🌟1🌟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Will

Wszystko zaczęło się od przylotu Mike'a do Kalifornii. Widziałem, że naprawdę bardzo kocha moją siostrę w sumie powiedział, że dzień w którym znalazł ją w lesie był jego najlepszym dniem pamiętam chociaż nadal pamiętam jak 84 mówił, że najlepszym dniem jego życia jest dzień w którym się ze mną zaprzyjaźnił. No cóż jak widać mówi takie coś wszystkim w większym  zagrożeniu. Genialnie. Widziałem jak El na niego patrzy nie mógł bym jej go zabrać choć szanse że pokochał by mnie w ten sam sposób co ja jego są nikłe. Wolę żeby moja siostra była szczęśliwa, praktycznie całe dzieciństwo spędziła w laboratorium i uratowała mi życie nie mogę jej tego zrobić nawet jeśli zajęła moje miejce przy Mike'u to i tak jest moją siostrą i bardzo ją kocham.
Mój plan polega na tym żeby unikać Mike'a jak ognia. W sumie chłopak to ogień mojego serca więc... Dobra to nie ma sensu po prostu będę go unikać po jakimś czasie się od kocham i znowu będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Bo niemożliwe jest to że zakocham się znów.  Nie muszę sprawdzać bo dobrze wiem że i tak będę go kochać ale czemu nie spróbować? Dzisiaj jak na złość obiekt moich westchnień zaprosił wszystkich z drużyny czyli mnie, Max, Lucas'a, Dustin'a i Nastkę na noc w ,,niesamowitej,, piwnicy Mike'a Wheeler'a w końcu  bez obaw że jakiś demogorgon znów zabierze mnie na drugą stronę albo Łupieżca umysłów znów opęta albo... Dużo stworzeń z drugiej strony chciało mnie zabić... Dobra mniejsza o to chce powiedzieć że realizowanie mojego planu ,, unikać Wheeler'a jak drugiej strony,, jest teraz utrudniony bo będę u niego w piwnicy spać. Super. Teraz siedzę na łóżku z miną jakby co najmniej miałbym iść właśnie do odpowiedzi na matmie i z świadomością że jak zaraz nie zejdę na dół El i Jonathan który jedzie do Nancy mnie zabiją. Chyba jestem jasno widzem bo słyszę kroki w stronę mojego pokoju teraz tylko odmówić paciorek i mogę iść.

- czemu jeszcze jesteś w pokoju?zaraz jedziecie do przyjaciół - powiedziała moja mama wchodząc mi do pokoju - coś nie tak skarbie? - zapytała widząc moje spojrzenie pełne nie chęci

- nie, wszystko w porządku po prostu się nie wyspałem - odpowiedziałem z uśmiechem - chcesz mi powiedzieć że spałeś do jedenastej i się nie wyspałeś? - no faktycznie mogłem wymyśleć coś lepszego ale już za późno - niestety - powiedziałem podnosząc moją małą torbe by jak najszybciej uciec z pokoju.

- dobra mój śpiochu leć do rodzeństwa bo się nie cierpliwią - powiedziała kobieta a ja wyszedłem z pokoju

Schodząc po schodach już słyszałem zażalenia od nich ale mam to w dupie więc nie wiem po co to mówią.

- wolniej się nie dało? - odezwał się Jonathan

- dało ale nie chciałem opóźniać - powiedziałem i sarkastycznie się uśmiechnąłem na co chłopak odpowiedział mi przewróceniem swoich oczu i ruszyliśmy do auta Argyle'a który jest ostatni dzień w Hawkins i wyjeżdża dlatego przy okazji nas podwiezie. Szczerze trochę będę za nim tęsknić ale tylko trochę.
 

***

Pod drzwiami posiadłości Wheeler'ów  El i Jonathan kłócili kto dzwoni. Jak z dziećmi. Dlatego to ja zadzwoniłem dzwonkiem a oni z wyrzutem na mnie popatrzyli. Po jakieś minucie drzwi się otworzyły a za nimi stała młodsza siostra Mike'a Holly.

- jak skończą się kłócić przyjdą - powiedziała i przepuściła nas w drzwiach (uznajmy że Holly Ma 6 lat ok) po czym mnie przytuliła. Zawsze mnie lubiła bo dało się mnie namówić na zabawę bo nie umiem odmawiać...

Po chwili z piwnicy wybiegła Nancy i rzuciła się mojemu bratu na szyję i powiedziała do mnie i Nastki że mamy iść nadół do jej brata przez co zacząłem się lekko stresować. Gdy zeszliśmy zobaczyłem masę koców i poduszek poukładanych przy i na kanapie, masę przekąsek i napojów na stole, pełno różnych kaset i inne gry oraz on chłopak którego miałem unikać a patrze się na niego jakby był obrazem.

- hej - powiedział i bardzo mocno przytulił mnie do siebie co oddałem bo nie chciałem być nie miły i tylko z tego powodu. Od jutra będę kontynuował mój plan.

~Mike

Stwierdziłem, że będę traktował Will'a jakbyśmy się nie widzieli pierdyliard lat i tęsknili za sobą tak mocno że nie da się tego opisać. Więc po przywitaniu się z moją dziewczyną podszedłem do niego.

- hej -powiedziałem i nie czekałem na odpowiedź tylko zamknąłem szatyna w bardzo mocnym uścisku który po chwili delikatnie oddał.

Gdy się od siebie oderwaliśmy zaszczycił  mnie na dosłownie 5 sekund jednym z tych swoich szczerych i uroczych uśmiechów, które tylko mi posyłał. Po paru minutach przyszli również Dustin z Lucas'em, a zaraz po nich Max.

- więc zaczynamy!? - krzyknął Dustin

- Nie wiesz co kończymy - odpowiedziała jednym z tych swoich milusich komentarzy Max

Na początku stwierdziliśmy, że pogramy w planszówki. Padło na chińczyka, lecz graczy maksymalnie mogło być czterech, a nas było sześciu więc Will zdecydował że może nie grać bo i tak nigdy nie lubił tej gry i usiadł na kanapę, stwierdziłem, że to idealny moment żeby z nim pogadać dlatego zgłosiłem się jako druga osoba nie grająca.

- hej, spieprzyłem znowu coś? - zapytałem bo potrzebowałem odpowiedzi

- co? Nie, oczywiście że nie. Skąd taki pomysł? - odpowiedział tym swoim głosem którego zawsze używał zamiast troskliwego, był on naprawdę cudowny mógł bym go słuchać codziennie.

- Mike? Vecna cię atakuje? - tym razem zachichotał, nie zmienił swojego sposobu na śmiech by rozczulić każdego kto tylko mógł go słuchać - serio pytam -teraz lekko zdenerwowany dopowiedział

- eee... Jakie było pytanie? - zapytałem się go a on zaśmiał mi się w twarz - ty serio jesteś głuchy - odpowiedział przez śmiech

- kto tak mówi? - odpowiedziałem wykrzywiając usta w uśmiech który zawsze jest na mojej twarzy gdy widzę szczęśliwego szatyna

- ja - powiedział dalej się śmiejąc

- aha? mam się czuć urażony? - zapytałem próbując się nie śmiać

- nie, ale możesz czuć się zawstydzony przez to że dosłowni dwie minuty temu gapiłeś się na moją twarz jak zahipnotyzowany - powiedział chłopak a ja momentalnie poczułem gorąc na policzkach co pewnie zwiastowało nie małym rumieńcem.

- wcale nie - odpowiedziałem

-wcale tak, ja wiem że jestem piękny ale że aż tak? - powiedzial zakładając ręcę na klatkę piersiową

- tak - powiedziałem patrząc na zdezorientowany wzrok szatyna zdałem sobie sprawę co powiedziałem.

- znaczy... No... Ten - jąkałem się czekając na zbawienie

- LUCAS NIE ZNOSZĘ CIĘ TO JUŻ 5 ZBITY PRZEZ CIEBIE MÓJ PIONEK JA JUŻ Z TOBĄ NIE GRAM BO KANTUJESZ - krzyknął oburzony Dustin, który uratował mnie z nie komfortowej sytuacji.

- może coś obejrzymy? - zaproponowałem

<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Hejo wstawiam rozdział jeszcze dziś jednak będą częściej tutaj rozdziały, więc super.

Za błedy przepraszam ale już jest dość późno dlatego jestem zbytnio zmęczona by je sprawdzać.

Trochę mało napisałam ale chyba ujdzie.

W ogóle dziękuję jestemgejuchem, WilliamByersss i jowiulung za praktycznie od razu przeczytanie prologu<3333

Jeśli macie jakieś zarzuty śmiało pisać.❤️

Miłego dnia/wieczora/ranka lub Miłej nocy.❤️❤️❤️ Papatki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro