Rozdział trzynasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zawsze podobały jej się motocykle i marzyła o takiej przejażdżce. Nie przypuszczała jednak nigdy, że doświadczy jej w Stanach z psychopatycznym mordercą. Cóż, najwyraźniej Izę czekało jeszcze wiele niespodzianek. Teraz niestety nie było czasu na przemyślenia. Szybkim krokiem podążyła za Jokerem. Nawet nie próbowała uciekać, gdyż z pewnością dogoniłby ją po chwili, a wtedy mógłby nie darzyć Izy już taką sympatią. W sumie to... nie chciała.

Całym sercem miała nadzieję, że Amy i Caroline nie obudziły się oraz że nie są przez nikogo zauważeni. Założyła kask i usiadła za Jokerem. Chcąc nie chcąc, objęła go mocno w pasie. Poczuła, że w kieszeniach miał wiele przedmiotów, ale nie zastanawiała się, co dokładnie tam było. Wolała tego nie wiedzieć.

Popędzili w stronę centrum. Zimny wiatr rozwiewał jej włosy. Odruchowo wtuliła twarz w plecy Jokera.

Minęło około pół godziny. Joker zjechał w pustą uliczkę i zatrzymał motocykl. Zdjął kask i odwrócił się do Izy.

- Jak ci się podobało?

- Było genialnie! - Iza także zdjęła kask, zauważając, że odbiła się na nim biała farba. Przypomniała sobie, że jest umalowana.

Joker zaśmiał się.

- Genialnie to dopiero będzie.

- Joker... Czego właściwie ode mnie chcesz? - przełknęła ślinę, odważywszy się na to pytanie.

Westchnął teatralnie, jakby Iza spytała o najbardziej oczywistą rzecz na świecie.

- Już ci mówiłem, potrzebuję wsparcia.

- Tak, wiem, ale... Ja nie potrafię strzelać ani używać noża. Być może wybrałeś niewłaściwą osobę - wydukała.

Klaun wybuchnął śmiechem.

- A kto to mówi o strzelaniu albo nożu? Nie, nie. Ty - tu wyjął z kieszeni niewielki pilot - naciśniesz w odpowiednim momencie tylko ten jeden, mały przycisk, okej?

Więc miała coś wysadzić.

Wyszli na główną ulicę. Była pusta, gdyż ludzie nie wychodzi po zmroku z domu, szczególnie bojąc się spotkać Jokera. Przechodząc przy witrynie sklepowej, Iza przyjrzała się sobie. Czarne spodnie, skórzana kurtka, sceniczny makijaż i rozpuszczone włosy.

- Joker?

- Hm?

- Czy nie obawiasz się, że możemy się tu na kogoś natknąć... Na przykład na Batmana?

- O ile mi wiadomo, jest teraz zajęty ochranianiem dziewczyny Harveya. A nawet jeśli, z przyjemnością bym z nim porozmawiał i ściągnął mu tę maskę z twarzy.

Iza milczała. Zatrzymali się przed wielkim hotelem.

- No i... Jesteśmy! - krzyknął zadowolony Joker. - To właśnie tu przebywa mój kumpel, Harvey. - Posłuchaj - spojrzał na Izę. - Ja idę z nim porozmawiać, a ty czekasz przy bocznych drzwiach. Za równo piętnaście minut naciskasz przycisk. Radzę ci, byś zrobiła to punktualnie, bo możesz być zaskoczona. Uciekasz tędy - wskazał na prawo. - Do miejsca, gdzie stoi motocykl. Czekasz tam na mnie. Przybędę krótko po tobie - zakończył i odwrócił się w stronę hotelu.

- Joker!

- Co tam? - odwrócił się, lekko zniecierpliwiony. - Czegoś nie wiesz?

- Uważaj na siebie.

Co? Co właściwie się stało? Co ona powiedziała? Podsumowując, martwi się o psychopatę każącego jej wysadzić hotel, idącego najpierw prawodopodobnie zamordować człowieka. Pewnie nie jednego.

- Ha, ha, ha, ha, będę pamiętał! A ty nie zapomnij zrobić ,,klik", kochanie! - pobiegł w stronę wejścia, śmiejąc się.

Iza usiadła w krzakach. Nerwowo zerkała na zegarek. Po upływie dziesięciu minut usłyszała odgłosy strzelaniny. Zobaczyła, że Joker jak szalony wybiegł z budynku, krzycząc: ,,Mała zmiana planów, teraz!". Wstrzymała oddech, po czym trzęsącymi się rękoma, nacisnęła przycisk. Hotel eksplodował.

- Grzeczna dziewczynka, coraz bardziej cię lubię! Wiesz, szczerze mówiąc, zanim po ciebie przyjechałem, miałem pewne obawy. Teraz widzę, że zupełnie niepotrzebnie!

Czuła się dumna. Spowodowała śmierć wielu ludzi. Ale była z siebie dumna. Słowa Jokera znaczyły dla niej więcej niż czyjeś życie.

Szybkim tempem szli w stronę motocykla. Za sobą słyszeli syreny straży pożarnej. Joker zaśmiał się triumfalnie.

- A jak tam z Harveyem?

- Trochę sobie porozmawialiśmy o jego uroczej dziewczynie. Zgrywa bohatera, a tak naprawdę pozostaje w cieniu Batmana, który odwala za niego całą brudną robotę. Widzisz - oparł się o ścianę kamienicy - tacy jak Dent potrafią jedynie dużo mówić. Ja sądzę, że actions speak louder than words. Dlatego swoje słowa zawsze obracam w czyny - to mówiąc, wskazał ręką za siebie. - Lojalność władz wobec społeczeństwa dawno się skończyła. Wysoko postawieni ludzie nigdy nie robią niczego, jeśli nie widzą w tym własnych korzyści. I to się nie zmieni. Na pewno nie tu, w Gotham. Nawet facet przebrany za nietoperza tego nie powstrzyma - dodał, zakładając kask. - Odwiozę cię do domu, skarbie. Powinnaś się częściej tak malować - wskazał palcem na twarz dziewczyny. - Wyglądasz wtedy naprawdę seksi.

Wyjechali z miasta. Tym razem Iza od razu wtuliła się w Jokera. Zamknęła oczy. Paradoksalnie, jeszcze nigdy nie czuła się przy kimś tak bezpiecznie. Nie miała wyrzutów sumienia, że właśnie wraz z Jokerem pozbawili życia setki osób. Liczył się jedynie fakt, że zrobili to wspólnie. Zupełnie straciła głowę.

Joker zatrzymał się przy ulicy prostopadłej do tej, na której mieszkała Iza. Dziewczyna zdjęła kask i zsiadła z motocykla.

- Dzięki za przejażdżkę, było bardzo miło - uśmiechnęła się. Już miała odchodzić, kiedy złapał ją za rękę i odszukał jej wzrok.

- To ja dziękuję.

Iza drgnęła. W tym momencie zrobiła coś niespodziewanego. Zdjęła Jokerowi kask i cmoknęła go w policzek.

- Do zobaczenia - wyszeptała. Uścisk klana na jej ręce nasilił się. Zignorowała ból. Ich twarze dzieliło jedynie kilka centymetrów. Wpatrywała się w oczy człowieka, który zamordował tysiące ludzi. Nie czuła ani strachu, ani odrazy.

- Muszę iść - powiedziała cicho i lekko szarpnęła ręką. Puścił ją od razu. Wyprostowała się.

- Nie zapomnij obejrzeć porannych wiadomości! Będą bombowe - Iza odwróciła się za krzyczącym Jokerem. Śmiał się przez chwilę, po czym odjechał. Pokręciła głową, uśmiechając się pod nosem.

Weszła do domu. Od razu skierowała się do łazienki, gdzie dokładnie umyła twarz. Zdjęła kurtkę, a następnie weszła na górę. Nie było jej dwie i pół godziny. Nic nie wskazywało na to, że Amy lub Caroline mogły się obudzić.

***

Czyżby trzynastka okazała się pechowa? No cóż, jak dla kogo... ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro