🌟19🌟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

wyjebał skip time o cztery lata bo mi się tak podoba, ok?*

Piętnasty listopad 1990

Dziś dzień urodzin Lilith - córki Jonathan'a i Nancy Byers, tak dobrze słyszycie Byers, trzy lata temu wzięli ślub i teraz już oficjalnie rodzina Byers i rodzina Wheeler są połączone i to nie tylko przez nich albowiem jeszcze Mike i Will są razem. Cztery lata ze sobą wytrwali, niespodziewali się tego, a jednak.

Wszyscy byli już w mieszkaniu rodziców Lili, stali przy stole śpiewając sto lat solenizantce. Mała Lili stała  na krześle uśmiechając się ukazując swoje białe ząbki. Piosenka ucichła, a cztery świeczki zostały zdmuchnięte i teraz było słychać brawa i gwizdy, najbardziej dziadka Hopper'a i dziadka Ted'a, którzy jako dziadkowie rywalizowali, ze sobą kto będzie lepszy. Z punktu patrzenia osoby trzeciej pewnie wyglądało to przekomicznie, ale dla nich liczyło się tylko to by być nazywanym najlepszym dziadkiem pod słońcem.

Obok solenizantki siedziała Holly, dziesięcioletnia ciocia Lili. Dziewczynki traktowały się jak siostry, kochały się razem bawić lalkami, rysować, grać w chowanego lub berka, klasy, chuśtac się na chustawkach i wiele, wiele  innych. Było do siebie bardzo podobne, jedyne czym się różniły to kolor włosów Holly ma długi blond kucyk i grzywkę na boki, a Lilith ma brązowe, kręcone do ramion włosy.

Przy Holly siedziały El i Max, dwie ciocie potajemnię zaręczone. Młode kobiety kochały spędzać czas z małą Byers. Lubiły jak dziewczynka robi im makijaż lub fryzurę, choć fryzurę to bardziej mogła robić cioci Max, bo ciocia El miała lokowane, do uszu brązowe włosy, z których brunetka również dala radę tworzyć prze różne fryzury. Były świetnymi ciociami.

Po drugiej stronie Lilith siedzieli jej rodzice, Jonathan i Nancy. Byli wspaniałymi rodzicami, każdy by takich chciał. Bez stresowo wychowywali swoje dziecko, zawsze dla niej potrafili znaleźć  czas, chociaż oboje pracowali. Bawili się z nią kiedy tego potrzebowała, a najważniejsze po prostu przy niej byli u nigdy nie pozwolili, żeby stała się jej krzywda.

Obok nich siedziały babcia Karen i Babcia Joyce, czyli przyjaciółki ze szkoły, a teraz babcie swojej jedynej wnuczki. W porównaniu do dziadków były zdania, że obie są zajebiste i najlepsze, a nie jak Jim i Ted bili się o miejsce ulubionego dziadka, bo nigdy go i tak nie było, ponieważ Lili kochała ich tak samo mocno. Ale wracając do kobiet, kochały pięć najróżniejsze ciasta w trójkę z Lilith. Na przykład w Boże Narodzenie piekły pierniki, a w wielkanoc makowiec. Ogólnie Karen i Joyce uczyły ją gotować i być idealną panią domu.

Na sam koniec wujek Mike i wujek Will.
Z nimi Lilith po prostu kochała spędzać czas, zawsze potrafili jej poprawić humor przytulając się w trójkę lub po prostu swoją głupotą, a bardziej to głupotą wujek Michael, bo często się nią wykazywał w kłótniach z Will'em, które zawsze kończyły się napadem śmiechu gdy ten powiedział coś aż tak głupiego, że aż śmiesznego, dlatego też zawsze mówił brunetce, żeby nie była sztywna tylko zabawna jak on.

Przyjęcie trwało w najlepsze, a wszyscy tylko i wyłącznie chcieli spędzić czas z Lilith. Czarnowłosy jednak miał inne plany.
- pszczółko - szepnął w stronę szatyna.
- nie nazywaj mnie tak - zaśmiała się.
- Pszczółko idziemy na spacer? Proszę - zapytał.
- po co? - tym razem zielonoki zapytał.
- tak po prostu - odpowiedział.
- no dobrze - powiedział.
- my idziemy się przewietrzyć - powiedział głośno Mike.
- okej, tylko nie wracajcie za późno odpowiedziała Karen, na syn pokazał kciuka w górę.
Chłopaki wyszli z mieszkania i udali się w stronę parku. Gdy weszli w głąb
Złapali się za ręce, wcześniej nie mogli tego zrobić, bo ktoś mógł by to zobaczyć.

- pięknie tu w jesień - powiedział Will i zatrzymał się spoglądając na kolorowe korony drzew.
- wiesz co jest piękniejsze od tego parku? - zapytał ciemnowłosy.
- co? - zapytał szatyn.
- ty pszczółko -odpowiedział łapiąc chłopaka w talii i przysuwając go do siebie.
- czemu pszczółko? - zapytała zarzucając racę na kark czarnowłosego, zaczynając lekko się kołysać na boki.
- bo pszczółko produkują miód, a miód jest słodki, a wiesz co jeszcze,e jest słodkie? Ty - odpowiedział wyższy, a na policzkach chłopaka obok pojawił się lekko rumieniec.
- zamknij oczy - rozkazał niższy, a czarnowłosy to zrobił.

Po sekundzie Mike poczuł usta szatyna na swoich wargach, ich smak, który zawsze smakował pasta do zębów lub po prostu miętą. Pocałunek był przepełniony miłością, w sumie jak zawsze oraz po prostu bliskością. Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie posyłając najszczersze i najpiękniejsze uśmiechy jakie tylko mogli.
- zawsze smakujesz miętą - powiedział wyższy.
- a toly kawą - zaśmiał się niższy.
Stali tam jeszcze po czym wrócili do domu i dalej świętowali urodziny najmłodszej Byers....


THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro