3. Tajemniczy mężczyzna

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rankiem obudził ją szelest w zaroślach. Gdy niepokojący szum nie ustawał, cicho uniosła się i chwyciła łuk. Powoli ruszyła w kierunku, z którego dobiegały odgłosy. Z każdym krokiem coraz wyraźniej słyszała sapanie jakiegoś zwierzęcia i...

"Nie, to niemożliwe" - szepnęła w duchu, jeszcze pilniej wytężając uszy.

Kilka metrów od niej podśpiewywał pod nosem jakiś człowiek. Była już blisko, gdy wtem szczeknął pies. Zamarła i przylgnęła do najbliższego drzewa.
Mężczyzna, jak zdążyła się zorientować po barwie jego głosu, zaprzestał nucenia.

- Coś wyczułeś, Ango? - Popatrzył na swoje zwierzę.

Jeszcze jedno szczeknięcie miało oznaczać potwierdzenie.

- Nie teraz, mój drogi. Najpierw sprawdźmy tę pułapkę.

Avalon cicho wypuściła wstrzymywane dotąd powietrze. Jeszcze tego jej brakowało, żeby została rozpoznana. Bardzo możliwe, że szuka jej teraz pół królestwa. W końcu władczyni, która znika bez słowa, to niecodzienna rzecz. Wprawdzie Galion wiedział o wszystkim, ale nigdy nie wiadomo, co strzeli do głowy niektórym doradcom Larotta.

Ostrożnie podążyła za oddalającym się myśliwym. Ku przerażeniu dziewczyny, ruszył on prosto w kierunku jej obozowiska. Nagle przypomniała sobie, że mówił coś o pułapce. Czyżby chodziło o tę w krzakach niedaleko, gdzie znalazła swoją wczorajszą kolację? Jeśli ten mężczyzna zna się na swoim fachu, z całą pewnością zauważy, że było już tam uwięzione zwierzę. Dodatkowo obecność psa tylko zmniejszała szanse na zachowanie w tajemnicy miejsca noclegu.

Zdenerwowanie nie wpłynęło jednak negatywnie na jej myślenie. Szybko się opanowała i ruszyła za mężczyzną. Musiała zachować zimną krew. Choć nieco przyspieszyła, jednak nie pozwoliła sobie na najmniejszy błąd. Żaden, najcichszy nawet, trzask czy szmer nie miał prawa zabrzmieć.

Kiedy myśliwy podszedł do pułapki i pochylił się nad nią, dziewczyna stała najwyżej dwa metry za nim. Gdyby sprawy przybrały niekorzystny obrót, gotowa była na wszystko.
Ze swojej pozycji mogła przyjrzeć się nieco mężczyźnie. Miał na sobie brązowe, skórzane spodnie z przypasanym długim nożem. Zauważyła też jego bardzo porządne buty, nie zaliczał się więc do biedniejszej grupy mieszkańców miasta.

"Zapewne wymienił za jakiś niezły okaz lub ktoś z rodziny jest szewcem" - pomyślała Avalon.

W oczy rzucały się również gruba koszula, która z powodzeniem zastąpiłaby cienką kurteczkę, oraz kamizelka z futra o długim białym włosiu. Nie każdy mógł sobie pozwolić na takie luksusy.

"No, ale w końcu to myśliwy" - zganiła się w myślach dziewczyna.

Przez ramię przerzucony miał łuk i kołczan z kilkoma strzałami. Skórzany chlebak, nieco już spłowiały i miejscami przetarty, postawił na ziemi. Mogła zauważyć także jego świetnie wyrobione mięśnie. Kiedy obrócił się do niej profilem, z lekkim zdziwieniem oceniła go na dwadzieścia lub dwadzieścia jeden lat.

Szybko skryła się za drzewem, chcąc pozostać niewidoczną.

- Ktoś tu był przed nami, Ango - usłyszała głos chłopaka. - Niedawno, pewnie wczoraj. I zabrał naszego zająca. - Jego ton brzmiał co najmniej niepokojąco. Avalon wstrzymała oddech. Jeśli... - Szukaj, piesku.

"O nie..." - jęknęła w duszy. - "Teraz już mnie odkryją, jestem skończona".

Mimo czarnych myśli podążyła za młodzieńcem i jego zwierzęciem. Kilka metrów dalej myśliwy przystanął. Gdy rozchylił krzaki, usłyszała, jak gwizda z zadowoleniem.

- A więc to tu ukrył się nasz tajemniczy złodziej - rzekł do psa. - Poczekamy na niego, Ango?

W tym momencie Avalon postanowiła wkroczyć do akcji. Nie mogła pozwolić na splądrowanie swojego obozowiska i to przez zwykłego myśliwego.

- Nie będziesz musiał długo czekać - powiedziała głośno, wysuwając się zza drzew z łukiem skierowanym w stronę chłopaka.

Zamarł i bardzo powoli odwrócił się w jej stronę. Stała w cieniu, nie mógł więc dojrzeć twarzy.
- Szaty męskie, lecz głos kobiecy. Ktoś ty? Podejdź bliżej - zażądał.

- Nie waż się ruszyć albo przeszyje cię moja strzała - zagroziła widząc, że zamierza ją zaatakować. Powoli wyszła z cienia, cały czas uważnie obserwując młodzieńca.
Kiedy ujrzał Avalon w pełnym słońcu, aż rozszerzył oczy ze zdziwienia.

- Czyś... ty... nimfą? - wyjąkał z lekkim strachem.

Nimfy znane były z brutalnego mordowania leśnych przybyszów. Piękne niczym sen o raju, krwiożercze niby wygłodniały wilk. Niewielu przeżyło spotkanie z nimi, dlatego mieszkańcy Olgradu rzadko zapuszczali się daleko w głąb lasu. Wyjątkiem byli myśliwi, ale oni zazwyczaj nie wierzyli w bajanie starców. Do czasu.

- Na cóż by nimfie była broń? - spytała z politowaniem.

Chłopak zdążył już ochłonąć po pierwszym wrażeniu. Dziewczyna stojąca przed nim była niesłychanie piękna. W mieście nie spotykało się takiej urody wśród kobiet. Jej jasne włosy były niemalże białe w słońcu padającym na polanę. Rumiane policzki i karminowe usta tylko dopełniały urody. Obraz psuło jednak odzienie, zupełnie nieodpowiednie dla płci pięknej.

Zastanawiało go, co mogło skłonić kobietę, i to w dodatku samą, do udania się tak daleko w puszczę? Trzy dni konnej wędrówki, co najmniej pięć na piechotę. I to tylko przy dobrych wiatrach. Większość ludzi nigdy nie była nawet o dzień drogi od domu. Tylko kupcy podróżowali do innych miast, ale drogami, nie gęstym lasem.

- Co więc samotna dziewczyna robi w lesie? Czy nie dość tu niebezpieczeństw dla pięknej damy? - spytał, postępując krok do przodu.

- Cofnij się - rozkazała szybko. Całkiem nieźle radziła sobie z ukrywaniem strachu, ale on zdołał wyczuć w jej głosie nutkę niepewności.

- Czyżbyś jednak się mnie bała? - spytał ironicznie, podchodząc jeszcze bliżej.

- Ostrzegam cię. - Jej głos przybrał stalową barwę. - Jeden krok i nie żyjesz - skończyła zimno.

Coś w jej tonie kazało mu usłuchać. Wyczuł, że dziewczyna, choć mogła się go obawiać, gotowa była spełnić swą groźbę. Posłusznie wykonał kilka kroków wstecz, na co Avalon nieco odetchnęła. Nie chciała go zabić, lecz gdyby nie pozostawił jej wyboru...

- Czy to ty ukradłaś mojego zająca? - spytał, siadając na ziemi.

- Las mi dał. - Delikatny uśmiech zamajaczył na jej twarzy, gdy również spoczęła na trawie, nie spuszczając chłopaka z oczu.

- W mojej pułapce? - Uniósł lekko brew.

- Dokładnie. - Skinęła głową, przez co kilka jasnych pasm włosów zsunęło jej się na oczy.

Myśliwy pomyślał, że to dziewczę jest doprawdy urocze. Jej błękitne oczy obserwowały go z uwagą. Cały czas miała łuk skierowany w jego stronę, gotowa wystrzelić w razie zagrożenia.

Przez kilka minut mierzyli się wzrokiem, każde po innej stronie polany. Avalon gorączkowo rozmyślała nad tym, co zrobić. Gdyby kazała chłopakowi odejść, mógłby wrócić i zaatakować. A czas naglił.
W końcu niezręczną ciszę przerwał mężczyzna.

- Będziemy tu tak siedzieć do wieczora? - Kiedy zadał to pytanie, pomyślał, że właściwie nie miałby nic przeciwko. O ile jego towarzyszka okazałaby się bardziej rozmowna niż do tej pory.

- Jesteś konno? - Dziewczyna zignorowała jego pytanie.

- Owszem - potwierdził. - Kawałek dalej czeka mój Safir. Pieszo to szmat drogi z miasteczka.

- Tak. - Zamyśliła się.

- A ty dokąd zmierzasz? - zagadnął.

- Na południe - odparła mechanicznie, nadal pogrążona we własnych myślach.

Nie spodziewał się odpowiedzi. Raczej sądził, że rzuci coś w stylu: "Nie twoja sprawa" albo "Tacy jak ty i tak nie znają geografii". Poza tym mało kto wyruszał w tamtym kierunku. Kupcy podróżowali na wschód lub zachód, statki przypływały z północy. Południe... nie było bezpiecznym kierunkiem.

- Czego tam szukasz? To niebezpieczna droga.

Spojrzała na niego z taką melancholią, że aż przełknął ślinę.

- Nie mam nic do stracenia - powiedziała cicho i spuściła wzrok. Po chwili dodała: - Bez niego nie mam po co żyć. - Jej szept był niemal niedosłyszalny, dlatego chłopak nie miał pewności, czy to po prostu wiatr nie zaszemrał w gałęziach. Zauważył jednak, że posmutniała po tym pytaniu.

Nagle przez myśl przemknął mu pewien pomysł. Był on jednak tak fantastyczny i niebezpieczny, że w pierwszej chwili odrzucił go z odrazą. Jednak z każdą sekundą zaczął się do niego przekonywać, a w końcu rzekł głośno:

- Pojadę z tobą. - Sam nie uwierzył, że te słowa jednak opuściły jego usta.

Avalon gwałtownie podniosła głowę i zmierzyła go groźnym spojrzeniem. Po wcześniejszym smutku nie było już śladu.

- Nawet o tym nie myśl. Za chwilę wstaniesz i każde z nas odejdzie w swoją stronę, jakbyśmy się nigdy nie spotkali.

Odetchnęła po wypowiedzeniu tych słów. Tak właśnie być powinno. Jakby się nigdy nie spotkali.

Jednak on podjął już decyzję. Chciał zostać z tą dziewczyną. Jakaś niewidzialna siła go do niej ciągnęła. Coś krzyczało, że nie może puścić jej dalej tak po prostu. I tak nikt na niego nie czekał. Czy wróci za tydzień, miesiąc czy wcale, nikogo to nie zmartwi. Może komuś zacznie brakować jego zwierzyny, ale jego samego? Z pewnością nie.

- Przykro mi, nie masz wyjścia. - Uśmiechnął się szeroko. - Zmieniłem zdanie i też ruszam na południe.

"Ten uśmiech..." - pomyślała z przerażeniem Avalon. - "Tak podobny do..."

- Nic z tego - oświadczyła twardo. - Jeśli za mną pójdziesz to... - Nic nie przychodziło jej do głowy. - Ja... - zająknęła się. Czy miałaby go zabić tylko z tego powodu, że obierze taki sam kierunek? To byłoby trochę nie w porządku. - Ja...

- No co mi zrobisz? - Gwałtownie wstał z miejsca. - Zabijesz mnie? - Zaczął powoli podchodzić do niej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zerwała się na równe nogi.

- Proszę... Cofnij się - powiedziała błagalnym głosem. - Ja naprawdę...

- Nie chcesz mnie zabić? - przerwał jej brutalnie. - Śmiało. I tak nikt nie będzie po mnie płakał. - Zatrzymał się trzy kroki przed nią. - Na co czekasz? - Niemalże wybuchnął śmiechem. - Strzelaj... - dokończył szeptem, bez poprzedniej gwałtowności i ironii.

Stali tak bez słowa, wpatrując się w swoje oblicza. Żadne z nich nie śmiało nawet drgnąć. Cały świat zamarł, wszystko skupiło się tylko na tej małej bitwie spojrzeń. Było to jakby starcie dwóch sił: ona piękna, jasna niczym jutrzenka; on ciemny, groźny niczym zmierzch.

- Czego ty chcesz? - spytała pierwsza Avalon, nie mogąc wytrzymać tej nieomal dzwoniącej w uszach ciszy.

- Być twym towarzyszem, pani. Przynajmniej przez jakiś czas. - Ton jego głosu zmienił się nie do poznania. Dziewczynę bardzo to zaskoczyło. Raz patrzył na nią szaleńczym wzrokiem, raz był wesoły niby delikatny zefirek. W następnej zaś chwili spokojny i opanowany.

"Zabawne" - pomyślała. - "Znam go ledwie pół godziny, a czuję, jakby był moim wiernym druhem od lat. A nie zdradził mi nawet swego imienia". Szybko jednak odegnała tę myśl.
Popatrzyła w bok, zrywając wcześniejszy kontakt wzrokowy. Musiała zebrać myśli, zastanowić się. Jego wzrok zdecydowanie jej to utrudniał.

- Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie okraść lub zabić? - zapytała bezbarwnym głosem.
Nie słysząc odpowiedzi, odwróciła głowę w jego stronę.

- Obawiam się: - zaczął powoli: - iż będziesz mi musiała zaufać, pani.

Jego głębokie spojrzenie sprawiło, że gwałtownie wciągnęła powietrze. Szybko jednak opanowała się i odpowiedziała:

- Obawiam się: - naśladowała jego ton: - że nie mam na to czasu. - Po czym odeszła od chłopaka i zaczęła zbierać swoje rzeczy.

"Powinnam już od godziny być w drodze" - myślała z wściekłością. "Wszystko wina tego chłoptasia, robi z igły widły. I teraz jeszcze chce ze mną jechać! Jeszcze czego. Jakbym nie miała dość problemów na głowie".

- Twoja podróż z pewnością jest daleka. - Niespodziewanie usłyszała głos myśliwego. Nie zaszczyciła go jednak ani jednym spojrzeniem, dość już czasu zmarnowała. - Nie obawiasz się wyruszać w nią samotnie? - ciągnął niezrażony brakiem jej reakcji.

Obiecała sobie, iż nie wypowie ani słowa, nawet nie spojrzy. Czuła, że wtedy mogłaby ulec, zgodzić się na wspólną wyprawę. A to negatywnie wpłynęłoby na jej plany. Zarzuciła więc tobołki na Pasadenę, która przez noc zdążyła odpocząć i napaść się do syta świeżej trawy. Spojrzała za siebie, chcąc ostatecznie odgonić chłopaka, lecz... nie było po nim najmniejszego śladu. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Na jej twarzy zagościł delikatny uśmieszek.

"Łatwo poszło" - pomyślała i wsiadła na klacz. Spokojnym krokiem ruszyła na południe, w nieznane.

.
.
.
.
.
Witam Was, drodzy czytelnicy!

Co ja tu miałam... A, właśnie.
Tak strasznie dziękuję za wszystkie Wasze komentarze! Naprawdę, nie spodziewałam się takiego odzewu. Jesteście wielcy :D Od kilku dni mam genialny humor dzięki Wam.

Ten rozdział nie jest taki super jak poprzednie, ale jest mega długi. Mój życiowy rekord :)

Jeśli zauważycie jakieś błędy, koniecznie mi napiszcie. Staram się wszystko wyłapać, ale chyba dopadła mnie ślepota ;-;

I tym sposobem znowu publikuję za wcześnie. Ja i moja silna wola... A miało być raz na tydzień! Ech.

Jeszcze raz Wam bardzo dziękuję. Jesteście wielcy ;*

diffciara

PS Byłabym zapomniała o najważniejszym! W mediach wrzuciłam Wam pracę @Reszka. Narysowała moją kochaną Avalon w scenie z prologu. Zapatrzona w ocean itd. Nieźle jej wyszło, nieprawdaż? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro