Rozdział pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piąta trzydzieści trzy. Rześkie powietrze i rosa na trawie. Stojąc przed domem i upychając ostatnie (miała taką nadzieję) torby do auta, Iza popatrzyła na dom. Pogłaskała i przytuliła ostatni raz swojego psa, po czym wsiadła do samochodu. A więc wróci tu dopiero w czerwcu... Przed oczami mignęły jej ostatnie wydarzenia.

Dwa miesiące wcześniej dowiedziała się, że została zwyciężczynią międzynarodowego konkursu języka angielskiego. Diametralnie zmieniło to jej życie. Głównymi nagrodami były wyjazd za granicę - spędzenie dziesięciu miesięcy w amerykańskiej szkole oraz piętnaście tysięcy dolarów stypendium. Bilety także miała opłacone, a miejsce w samolocie zarezerwowane.

Jednak wymagało to od niej niewyobrażalnie ciężkiej pracy przez około półtora roku. Zaczęła w marcu w pierwszej klasie liceum. Wszystkie spotkania z przyjaciółmi i choćby chwile wolnego czasu zamieniła na naukę. Większość znajomych się od niej odwróciła, nie mogąc zrozumieć szalonego samozaparcia dziewczyny. Iza zawsze lubiła angielski, ale potrafiła nim się posługiwać na poziomie średniozawaansowanym (B2). Teraz musiała podnieść poprzeczkę o wiele, wiele wyżej. Decydując się na udział w konkursie, liczyła, że zajmie miejsce chociaż w pierwszej setce, gdyż liczba uczestników była olbrzymia. Nigdy nawet nie pomyślała o głównej nagrodzie. Mimo tego dawała z siebie wszystko. Chodziła do szkoły językowej, gdzie rozmawiała z native speakerami, ćwiczyła wymowę, oglądała filmy w oryginale. Słuchała BBC, a wiadomości z kraju i ze świata czytała jedynie w języku angielskim. Wertowała przeróżne podręczniki, czytała angielskie powieści, słuchała tylko angielskich piosenek, starała się nawet myśleć po angielsku i w tym języku mówiła sama do siebie. Uczyła się różnic między brytyjską a amerykańską odmianą, a także mowy potocznej i slangu (które również obowiązywały na konkursie). Zaczęła nawet śnić po angielsku! Musiała pogodzić to wszystko ze szkołą - liceum do czegoś zobowiązywało. Podjęła się też nauki kierunkowych przedmiotów w jęzku angielskim. Można było powiedzieć, że czas niezwiązany z nim dla niej nie istniał.

Nadszedł ten wielki dzień. Iza pojechała wraz z tatą do Warszawy, gdzie odbywał się konkurs dla polskiej młodzieży. Wychodząc z sali, wiedziała, że nieźle jej poszło, ale pierwsze miejsce nie przeszło jej przez myśl.

Kiedy miesiąc później, w czerwcu, odebrała telefon prosto z Londynu z wiadomością, że wygrała, Iza prawie zemdlała. Na początku nie wierzyła, a w końcu roztrzęsionym głosem i ze łzami w oczach raz po raz dziękowała za gratulacje. Cała rodzina i szkoła były z niej bardzo dumne. Zwyciężczyni udzieliła też wywiadów dla trzech gazet. W lipcu organizatorzy ujawnili Izie, przysyłając maila, do jakiego miasta pojedzie (według regulaminu konkursu informacja ta była niespodzianką). Do Gotham. Dziewczyna słyszała już o tym wielkim mieście, ponoć najbezpieczniejszym w całej Ameryce, jeśli nie na świecie. Jeszcze kilka lat temu pełne konfliktów z prawem, teraz brakowało w nim przestępców. Wszystko dzięki Batmanowi - zamaskowanemu superbohaterowi, który oczyszczał je z wszelkich zbrodniarzy, pomagając policji. Czytając o tym w Internecie, uśmiechnęła się. Więc nie będzie miała się czego obawiać. W mailu otrzymała także dane i adres rodziny, u której miała zamieszkać. Liczyła ona dwie osoby - czterdziestoletnią kobietę, Amy Pratchett i jej córkę, rówieśniczkę Izy, o imieniu Caroline. Umówiły się najpierw, że w dzień jej przylotu będą czekać na dziewczynę na lotnisku. Szybko nawiązała z nimi bliższy kontakt, najpierw napisała na Facebooku, potem zaczęły rozmawiać na skajpie. Wydawały się bardzo w porządku - uśmiechnięte i miłe, a do tego podzielały gust muzyczny Izy - słuchały klasyki rocka i metalu. Rok w Stanach w najbezpieczniejszym z możliwych mieście i u świetnych osób - lepiej trafić nie mogła. Niczym sen na jawie spełniło się jedno z jej najśmielszych (nawet nie!) marzeń. Jednak ciężka nauka jest tego warta.

Tak wspominając, włożyła do uszu słuchawki. Robert Plant zaśpiewał cicho o niegodziwej kobiecie, a do auta wsiedli rodzice Izy. Odjechali spod domu. Odwozili ją dziś do Warszawy na Okęcie, o jedenastej miała samolot prosto do Gotham. Z resztą rodziny pożegnała się w ostatnim tygodniu.

Znów zobaczyła tę samą dumę w oczach rodziców, jednak byli też zestresowani. Mama miała chyba łzy w oczach, tata wypalał papierosa za papierosem. Iza podłożyła pod głowę poduszkę i zamknęła oczy, próbując zasnąć. Ostatnimi czasy wciąż chodziła niewyspana, gdyż była zbyt podekscytowana zbliżającym się coraz szybciej dniem wyjazdu i nie mogła zmrużyć oka. Całą ostatnią noc przesiedziała na łóżku. Tym razem też wiedziała, że nic z tego nie będzie. Słyszała głośne bicie swojego serca i czuła, jakby ktoś skręcał jej żołądek. Po pięciu minutach postanowiła się poddać. Otworzyła oczy. Zobaczyła, że rodzice wymieniają spojrzenia. Oho, zaczyna się.

- Kochanie, masz na pewno numer do tej rodziny? Sprawdź może jeszcze raz na wszelki wypadek. I koniecznie pamiętaj, że kiedy tylko wysiądziesz z samolotu, daj nam znać. Czy ty na pewno myślisz, że tam sobie poradzisz? - odezwała się mama. Jak zwykle. To samo. Od dwóch tygodni.

- Tak, mamo, mam do nich numery. Zaraz po wylądowaniu do was napiszę. Powtarzasz mi to pięćdziesiąty raz. Dam sobie radę - dziewczyna zniecierpliwiona przewróciła oczami. Rozumiała, że ten wyjazd to poważna sprawa, ale coraz częściej myślała też, że mama popada w paranoję. Jakby jej córka wciąż miała dziesięć lat.

- Izuniu, nie dziw się, że twoja mama się o ciebie martwi. Jeszcze niedawno byłaś naszą małą córeczką, a teraz jako dorosła osoba wyjeżdżasz, żeby mieszkać na innym kontynencie. Rodzice najchętniej nigdy nie rozstawaliby się ze swoimi dziećmi. Będziemy za tobą bardzo tęsknić - powiedział tata.

Iza wyjęła słuchawki z uszu i wyłączyła muzykę. Oniemiała, bo nigdy nie słyszała z ust swojego taty takich słów. On nie był zbyt emocjonalny.

- Rozumiem. Ale gwarantuję wam, że dziesięć miesięcy zleci bardzo szybko. Ani się obejrzymy, a już przylecę do Polski z powrotem. Z niesamowitymi wspomnieniami. A mój angielski będzie jeszcze lepszy! Nie martwcie się, będę się starała zachowywać najrozsądniej jak tylko się da - uśmiechnęła się dziewczyna.

- Dzwoń do nas codziennie, pamiętaj, skarbie.

- Będę pamiętać. Ale proszę was, nie mówmy już o tym. Mamuś, podałabyś mi kanapkę? Tę z twarożkiem i sałatą. Jest w schowku.

***

I oto pierwszy rozdział, akcja dopiero się rozwija. Zapraszam do komentowania, kolejne części bardzo niebawem. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro