierdziła, że nie warto. Przecież to Joker.

- A tak by the way: czemu chodzisz w nocy po barach i strzelasz do ludzi? To nieładnie.

- A co ci do tego? - lekko zirytowana, odpowiedziała pytaniem na pytanie.

Zrobił zawiedzioną minę.

- Myślałem, że już się nie gniewasz.

Nie wytrzymała. Wybuchnęła śmiechem.

- Bo nie jestem zła. Tylko się droczę.

Joker również się roześmiał.

- Widzisz, od razu lepiej! I like you a lot, doll. Pójdę już - oznajmił nagle, wskazując na drzwi. - Do zobaczenia... Wkrótce! - otworzył je, chichocząc.

Dziewczyna westchnęła. Rozum (o ile w ogóle jeszcze go posiadała) podpowiadał jej, że postąpiła niewłaściwie. Dlaczego - nie trzeba było tłumaczyć. Natomiast serce - skakało z radości oraz krzyczało, że to jak najbardziej odpowiedni wybór. Więc nie jest i nigdy nie była mu obojętna! Przystojnemu psychopacie.

Co z tego, że psychopacie?

***

Kolejny zwrot akcji! :D Cóż, szanse, że moja bohaterka pójdzie po rozum do głowy, są znikome (żadne). XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro