13. Podążając tropem...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pod wieczór zatrzymali się na nocleg. Avalon musiała jeszcze upolować coś na kolację. Wprawdzie Randi sowicie ją zaopatrzył, wolała jednak zachować te zapasy na późniejszy termin. Lepiej być gotowym na najgorsze, nigdy nie wiadomo, co czai się za zakrętem. Duchy zaoferowały się pilnować obozowiska w trakcie jej nieobecności. Oznaczało to mniej więcej tyle, że zawołają ją, gdyby ktoś się zbliżał. Teoretycznie nikogo nie powinni spotkać jeszcze bardzo długo, ale ostrożności nigdy za wiele.

- A więc wyruszyliśmy w drogę, by robić za strażników - mruknęła Rina, gdy jasnowłosa dziewczyna zniknęła między drzewami.

- Oj, nie przesadzaj, kochanie. - Czarujący uśmiech Teodora rozbroiłby każdą kobietę. Z wyjątkiem tej jednej. Na jej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień, gdy chłodno wpatrywała się w przyjaciela.

- Tylko nie kochanie - zastrzegła. - Jeśli zamierzasz udobruchać mnie czułymi słówkami, to uświadom sobie, że ci się to nie uda.

- Oczywiście, skarbie. - Mężczyzna wygodnie ułożył się na trawie. - Może dołączysz do mnie? - Poklepał miejsce obok siebie. Brunetka, choć z początku nieprzekonana, z westchnieniem do niego dołączyła. - Jak za starych, dobrych czasów - szepnął Teo, obejmując ją ramieniem. - Pamiętasz, jak wymykaliśmy się nocami, byleby tylko pobyć ze sobą? - spytał cicho. Drgnęła, jak gdyby chłodny oddech ukochanego dotknął jej skóry. Tak, jak wtedy. Nic nie zmieniło się od tamtych lat.

- Pamiętam. Takich rzeczy się nie zapomina - odpowiedziała, patrząc mu w oczy. I w tej krótkiej chwili liczyli się tylko oni. Nic innego nie miało znaczenia.

- Wiesz - Teodor pierwszy zdecydował się przerwać romantyczną chwilę - dobrze, że jednak nie doszło do naszego ślubu.

- Dlaczego? - Zmarszczyła brwi, patrząc na niego uważnie.

- Bo w przysiędze jest „dopóki śmierć nas nie rozłączy". Nas połączyła. Czasem zastanawiam się, czy gdyby nie to, bylibyśmy jednak razem. Czy udałoby się nas rozdzielić.

- Nie mieliśmy okazji się przekonać. - Smutek w jej oczach był niemal namacalny. Ale nic nie mogli poradzić na to, że pożegnali się z życiem trochę za wcześnie.

- Patrzcie, co upolowałam! - Na dźwięk głosu Avy natychmiast zerwali się z ziemi i odsunęli od siebie na bezpieczną odległość. - Takiego zająca to jeszcze w życiu nie widzieliście! - Wyszła z pomiędzy drzew. Gdy zobaczyła skonsternowaną minę Teodora i zaciśnięte wargi Riny, jej zapał nieco ostygł. - Coś... nie tak? - zapytała niepewnie. I zaraz zakryła dłonią usta. - Och, przepraszam. Nie to miałam na myśli. Ja cały czas zapominam, że...

- ...jesteśmy martwi? - dokończyła ostro kobieta. - Śmiało, nie krępuj się. Może jeszcze nas poczęstujesz? Ale skąd. Przecież takiego zająca W ŻYCIU już nie ujrzymy. - Odwróciła się gwałtownie i zniknęła między drzewami. Avalon popatrzyła na mężczyznę.

- Ja naprawdę przepraszam. Nie chciałam tego...

- Nic nie szkodzi. - Machnął ręką. - Ale... lepiej za nią pójdę. - Kiedy energicznie pokiwała głową, szybko ruszył za towarzyszką.

Dziewczyna natomiast ciężko usiadła za trawie. Nie chciała przecież ich urazić. Nie może pilnować każdego słowa, ale jednak... śmierć na pewno nie jest przyjemna. Może jeśli od razu trafiasz dalej, to co innego, lecz być duchem...? Osobiście wolałaby tego nie doświadczać. Zdecydowanie nie.

-***-

Po szybkim posiłku wsiadł na konia i ruszył w dalszą drogę. Dzisiaj powinien już ją spotkać. „To już dziś". - Uśmiechnął się do swoich myśli. Dzień byłby raczej radosny, gdyby nie... obawa. Przed jej reakcją. Choć Ava była bardzo nieprzewidywalna, szczerze wątpił, by ucieszyła się na jego widok. Z reguły jeśli się coś lub kogoś opuszcza, nie ma się zbytniej ochoty na ponowne spotkanie. „Ale raz kozie śmierć. Jeśli nie spróbuję, może będę żałować tego do końca życia".

Safir szybko pokonywał kolejne odcinki drogi, a myśliwemu czas umilał także śpiew ptaków. Pogoda była przecudna. Poza puszczą z pewnością słońce mocno prażyło, ale tu, w lesie, panował przyjemny chłodek. Nie za ciepło i nie za zimno. Dookoła unosił się także najpiękniejszy zapach świata - woń wielu gatunków drzew. Ulubiony aromat wypełnił płuca chłopaka. „Kiedy człowiek ma dobry humor, cały świat staje się lepszy i piękniejszy. Wtedy można by i przenosić góry". Tak właśnie czuł się tego ranka Dartin. Nie mógł doczekać się spotkania z Avalon. „Właśnie... Avalon... skąd ja znam to imię?" - zastanawiał się. Był pewien, że słyszał je już nie raz. Tylko gdzie? - „To chyba jakaś znana osobistość. Tak... na pewno. O zwykłych ludziach nie mówi się aż tak często". Szybko przypomniał sobie w myślach imiona wszystkich znaczniejszych i bogatszych ludzi, najpierw w pierwszym mieście swojego zamieszkania, potem w stolicy. Ale nie mógł sobie przypomnieć kobiety o takim imieniu. - „Może to jakaś zmarła osoba? Może królowa w zeszłym stuleciu?" - Wtedy nagle go oświeciło. - „Królowa... Na wszystkie leśne duszki... o bogowie... To niemożliwe" - szybko zaczął zaprzeczać swoim przypuszczeniom. - „A jeśli to tylko dziewczyna o podobnym imieniu? Przecież może się zdarzyć, że ktoś jeszcze miałby tak na imię..." - Gorączkowo szukał jakiegokolwiek wyjaśnienia, które zaprzeczałoby tytułowi Avy. Ale fakty były niezaprzeczalne. Podróżował z królową. Teraz niektóre jej zachowania stały się racjonalniejsze. Niechęć do rozmów o śmierci króla. Smutek, gdy pytał o rodzinę. Pomoc wszystkim dookoła. Władczyni Olgradu znana była z dobroci serca i miłości dla poddanych. Lecz przecież... jego towarzyszka nie do końca taka była. Co mogło się za tym kryć? Opatrzyła mu rany, czuwała nad nim w czasie jego niedyspozycji, ale... wcześniej była inna. Zanim został postrzelony, nie zachowywała się tak troskliwie. No i w końcu go opuściła, zostawiła na pastwę Langwinów. Czy tak zachowywała się dobra królowa i pani? Nie o takiej Avalon opowiadali ludzie. Więc... o co chodziło?

Jego dobry nastrój został bezpowrotnie zburzony. Mimo słońca na niebie, czarne chmury okryły jego myśli. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nikt chyba by się nie spodziewał, że towarzysz podróży jest jednocześnie twoim panem, prawda? Jakie są szanse, że zwykły człowiek spotka króla czy królową i będzie jego... niemalże przyjacielem, najbliższym druhem choćby przez kilka dni? Bardzo nikłe.

Teraz las już nie wydawał się tak piękny, jak chwilę wcześniej. Ptaki bardziej skrzeczały niż ćwierkały, wokół panowała nieznośna wręcz duchota, koń męczył się coraz bardziej, a zapach lasu już tak nie cieszył. Przed południem skwar dotarł nawet w najciemniejsze obszary lasu, więc chłopak postanowił zrobić sobie postój. Nie wychodził na polanę, skądże. Groziło to omdleniem, usmażeniem i nieznośnym bólem głowy do końca dnia. Zamiast tego zatrzymał się w cieniu, przy chłodnym strumieniu. Zimna woda była jego zbawieniem w upalny dzień. Po wypiciu całego jej bukłaka, poczuł się znacznie lepiej.

„Tak swoją drogą" - myślał - „to dawno nie było u nas takich upałów. Czyżby zmiany pogody zwiastowały rychły koniec lasu? A może pustynię?" - rozmyślał. Nigdy nie wiedział nic poza lasem. Olgrad praktycznie w całości pokrywały puszcze i bory, a skoro ludzie rzadko podróżowali, nie mogli poznać innych krańców świata. - „Ciekawe, dlaczego zaprzestano wycieczek do innych krajów" - zastanawiał się. - „Podobno kiedyś więcej było dalekich wypraw. Ja jednak nie powinienem narzekać". - Uśmiechnął się pod nosem. - „I tak zobaczyłem już miejsca, gdzie od lat nie postała ludzka stopa".

-***-

Około godziny czwartej, gdy upał już nieco osłabł, usłyszał w końcu głos. Jej głos. Mimo wszystko musiał przyznać, że była piękną kobietą, a jej głos ani na jotę nie odstawał od urody. Z każdą chwilą był coraz wyraźniejszy, oznaczało to więc, że odpoczywała gdzieś w cieniu. Szybko zeskoczył z Safira i bezszelestnie zaczął posuwać się w kierunku, skąd dochodziły odgłosy. Ostrożnie rozchylił gałęzie i nareszcie, po tak długim czasie, zobaczył Avę. Siedziała oparta o pień drzewa i... z zainteresowaniem wpatrywała się w krzak naprzeciwko. Jakby go słuchała. Mimika jej twarzy zmieniała się co chwilę. Najpierw było niedowierzanie, potem pokręciła zabawnie głową, a na koniec roześmiała szczerze. „O co tu chodzi?" - myśliwy był zdezorientowany. Nie wyglądało na to, by z kimś rozmawiała, ale cały czas patrzyła na krzak.

- Naprawdę, trudno mi uwierzyć, żeby Rina była aż taka niegrzeczna! - Jej perlisty śmiech wypełnił przestrzeń. W innych okolicznościach zapewne zachwyciłby się nim, lecz teraz był naprawdę zaniepokojony. Dziewczyna milczała chwilę, jakby słuchając odpowiedzi, a następnie gwałtownie odwróciła głowę. Nie patrzyła jednak w stronę Dartina. Coś ją zdziwiło, jakby pojawienie się nowej osoby. Chłopak jednak nie dostrzegł zupełnie nic. - Poważnie? Nie, w to już nie uwierzę. Co się z tobą stało, Rina? - Cały czas się uśmiechała. - Naprawdę mieliście ciekawe życie. I tak wam zazdroszczę. - Posmutniała nagle. - Nadal macie siebie. Mi nie było to dane, choć może jeszcze będzie. - Na jej twarz wystąpił delikatny półuśmiech, zupełnie inny od wcześniejszego rozbawienia. Jakby... marzycielski?

„Kolejne nowe oblicze Avalon. Co jeszcze skrywasz?" - zastanawiał się. W tym momencie jednak najważniejsza była tak dziwaczna rozmowa. Czy to w ogóle była rozmowa? A może dziewczyna zwariowała?

Ostrożnie wycofał się. Nie mógł tak nagle tam teraz wkroczyć, nie po tym, co zobaczył. Musiał to wszystko dokładnie przemyśleć. Lecz czy rzeczywiście było o czym myśleć? To zdarzenie nie wymagało rozmyślań. Wymagało pytania i odpowiedzi. Szczerej odpowiedzi. Czy mógł liczyć na nią ze strony osoby, która zostawiła go samego w kraju Langwinów? Która zdawała się w ogóle go nie lubić? Nie wiedział.

Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł. Niezbyt przyjemny, zwłaszcza dla Avy, a z pewnością zaskakujący. Sprawdzając uprzednio, czy ona nadal siedzi na swoim miejscu, bezszelestnie podszedł do Safira i powoli powrócił na ścieżkę. Tam znacznie już szybciej ruszył do przodu. Gdy znalazł dogodną polankę na nocleg, ukrył konia za drzewami, a sam usiadł w najbardziej zacienionym miejscu i czekał.

-***-

- To co, jedziemy dalej? - Avalon zwróciła się do swoich towarzyszy. - Nie daleko, jeszcze kawałek. Wieczór się zbliża.

- A nie powinnaś zapolować? - spytał Teodor.

- Mam jeszcze zapasy z wczoraj.

Szybko zebrali się - a raczej zrobiła to tylko dziewczyna; duchy w końcu nie potrzebują nosić ze sobą tobołków - i ruszyli.

- Naprawdę, nadal nie mogę uwierzyć w wasze przygody - odezwała się Ava. - Tak denerwować biednych rodziców! - Cała trójka głośno się roześmiała.

- Czasem przecież musieliśmy się spotykać. A to, czy wyszliśmy oknem czy kominem, to... już inna bajka - wyszczerzyła się Rina.

- Opowiedzcie jeszcze coś innego - poprosiła dziewczyna.

- Hmm...

-***-

- To będzie idealne miejsce na nocleg - oświadczyła Avalon. Zsiadła z Pasadeny i zaczęła rozpalać ognisko na kolację. - Dobrze, że już nie ma takiego upału.

- Proszę, proszę, proszę. - Na dźwięk znajomego głosu upuściła trzymany w rękach tobołek. Gdy gwałtownie uniosła głowę, zobaczyła wynurzającego się z cienia Dartina. - Myślę, że mamy sobie sporo do wyjaśnienia, Avo. Czy może raczej - królowo Avalon.

.
.
.
.
.
Hej :)
Jest baardzo późno, więc doceńcie moje poświęcenie ;) Już mi się literki mieszają przed oczami, więc jeśli jakieś zdanie brzmi idiotycznie - pretensje do moich nauczycieli xD Za dużo sprswdzianów...
Napiszcie, jeśli coś będzie nie tak :) A jak jest OK - to też piszcie!

Dobranoc (lub dzień dobry xD)

diffciara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro