Dwanaście

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głośny dźwięk dzwonka do drzwi wyrywa mnie ze snu, jednocześnie budząc we mnie chęć mordu. Jest sobota, godzina dziesiąta rano. Po całym tygodniu egzaminów WRESZCIE mogę się wyspać. Kładąc się w piątek wieczorem, postanawiam, że śpię do południa. Niestety nie jest mi to dane.

Przeklinając, na czym świat stoi, nieprzytomna schodzę na dół, by otworzyć drzwi. W progu stoi kurier. Moja pierwsza myśl: niczego nie zamawiałam. Dopiero po chwili dociera do mnie, że trzyma on olbrzymi bukiet czerwonych róż. Wręcza mi go, pytając o imię i nazwisko. Zdumiona, dukam, że tak, tak się nazywam. Kurier odjeżdża, a ja stoję w przedpokoju z bukietem róż.

Czyżby to Joker...?

Dostrzegam w kwiatach wizytówkę z napisem: "Oswald". Najpierw parskam śmiechem. Z wielu powodów. Po pierwsze: czy ja serio jestem taka głupia, że liczyłam na to, że psychopatyczny klaun wyśle mi kwiaty pocztą? Kolejna sprawa - zachowanie Pingwina. Przyznam, jest mi naprawdę miło, już pomijając fakt, że to przestępca, no i po prostu... Pingwin. Przecież widziałam go ponad dwa tygodnie temu, on mnie jeszcze pamięta? Najwyraźniej. A adres...? Ech, dlaczego ja się dziwię. Cobblepot jest w stanie dowiedzieć się wszystkiego o wszystkich.

Mam nadzieję, że da mi spokój. Owszem, róże są piękne, ale wolałabym raczej nie mieć z tym, który je przysłał, nic wspólnego. W takim razie może powiem o tym Jokerowi...?

Wybucham śmiechem.

Tak, i co ci zrobi? W ogóle - dziewczyno, kim on dla ciebie jest?!

Ziewając, kieruję się do salonu po wazon, a następnie idę do kuchni. Napełniam go wodą, po czym zanoszę kwiaty do swojego pokoju. Słodka woń wypełnia całe pomieszczenie, dlatego mimowolnie się uśmiecham. Szczerze wątpię w to, że mama po powrocie z pracy spyta mnie, od kogo te kwiaty. Na pewno ich nie zauważy, zresztą nie pamiętam, kiedy ostatnio weszła do mojego pokoju. Gdyby jednak tak się stało i musiałabym odpowiedzieć na to pytanie, spokojnie mogłabym oznajmić prawdę. Wyobrażam sobie następującą scenkę:

"Leah, co to za piękne róże? Proszę, proszę, czy ja o czymś nie wiem, to moja córka ma adoratorów?"

Nie wiesz o wielu rzeczach, mamo.

"Tak, dostałam je od Oswalda Cobblepota, jednego z największych przestępców w mieście. Poznałam go, kiedy wraz z Jokerem, tak, tym psychopatą, piliśmy u niego wino."

"Aha, to wspaniale... Wiesz, kochanie, muszę dziś jechać na noc do pracy..."

Tak by to mniej więcej wyglądało. Przestałaby mnie słuchać po pierwszym słowie, zajęta ważnymi sprawami, uspokajając swoje sumienie, że jednak odezwała się do córki. Spytała ją o coś, zainteresowała się czymś. Na pozór.
***
Resztę dnia spędzam na jedzeniu, sprzątaniu, jedzeniu oraz oglądaniu serialu. Aha, no i na jedzeniu. Co za przyjemny wieczór! W sumie polubiłam bycie samą w domu do tego stopnia, że - jak dla mnie - mamy wcale mogłoby tu nie być. Cisza, spokój, brak napiętej atmosfery (ciągłe telefony z pracy), sztucznych rozmów (ja udaję, że u mnie wszystko w porządku, mama udaje, że mnie słucha)...

Kiedy mam zamiar zejść do kuchni po raz piąty, zatrzymuję się na chwilę przy szafce z różami, aby powąchać je jeszcze raz. Pochylam się naprawdę blisko i wtedy zauważam pod folią, w którą kwiaty są zawinięte, kartę...?

Joker.

Na początku nie wierzę własnym oczom, ale od razu wyjmuję kartę, podekscytowana. Na odwrocie jest coś nabazgrane.

"Just kidding! Nah, it's not your lovely Penguie, it's me. Nice joke, huh? Long time, hey, wanna have some fun? Meet me at 8 pm next to your house. I'll come by car."

Więc to on! Zupełnie zapominam o drugiej pizzy, która czeka na mnie w zamrażalniku. Patrzę na zegarek - dziewiętnasta trzydzieści. Mama będzie w domu dopiero koło północy. W pośpiechu wciągam jeansy, zakładam bluzę, biegnę do łazienki, gdzie myję zęby, rozczesuję włosy, maluję oczy i... Teraz pozostaje mi tylko czekać na Jokera (jest za dziesięć ósma), ewentualnie - zastanawiać się, co w jego wydaniu znaczy "some fun". W sumie już było dane mi się przekonać kilka razy. Kogo tym razem odwiedzimy? Albo inaczej: co zrobimy? Nie miałam żadnych wieści od Jokera przez ostatnie dwa tygodnie, również zero informacji w mediach. W takim razie po co był mu ten dynamit, który chciał wziąć od Pingwina? Pewnie wszystkiego się dowiem.

Zamykam drzwi na klucz, a pod domem znienacka pojawia się czarny van. Trzeba mu to przyznać - Joker jest punktualny; właśnie dochodzi dwudziesta. Szybkim krokiem podchodzę do auta, otwieram drzwi oraz zajmuję przednie siedzenie.

- Hej - spoglądam na klauna, lekko się uśmiechając.

- Hello - odpowiada melodyjnym głosem. - How ya' doin', sweet cheeks?

- Stressed as fuck - mruczę pod nosem. - Szkoła, egzaminy. Ale dzięki, że pytasz.

Przynajmniej ktoś jest tym zainteresowany.

- Więc potrzebujesz rozrywki, don't you?! - ożywia się. Właśnie opuszczamy moją ulicę. Przypominam sobie o jednej rzeczy.

- Joker, dzięki za róże.

Joker. Dzięki. Za. Róże.

- Uh, you're very welcome - macha ręką i uśmiecha się pod nosem. - Nice you liked it.

- Dokąd jedziemy?

Zwalnia (zresztą i tak musimy zatrzymać się na światłach), odwraca się w moją stronę, patrzy mi w oczy, najpierw jakby się nad czymś zastanawiał, a następnie z wyrazem twarzy komika (któremu udał się tak dobry dowcip, że sam, wraz z publicznością, nie może przestać się uśmiechać), mówi głośno i wyraźnie:

- Tonight, Leah... We gonna hunt for some Bats. Oh, and a little Kittie.

***

Uff, wreszcie piątek! I nawet nie było tak źle X"D Enjoy, rozdział zgodnie z obietnicą. :3 Za tydzień nowy do "The Spy", przypominam. :D Muszę tam wreszcie popchnąć akcję!

Życzę miłego weekendu :)

PS Dodany obrazek zupełnie niezwiązany z rozdziałem, ale nie wiedziałam, co wybrać, a bardzo go lubię - niezły cytat. :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro