~4~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


(Piętnasty września, niedziela)
[Katsuki]

Znów się obudziłem przyklejony do Deku. Z tym wyjątkiem, że tym razem on też jeszcze spał.  Leżałem głową na jego klatce piersiowej, a on twarz miał schowaną w moich włosach.
Już miałem zamiar wstać, albo chociaż odsunąć sie od niego, ale pewien upierdliwy głos stwierdził, że mi przeszkodzi.

~~Nie! Proszę, poprzytulajmy się jeszcze chwilę!

--O nie, chuj mnie to obchodzi, że jest wygodnie i ciepło. Ja się stąd wykręcam.

~~No weź, on jeszcze śpi. A ty jak spałeś to cię nie budził.

--Skąd wiesz, że się obudzi?

~~Myślisz, że jak nagle się odsuniesz to nie zawuaży? Katsuki no weź!

--Co mnie to obchodzi? To on mnie uprowadził, więc niech się męczy.- Fuknąłem i w końcu spowrotem otworzyłem oczy.

No a mój wzrok skrzyżował się z zielonym spojrzeniem Deku.

-Rozmawiałeś z Omegą?

-Skąd ty..?

-Alfa mi powiedział. Nie wiedziałem, czy cię budzić...

-Tch.- Syknąłem wstając z łóżka. Niemalże odrazu pożałowałem bo momentalnie zimno mi się zrobiło.

Ale oczywiście nie ukazując tego, poszedłem po ciuchy i do łazienki się przebrać.

-Pierdole...- Jęknąłem cicho widząc, nowy problem.

Kurwa w jaki sposób i dlaczego się podnieciłem?

[Izuku]

--Uroczy jest...

~~Powtarzasz to co chwilę.

--A co? Nie przyznasz mi racji?

~~Nie no, rację ci przyznam.

-Przydałoby się wstać...- Szepnąłem sam do siebie. Podszedłem do szafy wyjąłem z niej ciuchy i jak gdyby nigdy nic się przebrałem.

I zauważyłem, że Kacchan trochę długo nie wraca, jak na to, że poszedł się tylko przebrać.
A więc podszedłem do drzwi i do nich zapukałem.

-Wszystko w porządku? Kacchan?

-T-Tak.- Usłyszałem cichą odpowiedź, która mnie nie usatysfakcjonowała.

-Na pewno? Nie brzmisz, jakby było dobrze.

-Za-Zawołaj panią I-Inko...

-Kacchan co się dzieje? Mogę wejść?

-Nie! Kurwa zawołaj ją... proszę...

-Kurwa.- Syknąłem zdenerwowany wychodząc z pokoju i szybko lecąc po matkę.

Mając na myśli lecąc, znaczy, że się oczywiście teleportowałem, bo czemu by nie.
Po chwili już stałem pod jej drzwiami.

-Izuku? Co się stało?- Zapytała wychodząc z pokoju.

-Katsuki, prosił mnie bym cię zawołał. Nie wiem o co chodzi, bo zamknął się w łazience.

-Pewnie ruja mu się nawróciła... To normalne.- Westchnęła wracając do środka pomieszczenia i wracając z opakowaniem leków.- Idziesz?

-Tak.

Od razu wróciliśmy do mojego pokoju, z którego moja matka usiłowała mnie wygnać. Ale się zaparłem, więc miała problem.

-Izuku, wypieprzaj stąd, bo jeżeli mam rację, możesz mieć problem się skontrolować.- Syknęła na mnie.

-Deku wyjdź...

-Kurwa, ale zaraz tu wracam.- Fuknąłem wychodząc.

[Inko]

-Katsuki, otworzysz mi?

Po kilku dłuższych sekundach blondynek otworzył mi drzwi i tak jak przypuszczałam, miał nawrót gorączki.
Leżał obok drzwi pod ścianą, mocno trzymając się za brzuch.

-Bardzo boli słoneczko? Już ci leki daję.

-Yhm...- Mruknął tylko, połykając ode mnie tabletki. Nawet nie miał siły spojrzeć co ja mu tak na prawdę podaję.

-Wiesz, że normalnie, nie powinno cię wszystko aż tak boleć. Prawda?

-Wiem... A-Ale nie wiem czemu boli.

-Boli, gdy przed pierwszą rują miało się już stosunek.- Zauważyłam, a on szerzej otworzył oczy.- Katsuki? Jak chcesz możesz mi powiedzieć.

-J-Ja tego n-nie chciałem.- Wyszeptał jedynie, wystraszony.

-Słoneczko, ktoś cię zmusił? Kiedy?

-M-miesiąc temu.- Szepnął pustym od emocji głosem, a jego oczy wskazywały na to, że przypomniał sobie coś, czego nie chciał.- J-Ja nie chciałem...

-Spokojnie...- Szepnęłam przytulając go do siebie.- Nic się nie stało, tak? To nie twoja wina...

-N-nie mów Izuku... Pro-proszę...- Wyszeptał  po czym się rozpłakał.

Przecież jak mój syn dowie się o tym, to zaraz dosłownie zamorduje tego, kto mu to zrobił, a blondynek się boi?

-Czemu?- Zapytałam, ale odpowiedzi nie uzyskałam.- Uspokój się słoneczko, teraz nic ci nie grozi... Nic swojemu synowi nie powiem.

On boi się, że Izuś go odrzuci? Czy może, że mój syn go zamorduje?

-Leki zaraz zaczną działać. Ale bliskość twojej Alfy ci pomoże...

-N-Nie chcę.

-Czemu? Izuku nic ci nie zrobi, na prawdę. Wystarczy, że będzie siedział chociażby blisko ciebie.

-Uhm...

-Katsuki, ten stan będzie ci się trzymał kilka długich godzin i tak co jakiś czas, przez pierwszy miesiąc będziesz miał. Leki osłabią tylko twoje feromony i trochę uśnieży ból.

-Dziękuję...

-To zawołam Izuku, dobrze? Przeniesie cie na łóżko.- Zaproponowałam a on tylko kiwnął głową. Nawet nie zdążyłam krzyknąć a mój syn już wszedł do pokoju.- Miałeś czekać.

-Mówiłem, że chwilę zaczekam. Chwila minęła. Co mu jest?

-Pierw, przenieś go na łóżko.- Rozkazałam, a Izuś przejął ode mnie chłopca, który natychmiast się mocno w niego wtulił.

-Kacchan?

-Ma nawrot rui. Co jakiś czas przez pierwszy miesiąc tak będzie miał.- Powiedziałam, wychodząc z łazienki razem za nimi.- Bądź blisko niego. Za kilka godzin dopiero mu przejdzie.

-Ale nawroty powinny dotyczyć silniejszego zapachu i chęci bliskości Alfy. Nie kurwa takich bóli.

-Czasem zdaża się tak, że boli.- Westchnęłam.- Sam mówiłeś, że jego ruja była bolesna.

-Racja...- Mruknął chcąc odłożyć blondynka na łóżko, jednak ten tak do niego przywarł, że nie dał rady- Kacchan... Nie wbijaj paznokci, ja cię tylko położę, zaraz będę obok... Auć! Czemu pazury wysunąłeś?!

-Izuku! Nie krzycz na niego.

-Przepraszam.

[Izuku]

W końcu usiadłem na łóżku trzymając go na kolanach. Kacchan mocno wbijał pazury w moją prawą ręke jak i w klatkę piersiową, a głowę trzymał schowaną pomiędzy. Słyszałem tylko jak cicho piszczy z bólu, a mnie się serce krajało.

-Leki zaraz zaczną działać.- Odezwała się moja matka, podchodząc do nas.

-Zaraz to za ile?

-Do dziesięciu minut. Zaczynają ukazywać efekty po jakichś dwudziestu minutach, tylko przez to, że mają naprawdę silne działanie.

-Chociaż tyle... Słyszysz Kacchan? Zaraz będzie lepiej.

-Zostawię was samych. Leki przeciwbólowe będą trzymać około trzech godzin, więc zostawie ci je na biurku.- Oznajmiła mi, rzeczywiście pozostawiając pudełeczko.- Zrobię wam coś do jedzenia i picia.

-Dzięki.- Szepnąłem a ona wyszła.- Kacchan? Co cię boli..?

-B-Brzuch.- Wyjąkał cicho.- O-Okro-kropnie.

-Biedny mój...- Przytuliłem go jeszcze mocniej do siebie, chowając nos w jego włosy.- Jeszcze troszkę...

-Umhm...

Trwałem z nim tak blisko godzinę. Mimo tego, ze leki działały to i tak zwijał się z bólu. Bynajmniej przestał szpony wbijać mi w skórę... A raczej zamienił pazury na zwykłe paznokcie. Jestem pewien, że ślady mi za szybko nie znikną, bo na koszulce widziałem już plamy krwi.
Dopiero po jakichś dwóch godzinach wycieńczony zasnął tuląc się mocno do mnie.
Ciekawi mnie najbardziej, czemu go aż tak to boli. Pierwszy raz w ogóle, słyszę o aż takich bólach podczas nawróceń.

--Alfo, może ty coś wiesz?

~~Jakby się tak zastanowić... istnieje kilka przypadków, gdzie ruje są bolesne. Do Katsusia przede wszystkim pasuje duży stres, fakt, że to jego pierwsza. No i oczywiście to, że już kiedyś cię nieświadomie poznał.

--Dlatego, aż tak cierpi?

~~Sądzę, że tak.

-Kurwa.- Syknąłem cicho.- I tak ma się męczyć przez miesiąc..?

-Nghm...- Zaczął się wiercić i najpewniej budzić. Na jego twarzy ponownie pojawił się grymas, więc pewnie leki przestają działać... Choć godzinę jeszcze powinno trzymać.

-Kacchan śpij...

-De...ku?- Szepnął podnosząc głowę i otwierając oczy.

-Tak, ja. Jak się czujesz?

-Brzuch boli... Czemu śpię na twoich kolanach? Co się stało..?

-Dostałeś nawrotu rui. Strasznie cierpiałeś.

-Przypominam sobie coś... Twoja mama była..?

-Tak.

-Kurwa.- Syknął, znów kryjąc głowę.

-Kacchan? Już podam ci leki.

-Nie chcę.

-Czemu?

-Bo nie. Nie boli mnie w ten sposób.- Szepnął tylko, a po chwili poczułem jak gryzie mnie w ramię, tak jakby chciał coś tym osiągnąć...

Czy on próbuje mi malinkę zrobić? I to kurwa na ramieniu?

-Kacchan?

-Zo-Zostaw mnie. Chcę być sam.

-Nie, dopóki nie powiesz mi, co się z tobą dzieje.

-Poprostu mnie zostaw. Jak na-najszybciej.

~~Idioto ma nawrót rui. Twoja obecność go podnieca i gubi rozsądek. Pewnie Omega próbuje przejąć nad nim panowanie, dlatego cię wygania.

--O kurwa. Ale beze mnie będzie cierpiał.

~~Albo go posłuchasz. Albo się powstrzymasz. Bo gdy Omega przejmie nad nim panowanie, ja się nie powstrzymam i będę chciał przejąć panowanie nad tobą.

--Przynajmniej kurwa szczery jesteś.

-Deku. Idź...- Wysapał, zaczynając się wiercić.

Cały czas siedział na moich kolanach w poprzek i chował głowę w zgięciu mojej ręki.

-Nie.

-Pro-proszę.

-Powstrzymam się. Uwierz mi. Be ze mnie będziesz cierpiał.

-W-wolę to, niż gwa... Ygh!

-Dam ci leki na ruję i ściszenie feromonów.- Zaproponowałem wstając z nim na rękach.

Katsuki od razu objął mnie nogami w biodrach i założył ręce na moją szyję. Ja sam jedną ręką go podtrzymywałem, by nie czuł, że zaraz może spaść.

-Mhhh...- Wymruczał nagle do mojego ucha, a ja poczułem na brzuchu jego erekcję*.

Im szybciej wyjąłem te cholerne leki z szuflady i wróciłem siadając z powrotem na łóżko z Kacchanem tak, że on siedział okrakiem na moich udach.

-Połknij to, dobrze?

-C-co to?

-Leki na ruję.- Odpowiedziałem mu lekko zirytowany, a on odsunął powoli głowę od mojego karku i spojrzał na mnie, ledwie obecnym wzrokiem.

Otworzył po prostu buzię, czekając chuj wie na co, więc po prostu włożyłem mu te leki do ust.

-Połknij to.

-Mhm...- Wymruczał połykając je po chwili i kładąc głowę spowrotem na mój bark.- Po-powsztrzymaj się...

Wyszeptał cicho i ledwie, po czym chyba, rzeczywiście stracił panowanie, bo nagle zaczął się wiercić i gryźć jak i też lizać po szyi.

-Kacchan?

-Izuku...- Wysapał ponownie, gryząc moją szyję.

-Przestań.

-Proszę... J-Ja chcę... Izuku...

-Nie. Obiecałem coś Kacchanowi.

~~Ja nie obiecałem. Oddaj mi kontrole. Wiem, że tego chcesz.

--Nie. Nie gdy Katsuki tego nie chce.

~~Ale tak słodko kręci biodrami. Sam czułeś, że ma chcicę.

-Nie. Kurwa nie.- Syknąłem, łapiąc blondyna za biodra i przekładając go na łóżko.

-Ahnn...

-Gdzie ja miałem leki usypiające?- Zapytałem sam siebie, a Omega otworzyła szerzej oczy.

-Chcesz mnie uśpić? Izuku... Proszę cię...

-Nie ma nawet takiej opcji. Nic z tobą nie zrobię.

-Jesteś złoczyńcą... Tyle obietnic złamałeś, tylu ludzi zabiłeś... Nie potrafisz zaspokoić swojej Omegi..?

-Tylko dlatego, że to nie Katsuki chce. Nie zamierzam zostać gwałcicielem.- Fuknąłem podchodząc do szuflady zamkniętej na klucz. Wyjąłem  z niej zastrzyk z lekiem usypiającym o słabym działaniu.

Albo uśpi tylko wewnętrzny głos. Albo Kacchan wstanie za godzinę.

-Izuku... Ja chcę ciebie...- Wymruczała Omega, a jak tylko obróciłem się w jego stronę zobaczyłem, że nie ma już na sobie koszulki.- Nie karz się prosić...

~~No zobacz jakie ma piękne ciało... Bierz się do roboty albo oddaj mi świadomość!

-Już się robi...- Szepnąłem podchodząc do chłopaka.

-W końcu...- Wymruczał blondyn kładąc się na plecach.

Ja zawisnąłem nad nim i spojrzałem mu w oczy. Nawet nie wiem kiedy Omega zainicjowała pocałunek, który odwzajemniłem.
Po długich kilku sekundach, blondyn oderwał się ode mnie i spojrzałem mu w oczy. W jego spojrzenie krwistych tęczówek pokazywało podniecenie i ekscytację.

Ale jak się lepiej przyjrzałem zobaczyłem coś dziwnego... Taki dziwny błysk strachu.

-Izuku..? Na co czek Auć! C-Co to?

-Leki usypiające. Powiedziałem, że nie będę uprawiał seksu z Katsukim, jeżeli on nie chce.

-Oszukałeś... mnie...

-Sama mówiłaś Omego. Jestem złoczyńcą który nie jedną osobę oszukał.- Zaśmiałem się widząc jak oczy blondyna jaśnieją.- Kacchan?

-Uh... Zimno...- Szepnął tylko a ja czym prędzej zdjąłem z siebie koszulkę i pomogłem mu usiąść i ją mu założyłem.

-Dobrze się czujesz?

-Chcę... spać...- Mruknął i się przewrócił prosto na mnie.

-Dobranoc słonko...

W końcu jak wybiła siedemnasta Kacchan zaczął się budzić. Leki przetrzymały go troszkę dłużej niż sądziłem. Leżałem właśnie z nim w łóżku pod kołdrą. On przytulał się do mojej klatki piersiowej a ja na telefonie łatwiłem sprawy odnośnie napadu na UA. Udało mi się go przełożyć o dwa tygodnie więc o tyle dobrze. Za ten czas nie będą trzymać się aż tak zasad które wprowadził dyrektor, a ja zdążę zaobserwować kilka faktów.

-Deku...

-Tak Kacchan?

-Która godzina..?

-Po siedemnastej. Coś się stało słoneczko?

-Jak straciłem panowanie... Powsztrzymałeś się... Dziękuję...- Szepnął zmęczony i w dodatku ledwie przytomny.- Omega mi teraz truje dupe, że przeze mnie, nic jej się nie udało...

-Obiecałem ci, że nie tknę cię bez twojej zgody. Tobie jedynemu słowa dotrzymam.

-Yhm...

-Spać ci się jeszcze chce?

-Zmęczony jestem... Nie mam siły się ruszyć...

-Właśnie widzę, że jesteś potulny jak kociak.- Zaśmiałem się, na co on warknął.

-Spierdalaj.

(W tym samym czasie)
[Aizawa]

-Jakieś nowe informacje?

-Dalej nic.

-Jak mamy odbić ucznia skoro, nic nie wiemy.- Fuknął zdenerwowany All Might.

-Wiemy tyle, że porwał go Fire Bunny. Poszukiwany od pięciu lat i dalej nie uchwytny morderca. Nie wiemy w jakim celu go uprowadził...

-Bakugo miał pierwszą ruje.- W końcu przypominam.- Fire, jest Alfą, tak? Może, dlatego go porwał.

-Twierdzisz, że są mate?

-Ja tylko przypominam, że dziewiętnaście lat temu, jedna Omega została porwana przez All for One, który był jej mate. Nie sądzicie, że tym razem mogło być podobnie?

-Aizawa, wiemy, że Inko była twoją-

-Zamknij morde.- Syknąłem na Mic'a- Była moją rywalką tak, wszyscy wiemy. Ale nie sądzicie, że to dziwne? Zdążyła mu się skończyć ruja, został porwany. Bez większej walki po prostu go uśpił i zniknął, nie zostawiając żadnego śladu, mimo pomachania do kamery.

-Dobrze, przyjmijmy, że twoje spekulacje okazują się prawdą. Jak myślisz, co Katsuki zrobi?

-Jest uparty i pyskaty... Jeżeli Fire Bunny się to nie spodoba...

-Może nie mieć skrupułów i go zabić.- Dokończyłem za All Mighta.

-Jednak, jeśli będzie na odwrót, to jest możliwość, że Katsuki po pewnym czasie do niego się przyłączy.- Dodał Mic.

-Tak czy siak jesteśmy w dupie moi panowie. Nie mamy żadnych informacji a jedynie spekulacje.- Westchnął Dyrektor.- Wiemy tyle. Porwał go mężczyzna o statusie Alfy. Posiada minimum trzy dary. Zielony płomień, teleportacje i telekinezę. Bynajmniej te moce ukazuje. Zawsze podczas walki nie wydaje z siebie nawet dźwięku i twarzy nie ukazuje, zawsze jest zamaskowany. Na kamerach widać go tylko w momencie porwania, w dodatku nikt nic nie widział...

-A coś więcej wiadomo na temat przestępcy?- Zapytałem, przeglądając zdjęcia z kamer, na których go widać.

-Ma około dziewiętnaście lat, zielone włosy i około metru dziewięćdziesięciu wzrostu... Walczy zazwyczaj przy pomocy noży i ognia...

-Dziewiętnaście lat i zielone włosy, posiada kilka darów?- Powtórzyłem po Dyrektorze.

-Dokładnie. Wpadłes na coś Easer?

-Inko była przeznaczoną AFO, prawda? Ona ma zielone włosy, on może mieć kilka darów... Po za tym chłopak ma dziewiętnaście lat... Jest to możliwe, że Fire Bunny jest ich synem?

-Z tego co mi wiadomo, ktoś już rozważał inne dowody na to i jest to prawdopodobne. - Potwierdził mi All Might, przecierając dłonią twarz.- Kiedyś... Jakieś trzy lata temu, zabił ważne jednostki z urzędu i podpalił ich dom razem z dokumentacją... Nie zauważył wtedy chyba, że w domu jest dwójka dzieci. Ponoć gdy je zauważył wrócił do płonącego budynku i przy pomocy teleportacji wyprowadził je z domu i na ulicy zaczekał z nimi na straż pożarną.

-Dziwne postępowanie jak na przestępce. Jesteś pewien, że to nie tylko jakies plotki?

-Sam widziałem nagrania z kamer tych w budynku jak i też z sklepu który stał na przeciw. Widać było wszystko. Jak uspokajał wystraszone dzieciaki i to, że jak straż tylko podjechała, dzieci do funkcjonariuszy podbiegły a on znikł.

-Czyli ma przejawy bycia dobrym? Czy ma rozdwojenie jaźni?

-Mic. Jeżeli to syn Inko, to na pewno ma zachowania dobroduszne.

(Godzinę później)
[Izuku]

-Wejdź.

-I jak się czuje Katsuki..? Oh śpi.- Zapytała moja matka, wchodząc do pokoju.

-Tak, musiałem dać mu środek usypiający. Jego Omega przejęła nad nim kontrole i nie chciała odpuścić.- Przyznałem, spoglądając na blondyna, który przytulał się do mnie.- Obudził się ponad godzinę temu, ale jest na tyle wycieńczony, że zasnął spowrotem. Powiedz, to normalne?

-Zmęczenie? Tak. Zachowanie jego omegi z resztą też. Mam na dzieję, że nic mu nie zrobiłeś.

-Za kogo ty mnie masz? Wiesz, że dzieci nie morduje, ani nikogo nie gwałcę. To chyba jedyne moje warunki.

-Wiem, ale opanowanie się, jest ciężkie...

-Dałem radę. Ledwie, ale dałem.

-I dobrze.- Westchnęła siadając na rogu łóżka- Jutro powinno być już dobrze.

-Jak często, będzie tak miał?

-Nie wiem. Kilka razy w przeciągu miesiąca. Chociaż za każdym razem powinien to lepiej przechodzić.- Przyznała spokojnie.- Zrobię wam coś do jedzenia i picia. Pewnie niedługo się obudzi i będzie głodny. A spragniony to już na pewno.

Wstała z miejsca i skierowała się do drzwi.

-A mi też możesz przynieść picie?

-Masz rączki i nóżki? Kaleką jeszcze nie jesteś. Jak wstanie to sobie grzecznie po nie pójdziesz.- Zaśmiała się i wyszła.

No ja pierdole...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro