Rozdział czterdziesty trzeci

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słysząc radiowy komunikat Harveya Denta, Batman od razu postanowił podjechać pod budynek sądu. Pędził Batmobilem, wymijając samochody (większość z nich i tak od razu wcześniej zjeżdżała mu z drogi). Zastanawiał się, jak to rozegrać. Harvey na pewno pojawi się o ustalonej godzinie, a czy Joker też? Nie wiadomo. Klaun był przecież zdolny do wielu okrutnych sztuczek i często dopiero w ostatniej chwili ujawniał swoje prawdziwe intencje. To nie człowiek, a szatan, wystarczy usłyszeć ten demoniczny śmiech szaleńca...

Spojrzał na zegarek. Do osiemnastej zostało pół godziny i osiem sekund. To dobrze, będzie tam wcześniej, odwiedzie Harveya od planu, który w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach oznaczałby śmierć prokuratora, a on sam powstrzyma Jokera. Oby tylko Rachel była bezpieczna... Bruce poczuł ścisk w okolicach klatki piersiowej. Uratuje ją. Chociażby musiał przypłacić własnym życiem. Ona na to zasługuje.
***
- Nie wiem, jak ty - Joker na ułamek sekundy odwrócił wzrok od jezdni, po czym spojrzał na Izę - ale dźwięki, które ona wydaje, uważam za niezmiernie irytujące. Chyba zmienię zdanie. Może się jej po prostu pozbędziemy? Na przykład... Wyrzucimy z samochodu? Dent powinien zrozumieć.

Iza pokiwała głową. Skrzywiła się; ją też bardzo drażnił szloch kobiety.

Ledwie żywa ze strachu Rachel od razu ucichła.

- You see! Much better now. You can if you want, baby. So be a nice girl, shut your pretty mouth and you keep doing that. Hm... My advice is: if you're bored, perhaps you should pray for your life.

Joker zarechotał.

- Ostro, kochanie!

- Just as it should be - Iza naprawdę miała dość tych jęków z tylnego siedzenia. Kiedy wreszcie się od nich uwolnili, postanowiła zmienić temat.

- Joker, czy nie sądzisz, że pod sądem będą czekać jednostki S. W. A. T. z Nietoperzem na czele? Nie przepuści takiej okazji.

Zaśmiał się.

- Właśnie to będzie największa zabawa! Założę się, że w tej chwili Batman prawi Dentowi kazania i chce sam wyjść nam na spotkanie! Pewnie, żeby sprzątnąć Harveyowi sprzed nosa, co najlepsze... - wskazał głową na Rachel. - Spryciarz z tego Gacka! Muszę przyznać, że chyba go wcześniej należycie nie doceniałem... Cóż, trzeba uświadomić Harveyowi, że odgrywa tu nic nieznaczącą rolę naiwnego kretyna. Isn't he, Rachel? - nie odpowiedziała. - Czasem brak odpowiedzi uznaje się za odpowiedź twierdzącą. Mogę chyba przyjąć, że tak jest w tym wypadku? Och, a może po prostu wyświadczasz nam przysługę i już się nie odzywasz? Przyjmij więc moje szczere przeprosiny. Potraktuj to jako pytanie retoryczne - wyszczerzył zęby.

Kobieta zwyczajnie nie miała siły, żeby w jakikolwiek sposób zareagować. Leżała z tyłu, płytko oddychając. Spocone włosy przykleiły się jej do czoła. Przymknęła oczy. Powoli traciła świadomość. Wydawało jej się, że widzi Harveya, to znów Bruce'a. Tymczasem klaun przycisnął pedał gazu. Nie chciał się spóźnić.

Iza nawet nie zastanawiała się, w jaki sposób uda im się pokonać jednostki specjalne. Joker pewnie już dawno o wszystko zadbał. Na pozór sprawiający wrażenie gościa bez planu, jednak większe akcje obmyślał równie dokładnie (do czego nie przyznałby się za żadne skarby świata), co dziewiętnastowieczni fizycy wyprowadzający skomplikowane wzory. Wszystko oczywiście wyglądało na prawdziwy chaos. A obmyślić chaos - to dopiero nie lada sztuka.
***
- ...musisz uciekać, on może tu być za pięć minut, wiem, co teraz czujesz, ale... - Batman próbował przekonać Harveya, żeby nie spotykał się z Jokerem. Obydwaj przybyli przed czasem na wyznaczone miejsce, a teraz stali, kłócąc się, na schodach budynku, w którym mieścił się sąd.

- A co ty możesz wiedzieć?! Gdybyś...

- Posłuchaj - tym razem to Batman stanowczo przerwał Harveyowi. Ścisnął go za ramię. - Sam kiedyś straciłem bliskich. Wiem, jaki to ból. Tylko nie mogłem w żaden sposób temu zapobiec. Harvey, nie pozwolę ci umrzeć dosłownie i w przenośni. Gdybyś zginął, miastu zabraknie nadziei, którą mu dałeś. Jeśli doświadczyłbyś straty ukochanej osoby, również wewnętrznie byłbyś martwy. Pomyśl też o niej - co czułaby po twojej śmierci. Gotham potrzebuje bohatera takiego jak ty - z twarzą. Dlatego obiecuję, że znajdę Rachel. Masz moje słowo.

Długo patrzyli sobie w oczy. Prokurator rozważał usłyszane słowa. Po policzku Harveya spłynęła łza. Stali nieruchomo. W końcu Dent odezwał się.

- Uratuj ją - powiedział cicho.

Batman wolno pokiwał głową. Prokurator odwrócił się i poszedł w stronę stojącego po prawo najbliższego pancernego radiowozu. Wsiadając, obejrzał się. Spojrzał w miejsce, w którym stał Batman. Już go tam nie było.
***
- Jedziemy i jedziemy, a wciąż nie widać końca naszej wycieczki! To pewnie przez te oblodzone drogi. Nie można przyspieszyć... Co jest? - cmoknął zniecierpliwiony Joker. - Nie chcemy się przecież spóźnić. Shit! Prawie skończyła się nam benzyna. Kochanie, resztę drogi musimy przebyć na własnych nogach - zatrzymał się na środku pustej ulicy. Nagle klasnął w dłonie. - Albo wiem, mam pomysł! Pobawimy się w Nietoperza i poskaczemy sobie po dachach, nie będziemy gorsi, what you say?

Dziewczyna wyszczerzyła zęby.

- Sounds crazy!

Joker wyskoczył z auta, po czym szarmancko otworzył Izie drzwi. Stanęła na oblodzonej ulicy. Sięgnęła do schowka po broń. Następnie jej spojrzenie powędrowało na tylne siedzenie.
Zmarszczyła brwi. Zerknęła na klauna; on najwidoczniej także pomyślał o tym samym.

- Cóż, raczej ciężko nam będzie skakać z pięćdziesięcioma paroma kilogramami nadbagażu - podrapał się po głowie. - Jakieś pomysły?

- A może po prostu ją wysadzimy? Oczywiście, nie z samochodu. Jeszcze by zmarzła - uśmiechnęła się Iza.

- Mówiłem ci już, jak bardzo cię uwielbiam, hm? - wymruczał jej do ucha, sięgając do kieszeni płaszcza. Wyjął z niej mini bombę. Aktywował ją. - Piętnaście minut i po sprawie. My dotrzemy na miejsce za pięć. Nasz Batsy będzie musiał się wykazać. Albo ją znajdzie, albo nie znajdzie. Skoro jednak jest taki sprytny, niech to udowodni - chichocząc, przypiął bombę do nieprzytomnej kobiety. Trzasnął drzwiami. - Mam też nadzieję, że jednym z jego supergadżetów, które nosi przy sobie, jest płyn do odmrażania zamków!

Joker miał rację. Śnieg padał coraz bardziej; ogromne płatki wolno wirowały, po czym wreszcie spadały na ziemię, tworząc lodową pokrywę. Temperatura także była odczuwalnie niższa.

Po ostatnich słowach klauna Iza wybuchła śmiechem. Wyobraziła sobie, że Batman w ostatniej, dzielącej bombę od wybuchu chwili, spokojnie wyjmie odmrażający płyn do samochodów i spryska nim zamek.

Podeszli do najbliższego ośmiopiętrowego budynku. Joker zauważył drabinkę, która zaczynała się ponad metr nad ziemią i wiodła aż na dach. Klaun najpierw pomógł Izie wejść, podsadził ją, a następnie sam bez większego problemu wdrapał się na pierwszy szczebel.

Znaleźli się na górze. Od dachu drugiego budynku dzieliło ich kilka metrów. Co za problem - weźmie się rozbieg i już. Joker wykonał brawurowy skok od razu. Jak gdyby od dziecka ćwiczył podobne rzeczy (może występował w cyrku?). Odwrócił się, po czym podszedł do krawędzi.

- Widzisz, you have nothing to fear! - krzyknął do dziewczyny. - A piece of cake, doll! Jeśli się lekko stresujesz, opowiem ci dowcip dla rozluźnienia... Jedyny, jaki mi się przypomniał, możliwie adekwatny do sytuacji. See, there were these two guys in a lunatic asylum... And one night, one night they decide they don't like living in an asylum any more. They decide they're going to escape! So, like, they get up onto the roof and there, just across this narrow gap, they see the rooftops of the town, stretching away in the moonlight... Stretching away to freedom. Now, the first guy, he jumps right across with no problem. But his friend, his friend daren't make the leap. Y'see... Y'see, he's afraid of falling. So then, the first guy has an idea... He says 'Hey! I have my flashlight with me! I'll shine it across the gap between the buildings. You can walk along the beam and join me!' B-but the second guy just shakes his head. He suh-says... He says 'What do you think I am? Crazy? You'd turn it off when I was half way across!'

Dziewczyna zaczęła się śmiać.

- Kinda killed me! - zawołała, wskazując palcem na Jokera. Oczywiście, musiał wyszczerzyć zęby.

- Moje żarty zawsze są zabójcze. A teraz, kochanie, do dzieła!

Bez zastanowienia wzięła rozbieg. Odbiła się stopami od śliskiej krawędzi. Po dwóch sekundach wylądowała tuż obok Jokera. Pokręcił głową z zachwytem.

- Perfekcyjnie. A teraz w drogę, jeszcze kilkanaście dachów do przeskoczenia - miał rację, jeśli chcieli być na czas, musieli się naprawdę pospieszyć. - Chociaż... - spojrzał w niebo. - Przejaśniło się i widać cudowny księżyc. Możemy przecież się odrobinę spóźnić. Według zasad savoir - vivre'u piętnaście minut po ustalonej godzinie jest dopuszczalne. Zatem... Skarbie - skłonił się przed Izą, po czym ujął ją za rękę. - Have you ever danced with the devil in the pale moonlight?

Drugą rękę położyła na ramieniu Jokera.

- Never had the pleasure.

***

Witam! Mam nadzieję, że świetnie spędzacie wakacje! Co do dzisiejszego rozdziału - zaszalałam z ilością angielskiego (ale ja to tak bardzo lubię!), nigdy, NIGDY nie pomyślałabym, że taki mi wyjdzie! :D Żart oraz cytat o bladym świetle księżyca oczywiście nie moje (pewnie wiecie, skąd są, jeżeli nie, polecam sprawdzić!), użyte w zupełnie innym kontekście... A może i nie? :D Joker sam stwierdził, że pasują! XD Dobrze, nie musicie już tego czytać... Zapraszam jedynie do komentowania! :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro