§ 15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Ale czad! Laski, idziemy na prawdziwą tajną misję!

Wymieniłyśmy z Kaliną znaczące spojrzenia. Entuzjazm Zośki zupełnie się nam nie udzielał. Może dlatego, że w przeciwieństwie do niej pojmowałyśmy powagę sytuacji. Obie, ze względu na ścieżki zawodowe, jakie sobie wybrałyśmy, nie raz już brałyśmy udział w podobnych akcjach. Dla Tulczyk była to zupełna nowość. I niestety dziewczyna nie potrafiła ukryć związanego z tym podekscytowania.

Zaczęłam się zastanawiać, czy angażowanie jej do tego zadania to dobry pomysł. Moja przyszła szwagierka miała najwyraźniej podobne odczucia.

– Zośka, weź się ogarnij, bo tylko wszystko schrzanisz – fuknęła na nią Kala. – I już nigdy nie weźmiemy cię na żadną inną tajną misję.

Widmo wykluczenia podziałało na naszą przyjaciółkę jak kubeł zimnej wody. Z jej twarzy momentalnie zniknął głupkowaty uśmieszek, a pojawiła się pełna powaga. Ach, ta Zośka. Czasami naprawdę ciężko za nią nadążyć.

– To co mam robić? – spytała, obciągając nieco kusą sukienkę.

– Najlepiej po prostu bądź sobą – zasugerowałam. – W końcu idziemy do klubu na imprezę – dodałam, wskazując na neonowy szyld JJClub.

Po rozmowie z Nataszą oczywistym dla mnie było, że czeka mnie kolejna wizyta w lokalu młodego Jezierskiego. Tym razem jednak nie po to, aby przemaglować właścicieli, ale aby zobaczyć, jak wygląda typowy wieczór w klubie. Jeśli chciałam cokolwiek ugrać, potrzebowałam dowodów na to, co tam tak naprawdę się wyrabia. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, że nie zdołam zakraść się do sekretnych pokoi i przyłapać jakiejś kelnerki czy tancerki na gorącym uczynku. Mogłam jednak uważnie obserwować otoczenie i może dostrzec coś więcej niż to, co przekazała nam Bielik.

Poza tym chciałam mieć własne spostrzeżenia, bo gdybym postanowiła skonfrontować się z Krystianem i Patrykiem, nie zamierzałam wydać Nataszy. Ona i tak już wystarczająco najadła się strachu w związku z tym, w co wpakowała ją Tatiana. Byłam wdzięczna blondynce, że dała nam obiecujący punkt zaczepienia, ale nie chciałam wykorzystywać jej bardziej, niż to konieczne.

Dlatego też z własnej woli zmierzałam właśnie w kierunku wejścia do nocnego klubu, mimo że od zawsze unikałam tego typu przybytków. Tym razem nie miałam jednak wyjścia. I dodatkowo musiałam zabrać ze sobą jakieś towarzystwo, aby nie wzbudzać zbytniego zainteresowania.

Jako amatorka imprez wszelakich Zośka wydawała się idealną kandydatką. Obawiałam się nieco, i chyba słusznie, że za bardzo wczuje się w rolę i nas zdemaskuje, ale postanowiłam podjąć to ryzyko. Poza tym liczyłam na to, że w razie czego Kalina ją utemperuje. Dziurowiczówna też lubiła się zabawić, ale wiedziała, że kiedy w grę wchodzi zdobywanie informacji pod przykrywką, trzeba się mieć na baczności. W końcu nie bez powodu zapowiadała się na świetną reporterkę śledczą. I z tego, co wiedziałam, czasami, oczywiście z powodzeniem, pomagała Michałowi w jego sprawach. Instynkt wykrywania prawdy miała we krwi.

Pani Ela śmiała się, że powinniśmy otworzyć rodzinną poradnię prawno-detektywistyczną. Okoński i ja przyjmowalibyśmy klientów i reprezentowali ich w sądzie, a Kalina i Ksawery, wykorzystując swoje niezawodne umiejętności zdobywania danych oraz niezaprzeczalny urok osobisty, dostarczaliby nam niezbędnych informacji. W sumie może to był jakiś sposób na biznes. Istniało ryzyko, że jeśli zawalę tę sprawę, Karlicki bez skrupułów wyrzuci mnie z kancelarii i potrzebna mi będzie jakaś zawodowa alternatywa. Wejście w spółkę z mężem mogło być jedną z nich.

– Dobra, chodźmy już, póki nie ma kolejki do wejścia – zarządziła Zośka. – Nie mam zamiaru sterczeć na tej pizgawicy.

Tak, pogoda wciąż nie rozpieszczała. A Tylczyk odważnie zarzuciła na wydekoltowaną, srebrną sukienkę bez ramiączek jedynie cienką, rozpiętą ramoneskę. Rozważała także rezygnację z rajstop, ale ostatecznie poszła po rozum do głowy i zdecydowała się na pończochy.

Ja, opatulona płaszczem i szalem, wyglądałam przy niej jak Eskimos. Po ostrych negocjacjach udało mi się wywalczyć także czarne, grubsze, zapewniające ciepło rajstopy. Niestety w zamian za to musiałam się zgodzić na wściekle czerwoną, obcisłą i oczywiście krótką sukienkę. Mogłam protestować dobitniej, ale uznałam, że potrzebuję kamuflażu, w którym nikt nie skojarzyłyby mnie z tą wścibską aplikantką w grzecznym szarym kostiumie. Prawdopodobieństwo, że ktoś z pracowników zwróci na mnie szczególną uwagę, było raczej nikłe, ale wolałam dmuchać na zimne. Mocny makijaż, będący oczywiście dziełem Zośki, dodatkowo oddalał mnie od codziennej wersji Pestki. Sądziłam, że w takim wydaniu nawet koledzy z pracy mieliby problem mnie rozpoznać.

– Istnieje ryzyko, że nas nie wpuszczą? – zainteresowała się Kalina, która pod wiosennym płaszczykiem miała dopasowaną, ale nie obcisłą małą czarną. – Słyszałam, że jeśli nie ma się rezerwacji, mogą odprawić cię z kwitkiem.

– E tam. – Zośka machnęła lekceważąco ręką. – Jak będzie trzeba, to zbajeruję kolesia przy bramkach. W końcu nie bez powodu mnie ze sobą zabrałyście, prawda? – Puściła oczko i ostentacyjnie poprawiła dekolt sukienki.

Na szczęście nie musiała nikogo bajerować. Ochroniarz obrzucił nas tylko krótkim, znudzonym spojrzeniem i bez problemu wpuścił do środka. Już od progu do moich uszu dotarły dźwięki dudniącej, klubowej muzyki. W szatni zostawiłyśmy wierzchnie okrycia, po czym udałyśmy się do dusznej, skąpanej w półmroku sali głównej.

Lokal nie był zatłoczony, ale większość loży i miejsc przy barze pozostawała zajęta. Kilka osób, oświetlanych kolorowymi światłami z kuli dyskotekowej, bawiło się na parkiecie. Scena z rurą na razie była pusta. Najwyraźniej pokazy pole dance przewidziano na późniejszy etap wieczoru.

Zajęłyśmy wolny stolik w rogu z dobrym widokiem na garderobę tancerek. Obok bawiła się grupa młodych mężczyzn. Sądząc po głupkowatych żarach z podtekstem seksualnym, świętowali wieczór kawalerski jednego z nich. Miałam nadzieję, że nie będą nas zaczepiać. Mimo młodej godziny już wydawali się mocno podpici, a co za tym idzie, mogli okazać się natrętni.

Póki co chyba nawet nie zdążyli nas zauważyć, bo Zośka od razu zarządzała wycieczkę do baru. Tylczyk jak zwykle nie przejmowała się konwenansami i już na starcie zamówiła jeden z najmocniejszych drinków. Kalina zaczęła ostrożnie od mojito, a ja poprosiłam o coś bezalkoholowego. Czułam się, jakbym była w pracy, więc chciałam zachować pełną trzeźwość umysłu. Dla Zośki to była marna wymówka.

– Ana, ty na pewno nie jesteś w ciąży? – Łypnęła na mnie podejrzliwe.

– Na pewno – odburknęłam. – Po prostu ktoś w tym towarzystwie musi wykazać się odpowiedzialnością – dodałam, patrząc na nią znacząco.

– Ale że niby ja nie jestem odpowiedzialna? – obruszyła się teatralnie. – Pamiętasz, aby kiedykolwiek urwał mi się film? Bo ja nie.

– Z reguły, jak ci się film urywa, to tego nie pamiętasz – zaśmiała się Kala, na co Tulczyk zgromiła ją wzrokiem.

Obsługujący nas barman przyglądał się nam z zainteresowaniem. Na szczęście nie był to ten sam, na którego natknęliśmy się z Ksawerym, więc nie groziło mi zdemaskowanie. Miałam jednak nadzieję, że Zośka przystopuje trochę z tym zwracaniem na siebie uwagi, bo naprawdę wolałabym pozostać incognito.

Odebrałyśmy swoje zamówienia, po czym wróciłyśmy do stolika. Tym razem grupka panów z kawalerskiego nas dostrzegła i podło kilka niecenzuralnych komentarzy, a jeden nawet zagwizdał bezczelnie na Zośkę, kiedy ta go mijała. W odpowiedzi dziewczyna pokazała mu środkowy palec. Mężczyźni zamiast się odczepić, poczuli się jeszcze bardziej zachęceni do zaczepki.

– Ej, laleczko, ale po co te agresywne gesty? – odezwał się bełkotliwie niewysoki blondyn. – Przecież my tylko komplementujemy wasze urocze wdzięki.

– Tak? – odezwała się zadziwiająco spokojnie jak na nią Zośka. – To może najpierw sprawdź definicję komplementu. Albo najlepiej zapytaj o nią żonę. – Wskazała na widniejącą na jego serdecznym palcu obrączkę. – Na pewno chętnie ci wytłumaczy różnicę między prawieniem komplementów a byciem męską szowinistyczną świnią.

W odpowiedzi na tę ripostę koledzy blondyna zagwizdali z uznaniem i zaczęli rzucać tekstami w stylu „ale ci pojechała". Zośka uśmiechnęła się triumfująco i z dumnie uniesioną głową udała się na miejsce. Wydawała się zupełnie niewzruszona tym zajściem.

– Jak ty możesz znosić takie wulgarne docinki? – zainteresowała się Kalina.

– Lata praktyki, kochana – odparła beztrosko Tulczyk. – Poza tym nie mogę zdzierżyć tego pierdolenia, że „włożyła krótką spódniczkę, więc sama się prosiła". To co, jeśli facet paraduje z gołą klatą, to mogę się na niego bezkarnie rzucić jak na kawał mięsa? No chyba, kurwa, nie. To, że lubię odkryć trochę ciała, nie znaczy, że daję przyzwolenie na jakąkolwiek formę molestowania.

Oczywiście było w tym sporo racji. Nic poza jednoznaczną zgodą nie daje drugiej stronie prawa do jakichkolwiek czynności seksualnych. Niestety zbyt często ta zasada bywa pogwałcona – dosłownie i w przenośni.

Zośka idealistycznie wierzyła, że kobieta nie powinna ponosić odpowiedzialności za to, że mężczyzna niewłaściwie zinterpretuje jej skąpy strój. Tak właśnie powinno być, ale wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Ja nie chciałam kusić losu, więc unikałam wyzywających ubrań. Tulczyk, jak widać, była gotowa podejmować ryzyko w imię potrzeby wyrażania siebie. Miałam tylko nadzieję, że nigdy z tego powodu nie spotka jej żadna krzywda.

– Dobra, ale może skupmy się na tym, jaki właściwie jest plan. – Zośka zmieniła temat. – Powiedziałaś, że wszystko omówimy na miejscu.

Faktycznie podczas przygotowań do tego wyjścia tylko orientacyjnie nakreśliłam dziewczynom sytuację. Teraz też nie miałam zamiaru zdradzać wszystkiego. Co prawda tajemnica adwokacka raczej mnie w tej chwili nie obowiązywała, ale mimo to nie chciałam ich narażać na niepotrzebne zagrożenie. Wyjaśnię jedynie tyle, ile będzie konieczne do udanego przeprowadzenia akcji.

– Według naszego informatora tamte drzwi koło sceny – wskazałam odpowiednie miejsce – prowadzą do garderoby tancerek. A za nimi znajduje się przejście do, nazwijmy to, pokojów uciech. Klienci mają dostawać się do nich z drugiej strony podwyższenia. – Przesunęłam rękę nieco w lewo.

– Nic tam nie widzę – stwierdziła Kalina, wytężając wzrok.

– Wejście jest podobno zakamuflowane. Dlatego musimy bardzo uważnie się przyglądać, czy ktoś się tam nie kręci.

– I co potem? – dopytywała Zośka. – Podejdziemy do kolesia i spytamy „przepraszamy bardzo, czy pan ma właśnie zamiar zamoczyć i zapłacić za to niezłe hajsy?"

Niewyparzony język Tylczyk połączony z absolutnym brakiem dyskrecji wykończy mnie kiedyś nerwowo. Ostatnie zdanie powiedziała na tyle głośno, że jeden z facetów ze stolika obok spojrzał na nas z zainteresowaniem.

– No tak, wykrzycz to najlepiej na cały klub – fuknęłam. – I ty się potem dziwisz, że nie chcę cię zabierać na żadne tajne misje. Jak mają być tajne, skoro już na dzień dobry prawie nas demaskujesz?

Zośka przewróciła oczami i pociągnęła spory łyk drinka, jakby ta uwaga w ogóle jej nie obeszła. Czasami chciałabym, aby po mnie też tak wszystko spływało jak po kaczce.

– No to co innego proponujesz? – spytała niewzruszona.

– Na razie tylko obserwujemy – odparłam. – Nasz informator wydaje się wiarygodny, ale nikomu nigdy nie można wierzyć na sto procent. Zanim zaczniemy działać, potrzebujemy czegoś, co potwierdziłoby nasze przypuszczenia. Nie chcę opierać się na niesprawdzonych doniesieniach.

Naprawdę nie miałam powodu, aby nie wierzyć Nataszy, bo ona nie miała go, aby wymyślać niestworzone historie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Mimo to chciałam się upewnić, że faktycznie kręcący się pod szyldem JJClub seksbiznes nie jest tylko bujdą.

Ten fakt mógł stanowić dla mnie kartę przetargową w rozmowie z młodym Jezierskim i Jaroszem. Czułam, że któryś z nich mógł wiedzieć, przed kim uciekała Tatiana. Wątpiłam jednak, aby sprzedali mi tę informację za darmo. Zwłaszcza jeśli prześladował ją któryś z klientów, co wydawało się najbardziej prawdopodobne. Ale jeśli w zamian zaoferuję milczenie w sprawie dodatkowej działalności klubu, powinni stać się bardziej rozmowni.

– Nie żebym się skarżyła, ale czy nie lepiej byłoby wysłać na tę akcję faceta? – zasugerowała Zośka przyciszonym głosem. – My możemy tylko obserwować i pewnie gówno z tego wyjdzie. A wystarczyłoby odpowiednio ucharakteryzować jakiegoś kolesia, najlepiej na bogatego, niewyżytego fiuta, który pomachałby przed kim trzeba wypchanym portfelem i równie wypchanymi gaciami i zagaiłby o „specjalne usługi". – Zrobiła cudzysłów w powietrzu. – I choć przyznaję to z bólem serca, miałby znacznie większe szanse czegoś się dowiedzieć niż my. Naprawdę twoja mądra głowa nie wpadła na taki pomysł?

– Oczywiście, że wpadła – obruszyłam się. – Tyle że nie było czasu, aby zwerbować odpowiedniego kandydata. Pod ręką był tylko Ksawery, który kategorycznie odmówił roli faceta korzystającego z usług dam lekkich obyczajów.

Zośka znów przewróciła oczami, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak „pieprzony święty Ksawery".

– Ksawciu się do takich rzeczy nie nadaje – stwierdziła Kalina. – Dobrze wychodzi mu hakowanie i obserwacja z ukrycia, ale talentu aktorskiego to on nie ma. Jak nic spaliłby akcję już na samym początku.

Szczerze mówiąc, miałam podobne zdanie na ten temat. Jeśli chodziło o chwilowe udawanie, jak chociażby wtedy, gdy Krystian wziął go za mecenasa Dziurowicza, jeszcze jakoś sobie radził. Wchodzenie jednak w wiarygodną rolę kogoś, kto miałby diametralnie różną od niego osobowość, byłoby zdecydowanie problematyczne. Dlatego nie próbowałam nawet przekonywać go do tego pomysłu. Oboje wiedzieliśmy, że to po prostu nie wypali. A tylko mogłoby odebrać nam szansę na dotarcie do prawdy.

– Poza tym – dodałam – Ksawery był tu ze mną na rozmowie z właścicielami, którzy sądzą, że jest moim patronem. Ktoś mógłby go rozpoznać. I nie, to wcale nie byłoby podejrzane, gdyby szanowany pan mecenas chciał skorzystać z usług prostytutki, o której zniknięcie wypytywał jakiś czas wcześniej.

– No trzeba było od razu mówić, w czym rzecz – rzuciła Zośka, szukając czegoś w niewielkiej torebce. – Ogarnęłabym kogoś odpowiedniego. Mam przecież sporo kontaktów, i to z różnych kręgów. – Pomachała wymownie telefonem. – Ktoś na pewno by się nadał.

– Nie wątpię w to, że posiadasz szerokie grono znajomych, ale nie chcę już nikogo więcej wciągać w to zamieszanie – odparłam. – Tak po prawdzie, wam też nie powinnam niczego mówić.

– Ale powiedziałaś – mruknęła Tulczyk. – I skoro już tu jesteśmy, to zróbmy coś, aby popchnąć sprawę do przodu.

Szczerze mówiąc, miałam lekkie wyrzuty sumienia z powodu tego, że angażowałam postronne osoby do rozwiązywania swoich zawodowych problemów, które de facto sama na siebie ściągnęłam. Wiedziałam jednak, że samej trudno będzie mi się z nimi uporać. Nie lubiłam się do tego przyznawać, ale wiedziałam, że tym razem potrzebuję wsparcia. Chociażby po to, aby mieć wiarygodną przykrywkę – impreza z przyjaciółkami – dla węszenia w JJClub.

– Dobra, plan z podstawionym amatorem płatnego seksu na razie odsuwamy na bok – kontynuowała Zośka. – Ale na pewno nie mam zamiaru siedzieć tu bezczynnie. Interesujące nas usługi świadczą tancerki i niektóre kelnerki, tak?

– Tak twierdzi informator – potwierdziłam.

– Okej, kelnerowanie nie jest moją mocną stroną, ale liznęłam trochę pole dance. Chodziłam na zajęcia przez jakiś miesiąc.

Zośka słynęła z tego, że miała wyjątkowo słomiany zapał. Szybko znajdowała sobie nowe zainteresowanie, po czym równie szybko się nim nudziła. Kierunek studiów zmieniała co najmniej pięć razy i żadnego nie ukończyła. Hobby też co tydzień miała inne. A jednym z nich faktycznie były zajęcia z tańca na rurze. Nie bardzo jednak rozumiałam, jak miałoby nam to teraz pomóc.

– No i co w zawiązku z tym? – spytałam, pociągając łyk słodkiego, bezalkoholowego drinka.

– Jak to co? – Tulczyk popatrzyła na mnie jak na niespełna rozumu. – Zagadam do którejś z tancerek, udając, że szukam pracy. I przy okazji dyskretnie podpytam o dodatkowe zarobki.

Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. „Dyskretnie" nijak się miało do Zośki. Tak naprawdę zaproponowałam jej udział w tej akcji po to, aby swoim głośnym i ekstrawaganckim stylem bycia odwracała uwagę od moich mogących wyglądać podejrzanie obserwacji. Nie pomyślałam o tym, aby bezpośrednio wykorzystać przyjaciółkę do zdobycia informacji.

– No nie wiem – mruknęłam.

– Serio, Ana? – obruszyła się. – Twój plan wcale nie jest lepszy. Będziemy tu siedzieć bezczynnie całą noc, a może akurat żaden klient się nie napatoczy. Albo po prostu nie będziemy w stanie go namierzyć. Sorry, ale nie mam zamiaru siedzieć na dupie i czekać na coś, co może nie nastąpić.

Sama także nie przepadałam za prowadzeniem obserwacji, które mogą się okazać bezowocne – te były domeną Ksawerego. Nie miałam jednak lepszego pomysłu na zorientowanie się w sytuacji. Jakiekolwiek aktywne działanie wydawało mi się zbyt mocno narażone na zdemaskowanie. A na to nie mogłam sobie pozwolić. Musiałam zdobyć przewagę nad Jezierskim i Jaroszem, aby mieć chociaż cień szansy na odkrycie prawdy.

Pomysł Zośki może i nie był głupi, ale zdecydowanie ryzykowny. Zwłaszcza że to właśnie ona chciała się podjąć jego realizacji. Nie obawiałam się tego, że nie będzie w stanie wcielić się w rolę dziewczyny chętnej się sprzedawać, ale że wczuje się aż za bardzo i chlapnie coś nieodpowiedniego. Kiedy wpada w trans, staje się nieobliczalna.

– A do kogo konkretnie chciałabyś zagadać? – spytałam, rozglądając się dookoła. – Nie widzę tu żadnych tancerek. A nie pójdziesz chyba zapukać do ich garderoby.

– Pewnie, że nie. O dwudziestej drugiej powinny zacząć się pokazy. Większość tancerek po występie idzie do baru na szota czy dwa. Może w ten sposób próbują znieczulić się przed tym, co czeka je w sekretnych pokojach.

– A skąd ty to niby wiesz? – zdziwiła się Kalina, zadając pytanie, które mnie także cisnęło się na usta.

– Byłam tu po naszym ostatnim spotkaniu – odparła Zośka i spojrzała na mnie. – Mówiłaś, że klub ma jakiś związek z twoją sprawą, no to przyjrzałam się dokładniej temu czy owemu. Nie wiedziałam oczywiście o odbywającym się tu nierządzie, ale teraz nabiera to wszystko sensu.

– Urządziłaś sobie prywatne śledztwo? – Wybałuszyłam na nią oczy. – I dopiero teraz mi o tym mówisz?

Powinnam była wiedzieć, że mówienie Tulczyk czegokolwiek związanego z moją pracą może się źle skończyć. Przyjaciółka na pewno chciała dobrze, ale jej niewyparzony język i niezwykle bezpośredni sposób bycia mogły narobić więcej szkody niż pożytku.

– Ana, weź zluzuj kitkę. – Zośka spojrzała na mnie z politowaniem. – Umówiłam się tu z Damianem i przy okazji zwróciłam uwagę na pewne rzeczy. Nie zrobiłam nic, co naraziłoby naszą tajną misję.

Miałam nadzieję, że tak właśnie było. W innym razie sprawy naprawdę mogłyby się skomplikować.

– O, a więc z Damianem dalej bawicie się w podchody? – Kalina zmieniła temat. – Kiedy zamierzacie się wreszcie przestać oszukiwać, że łączy was tylko seks?

– Zajebisty seks – podkreśliła Zośka dobitnie. – Ale mój związek-niezwiązek z Damianem to nie temat na teraz. Zaraz powinny zacząć się pokazy. – Skinęła na wiszący na przeciwległej ścianie zegar, który wskazywał za pięć dwudziestą drugą. – Pokręcę się w tym czasie przy barze, a jak któraś z tancerek podejdzie po drinka, zaczepię ją i trochę pobajeruję tak, żeby wszystko mi pięknie wyśpiewała. To chyba całkiem niezły plan, co nie?

Może i niezły, ale mimo wszystko dość ryzykowny. Głównie ze względu na to, że opierał się w pełni na Zośce. Naprawdę wierzyłam w jej dobre intencje, ale nie opuszczała mnie obawa, że niemal każdy element mógł pójść nie tak. Choć z drugiej strony żaden plan nigdy nie jest w stu procentach idealny, zawsze mogą wyniknąć jakieś komplikacje. A ten plan, który proponowała Tulczyk, był najlepszym, jakim w tym momencie dysponowałyśmy. Nie pozostawało mi więc chyba nic innego, jak się na niego zgodzić.

– Dobra, niech będzie – westchnęłam. – Tylko błagam cię, Zośka, nie szarżuj.

– Spokojnie, pani mecenas, wszystko będzie cacy.

Chciałabym mieć tak pozytywne podejście do sprawy jak ona. Starałam się nie okazywać, jak wielki czułam niepokój. To ja wciągnęłam w to przyjaciółkę i jeśli wynikną z tego dla niej jakieś problemy, będę czuła się winna. Chyba zacznę się modlić, aby cała ta akcja nie zakończyła się spektakularnym fiaskiem.

Zośka sięgnęła po swojego drinka, wypiła go jednym haustem, po czym z hukiem odstawiła szklankę na stolik. Następnie wstała, odrzuciła włosy do tyłu, ostentacyjnie poprawiła ułożenie piersi w głębokim dekolcie i spytała:

– Prezentuję się wystarczająco dziwkarsko? No co? – obruszyła się, kiedy obrzuciłyśmy ją zaskoczonymi spojrzeniami. – Nikt by przecież nie uwierzył, że szukam zatrudnienia w seksworkingu, gdybym zgrywała zakonnicę.

W sumie miała rację. Nie wiedziałam jednak, jak kulturalnie to skomentować. Kalina za to nie miała z tym najmniejszego problemu.

– Prezentujesz się jak zawsze, więc tak – wystarczająco dziwkarsko.

W odpowiedzi Tulczyk pokazała jej środkowy palec, a Dziurowiczówna tylko się na to zaśmiała. Dziewczyny zachowywały się tak, jakby przyjaźniły się co najmniej od dekady, a nie niespełna trzech lat. Czasami odnosiłam wrażenie, że nawet lepiej dogadywały się między sobą niż którakolwiek z nich ze mną. Nie żebym była o to zazdrosna. Cieszyłam się, że mają siebie nawzajem. I że poznały się za moim pośrednictwem.

– Okej, to idę do baru – oznajmiła Zośka. – Trzymajcie kciuki.

Nie czekając na naszą odpowiedź, pewnym siebie krokiem ruszyła we wspomnianym kierunku. Zanim zdążyła zamówić drinka przy barze, na scenie pojawiła się tancerka. Wysoka, smukła blondynka miała na sobie czerwony, wyszywany cekinami stanik oraz stringi do kompletu. Na nogach błyszczące sandały na wysokiej platformie, a na twarzy mocny makijaż. No cóż, prezencja typowej striptizerki. W zasadzie niczego innego się nie spodziewałam.

Klubowa, dudniąca muzyka zmieniła się na zmysłowy, popowy kawałek. Tancerka kocimi ruchami podeszła do rury i chwyciła ją, posyłając powłóczyste spojrzenia mężczyznom siedzącym nieopodal sceny. Niespecjalnie interesował mnie ten występ, więc przeniosłam wzrok na bar, gdzie miała kręcić się Zośka. Flirtowała właśnie z barmanem, który robił jej drinka.

– Obym tylko tego wszystkiego nie żałowała – mruknęłam pod nosem, ale Kalina mnie usłyszała.

– Spokojnie, Pestka, będzie dobrze – przekonywała. – Znasz Zośkę. Nawet jakbyś jej na to nie pozwoliła i tak wzięłaby sprawy w swoje ręce.

– Wiem i to wcale mnie nie pociesza – przyznałam z westchnieniem. – Ona jest nieobliczalna.

– Ale za to zwykle skuteczna.

To musiałam przyjaciółce oddać – zawsze spadała na cztery łapy. I nawet mimo komplikacji potrafiła obrócić sytuację na swoją korzyść. Może więc niepotrzebnie się martwiłam? W końcu powinnam być wdzięczna dziewczynom, że w ogóle zechciały mi pomóc.

– A ty co dzisiaj taka milcząca? – zagadnęłam Kalę, nagle zdając sobie sprawę, że nie tryskała energią tak jak zazwyczaj. – Coś się stało? Coś z Michałem?

Co prawda widziałam wczoraj Okońskiego w pracy i nic nie wskazywało na to, aby coś mu dolegało, ale przecież często nie dostrzegamy cudzych problemów. I to niekoniecznie dlatego, że nie chcemy ich widzieć, lecz dlatego, że dana osoba skutecznie je ukrywa. Choć w przypadku zarówno Kaliny, jak i Michała takie rzeczy raczej nie miały miejsca – oboje nie zwykli tłumić w sobie negatywnych emocji.

Dziurowiczówna pokręciła przecząco głową.

– Nie, z Michałem wszystko w porządku – stwierdziła, mocniej ściskając szklankę z końcówką drinka. – No może poza tym, że przejmuje się zaręczynami siostry. Wciąż boi się, że Roberto wywiezie Gosię i Maćka do Włoch.

Nie miałam okazji poznać siostry bliźniaczki Okońskiego ani jej dziesięcioletniego syna, ale słyszałam, że Michał jest bardzo mocno z nimi związany. I że odkąd Gosia zaczęła spotykać się z przystojnym Włochem, obawiał się, że ten, jak go pogardliwie nazywał, makaroniarz nakłoni ukochaną do wyjazdu z Polski. Najwyraźniej obawy te nasiliły się, kiedy Okońska przyjęła oświadczyny Roberta.

– No to co cię trapi? – drążyłam, widząc, że coś ewidentnie jest na rzeczy.

Kalina wzruszyła ramionami.

– Nic takiego. Dostałam na uczelni pewną propozycję – dodała niechętnie.

– Pracy?

– Stażu. Za granicą.

– Wow, to świetna wiadomość! – ucieszyłam się. – Zasłużyłaś na takie wyróżnienie.

Nie miałam co do tego wątpliwości. Kala była inteligentna, błyskotliwa i niezwykle pracowita. Na pewno zrobi wielką karierę. To wspaniale, że już teraz ktoś dostrzegł jej niezaprzeczalny potencjał.

– Pewnie tak – mruknęła markotnie. – Ale to jeszcze nic pewnego. Muszę... muszę się nad tym zastanowić.

Zaskoczył mnie fakt, że Kalina ewidentnie zbywała temat. Zwykle sama chętnie dzieliła się dobrymi wieściami, więc takie zachowanie było do niej niepodobne. Skoro jednak nie chciała o tym rozmawiać, nie miałam zamiaru naciskać. Nie lubiłam, kiedy inni robili to w stosunku do mnie, więc nie chciałam męczyć kogoś w podobny sposób.

– Będziecie jutro na obiedzie u rodziców? – spytała po chwili.

– Tak, choć możemy się odrobinę spóźnić – odparłam, kontrolnie zerkając w stronę barku, gdzie Zośka z drinkiem w dłoni przyglądała się poczynaniom tancerki na rurze. – Na jedenastą przenieśliśmy zajęcia z pierwszego tańca, bo okazało się, że w poniedziałek Ksawery musi wyjechać na kilka dni do Poznania.

Kiedy dzwoniłam do instruktorki z informacją, że będziemy musieli zrezygnować z zaplanowanego na wtorkowy wieczór spotkania, spodziewałam się, że po prostu nam ono przepadnie. I że na weselu nie będziemy się musieli przejmować jakimś skomplikowanym układem do pierwszego tańca, tylko po prostu pójdziemy na żywioł. Niestety Paula, będąca dobrą znajomą Kaliny, ze względu właśnie na tę znajomość, czuła się w obowiązku odbyć z nami zajęcia choćby w niedzielę przed południem. Nie chciałam zrobić przykrości ani jej, ani przyszłej szwagierce, więc zgodziłam się na zaproponowany termin. Oby tylko nie okazało się, że mamy z Ksawerym po dwie lewe nogi i będziemy potrzebować więcej spotkań, aby opanować przyzwoite poruszanie się po parkiecie. Naprawdę nie miałam czasu na takie rzeczy.

– A co on niby ma robić w tym Poznaniu? – zdziwiła się Kala.

– Nie wiem dokładnie. Kolega poprosił go o przysługę. Chodzi chyba o zamontowanie jakichś zabezpieczeń czy coś w tym stylu. Możliwe, że zajmie mu to cały tydzień.

To nie tak, że nie interesowałam się życiem mojego narzeczonego. Po prostu i tak nie rozumiałam połowy rzeczy, które wiązały się z jego informatyczną częścią pracy, dlatego nawet o to nie pytałam. Tym razem wspomniał tylko tyle, że nie chodzi o hakowanie, a wręcz przeciwnie – zabezpieczenie jakiegoś systemu przed przedostaniem się do niego niepowołanych osób. I że w tym celu musi opuścić stolicę na kilka dni.

Nie do końca mi się to podobało, bo czułam, że w tym czasie przydałoby mi się jego wsparcie, ale oczywiście nie zamierzałam go zatrzymywać. Będę musiała poradzić sobie sama. Tak, jak robiłam to, zanim się poznaliśmy. W końcu kiedyś świetnie funkcjonowałam bez niczyjej pomocy.

Chyba za bardzo przywykłam do nieustannej obecności Ksawerego. I za bardzo na nim polegałam. Zwłaszcza jeśli chodziło o sprawy zawodowe. Kiedyś wydawało mi się, że jestem samowystarczalna. Teraz jednak dostrzegałam, że narzeczony dawał mi poczucie bezpieczeństwa, które popychało mnie do podejmowania coraz to ryzykowniejszych decyzji. Bo miałam świadomość, że w razie kłopotów mnie z nich wyciągnie. I to nie było wcale dobre. Nie powinnam się tak uzależniać. Od nikogo.

– O, Zośka, wkracza do akcji. – Z zamyślenia wyrwała mnie Kalina.

Nie zauważyłam nawet, że występ tancerki się skończył, a ta, zgodnie z przewidywaniami Tulczyk, udała się do baru. Zośka odczekała, aż blondynka opróżni kieliszek z niebieskim trunkiem, po czym podeszła do niej i zagadała. Początkowo dziewczyna nie wydawała się zbyt chętna do rozmowy, ale najwyraźniej urok osobisty naszej przyjaciółki działał nie tylko na mężczyzn.

Po chwili tancerka odciągnęła Zośkę na bok, bliżej ustronnego miejsca nieopodal sceny. Nie widziałam ich dokładnie, ale chyba coś do siebie szeptały. Miałam nadzieję, że to dobry znak i dziewczyny odeszły od baru, aby móc swobodnie porozmawiać na dyskretne tematy.

– Ana, patrz. – Kala szturchnęła mnie łokciem i wskazała na drugą stronę sceny. Tę, po której rzekomo mieściło się wejście dla klientów.

Kręciło się tam dwóch facetów. W półmroku trudno było dostrzec szczegóły, zwłaszcza że stali bokiem do nas, ale wyglądali na dość eleganckich, zadbanych panów w średnim wieku. Zachowywali się, jakby przyszli razem – rozmawiali z ożywieniem, dużo przy tym gestykulując. Nie bardzo pasowali do tego miejsca pełnego ludzi w okolicach trzydziestki. Przypuszczałam więc, że to właśnie na nich czekałyśmy, aby potwierdzić doniesienia Nataszy.

– Ej, ja go chyba skądś znam – stwierdziła Kalina, kiedy jeden z mężczyzn obrócił się twarzą w naszą stronę i padł na niego snop światła.

Cholera, ja też go znałam. Oczywiście nie osobiście, ale jeśli ktoś chociaż trochę interesował się polityką, nie powinien mieć problemu z rozpoznaniem Andrzeja Noconia. Ostatnio dość często pojawiał się w telewizji i Internecie.

– To nasz minister spraw zagranicznych – odparłam.

Oczy Kali zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki.

– A ten drugi to chyba szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Nie miałam co do tego pewności, ale patrząc na to, że panowie podobno się kolegowali, było to bardzo możliwe.

– Kurde, tego się nie spodziewałam – mruknęła Dziurowiczówna.

– Ja też nie – odparłam, nie spuszczając wzroku z polityków.

Panowie musieli czuć się bardzo swobodnie, bo nawet nie obejrzeli się za siebie, zanim rozchylili poły ciemnego, ciężkiego materiału i zniknęli za zasłoną. Choć wątpiłam, aby ktokolwiek poza nami ich zauważył. Ludzie wokół, w większości lekko już wstawieni, zajęci byli sobą. Poza tym na scenie pojawiła się kolejna tancerka, która skupiła na sobie uwagę większości zebranych. Idealny moment, aby niezauważonym wślizgnąć się do pokojów uciech.

– No nieźle. – Kalina pokręciła głową z niedowierzeniem.

– Co takiego? – zainteresowała się Zośka, która wróciła do stolika z zadowoloną miną i nowym drinkiem w dłoni.

– Że szanowani politycy ze skrajnie prawicowego ugrupowania chodzą na dziwki – odparła Kala z wciąż wymalowany na twarzy szokiem. – Co za ludzie rządzą tym krajem?

– Skurwisyńscy hipokryci – odparła Tulczyk, kompletnie niewzruszona naszymi nowinami. – I jest ich znacznie więcej niż tych dwóch gogusiów, którzy zjawili się dzisiaj. Z tego, co się dowiedziałam, chodzą tu całe pielgrzymki. Mówię wam, laski, to naprawdę gruba sprawa.

Wyglądało na to, że JJClub skrywał więcej tajemnic, niż na pierwszy rzut oka mogło się wydawać. A ja zamierzałam je wszystkie odkryć i zdemaskować.  

*************************************************

Hej :) Dobrnęliśmy do półmetku i, jak widać, pojawiły się nowe rewelacje. Mam też nadzieję, że pojawienie się Zośki wprowadziło trochę humoru ;)

Dziękuję za komentarze i gwiazdki. 

Do napisania za tydzień :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro