Rozdział trzydziesty czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szła powoli w stronę domu, powłócząc nogami. Jedną ręką wciąż ściskała schowaną w kieszeni broń. Zdjęła kaptur, nie przejmując się zimnem; lodowaty wiatr rozwiewał jej włosy. Po kilku minutach zorientowała się, że idzie środkiem ulicy. Przystanęła. Westchnęła. Pietrzące się myśli cały czas odzywały się niepytane.

Dlaczego wciąż ma w głowie Jokera?

Przystojnego, inteligentnego...

Nie!

Mordującego ludzi, bezlitosnego, okrutnego, nienormalnego, zimnego, z sadystycznym poczuciem humoru, bezwzględnego, szalonego, nieobliczalnego, niepoczytalnego PSYCHOLA.

Przecież to w nim najbardziej uwielbia.

O czym właśnie pomyślała?!

Dobrze, skoro tak, proszę bardzo. Przekona się, czy jest taka sama jak on.

Zobaczyła, że nadjeżdża jakieś auto. Powoli zeszła z jezdni, po czym stanęła przy krawężniku, czekając, aż kierowca się przy niej zatrzyma. Tak też zrobił. Podjeżdżając, uchylił szybę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to taksówka. O tej porze? Na przedmieściach? Świetnie się składa.

Około czterdziestoletni mężczyzna wyjrzał zza szyby. Zlustrował Izę od stóp do głów (jego spojrzenie wzbudziło w niej niechęć i odrazę), po czym bez pardonu spytał, obleśnie się szczerząc:

- Gdzie podwie... - nie zdążył dokończyć. Strzał prosto w klatkę piersiową oddany przez dziewczynę błyskawicznie zakończył jego żywot. Wytrzeszczył oczy, dławił się przez chwilę krwią, po czym przestał się ruszać. Iza uśmiechnęła się pod nosem. Ten ,,test", jak to w myślach nazwała, miał na celu sprawdzenie, czy zabijanie bez Jokera sprawia jej samej przyjemność.

Zdany. Tamto sprawiło.

Nie spiesząc się, odeszła od ofiary, zakładając kaptur i najspokojniej w świecie udała się do domu. Nie obchodziło jej, po raz pierwszy w życiu naprawdę nie obchodziło jej, czy ktoś ją zobaczy. Poza tym - przecież tak często miała szczęście.
***
- ...ofiarą nieznanego sprawcy padł czterdziestodwuletni kierowca taksówki. Śledztwo trwa.

Joker wybuchnął śmiechem, wyłączając telewizor. Był ranek. Siedział w fabryce, i jak zazwyczaj, oglądał poranne wiadomości. Miejsce, w którym popełniono zbrodnię, zupełnie przypadkowo znajdowało się obok domu Izy. Cóż, dziewczyna pewnie robi wszystko, by ją dostrzegł. Chociaż szczerze mówiąc, zaskoczyła go, że zadziałała w pojedynkę.

- Szefie, mam coś dla ciebie - do pomieszczenia wszedł jeden z jego ludzi - dwudziestokilkuletni Jason. Przyłączył się do Jokera, licząc na olbrzymie zyski oraz nie do końca (zresztą jak znaczna część gangu) rozumiejąc jego zamiary. Nie miał nic do stracenia - patologiczna rodzina, której nienawidził, a przez to liczne kradzieże i przestępstwa, które popełniał od dziecka, by mieć co jeść, opisywały jego życie. Wizja ,,zaistnienia" u boku Jokera sprawiła, że z chęcią wypełniał jego rozkazy.

- Co jest? Mam dziś urodziny? - Joker zerwał się z krzesła, klaszcząc w dłonie.

Jason zmarszczył brwi. Jedno z dziwnych zachowań Jokera, kiedy zupełnie nie wiedział, co powiedzieć. Chrząknął. Teraz stał z wyciągniętą ręką w stronę klauna.

- Tej nocy w barze spotkałem twoją dobrą znajomą. Kazała mi to ci przekazać. I nic więcej.

Spoważniał. Spojrzał na nóż. Jego ulubiony... Prawie o nim zapomniał. Powoli, ze skupieniem wyciągnął rękę po swoją własność. Dotykając noża, wyszarpnął go Jasonowi z dłoni. Odwrócił się. Chłopak drgnął, jednak starał się po sobie nie okazywać, że się wystraszył. Tymczasem Joker oglądał nóż, studiując każdy jego cal, otwierając każde ukryte ostrze. Pomyślał o sytuacji sprzed dwóch tygodni, kiedy Iza, krzycząc, żeby wypierdalał, na koniec kazała mu ją zabić. To było zabawne... Ale teraz już nie.

Wciąż lekko rozkojarzony, spojrzał na Jasona przez ramię, westchnął, błyskawicznie wykręcił mu ręce, jednocześnie uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy. Jeśli chodzi o Jokera - jego uścisk był naprawdę żelazny.

Jason wrzasnął z bólu. Klaun spojrzał na niego z zawiedzioną miną.

- Jason, Jason... Powinieneś wiedzieć, że - spojrzał na zegarek, który nie wiadomo, skąd znalazł się na jego ręce - nie lubię złych wiadomości z rana. Dlatego, żebyś już nigdy nie zepsuł mi całego dnia od początku, poderżnę ci struny głosowe. Sam mnie do tego zmusiłeś - oświadczył smutno, kręcąc głową.

- Nieee! Prosz... - chłopak w dwie sekundy padł na podłogę. Joker uśmiechnął się pod nosem. Wciąż tak samo ostry.

- Koniec z tymi sentymentami - powiedział do siebie, przeskakując przez martwego chłopaka. - Zmieniłem zdanie, słyszałeś? - tym razem kopnął ciało Jasona. - Myliłem się. Ona przyda mi się jak nikt inny. W końcu - zaśmiał się - kto lepiej doradzi, co kupić kobiecie na urodziny, jak nie druga kobieta?

***

Zapraszam do komentowania. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro