🌟16🌟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Mike

Idziemy z Will'em w ciszy, nie wiem dlaczego, ale wydaję mi się, że go coś gryzie, ale nie wiem co. Postanowiłem zapytać go o to, bo i tak lepszego tematu rozmowy nie mam

- hej, wszystko w porządku? - zapytałem, co sprawiło, że szatyn na mnie spojrzał -
Tak, czemu miało by nie być? - odpowiedział uśmiechając się do mnie - po prostu jakiś ciszy jesteś - powiedziałem - po prostu nie szukam atencji jak nie którzy z nas - odpowiedział patrząc na mnie wymownym wzrokiem - ja? Przecież nie szukam atencji - odpowiedziałem obrażonym tonem głosu, na co szatyn zaśmiał się - nie w ogóle, ty jesteś skromny jak właściciel tego monopolowego co puszkę coli za siedem dolarów sprzedaję - powiedział przez śmiech - nie no, aż tak ze mną źle? - zapytałem śmiejąc się - nie, z toba jest jeszcze gorzej - odpowiedział jeszcze bardziej się śmiejąc, przez co jego twarz była cała czerwona, a w oczach miał łzy - nienawidzę cię - powiedziałem mu udając obrażonego - ja też ciebie kocham - odpowiedział, tak bym chciał żeby mówił to na prawdę

***

Gdy doszliśmy na plażę uświadomiliśmy sobie jedno... Nie mamy pieprzonych kąpielówek.

- ej bo jest taki tyci problem - powiedział
- czego żeś zapomniał? - zapytał - nie mamy kąpielówek - odpowiedziałem - no i? - zapytał szatyn, i ściągnął swoją bluzkę - przecież gacie ci wyschną - dopowiedział

Byłem pewny, że moje policzki były czerwone jak dojrzały pomidor. Will wyglądał bez koszulki tak, seksownie. Patrzyłem się tylko głupio na niego przez co wyglądał na trochę zmieszanego, nie dziwię się mu, miałem nic nie spieprzyć, ale no cóż, kto nie jak Micheal Wheeler?

- ściągasz sam czy mam ci pomóc? Słabo ci to idzie - zażartował - możesz pomóc - odpowiedziałem i flirtciarsko się do niego uśmiechnąłem - takim razie łapki do góry Mike'y i ściągamy bluzeczkę - odpowiedział prześmiewczo, a ja podniosłem ręce do góry i szatyn zdjął moją koszulkę - i widzisz nie było tak trudno - powiedział i pstryknął mnie w nos - dziękuje mamusiu - odpowiedział uśmiechając się promiennie do niego - tatusiu - poprawił mnie

Stwierdziłem, że Will jest za suchy, dlatego nie spodziewanie go podniosłem przez co zaczął krzyczeć. I pobiegłem na pomost, chcą go wrzucić do wody, ale nie przewidziałem jednego. Za mocno się mnie trzymał, dlatego zamiast samego szatyna w wodzie wylądowaliśmy obaj.
Nie spodziewałem się tego.

- ty jesteś głupi czy gupi? - zapytał wynurzając się z wody - ja jestem geniuszem, mój drogi - odpowiedziałem mu z powagą, a ten przewrócił oczami - głęboko tu - powiedział szatyn, faktycznie musiał trzymac głowę odchyloną do tyłu, żeby woda mu do ust nie wleła się - to chodź - odpowiedziałem i rozłożyłem ręce, by mógł na mnie wejść tak jak ostatnio

Chłopak podpłynął bliżej mnie i wskoczył na mnie, owijając nogi wokół mojej talii i ręce wokół mojego karku. Zabawne ostatnio prawie się pocałowaliśmy, może teraz się uda. Byliśmy blisko siebie nawet bardzo, tak kocham być przy nim czyję od niego taką wspaniałą aurę, która mnie hipnotyzuję, a w moim brzuchu na pstryknięcie palca tworzy się stado motyli. Patrzeliśmy sobie nawzajem prosto w oczy z uśmiechami na naszych ustach. Był zachód słońca, tak jak ostatnio. Teraz wystarczy tylko się do niego zbliżyć i... Poczuję znowu smak jego ust, których tak bardzo pragnę. Powoli zacząłem zbliżać się do jego twarzy, lecz przerwał mi Will zadając pytanie

- mam takie nie typowe pytanie - zaczął
- pytaj o co chcesz - powiedziałem uśmiechnąłem się do niego - całowałeś się kiedyś z chłopakiem? - zapytał, a na jego policzkach pojawił się jaskrawy odcień różu - nie, ale jest osoba, którą chciałbym pocałować - odpowiedziałem trochę prawdą, trochę kłamstwem - kogo? - zapytał, raz się żyję - ciebie - odpowiedziałem cicho - to, to zrób - powiedział pewnie

Nie czekając długo wbiłem się w jego malinowe usta, a swoimi dłoniami, którymi trzymałem go w tali, przyciągnąłem go bliżej siebie, zamykając przy tym całkowicie przestrzeń pomiędzy naszymi ciałami. Dłonie szatyna zacisnęły się na moich mokrych włosach, co sprawiło przyjemność zamiast bólu. Po długim pocałunku, który musieliśmy przerwać, bo zabrakło nam powietrza, które jest niestety nie zbędne do życia, szatyn na mnie spojrzały oczami pełnymi miłości na co posłałem mu najszczerszy i najsłodszy uśmiech na który mnie stać. Po tym szatyn przytulił się do mnie, bardzo mocno co było takie słodkie i kochane, nie musiał czekać długo, a też go przytuliłem. W tej chwili rozszerzyłem oczy, bo zrozumiałem co się własnie wydarzyło, pocałowałem Will'a Byers'a, miłość mojego chujowego życia, jego usta są jeszcze lepsze niż w dzień tamtej imprezy, pewnie dlatego, że nie smakują alkoholem, ale mniejsza o to.

- Will? - zapytałem - hmmm - odmruknął
- mogę to zrobić jeszcze raz? - zapytałem, a szatyn oderwał się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy - ale ty niewyżyty jesteś - powiedział udawając oburzonego - po pierwsze korzystam póki ci się nie odwidzi, a po drugie wiem, że też tego chcesz - odpowiedziałem przysuwając swoja twarz bliżej tej chłopaka, na co piwnooki lekko się zarumienił - może i chce, ale mogę się powstrzymać od tego - powiedział - i w ogóle zimno mi, wyjdźmy - dodał, dlatego objąłem go mocniej wokół brzucha i ruszyłem w stronę brzegu - co robisz? - zapytał - no przecież chciałeś wyjść z wody, o co ci chodzi? - odpowiedziałem - mam swoje nogi, Mike - powiedział uśmiechając się do mnie - no tak, ale jesteś moim... - przerwałem, no faktycznie nie był moim chłopakiem - kim jestem? - zaśmiał się - to się okażę - powiedziałem - czy ty William'ie Byers'ie zostaniesz moim chłopakiem? - zapytałem - oczywiście Micheal'u Wheele'rze - powiedział i dał mi buziaka w policzek - w takim razie jesteś moim chłopakiem dlatego mogę cię nosić - odpowiedziałem dumnie, na co MÓJ chłopak przewrócił oczami

Kiedy wyszliśmy na piasek, Will zszedł ze mnie i poszliśmy po koszulki, które założyliśmy na siebie, mając totalnie w dupie to, że teraz one też są mokre, ale jak można było się spodziewać ręczników też nie mieliśmy. Wychodząc z plaży szatyn złapał mnie za dłoń i tak właśnie szliśmy resztę drogi do domu.

***

Staliśmy już przed drzwiami domu, po drodze zdążyliśmy już wyschnąć, dlatego nie dostaniemy opieprzu od pani Byers, za to, że znowu wracamy mokrzy.
- nie wiem, czy Hop jest w domu, ale na wszelki wypadek nie trzymajmy się za ręce, bo on cię zabiję - powiedział szatyn po czym puścił moją dłoń, na której od razu po tym poczułem chłód. - no okej, ale niby dlaczego zabiję tylko mnie? - zapytałem unosząc jedną brew do góry - bo ostatnio ma faze na wyzywanie ciebie i w ogóle gadanie dlaczego nie możesz byc porządny jak Nancy, do tego dochodzi jeszcze to, że dobierasz się do już drugiego jego dziecka, a ja do tego jestem synem jego ukochanej, więc nie może mi nic zrobić - odpowiedział, to ma sens. Po długim monologu MOJEGO chłopaka [tak majkel będzie się teraz tym flexować xd] weszliśmy do domu, wydawało się, że jest pusty.

- Mamo? - krzyknął piwnooki, lecz odpowiedziała mu cisza - Mama i Tata są na randce i wrócą jutro, a Jonathan jest dzisiaj u Nancy - odkrzyknęła mu El - okej ja i Mike idziemy do mnie, nie przeszkadzajcie nam - odpowiedział jej, po tym co powiedział można wywnioskować, że pewnie Max jest u niej.

Weszliśmy do pokoju szatyna, a on zamknął drzwi na klucz, czyli chce mnie zabić albo... Robić coś ciekawszego, o wiele ciekawszego.

- planujesz mnie tu zamordować czy.... - nie dane było mi dokończyć, bo chłopak złożył pocałunek na moich ustach, co oddałem - a co wolisz? - zapytał uwodzicielsko - zdecydowanie drugą opcje - odpowiedziałem bez wahania

Po mojej odpowiedzi szatyn znów wbił się w moje usta, tylko, że zwiększą siłą, czego nie spodziewałem się po spokojnym człowieku, którym był Will.
Złapałem chłopaka w talii i podszedłem w stronę łóżka, usiadłem na nie, a Will usiadł na moje kolana. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, nasze ciała dotykały się w niemal każdym miejscu, moje dłonie jeździły wzdłuż pleców szatyna, a jego ręce lekko ciągnęły mnie za włosy, co tylko podnosiło napięcie między nami. Przejechałem językiem po jego wargach, żeby dostac wstęp co otrzymałem, nasze języki tańczyły ze sobą bardzo szybko, po czym toczyła się walka o dominację, którą wygrałem. W pokoju robiło się coraz bardziej duszno, przez co obydwu z nas ciężej się oddychało, można by powiedzieć, że nasze ciała mieszały w jedno. Nagle szatyn przechylił nas tak, że opadłem plecami na łóżko, a on na moją klatkę piersiową, szybko przewróciłem nas tak, że teraz to on był pode mną. Oplótł swoje nogi wokół mojego brzucha, przez to prawie, że położyłem się na nim. Powoli zacząłem schodzić pocałunkami niżej i niżej, zatrzymałem się na jego szyi, chłopak odchylił głowę do tyłu bym miał do niej lepszy dostęp....

















❤️
Hejo, pewnie mnie zabijecie za ten polsat, ale no życie🤷 ogólnie sorki, że tak późno, ale lepiej mi się w nocy piszę i nic na to nie poradzę, po prostu w dzień za dużo rzeczy mnie rozprasza i w ogóle.

Za błędy przepraszam i jak jakieś wyłapiecie to piszcie ja poprawię<3

Miłego dnia wieczora ranka lub Miłej nocy 💜💜💚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro