Rozdział trzydziesty siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skuli go kajdankami oraz popychając, wyprowadzili na zewnątrz. Tam opróżnili jego płaszcz, kamizelkę i spodnie. W czasie rewizji klaun cały czas uśmiechał się pod nosem - prawdziwy zawodowiec zawsze ma asa w rękawie (w przypadku Jokera - w bucie). Wepchnięto go do pancernego radiowozu. Usiadł na podłodze auta. Zastanawiał się przez chwilę, skąd Batman wiedział o jego kryjówce. Szybko doszedł do wniosku, że wydał go któryś z własnych ludzi. Nigdy więcej nie będzie działał w grupie.

Po upływie pół godziny otworzono drzwi radiowozu. Gestem pokazano Jokerowi, że ma wysiąść. Posłusznie wypełnił polecenie policjantów. Rozejrzał się. Znajdował się przed głównym posterunkiem w Gotham. Miejsce otaczały jednostki służb specjalnych. Dalej stali reporterzy. Jeden człowiek, a tyle zamieszania - oj, pochlebiali mu.

Wprowadzono go na komisariat. Jeszcze raz dla pewności (Joker nie mógł powstrzymać chichotu) przeszukali mu kieszenie. Następnie funkcjonariusze zaprowadzili klauna do oddzielnej celi. Znów usiadł na podłodze, nie mając nic innego do roboty. Czekał jedynie na odpowiedni moment.
***
- Co z nim zrobimy? Już raz uciekł z Arkham - zastanawiali się policjanci.

- Osoba taka jak on na pewno ma już coś zaplanowane. Na razie postarajmy się ustalić jego tożsamość. Potem z nim porozmawiam - zarządził James Gordon. Usiadł przy biurku, przecierając twarz dłońmi.

Był to szanowany od ponad dwudziestu lat policjant. Schwytał wielu groźnych przestępców, jeszcze zanim Batman rozpoczął swoją działalność. W przeciwieństwie do większości funkcjonariuszy w Gotham nie sposób było go przekupić. Słynął ze swojej uczciwości. Jednak nawet on nie pamiętał, aby kiedyś pojawił się w mieście ktoś równie niebezpieczny jak Joker. Sam nie wiedział, co ma z nim zrobić - najchętniej wysłałby go prosto na krzesło elektryczne w zamian za wyrządzone krzywdy, zbrodnie. Jednak przysiągł sobie, że najpierw dowie się o wszystkim, co ten psychopata planuje. Sam bał się o swoją rodzinę - żonę oraz dwójkę małych dzieci.

- James, żadnych informacji. Żadnych. Przeszukaliśmy całą bazę kilka razy. Jakby wziął się nie wiadomo, skąd.

Komisarz westchnął. Mógł się tego spodziewać - to nie był zwyczajny seryjny morderca.
***
Harvey Dent stał na tarasie swojego biura z rękami w kieszeniach. Z jednej strony nie mógł się doczekać dnia urodzin Rachel - zamierzał się jej wtedy oświadczyć. Z drugiej jednak - zwyczajnie się bał. Co, jeśli ten klaun znów ucieknie? Groził mu przecież tyle razy. Nie wiedział, czy to odpowiedni moment. Znali się z Rachel dość krótko. Dlatego zastanawiał się, czy nie jest to zbyt pochopna decyzja. Jednak czuł, że ją kocha. Że nie chce czekać dłużej. I że to ta kobieta, z którą chce się wspólnie zestarzeć. Z rozmyślań wyrwał go czyjś głos. Odwrócił się.

- Ochraniaj Rachel. Zawieź ją do Bruce'a Wayne'a. Nie pozwól, żeby nawet przez chwilę została sama. Zdrajcy są wszędzie. Z Jokerem to jeszcze nie koniec. Pamiętaj.

Harvey otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak Batman zniknął. Wychylił się przez balustradę; zobaczył, że nietoperz znalazł się na dachu sąsiedniego niższego budynku.

Więc ma zawieźć Rachel do Wayne'a? Cóż, jeśli tak sądzi ten zamaskowany bohater - zrobi to. Bez chwili zwłoki.
***
Iza nie wiedziała, co robić. Zupełnie. Podenerwowana kręciła się na krześle obrotowym. Po obejrzeniu breaking news dowiedziała się, że Joker został już przewieziony, teraz znajduje się na posterunku. I co z tego? Co ona może zrobić? Po pierwsze - nie miała nawet jak pojechać do centrum, przecież nie powie Caro, żeby podwiozła ją na komisariat, no i po drugie - sama nic nie zdziała. Przecież nawet, gdyby już tam weszła, to co by zrobiła? Przedostałaby się przez patrole, zastrzeliła wszystkich funkcjonariuszy i cudem uwolniła Jokera? Nierealne. Pozostało jej tylko czekać. Czekać, aż klaun ucieknie.

Chyba wciąż go nie doceniała.

To Joker. Jest inteligentniejszy niż wszyscy w tym marnym Gotham razem wzięci. Nawet, jeżeli ma do dyspozycji jedynie nóż, a inni najnowocześniejszą broń.

Westchnęła. Gdy nagle...

Tak!

Chyba ma pomysł! Już to rozważała.

Chyba nadeszła ta chwila. Zrobi to. Drżącymi dłońmi sięgnęła po komórkę.
***
- Witaj, komisarzu. Nie przyniósłbyś mi czasem jakiegoś skromnego lunchu? Nie wierzę, że nic tu dziś jeszcze nie jedliście, a przypuszczam (sądzę, że trafnie), że to odpowiednia pora. Przyznam ci się, że trochę zgłodniałem - Joker zrobił zawiedzioną minę.

Gordon stanął nad klaunem. Jego stalowe nerwy w tej sytuacji zostały wystawione na wielką próbę.

- Rachel Dawes została porwana. Gdzie jest?

Tym razem Joker nie musiał udawać. Ta wiadomość naprawdę go zaskoczyła - kto mógł porwać tę lalunię Denta? Więc ma jeszcze lojalnych pracowników?

- Komisarzu - klaun położył rękę na sercu na tyle, na ile pozwalały mu kajdanki. - Zapewniam cię, że nic o tym nie wiem. Pozwól, że teraz zadam ci ważniejsze pytanie. To co w końcu z moim lunchem?

Gordon zamknął oczy. Bez nerwów, spokojnie, da radę. Nagle poczuł ogromny ból. Zgiął się, złapał za brzuch, pod jego palcami pojawiła się szkarłatna plama. Upadł na ziemię. Joker stał nad nim, z jego buta wystawał nóż.

- Mówiłem poważnie, że jestem głodny.

Jedną nogą unieruchomił policjanta, następnie zabrał mu klucze i pistolet. Rozkuł sobie ręce. Zostawił Gordona, uprzednio przekręcając zamek celi. Wyszedł na korytarz. Zastrzelił strażnika stojącego w oddali. Wszedł do najbliższego pomieszczenia. Znajdowało się w nim troje młodych funkcjonariuszy. Na widok Jokera struchleli. Tymczasem klaun podszedł do biurka młodego mężczyzny, na którym leżał hamburger. Podniósł go do ust i zjadł w mgnieniu oka.

- Przyszedłem się poskarżyć, że nie przestrzegacie tu pór posiłków - to mówiąc, od niechcenia zastrzelił siedzącą po lewo kobietę. - Tylko spróbujcie wyjąć broń - dodał z uśmiechem, celując, tym razem, w mężczyznę. Druga kobieta zaczęła piszczeć. Joker z niesmakiem przewrócił oczami. Zabił ich po kolei, po czym narzekając, wyszedł z pokoju.

- Wcale się nie najadłem!
***
Dziewczyna odłożyła komórkę. Wiedziała, że postąpiła słusznie. Pomogła Jokerowi. Klaun, kiedyś, bawiąc się jej telefonem, zapisał tam numer do swojego najbardziej, o ile w ogóle można tak powiedzieć, zaufanego człowieka. W jego mniemaniu był sprytny i często mu się przydawał. Dziewczyna skorzystała z okazji i w imieniu Jokera zadzwoniła do mężczyzny, każąc mu porwać Rachel Dawes. O dziwo, posłuchał jej. Teraz musiała wykonać jeszcze jeden telefon.
***
James Gordon odzyskał przytomność. Ostatkiem sił, walcząc z bólem, doczołgał się do drzwi, zostawiając za sobą smugę krwi. Zaczął w nie tłuc. Szanse były znikome, ale może ktoś go usłyszy. Niestety, zmęczył się po pięciu minutach. Zero jakiegokolwiek odzewu. Pech chciał, że nie miał przy sobie telefonu. Wykończony znów padł na podłogę.
***
Iza wyjrzała przez okno. Zobaczyła tam samochód policyjny, który zatrzymał się pod jej domem. Wpadła w panikę. Nagle z auta wyszedł Joker w stroju policjanta, niosąc pojemnik z chińskim jedzeniem. Spojrzał w stronę okna, pomachał Izie, po czym wszedł do domu. Zbiegła na dół.

- Jak... - Iza wybałuszyła oczy.

Błysnął zębami.

- Tak samo jak ty zleciłaś porwanie Rachel. Masz dziesięć minut. Pakuj się.

Skacząc po dwa stopnie, wbiegła na górę. Wyjęła spod łóżka walizkę, spakowała tam swoje rzeczy. Kiedy już ją zapełniła, sięgnęła po drugą torbę. W mgnieniu oka jej pokój całkowicie opustoszał. Na koniec wcisnęła do torby na ramię laptop.

- Gotowa! - krzyknęła. Joker wszedł na górę. Zniósł walizki. Iza zeszła za nim. Już mieli wychodzić, gdy przemknęła jej przez głowę pewna myśl. Weszła do kuchni, wyrwała z leżącego na blacie notesu kartkę, wzięła do ręki leżący obok ołówek i napisała:

,,Drogie Amy i Caroline!
Odchodzę, bo dłużej nie chcę Was oszukiwać. Już się nie zobaczymy. Nie szukajcie mnie, to moja decyzja. Trzymajcie się i pamiętajcie, że byłyście dla mnie jak przyjaciółki. Nie zapomnę o Was. Powodzenia w życiu! Iza"

- So touching... - Joker stał za nią i udawał, że ociera łzę.

- Spadaj! Naprawdę je lubię. A ty za to wyglądasz w tej czapce jak jeszcze większy pajac - odgryzła się Iza, dźgając Jokera palcem w żebra. Klaun poprawił policyjną czapkę.

- Nie zgodzę się z tobą; uważam, że jest mi w niej całkiem do twarzy.

Prychnęła, kręcąc głową i zakładając buty.

- Dzięki za tak szybkie wyciągnięcie mnie z aresztu! Chociaż nie ukrywam, sam też dałbym radę. Ucieczka nie należała do najtrudniejszych - powiedział Joker, biorąc walizki. - Nie mamy czasu, wychodzimy! Ech. Zupełnie zapomniałem! - przewrócił oczami. Masz może ochotę na sajgonki? Ciepłe.

- Zero wdzięczności - skrzywiła się Iza, udając obrażoną.

Kolejny raz odstawił torby, po czym podszedł do dziewczyny, objął ją i powiedział dobitnie jak do zawiedzionego dziecka:

- Kochanie, twój plan był genialny. Sam bym na twoim miejscu na to nie wpadł. Pozwól jednak, że porozmawiamy w samochodzie, hm?

- Dobrze, chodźmy już.

Wyszli na zewnątrz. Iza położyła klucze pod wycieraczką. Wsiadła do radiowozu. Ruszyli.

- Gdzie jedziemy?

- Jeszcze nie wiem.

- Okej, więc namyślaj się, a ja muszę wykonać jeszcze jeden telefon.

- Jak sobie życzysz.

Dziewczyna wybrała numer do mamy. No tak, nic dziwnego, że nie odbiera. W Polsce jest przecież około czwartej rano. Może to i lepiej? Postanowiła nagrać się na pocztę głosową.

- Mamo, tato. Nie szukajcie mnie. Już nie wrócę. Nie obwiniajcie też Amy oraz Caro, bo one nie mają z tym nic wspólnego. Żegnam was.

Chłodno i stanowczo. Już nigdy ich nie zobaczy. Jednak czy naprawdę tego żałowała? Nie... Na pozór kochani rodzice, nigdy jej nie rozumieli, a nawet nie starali się zrozumieć. To tyle, wystarczy. Nie chce już myśleć na ten temat. Nawet jeśli miałaby się ukrywać do końca życia. Albo i nie. Teraz jest z Jokerem. Tylko to się liczy. Wyrzuciła komórkę przez okno pędzącego radiowozu. Joker nucił pod nosem.

- And it's so easy when you're evil,

 This is the life, you see,

The Devil tips his hat to me!

I do it all because I'm evil

And I do it all for free,

Your tears are all the pay I'll ever need!

Dziewczyna przysunęła się do niego, po czym mocno go przytuliła. Uśmiechnął się.

- Moja fioletowowłosa... To jak, jesz te sajgonki?

***

Uff, to najdłuższy w całym moim życiu rozdział! XD Dalsze komentowanie (ogromnie dziękuję za wszelkie gwiazdki i komentarze! :3) pozostawiam Wam. :D No i zachęcam do obejrzenia filmiku!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro