5. Echo dawnej świetności

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

5. Echo dawnej świetności

Oliwier siedział w ławce, przeglądając z nudów telefon. Oglądali właśnie ekranizację przerabianej lektury, a wielkość szkolnego telewizora oczywiście była taka, że mógł tylko pomarzyć o zobaczeniu czegokolwiek z końca klasy. Zresztą i tak by go to średnio obchodziło. Wyłączył na chwilę telefon, patrząc na prawo. W ostatniej ławce środkowego rzędu siedział samotnie Aleks.

„Minęła połowa października" — Oliwier z niesmakiem zabrał się za podsumowanie. A on co? Zupełnie zrezygnował z chodzenia na siłownię, a i z bieganiem szło mu ostatnio nie najlepiej. Lenistwo uderzyło w niego ze zdwojoną siłą.

Gdyby żył w innym klimacie, pewnie narzekałby na paskudną pogodę, ciapiący deszcz i tym podobne. Tymczasem nieustępliwe ciepło również przemycało ze sobą tony demotywacji: o wiele łatwiej było wyjść przed dom i wygrzewać się na słońcu niż wziąć się za ambitniejsze zajęcie.

Oli wrócił myślami do klasy. W sumie po części żałował, że nie zaprosił Aleksa do swojej ławki — miałby przynajmniej z kim gadać. Byłaby to pewnie dziwna interakcja, ale przynajmniej coś by się działo i nie musiałby scrollować telefonu po raz setny.

Z drugiej strony może lepiej, że siedzi sam. Aleks wyglądał mu na typ osoby, która bezczelnie wścibiłaby nos w jego telefon. Nic nie wskazywało na to, że cokolwiek zmieniło się w jego charakterze. Z wyglądem było inaczej.

Oliwier wciąż pamiętał lekki szok, jaki uderzył go, kiedy parę dni po ich jedynym wyjściu, Aleks pojawił się w szkole z obciętymi włosami. Wcześniej podejrzewał, że chłopak mniej lub bardziej wstydzi się swojego wyglądu i dlatego większość twarzy zakrywa czupryną. Tymczasem po ścięciu się na rekruta (z agresywnie kanciastymi zakończeniami na bokach) nagle okazało się, że Aleks ma niemniej ostre rysy twarzy od Oliwiera i ogólnie wygląda całkiem przyzwoicie.

„Czy on w ogóle jest tego świadom? Po co przez tyle czasu się oszpecał?" — chłopak wciąż pozostawał zagadką. Oli obecnie snuł podejrzenia, że zwyczajnie należy on do tych osób, które kompletnie nie zwracają uwagi na swój wygląd.

Pod koniec przenudnej dla szatyna lekcji wydarzyło się coś, co sprawiło, że serce zabiło mu mocniej z ekscytacji.

„O kurde" — ucieszył się, widząc wiadomość od dawnego kumpla, Tomka. Zajebiście się dogadywali przez całą podstawówkę i gimnazjum, i gdyby nie przeprowadzka tamtego, zapewne do tej pory mieliby świetny kontakt.

Okazało się, że Tomek przyjeżdża w ten weekend do miasta. Zaproponował spotkanie w piątek, a Oliwier, rzecz jasna, zgodził się, w środku odczuwając niesamowitą euforię.

„Ciekawe co tam u niego?" — zastanawiał się zupełnie szczerze.

***

— Siema — wyczekiwany przez Oliwiera moment w końcu nadszedł. Zbił pionę z Tomkiem, klepiąc go energicznie po plecach.

— Siema, stary — odpowiedział mu rozpromieniony Tomek. — Co tam u ciebie?

Oliwierowi przeszło przez głowę, że ostatnie rzeczy, które mu się przytrafiały, były tak mocne, że nadawałyby się na materiał do jakiejś zmyślonej książki.

— Dobrze, a u ciebie? — odpowiedział zwięźle, postanawiając nie psuć atmosfery i nie zaczynać rozmowy od narzekania na życie.

— Też git. Ale ty urosłeś w ogóle — dopiero teraz zauważył, że góruje nad swoim kolegą jakieś dwadzieścia centymetrów.

— No troszkę — Oliwier poczuł się nieswojo. — Za to ty niewiele się zmieniłeś — spojrzał na okrągłą twarz Tomka, roześmianą od ucha do ucha. — To co, może skoczymy na piwo? — zaproponował dawnemu przyjacielowi.

— Raczej podziękuję. Nie piję — wymigał się.

— Nawet od okazji?

— Od okazji się zdarzy — przyznał Tomek.

— No to dzisiaj mamy świetną okazję. Chyba, że wolisz wyskoczyć na jakiegoś drinka? Też znam świetne miejsce.

— Nie, jak już mam wybierać, piwo wystarczy.

— Dobra, no to za mną — Oliwier wystartował, a jego kolega zarzucił żartem, że na pewno mało kto zna wszystkie knajpy w mieście lepiej od niego.

Gdy tylko dotarli na miejsce i usiedli, zaczęła się dynamiczna, niekończąca się rozmowa. Tomek z pasją opowiadał o technikum, do którego chodził, zachwalając szkołę. Wybrał profil informatyczny: komputery interesowały go już wtedy, gdy chodził z Oliwierem do klasy.

Właściciel brązowych włosów w międzyczasie zastanawiał się, czy zwierzyć się mu z ostatnich problemów. Szybko zadecydował, że nie byłby to zbyt dobry pomysł, bo Tomek i tak przyjechał tu tylko na trzy dni. Poza tym na drodze stawała mu dziwna bariera, przez to, że nie rozmawiali tak długo.

Zamiast tego Oliwier opowiedział co nieco akcji, jakie odbyły się na wakacjach, przemilczając aktualny stan rzeczy.

— Powiem ci szczerze, że na pewno nie żałuję tej przeprowadzki — powiedział w pewnym momencie Tomek. — Jest zajebiście i przede wszystkim mamy tam więcej chłodu. Upały tu nie służyły mi na dłuższą metę.

— Ja tam wciąż nie narzekam — wtrącił się Oli.

— No ale wracając. Z jednej strony nie żałuję niczego, ale z drugiej jak słucham tych wszystkich twoich opowieści, to cholera, zazdroszczę trochę. Zajebistych znajomych sobie znalazłeś — zakończył, przybierając swój odsłaniający zęby uśmiech, który był jego znakiem rozpoznawczym.

Oliwier odwdzięczył się tym samym, chociaż poczuł rosnący kamień nad brzuchem, ciągnący go ku przepaści.

„O tak. To byli zajebiści znajomi..." — ukłuła go nostalgia.

Później przeszli na bardziej wspominkowe tematy, przypominając sobie czasy spędzone razem w szkole. Za dzieciaka obaj byli okropnymi łobuzami i nieraz przerastali jeden drugiego w wymyślaniu pokręconych wygłupów, a potem w ich realizacji.

Gdzieś między słowami wyszło też, że Tomek od pół roku ma już dziewczynę — Wiolę. Oliwier podroczył się z nim trochę, stwierdzając, że przestał być niezależnym mężczyzną, w głębi duszy czując jeszcze większy ból.

„Och, jak bym się chętnie zamienił z nim życiem" — pomyślał, kiedy zaśmiewali się w głos z ciętej odpowiedzi Tomka.

Szatyn oczywiście cieszył się ze szczęścia przyjaciela, ale jednocześnie nie potrafił wyzbyć się ogromnego uczucia zazdrości. Mimowolnie zaczął się porównywać z chłopakiem.

„Co takiego Tomek miał, czego on nie miał?"

Oliwier był zajebiście przystojny, na pewno przystojniejszy od niego. Niektórzy uznaliby takie myślenie za aroganckie, ale siedemnastolatek uważał to za fakt. A jak to gdzieś kiedyś usłyszał: z faktami się nie dyskutuje.

Osobowość, może osobowość? Ale przecież mieli podobny humor... Obaj potrafili śmiać się z siebie i walić ironią na prawo i lewo. Oliwier może i nie miał najlepszych stopni w szkole, ale nie czuł się „głupkiem", a wręcz przeciwnie: uważał, że gadane ma jak mało kto.

Przystojniak wrócił na ziemię, odciągając się od tych nieprzyjemnych rozważań.

— A ciekawe co tam u Anieli... — wypalił jeszcze Tomek, kiedy spotkanie chyliło się ku końcowi.

— Jakiej Anieli?

— Jak to jakiej. Nie pamiętasz Anieli?! — zdziwił się kolega, wydobywając z siebie lekki śmiech.

Oli załapał lekką zwiechę.

— Aaaaa! — zakrzyknął głośno, aż niektórzy klienci obrócili się w jego stronę.

Aniela także chodziła z nimi do tej samej klasy, zarówno w podstawówce, jak i gimnazjum. Z początku mieli raczej średni kontakt i dopiero w dwóch ostatnich klasach zaczęli się bardziej przyjaźnić. Chociaż nie zawsze obecna przy ich wygłupach, razem z nimi współtworzyła mini paczkę zgranych ludzi.

Dziewczyna z jednej strony była świetną uczennicą. „Kujonka" — jak to zwykli mówić jej w żartach z Tomkiem, co nie do końca zgadzało się z prawdą. Aniela po prostu miała talent do nauki i większość rzeczy przychodziła jej ot tak.

Oliwier wręcz się przeraził, że zapomniał o dziewczynie zupełnie. Wytężając szare komórki, przypomniał sobie, że przy końcówce gimnazjum, kiedy każdy z nich wybierał nową szkołę, pokłócili się o jakąś drobnostkę (pewnie coś głupiego, bo zupełnie nie mógł przywołać tej rzeczy) i zawzięcie się do siebie nie odzywali.

Później każdy poszedł w swoją stronę i choć nie był pewien, Oliwierowi wydawało się, że dziewczyna wciąż mieszkała w tym samym mieście. Tomek utwierdził go w tym przekonaniu, ba: poszedł o krok dalej i napisał do niej. Tak oto cała trójka miała jutro ponownie się spotkać.

„Nie wiem czemu, ale mam co do tego bardzo dobre uczucia" — Oli słuchał tanecznej piosenki, leżąc na łóżku i przywołując dawno zapomniane wspomnienia i twarze kolegów z poprzednich szkół.

Jak dobrze, że umówili się na rano — nie mógł zasnąć, zalany ekscytacją i dziwnym poddenerwowaniem.

***

— Tomuś! Oliś! — Aniela wyściskała ich na powitanie, zwracając się tak jak kiedyś zdrobnieniami. Obaj poczuli lekki dyskomfort na dźwięk tych imion, ale był on niczym w porównaniu z radością na widok starej, znajomej twarzy.

Aniela, nieco wyższa od Tomka, zdecydowanie wyładniała. Długie, kasztanowe włosy spięła mocno pospolitą gumką — dziewczyna zawsze uwielbiała porządek. Wciąż miała pełniejsze policzki, ale lekki makijaż czynił cuda, misternie podkreślając jej kobiecość. Jej styl ubioru nie zmienił się: luźne dżinsy i jasny, przeciętny T-shirt — wyglądała tak, jakby zaraz znowu miała pójść z nimi do szkoły, narzekając, że się spóźnią i ripostując ich żarty w równie sarkastyczny sposób.

Przez chwilę Oliwier miał wrażenie, że w jego oku zawita łezka. Dzięki Bogu nie zdążył się rozczulić, bo natychmiast we trójkę pogrążyli się w chaotycznej rozmowie. Tak jak wczoraj udali się do jednej z restauracji i szatyn ponownie zdołał namówić Tomka na małe alkoholowe co nieco.

Aniela żelaznym tonem odmówiła, oznajmiając, że nie planuje pić przed swoją osiemnastką. Ostrzegła Tomka, by nie przyjeżdżał za często, bo inaczej Oliwier rozpije go zupełnie (to tylko jedno piwo! — tłumaczył się Tomasz) i z dezaprobatą skomentowała zamiłowanie Oliego do alkoholu. Mimo wszystko utrzymywała żywą i żartobliwą atmosferę.

Podobnie jak wczoraj zaczęli jeden po drugim opowiadać co u nich i chłopcy w skróconej wersji powtórzyli historie, które już wzajemnie znali. Okazało się, że Aniela uczęszczała teraz do najbardziej prestiżowego liceum w ich mieście (a jakżeby inaczej — wtrącił się Oliwier). Poza tym wiodła typowe życie towarzyskie, bez większych ekscesów.

— Dobra, wybaczcie, muszę spadać — Tomek zerwał się na nogi. — Rodzice umówili się jeszcze na kolację z dawnymi znajomymi i coś marudzą o tym, że mam iść z nimi — wytłumaczył.

Oczywiście pozostała dwójka zachęcała go do zbuntowania się (mimo że minęło już dobrych parę godzin, wciąż czuli, że nie nagadali się dostatecznie), ale koniec końców Tomek opuścił towarzystwo.

— To co robimy? — powiedział Oliwier, któremu przykrzyło się już siedzenie w jednym miejscu. — Idziemy gdzieś?

— Skoczę tylko do toalety — poinformowała Aniela.

Tuż po upragnionym wyjściu na świeże powietrze, Oli szykował się do zapytania o dalszy kierunek spaceru. Dawna koleżanka z klasy uprzedziła go, uprzednio patrząc na zegarek.

— Hmm, chyba jednak za długo dziś nie pochodzę.

— Czemu?

— Już siedemnasta, a przypomniało mi się, że po weekendzie mamy sprawdzian i kartkówkę.

— Dopiero siedemnasta! — poprawił ją Oliwier. — Myślałem, że coś się zmieniłaś w kwestii nauki, ale jak widać zmiana poszła na gorsze...

— Pff, wziąłbyś lepiej raz ze mnie przykład — rzuciła mu nibyobrażalskie spojrzenie.

— To dokąd wreszcie idziemy?

— Posłuchaj Oliwier, dzisiaj już naprawdę dłużej nie dam rady. Ale przecież możemy się spotkać w inny dzień... Idę jeszcze po koleżankę do nauki, jak chcesz, możesz mnie podprowadzić kawałek.

— Okeej.

Wyszło na to, że Oliwier przyszedł z nią pod sam dom drugiej z dziewczyn.

— Heeej! — rzuciła ożywczo nieznajoma w stronę Anieli, a gdy zobaczyła Oliwiera, na chwilę uśmiech spełzł jej z twarzy: zastygła zdziwiona lub onieśmielona dodatkowym towarzystwem.

— Hejkaaa — Aniela przytuliła ją mocno. — Zosia-Oliwier, Oliwier-Zosia — przedstawiła ich sobie.

— Miło mi cię poznać — powiedziała miękkim głosem Zofia.

— A dziękuję — zaśmiał się Oliwier.

— Może byś powiedział, że tobie też jest miło — zbeształa go przyjaciółka, szturchając łokciem w brzuch.

— A co jak nie jest? — Aniela spiorunowała go złowrogim spojrzeniem, a Zofia tylko zaśmiała się niewinnie. Rzecz jasna tylko się z nią droczył, bo nowa znajoma zrobiła na nim świetne pierwsze wrażenie.

Zosia była podobnego wzrostu, co Aniela, no może ciut wyższa (do Oliwiera brakowało jej wciąż z jakieś pół głowy). Miała niesamowicie gęste włosy, intensywnej brązowo-rudej barwy, najprawdopodobniej naturalne. Kwiecista, trochę babcina sukienka nie pozwalała stwierdzić, jaką figurę ma dziewczyna, ale sądząc po drobniutkiej, podłużnej twarzy musiała być dosyć szczupła.

— To masz jeszcze czas podprowadzić nas pod mój dom, czy już musisz spadać? — zapytała Aniela. Kiedy spotkała się oczami z Oliwierem, uśmiechnęła się diabelsko.

— No co?

— Nic. To jaka decyzja?

— No idziemy — zadecydował Oliwier, zastanawiając się o co jej chodziło. Dopiero teraz do niego dotarło, że ostatnie kilka sekund podświadomie badał wzrokiem nowo poznaną dziewczynę.

Po drodze wywiązała się luźna rozmowa, a Oliwier coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu o niezwykłości Zofii. Nie tylko ze względu na urodę i tkwiącą w niej prostotę, której nie potrafił nazwać słowami. Koleżanka Anieli emanowała pozytywnością i elokwencją. Często sypnęła inteligentnym żartem, a przez to, że nie wyglądała na osobę z ciętym językiem, tworzyło to dziwną, pociągającą aurę.

W pewnym momencie Oliwier uświadomił sobie, że czuje lekki stres.

„Co jest?" — zapytał sam siebie, kiedy niewidzialna przeszkoda w gardle nieomal nie pozwoliła mu się odezwać. Nigdy nie miał takich problemów podczas spotkań ze znajomymi.

Kiedy wracał z powrotem, miał wystarczająco czasu, by się nad tym wszystkim zastanowić. Ta Zofia... Pociągała go to na pewno... Nie nazwałby tego tylko zwykłym pożądaniem. Tak jakby ktoś pokazał mu nowy trunek, którego wziął zaledwie drobny łyczek, a przepyszny smak napoju nakazywał mu skosztować go kolejny raz. Pragnął więcej.

Nazajutrz znalazł jej profil i podjarany napisał do niej wiadomość. W odpowiedzi na konkretne pytanie, wysłała mu wyczerpującą, radosną masę tekstu, pisząc jak to przyjemnie jej się z nim gadało i że kolejne spotkanie będzie dla niej zaszczytem. Odpowiedź momentami była trochę sztywna i oficjalna, i tak jak normalnie Oli uznałby za stratę czasu rozmowę z tego typu osobą, tak teraz czuł niezwykłe podekscytowanie.

Jeszcze cieplejsza energia promieniowała z niej, gdy zobaczyli się drugi raz na żywo. Wciąż ułożona, mówiąca powoli i z gracją, zaproponowała mu spacer mostem. Oliwier w pewnym momencie dostrzegł tajemniczy błysk w jej oku. Błysk, który w jego interpretacji pokazywał, że nie była do końca taka grzeczna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro