~40~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Mamo... Mamo!- Zaczął wołać siedząc obok blondyna.

-Ghm... Rin?

-W końcu!- Zawołał przytulając się do niego.

-Cieszę się, że jesteś.- Powiedział tuląc się do chłopca.

-Mamo czemu płaczesz?

-Z szczęścia.- Mruknął kładąc dłonie na twarzy chłopca.

-Czemu masz różowe oczy..?

-Bo mama nie widzi.- Odpowiedziałem siadając obok nich.- Mama przez dwa tygodnie nie będzie widzieć. Teraz musisz być na każde jego zawołanie, tak?

-Będę pomagał we wszystkim.- Oznajmił przytulając ponownie moją Omegę.- Będę Ci wszystkie rzeczy przynosił i będę cię wszędzie prowadził oraz będę ciągle przy tobie jak taty nie będzie byś się nie nudził.

-Ktoś Ci kiedyś mówił, że jesteś wspaniałym dzieckiem?- Zaśmiał się ścierając łzy.- Tak bardzo cię przepraszam kochanie.- Powiedział tuląc mocno chłopca.

-Nic się nie stało.

-Opowiesz mi co robiłeś gdy spałem?

-Tata zostawił mnie u cioci Yuriko na cały ten czas gdy byłeś u lekarza. Ciocia Yuriko robiła dużo ciastek a ja jej pomagałem i mówiła, że jest podwrażeniem jak dużo wiem o gotowaniu. Bawiła się ze mną i kupiła mi kilka zabawek.  W plecaku mam.

-A co ci kupiła?

-Chcesz zobaczyć? Pokaże ci, mam w plecaku.

-Kochanie...

-Ah... No tak. To ci opowiem.

Zaczął opisywać trzy różne pistolety które dostał i konsole do gier. Podawał do rąk blondynowi by ten mógł wizualizować oraz opisywał kolory, naklejki które ma.
Gdy skończył demonstrować mu zabawki to zaczął pokolei opowiadać co robił z kim i gdzie oraz stwierdził, że chcę zobaczyć nasze psy, bo ciocia ma małego pieska i nasze są lepsze, a dawno się z nimi nie bawił.

Tyle, że moje amstaffy trafiły w ręce policji i pewnie je uśpili, bo nie uwierzę, że nie atakowały. Kot pewnie też poszedł do uśpienia...

-Rin, bo tak się składa, że...

-Że co? Chcę zobaczyć Maxa, Alexa i Nyxa. Zawsze się z nimi bawiłem rano i tęsknię za tym.

-Wszystkie trzy psy zabrała najpewniej policja.

-Ale to nie problem tak? Pójdziesz po nie?

-Kochanie, jeżeli policja zabrała zwierzaki to znaczy, że je uśpili.- Wytłumaczył czerwonooki.

-To nie jest problem.- Westchnął wzruszając ramionami.- Jeżeli je uśpili to ja je obudzę i tyle.

-Rin, to tak nie działa.- Westchnąłem kręcąc głową.- Jak zwierzaka ktoś uśpi, to znaczy, że podał mu substancje dzięki której śpi już na zawsze.

-Jak to...- Szepnął z załzawionymi oczami.- Tato proszę uratuj ich! Może nie jest za późno!

-Teleportuję się tam i zobaczę dobrze?

-Izuku nie.- Zaprzeczył Kacchan.- Jeszcze cię złapią. Nie ryzykuj tak.

-Wiesz kochanie, że będę ostrożny przecież.

-Izuku, nie Idź tam. Mam złe przeczucia.

-Mamo ale nasze psy!

-Rin, ważniejsze niż psy jest twój tata. Ja nie pozwalam byś tam szedł. Wiesz dobrze jak działa moja intuicja.

-Dobrze.- Westchnąłem.

-Jak to dobrze! Oni są naszą rodziną a my ich tak zostawimy?! Nie zgadzam się! Idę tam!- Zaczął krzyczeć przemieniając się w demona. Jednak nim zdołał cokolwiek zrobić, chwyciłem go mocno i mimo tego jak rozdrapywał moją skórę to nie puściłem.

-Rin uspokój się.- Warknąłem na niego widząc jak nie wiedzący co dokładnie się dzieje, Kacchan z strachem usiłował wodzić za nami wzrokiem.

-Nie! Zostawiasz naszą rodzinę na śmierć! Ja się nie zgadzam! Sam ich uratuję jeżeli ty nie chcesz!

-Rin uspokój się!- Krzyknął Katsuki który był  bliski płaczu, a brunet zaprzestał wyrywaniu się.

-Ale Mamo!

-Rin... Jeżeli tata tam pójdzie to nie zobaczysz więcej ani psów ani Izuku. Chcesz tego?!- Krzyknął rozpłakując się.-  Wiesz dobrze, że potrafię wyczuć zagrożenie. Nigdzie ani ty ani Izuku nie idziecie.

-Mamo!

-Powiedziałem coś.- Warknął wycierając łzy.

-Dobrze...

-Rin, chodź pokażę Ci twój tymczasowy pokój. Ja muszę porozmawiać z Kacchanem. Dobrze?

-A-Ale.

-Bez ale. Później porozmawiacie. Albo najlepiej jutro, bo jest już późno.- Oznajmiłem chłopcu, wyprowadzając go z pokoju.

-Dobranoc Mamo...- Mruknął cicho.

-Dobranoc Rin.- Westchnął kładąc się i zamykając oczy.

Wróciłem do Kacchana po połowie godziny gdy wszystko pokazałem chłopcu i upewniłem się, że leży w łóżku.
Wróciłem wtedy do mojej Omegi, który nie spał. Leżał z zamkniętymi oczami.

-Chodź, nie śpię.- Westchnął cicho.- Oczy mnie bolą tylko.

-Dobrze...

-Wierzysz mi z tym, że coś mogło ci się stać idąc tam?

-Oczywiście, że tak. Dlatego tam nie poszedłem a Rinowi wytłumaczyłem.

-To dobrze... Nie mam siły czasami na jego upartość.

-Kacchan a wtedy nie miałeś przeczucia, że coś Ci się stanie?

-Szczerze mówiąc byłem tak rozemocjonowany, że nawet tego nie rejestrowałem.

-Rozumiem...

-Ale chyba nie o tym chciałeś rozmawiać, co?

-No nie... Jak byłem po Rina, ten bawił się z Bloodym.

-Od kiedy Ryuku odwiedza Rina?

-O to chodzi. Zauważył w nim potencjał na mordercę bez skrupułów. Chcę go nauczać.

-Na prawdę?

-Tak. Sam widzę w nim ten potencjał. Widziałem ich akurat jak ten stał na brzuchu mojego kuzyna i mu groził zastrzeleniem. Bez uczuć o tym mówił. A gdy Ryuku powiedział, że gdy go zabiję to będzie mordercą to zaczął się wykłócać, że on będzie bohaterem.

-Bohaterem?

-Tak, powiedział, że chcę zostać takim bohaterem jakim ty chciałeś być.

-Zawsze jak kładę go do snu to mnie o to wypytuje.

-To już wiesz, że zaplanował sobie bycie numerem jeden tak?

-Tego mi nie mówił...

-Pewnie chciał ci niespodziankę zrobić.- Westchnąłem.

-Nie jesteś zły? W sensie wiesz... że przeze mnie on vhce być bohaterem?

-Jestem ci wręcz wdzięczny.- Powiedziałem kładąc się obok niego.- Nie chcę by nasze dzieci chciały być takie jak ja... Nie jestem wzorem do naśladowania.

-Jesteś wzorem do naśladowania, dopóki nie patrząc na twój "zawód".

-Tak sądzisz?

-Tak. Dbasz o rodzinę i bliskich. Starasz się jak możesz dla innych i jesteś kochany.- Zaśmiał się całując mnie. Najpewniej chciał wycelować w policzek a skończyło się na boku nosa, przez co cicho się zaśmiałem.

-Słodki jesteś wiesz?

-I debilny.- Prychnął.- Ciągle obwiniam się o to co się stało. Nie możesz mi powiedzieć, że to nie jest z mojej winy. Bo kurwa jest z mojej winy.

-Ale nikt cię nie obwinia.

-Wystarczy, że sam to robię.

-Kacchan, nie możesz tym się zamęczać. Teraz najważniejsze jest to byś doszedł do zdrowia tak?

-Ta... Izuku a co z moją rują? Teraz na dniach jej dostanę pewnie... Tak?

-Sądzę, że owszem.

-Będziesz przy mnie..?

-Oczywiście, ale tymrazem nie będziemy się starać o dziecko... Twój organizm jest póki co za słaby. Nie doniósłbyś pewnie ciąży.

-Rozumiem... Ale przy następnej?

-Przy następnej za zgodą lekarza. Na prawdę nie chcę by tobie się coś stało. Ani fizycznie ani psychicznie. Po za tym nastaw się, że jak już będziesz w tej ciąży. To nie będziesz mógł praktycznie nic nie robić. Nie pozwolę byś się nadwyrężał.

-Wiem... Izuku...

-Tak kochanie?

-Idziemy spać..? Jestem zmęczony...

-Chodź pierw się umyć. Pomogę ci ze wszystkim co konieczne.

-Czyli ma się rozumieć, że namawiasz mnie na wspólny prysznic Tak?

-Interpretacja dowolna słońce... Ale nie wolisz kąpieli?

-Nie. Bo zasnę w wodzie.

-No dobrze, niech Ci będzie.

-A nie... Chwila, ty dziś nie możesz jeszcze iść się myć. Dopiero jutro będziesz mógł wstać by się obmyć.- Zauważyłem.

Kurde zapomniałem że ma ranę.

-Czyli ma się rozumieć że w takim wypadku mam czekać na ciebie Tak?

-A dałbyś radę?

-Tak.

-To idę, zaraz wrócę.

Jak najszybciej teleportowałem się do łazienki i szybko ogarnąłem, po czym wróciłem do Kacchana który przysypiał. Położyłem się obok niego a on od razu delikatnie się we mnie wtulił, dokładniej zasypiając. Ja chwilę leżałem myśląc o tym wszystkim ale w rezultacie sam też oddałem się w objęcia pedofila Morfeusza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro