12. Duchy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Jechać na południe, jechać na południe... – mruczał pod nosem zdenerwowany Dartin. – A niby które południe? A jeśli zboczyła trochę ze ścieżki? Albo w ogóle skręciła? To bez sensu – westchnął zrezygnowany. Już drugi dzień gonił za Avalon. Według Randiego powinien wkrótce ją spotkać, ale powoli zaczął tracić nadzieję. Coraz bardziej brało go też na przemyślenia. Zastanawiał się, po co podróżuje za tą dziewczyną. I nie znajdował odpowiedzi. Wiedział, że po prostu musi to robić, nie chce jej opuszczać, no ale... to w zasadzie nie jest żaden powód. Może powinien zawrócić? Za kilka dni znalazłby się z powrotem w domu, znów by polował, a jego życie powróciłoby do starego trybu. Czy jednak chciał tego? Czy był o tym przekonany? Z pewnością nie żałował tej podróży. Tego, że wyruszył za nieznajomą dziewczyną. Dzięki temu dowiedział się o istnieniu Langwinów, jakiegoś zapomnianego ludu lasu. Co jeszcze mogło ich czekać po drodze? To pytanie w pewien sposób intrygowało, ale i wprowadzało niepokój. Mogli spotkać istoty podobne do ludzi, ale także zupełnie niezwykłe. Jak ich przyjmą? To, że jedni ugościli ich w pałacu nie znaczy, że inni też to zrobią. Czy mógł więc puścić Avę samą w tak niebezpieczną podróż? Nie chciała jego towarzystwa, lecz... nie powinien puszczać kobiety samej na taką wyprawę. Przez te kilka dni spędzonych razem, zaczął czuć się za nią w pewien sposób odpowiedzialny. To chyba normalne, w końcu jeśli przebywasz z kimś kilka dni na odludziu, musisz się nim interesować. Tylko dlaczego ona nie chciała tego zrozumieć? Właśnie to było najgorsze. Gdyby w końcu go zaakceptowała, wszystko byłoby prostsze.

„Kobiet nie zrozumiesz, Dartinie." – Przypomniał sobie słowa pewnego starca, napotkanego w trakcie swojej kilkuletniej tułaczki. – „To stworzenia tak różne od nas, prostych mężczyzn, że nigdy nie będziemy w stanie tego pojąć. Chłop mówi „nie" lub „tak" i rozumie to dosłownie. Kobieta mówiąc „może" ma na myśli „tak", mówiąc „nie" ma na myśli „na co czekasz, oczywiście, że tak", mówiąc „tak" ma na myśli „skoro jeszcze tego nie zrobiłeś, to już lepiej nie rób". Albo coś podobnego. Tak naprawdę nie zrozumiesz, więc szkoda twojego trudu. Po prostu kieruj się intuicją. I sercem. Tak... Serce zawsze powie ci prawdę, choć czasem możesz nie chcieć jej przyjąć. Więc... co ci mówi serce?". Słowa te bardzo zapadły w pamięć młodemu wtedy chłopcu. Starzec mówił to z lekkim uśmiechem na ustach, zupełnie, jakby żartował z prawdy. Może wiedział coś, czego młodzieniec jeszcze nie pojmował? Teraz nie było to ważne, teraz był czas na zadanie sobie pytania.

– Więc... co mi mówi serce? – szepnął.

-***-

Początek wspólnej podróży z duchami był dość krępujący. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. Avalon była ciekawa ich historii. Czy są razem? Dlaczego dokładnie chcą z nią podróżować? Jak... umarli? Ale nie była pewna, czy któreś z pytań przypadkiem ich nie urazi. Czy pytanie o śmierć nie jest niewłaściwe? A jeśli było to traumatyczne przeżycie, do którego nie chcą wracać? Dla bezpieczeństwa postanowiła się nie odzywać.

Teodor natomiast był niezmiernie zaintrygowany celem jej podróży. Gdzie należało szukać tego czarodzieja? Czy czeka ich daleka droga? A może rozstaną się już za kilka dni? No i czego ona chciała od maga? Nie umiał sobie wyobrazić i bardzo go to martwiło. Interesowało go także, co dzieje się w dalekim Olgradzie? Kto jest królem, jak żyje się ludziom, co zmieniło się przez te siedemdziesiąt lat. Ogólnie był ciekaw wszystkiego, o czym zechciałaby go poinformować.

Rina miała zupełnie inne podejście do sprawy. Bawiło ją zachowanie tej dwójki. Niepewność Avy, ciekawość Teo. Było to dla niej przede wszystkim zabawne i... nowe. Od lat nie miała kontaktu z nikim oprócz swojego towarzysza niedoli. W pewien sposób odpowiadało jej to. Nie lubiła ludzi. Nawet za życia. Jednak... taka podróż jest pewną odmianą po długim czasie spędzonym w puszczy. Co mogło ich czekać?

Skrępowanie kompanów było zabawne dla ciemnowłosej kobiety, ale ileż mogło trwać? Ciągnęło się już zdecydowanie za długo. Jako najmniej zainteresowana tym całym zamieszaniem, mogła ostatecznie im pomóc. W końcu czego się nie robi dla innych? Westchnęła przeciągle i najbardziej znudzonym tonem, na jaki było ją stać, spytała:

– To powiesz nam w końcu, gdzie nas ciągniesz, czy Teodor dalej ma żyć w niepewności? – Udawała, że nie widzi zaskoczonego wzroku obojga. Żadne z nich nie spodziewało się, że największa przeciwniczka tej wyprawy zechce pierwsza się odezwać. W tym momencie większe zainteresowanie wykazywała swoimi czarnym paznokciami niż odpowiedzią na swoje pytanie.

Po chwili ciężkiego szoku, Avalon zebrała się w sobie i już miała odpowiedzieć, gdy padły kolejne słowa z ust Riny.

– Jak ty w ogóle masz na imię? Nie uważasz, że to trochę nieuprzejme? Ty wiesz, jak my się nazywamy, ale my nie mamy pojęcia o tobie. Kim jesteś? Skąd przychodzisz? Na cóż ci wizyta u czarodzieja? – Pytania padały jedno po drugim, szybko, jak wystrzelone z procy. Teo rzucił ostrzegawcze spojrzenie przyjaciółce.

– Czyś ty zwariowała, Rina? – szepnął. – Chcesz ją przestraszyć? Przecież ona też nic o nas nie wie. Nie przeginaj.

– Ależ nie. – Młoda królowa z trudem zdobyła się na lekki uśmiech. – Ona ma rację. Wybaczcie mi to zaniedbanie. Mam na imię Avalon, w skrócie Ava. Przepraszam, że o tym zapomniałam, ale wiecie... nie co dzień spotyka się duchy – wyjaśniła. Atak ze strony kobiety nie zaskoczył jej, ale nie należał do najprzyjemniejszych. Odzwyczaiła się już od takiego traktowania, ale... miło czasem przekonać się, że ktoś ma cię za równego sobie. Nie jak lepszego czy gorszego. Poddani uznawali ją za niemal bóstwo. „Co za paradoks. Dziwię się traktowaniu Randiego, sama zapominając powoli o swoim życiu". Wcześniej była kimś złym, gorszym, wyklinanym. „Jak to życie się zmienia..." – pomyślała. – „W jednej chwili jesteś żebrakiem, w drugiej królem. A kiedy wszystko wraca do normy, ty się dziwisz". – Czego jeszcze chcielibyście się o mnie dowiedzieć? – spytała już pewniejszym głosem.

– Czym zajmowałaś się przed podróżą? – Teodor był znaczniej bardziej uprzejmy od kobiety.

– Zasadniczo to byłam królową Olgradu. Przez ostatnie dwa lata – uściśliła.

Duchy popatrzyły po sobie. Takiej odpowiedzi nie spodziewało się żadne z nich. „Jak to możliwe? Dlaczego więc nie jest u boku króla? Czy postradała zmysły? A może trwa wojna i władczyni śpieszy po pomoc do maga?". – Setki pytań przelatywały przez ich głowy. Ale jak było naprawdę?

– Król Larott, mój mąż, nie żyje – odpowiedziała na pytanie Teo. W oczach momentalnie stanęły jej łzy. Ile razy jeszcze w trakcie tej podróży będzie musiała o tym mówić? Dlaczego za każdym razem to tak bardzo boli? Już tyle łez wylała, już prawie się z tym pogodziła. Dlaczego więc znowu...? Wierzchem dłoni otarła wilgotne oczy. Nie chciała płakać, nie przy nich.

– Przykro mi. – Słowa mężczyzny nie przyniosły ulgi. Wręcz przeciwnie. Ile można wysłuchiwać: „tak mi przykro"? Przecież to nic nie zmienia. Jak komukolwiek może być przykro, jeśli nawet go nie znał? Nie widział na oczy? Nie był jego przyjacielem?

– Dlatego właśnie jadę do czarodzieja Rubensa. Podobno może on przywracać umarłych.

Zapadło milczenie. Żadna z nieziemskich istot nie wierzyła, że jest to możliwe. Ale nic nie powiedziały. Nawet Rina, pod groźnym spojrzeniem przyjaciela, zacisnęła usta. Nigdy nie spotkały żadnego maga, ale... wskrzeszanie zmarłych zasadniczo nie powinno być możliwe. Choć mogli się mylić. Nie wypowiedzieli jednak swoich przypuszczeń na głos. Odbieranie resztki nadziei tej dziewczynie byłoby zbyt okrutne. – A... jaka jest wasza historia? – zadała pytanie Ava. Nie była świadoma myśli tej dwójki. Chciała przerwać niezręczną ciszę, ale przede wszystkim była ciekawa. Miała tylko nadzieję, że nie urazi duchów.

– Nasza historia... nie jest zbyt ciekawa. – Podrapał się po głowie Teodor. – Nasze rodziny nieszczególnie się lubiły. A my, jako buntujące się dzieci, zakochaliśmy się w sobie. – Westchnął ciężko. – Kiedy mieliśmy dwadzieścia kilka lat, zaplanowaliśmy ucieczkę. Woleliśmy opuścić rodziny i być razem, niż do końca życia czuć się nieszczęśliwymi. Na kilka dni przed planowanym opuszczeniem domów, w mieście wybuchła zaraza. W domu Riny zachorowała jej matka. My, głupie dzieci, spotkaliśmy się, mimo całkowitego zakazu opuszczania domów. I cóż... Ona była zapewne już wtedy zarażona. Choroba przeszła także i na mnie. I... oboje umarliśmy tego samego dnia – dokończył. – Głupia śmierć, prawda?

– Nie wiem. Nigdy nie byłam martwa. – Spróbowała się uśmiechnąć, ale kiepsko jej to wyszło. Mimo wszystko to była smutna opowieść. Teo starał się przekazać to optymistycznie i w formie anegdotki, ale... czasem trzeba czytać między wierszami. Przecież oni mieli przed sobą przyszłość. Pragnęli odrobiny szczęścia na tym padole. Lecz nie wyszło. – Dlaczego jesteście duchami? Nie powinniście przejść na drugą stronę?

– Nie. Mamy niezałatwione sprawy na ziemi. Dopóki nasze rodziny się nie pogodzą, będziemy tu tkwić. Uwięzieni między światami, aż do końca. – Brunetka miała chłodny głos, ale gdzieś pod tą maską musiała cierpieć. „Każdy by cierpiał, czyż nie?" – myślała Avalon. Nie znała jednak całej prawdy. Nie wiedziała o nich wszystkiego.

.

.

.

.

.

Heloł :)

Dawno nic nie wrzucałam, chociaż rozdział już od dawna napisany. Ja mam taką harówkę, że "nie wypalam" :/ Tak więc rozdziały będą pojawiać się w okolicach weekendów (albo tam jakichś wolnych dni), bo tylko wtedy mam na to czas.

Proszę o komentowanie :D

Krecik - diffciara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro