To tylko gra

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Otóż to, Tommo - odparła kobieta wesoło.

- Coś się stało? - spytał poddenerwowany szatyn. W końcu Eleanor musiała mieć powód, żeby zadzwonić.

Kątem oka widział Harry'ego, który patrzył na niego pytającym wzrokiem.

- To tylko Eleanor - szepnął do Stylesa.

- Cześć, El - powiedział brunet, zbliżając usta do telefonu. Louis mógł poczuć jego oddech na policzku.

- Oh! Czy to jest Harry? - rozległo się z głośniczka.

- Tak, to jest Harry - odparł prosto Tomlinson, starając się omijać temat, żeby chłopak obok przypadkiem nie usłyszał za wiele.

- Na serio?! - wrzasnęła Eleanor. - Ucałuj go dobrze ode mnie.

Chętnie by to zrobił, ale niestety nie mógł. Jaka szkoda.

- Co się stało, że dzwonisz?

- Nic, chciałam tylko spytać co u ciebie, ale skoro jesteś z Harrym to nie przeszkadzam. Pa.

I zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Calder się rozłączyła. Nagle usłyszał dźwięk powiadomienia. Dostał od niej wiadomość.

El: Zdasz mi później relację. I wszystko musisz mi wytłumaczyć. To nie jest prośba.

Tommo: Skąd u ciebie te kropki nienawiści?

El: Muszę wiedzieć wszystko. Po prostu

Tommo: Zaraz ci coś wyślę

Louis wybrał w galerii odpowiednie zdjęcie i wysłał je do Eleanor. Obrazek przedstawiał Harry'ego z Freddiem na kolanach. Chłopiec miał na ustach naprawdę szeroki uśmiech, tak samo jak Styles. Osoba postronna mogłaby powiedzieć, że wyglądali jak rodzina. Bo taka była prawda. Nie wyglądali jakby poznali się tego samego dnia.

Louis czuł, że chciałby mieć ten widok przed oczami już zawsze.

Już na początku ich związku wyobrażał sobie przyszłość. Wiedział, że miała ona wyglądać tak jak na tym zdjęciu. Nawet nie potrafił wyrazić jak wielką była jego miłość do Stylesa.

Podobno rodzice boją się zawierać nowe związki ze względu na dzieci. Martwią się co może być dobre dla ich potomnych. Wybierają partnerów dla nich, a nie dla siebie. Tylko w przypadku Louisa było trochę inaczej. On wiedział, że Harry byłby dobry dla Freddiego. Wiedział, że jest jedyną odpowiednią osobą, z którą mógłby spędzić życie jest właśnie Hazz. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Jego syn już nawiązał z nim perfekcyjną relację. Gdyby mógł, wziąłby z nim ślub tu i teraz, a następnie wykrzyczał to całemu światu.

- Lou, wszystko dobrze? - usłyszał przy uchu zmartwiony głos Harry'ego i poczuł jego dużą dłoń na ramieniu.

- Tak, jest okej - odpowiedział powoli, sam nie wierząc w swoje słowa.

- Hej! Gołąbeczki! Zamierzacie zagrać z nami? - krzyknął Liam z podłogi, gdzie siedział z Niallem i Zaynem.

- Serio? Butelka? Czy my jesteśmy dziećmi? - spytał sceptycznie Harry.

- Tak, jesteśmy. A teraz siadajcie - rzucił Niall.

Chwilę później siedzieli na podłodze w okręgu. Harry pomiędzy Niallem a Zaynem, natomiast Louis między Zaynem a Liamem. Pierwszy butelką kręcił Niall.

- Zayn. Pytanie czy wyzwanie? - zapytał, gdy szyjka szklanej butelki skierowała się ku Malikowi.

- Pytanie.

- Co u Gigi?

- W porządku. Wszystko idzie dobrze, więc niedługo zostaniemy rodzicami.

- Wspaniale. Harry, zostaliśmy jedyni bez dzieci - powiedział dramatycznie Horan, kładąc głowę na ramieniu Stylesa. - Hazz, jak zostanie tak do trzydziestki adoptujemy sobie dzidziusia.

- A ty nie masz przypadkiem dziewczyny? - spytał Loczek ze śmiechem.

- A czy ty nie masz przypadkiem chłopaka? - zrewanżował Niall.

- No ja nie mam.

- Masz. W każdym razie prawie masz. Tak jak ja mam dziewczynę.

- Ty nie masz prawie dziewczyny, tylko ją masz. A ja nie mam chłopaka nawet troszeczkę.

- Zobaczymy, skarbie, zobaczymy.

Grali jeden po drugim przez następne pół godziny. W końcu Niall wylosował Harry'ego.

- O nie - rzucił Styles i zatopił twarz w dłoniach. - Nini, księżniczko, zlituj się.

- Oj, się zabawimy, Loczusiu. Pytanie czy wyzwanie?

- Mogłem brać wyzwań ile wlezie, żeby teraz wziąć pytanie. Ale nie mogę, więc wyzwanie.

- Cudownie, kochanie. Niech no pomyślę - Horan podrapał się teatralnie po głowie. - Pocałuj Louisa, proszę.

- Słucham?

- Ciesz się, że każę ci zrobić tylko tyle

- Niall, może to nie jest dobry p... - zaczął Liam, ale przerwał mu Horan.

- Mam plan.

- Dobra, niech ci będzie - rzucił Styles i pochylił się przez środek okręgu do Tomlinsona.

Opierając się na wyprostowanych rękach, powoli zbliżył się do twarzy szatyna. Miał zamiar tylko musnąć jego usta. I tak było. Ale tylko na początku. Louis położył swoje dłonie na policzkach Harry'ego, które zdążyły już się lekko zarumienić. Pogłębiał pocałunek, rysując leniwie kciukami kółka na kościach policzkowych Stylesa. Nachylił się do niego i przejął inicjatywę. Wplątał palce jednej ręki w loki tuż przy jego uchu. Drugą natomiast położył na podłodze za Harrym, gdy delikatnie pchnął go w tył. Składał powolne pocałunki na malinowych ustach, coraz bardziej pchając. W końcu brunet ułożył swoje pośladki na zimnej podłodze, odchylając się do tyłu i wsunął zimne dłonie pod koszulkę Louisa. Gorąc jego skóry rozgrzewał zmarznięte palce. Tomlinson poczuł lodowate ręce na swoich plecach, ale nie zareagował. Tylko na to czekał.

W pewnym momencie Harry ułożył swoje dłonie płasko na klatce piersiowej szatyna i przerwał pocałunek. Kątem oka spojrzał na wszystkich wokół.

Niall cieszył się jak dziecko i niewiele brakowało, żeby znowu zaczął odstawiać ten swój dziwny taniec. Liam miał szeroko otwarte usta, a z jego twarzy dało się wyczytać zaskoczenie. Natomiast mina Zayna wyrażała lekką irytację.

- Nie możemy - szepnął Styles, odpychając od siebie Louisa.

- Możemy - odpowiedział również szeptem szatyn, kiedy wracał na swoje miejsce po drugiej stronie okręgu.

Chwilę podziwiał swoje dzieło. Bo Harry był dziełem sztuki. Włosy miał zmierzwione, przez co odstawały na wszystkie strony. Oczy były lekko szkliste, usta opuchnięte i zaczerwienione, a policzki słodko rumiane. Piękne.

- Taaa, jasne. I po co to było Styles? - rzucił Zayn. - Nie, ja i Louis nie jesteśmy razem - udawał, że cytuje Harry'ego. - Gówno prawda!

- To tylko gra. To nie miało żadnego znaczenia, prawda Lou? - odparł brunet, chcąc się bronić.

Tomlinson mógł teraz wyjść z tekstem "Nie, dla mnie to nie była gra. Kocham cię i chcę z tobą być.", ale jak to on, uznał, że to nie jest dobry moment na takie wyznania. Mruknął tylko pod nosem coś co miało wyrażać zgodę.

- Chodźmy już spać. Jest późno - zaproponował Harry, gdy poczuł, że może się zrobić nieprzyjemnie.

Wszyscy poszli do łóżek, a jedynymi słowami jakimi się wymienili było "dobranoc" i "kolorowych snów". W międzyczasie Loczek pokazał Louisowi gdzie jest pokój jego syna. Pokój szatyna miał być zaraz obok.

Jak gdyby nigdy nic poszli spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro