Rozdział szesnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Iza, halo? Śpisz, coś się stało? Mogę wejść? - Amy mocno pukała do drzwi.

Iza otworzyła oczy. O, kurde, piętnasta.

- Nie, nie, po prostu nie mogłam spać w nocy i zasnęłam dopiero rano - zawołała zachrypniętym głosem. - Jasne, wejdź.

- Martwiłam się, bo kiedy wróciłam ze sklepu, Caroline powiedziała, że jeszcze nie wychodziłaś z pokoju. Naprawdę się wystraszyłam.

- Ech, wczoraj wieczorem widocznie wypiłam za dużo napojów energetyzujących. Do siódmej nie mogłam zasnąć - Iza wymyśliła na poczekaniu.

- Nie powinnaś, są strasznie niezdrowe - Amy usiadła na brzegu łóżka, patrząc na nią z troską. - Wiesz, coraz częściej mam wyrzuty sumienia, że prawdopodobnie nie czujesz się tu bezpieczna ani szczęśliwa. Pokochałam cię jak córkę, chcę, byś z nami wciąż mieszkała. Jednak uważam, że nie powinnaś tu przebywać, gdy Gotham lada dzień może wylecieć w powietrze za sprawą niepoczytalnego mordercy. Jeśli chcesz, odwieziemy cię przecież na jakieś najbliższe lotnisko, chociażby do innego większego miasta, często ci to proponowałam. Wróć do Polski, póki nie jest za późno.

- Amy, posłuchaj - dziewczyna spojrzała na kobietę. - Proszę cię, żebyś się nie obwiniała. Ja także pokochałam was jak swoją rodzinę. Całe życie marzyłam o pobycie w Stanach. Zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale nic nie trwa wiecznie. Policja na pewno schwyta Jokera. Nie zostawię was dlatego. Jesteście wspaniałymi osobami. Mam prawie dziewiętnaście lat, pozwól, że sama podejmę decyzję. Moi rodzice nie muszą o tym wiedzieć, gdyż wreszcie stałam się od nich w pełni niezależna. Rozważałam kwestię mojego powrotu nieraz. Za każdym razem dochodziłam do tego samego wniosku. Chcę tu zostać. Pozwólcie mi u siebie mieszkać. Mam jeszcze trochę pieniędzy, w razie czego będę mogła was wspomóc finansowo. Tak - powiedziała, kiedy Amy pokręciła głową. - Chociaż do czerwca chcę się wam odwdzięczyć za wszystko.

Amy przysunęła się do Izy i mocno ją przytuliła. Dziewczyna odwzajemniła uścisk.

- Nie wiem, co powiedzieć. Naprawdę dziękuję - wyszeptała wzruszona Amy.

- Obiecaj mi, proszę, jedną rzecz. Już nigdy nie namawiaj nie do powrotu.

Kobieta powoli skinęła głową. Wyszła z pokoju. Iza z powrotem położyła się na łóżku. W kącie za drzwiami leżał rzucony brudny ręcznik. Musi zaraz go uprać. Dobrze, że Amy nie zauważyła.

Pomyślała o tym, co zdarzyło się poprzedniej nocy. Joker potrafił zaskakiwać. Jego reakcja była zupełnie nieprzewidywalna. Do momentu, w którym oznajmiła, że chce zmyć mu makijaż, miała wiele obaw. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy pozwolił, aby to zrobiła. A później ją pocałował... I wyszedł. Po prostu wyszedł. Iza nic z tego nie rozumiała. Czy on potrafi darzyć kogoś sympatią? Całując go, nie była do końca pewna dalszego toku wydarzeń. Nie wiedziała, czy zechce czegoś więcej, czy też może ostatecznie nie spodoba mu się fakt, że ktoś właśnie patrzy na jego ,,nagą" twarz. Mimo późniejszego zachowania Jokera, wiedziała, że już nigdy nie będzie mieć okazji jej zobaczyć. Nie dał Izie tego w żaden sposób do zrozumienia, niemniej jednak wyczuwała, że taki moment nie nastąpi. Widziała go bez makijażu jeden, jedyny raz, jak sama powiedziała. Cóż, nie przeszkadzało jej to szczególnie. Zaspokoiła swoją ciekawość, mając wiele szczęścia. Ale przecież podobał jej się zarówno z makijażem, jak i bez.

Cechą Jokera, którą uwielbiała oraz równocześnie obawiała się najbardziej, była nieprzewidywalność. Do tej pory zaskakiwał ją jedynie pozytywnie. Cóż, kiedyś muszą nadejść te drugie chwile.
***
Wieczorem siedziała na dywanie w salonie i czytała komiksy. Standardowy piątek. Caro pojechała do koleżanki, która mieszkała bardzo blisko. Amy pracowała na nocną zmianę. Iza została w domu z powodu rzekomego bólu głowy spowodowanego przesadzeniem z energetykami. Tak naprawdę: Jordan była jedyną osobą spośród koleżanek Caro, za którą nie przepadała.

Telefon. To Caroline.

- Iza, jest już późno, zostanę u Jordan na noc, w porządku?

- Jasne. Nie martw się, dam sobie radę. W razie czego od razu do ciebie zadzwonię. Sprawdzałam, dom jest dobrze zamknięty. Pa - dziewczyna odłożyła komórkę.

- Czyżby?

Stał, opierając się o futrynę. Uśmiechał się pobłażliwie. Jego twarz znów była pomalowana.

Iza podskoczyła. Jak on to robił, że zawsze zjawiał się znienacka, przez nikogo nieusłyszany?

- Hej - wydukała, uśmiechając się słabo.

- Hej - odpowiedział złowieszczym tonem. - Wiesz, wspominałem sobie dziś nasze wczorajsze spotkanie. I doszedłem do pewnego wniosku - podszedł do siedzącej na podłodze dziewczyny. - To nie fair, że jedynie ty ustalałaś jakieśtam zasady, wymyślałaś wyzwania. Dlatego sądzę, że powinnaś zgodzić się, żebym ja teraz mógł zrobić, na co mam ochotę.

Już miała spytać, co to takiego, gdy wyjął nóż z kieszeni. Skamieniała. Postanowiła, że za wszelką cenę nie da po sobie poznać, że się boi. Miała wciąż trochę zaufania do tego wyjątkowego mordercy.

- Będzie mi miło - kontynuował, kucając przy Izie - jeśli nigdy o mnie nie zapomnisz.

Dotknął jej prawej ręki. Iza domyślała się, co za chwilę nastąpi. Joker zagłębił nóż w jej skórze nieco powyżej łokcia. Zacisnęła zęby, krzywiąc się. Ze wszystkich sił starała się zignorować narastający ból.

- Patrz na mnie - wyszeptał.

Spojrzała mu w oczy. Czuła, że z rany wypływała obficie krew, jednak nie dbała o to. Popatrzyła na rękę. Miejsca, w które wbił nóż, do złudzenia przypominały literę ,,J". Joker uśmiechnął się jak artysta podziwiający swoje dzieło.

Dotknął wargami jej rany. Podniósł głowę, po czym spojrzał na Izę. Pochylił się nad dziewczyną. Widziała, że miał na ustach jej krew.

- Teraz mam pewność.

***

Cóż, każdy ma swoje sposoby...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro