14. Spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niego. Na jej twarzy wymalowane były szok i niedowierzanie. „Co on tu robił? Jakim cudem znalazł mnie tak szybko? Na dodatek przecież mnie wyprzedził. Jak? I skąd on w ogóle zna moje imię oraz wie, kim jestem? Długo mnie śledzi? Kiedy wyruszył? Uciekł z dworu? Czy wypuścił go Randi?". Pytania przelatywały w jej głowie z prędkością błyskawicy i równie szybko stamtąd ulatywały. Nie wiedziała, co powinna teraz powiedzieć. Chłopak przypatrywał się jej ze zmrużonymi oczami. Jego twarz wyrażała zdenerwowanie, złość i... zawód? „Cóż, nic dziwnego. Z pewnością nie tego się po mnie spodziewał...". Zacisnęła usta i odwróciła wzrok. Napotkała ironiczne, niemal pogardliwe spojrzenie Riny i pytające, zaciekawione Teodora.

- Co... tu robisz? - Przerwała niezręczną ciszę. Napięcie wiszące w powietrzu było wprost nie do zniesienia.

- Szukam ciebie - odparł chłodno, podnosząc się z miejsca. Podszedł bliżej niej, dzieliło ich raptem kilka kroków. - I zastanawiam się, co ci takiego zrobiłem. Spodziewałem się, że w końcu będziesz chciała się mnie pozbyć, ale wiesz... to jednak było podłe.

- To po co za mną pojechałeś?

- Pozwól, że najpierw ja zadam klika pytań, wasza wysokość - prychnął pogardliwie, ale zaraz wyraz jego twarzy uległ zmianie. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? Nie wydałbym cię.

- Skąd mogę to wiedzieć? Nie mam w zwyczaju ufać każdemu napotkanemu w lesie mężczyźnie - odparła.

- A potem? Jednak spędziliśmy razem trochę czasu - naciskał.

- Potem zostałeś postrzelony i jakoś nie było okazji. - Wymigała się od odpowiedzi. „Co się z nim stało? Wcześniej nie zadawał tyle pytań. Racja, może być wściekły, ale bez przesady". Popatrzyła na Rinę i Teo, którzy w milczeniu przyglądali się ich wymianie zdań. „Chwila moment... Dartin cały czas patrzy na mnie. Czyżby ich nie widział?" - zaskoczyło ją to odkrycie. Uważniej przypatrzyła się myśliwemu. Ani jednym ruchem, spojrzeniem czy drgnieniem nie zdradzał, że widzi duchy.

- Co jest? - spytał, gdy zauważył jej wzrok.

- Ty... - zawahała się. Czy powinna w ogóle o tym wspominać? „Trochę dziwne będzie, jeśli nagle zacznę rozmawiać sama ze sobą" - uznała. Nie planowała przerywać kontaktu z nowymi towarzyszami, zwłaszcza przez TEGO myśliwego. Z drugiej strony to musiałoby być dość dziwne z jego perspektywy: słuchać, jak ktoś mówi do niewidzialnej dla niego istoty. A poza tym, tyle już tajemnic się nazbierało... - Nie widzisz ich - dokończyła cicho.

- Nie widzę kogo? - zdziwił się. I wtedy przypomniał sobie dziwaczną sytuację kilka godzin wcześniej. „Z kim mogła wtedy rozmawiać?" - zastanawiał się. - O czym ty mówisz? - Teraz był już lekko zaniepokojony. „A jeśli zwariowała?".

- Mówię o Rinie i Teodorze. Stoją tutaj - wskazała. On widział tylko pustą przestrzeń. - To duchy. Spotkałam ich wczoraj w lesie i... też się zdziwili, że jestem w stanie ich zobaczyć. Ja nie wiem, dlaczego tak jest. Ty... chyba nie jesteś w stanie ich zobaczyć. Wiem, na pewno ciężko ci jest to pojąć, ale je nie kłamię. Naprawdę ich widzę. - W jej oczach widział nieme błaganie. Prosiła, żeby nie odrzucał jej słów.

Dartin przełknął ślinę. „Albo ona ma gorączkę i bredzi, albo... powinienem jej uwierzyć". Patrzył na nią, zastanawiając się, co powinien zrobić. Nie dostrzegł fałszu na jej twarzy. Jedynie nikłą prośbę o wiarę pomieszaną z rezygnacją. Jakby doskonale zdawała sobie sprawę, jak trudno przyjąć tak fantastyczne i niezwykłe słowa. „Ona jest taka piękna...". Choćby nie wiadomo jak bardzo chciał o tym nie myśleć, skupić się na ważniejszych rzeczach, nie potrafił. Za każdym razem, gdy widział Avę, jej naturalne piękno poruszało go tak samo mocno, jak za pierwszym ich spotkaniem.

- Czy... istnieje jakikolwiek dowód na potwierdzenie twoich słów? - Chciał zyskać jeszcze trochę czasu na zebranie myśli. Bądź co bądź, nie co dzień decyduje się o tym, czy wierzysz w duchy, czy też nie. Szczególnie, jeśli prosi cię o to osoba, której masz powody nie ufać.

- Czy on naprawdę jest taki głupi czy tylko udaje? - zapytała z niesmakiem Rina. Na karcące spojrzenie Teo i przerażony wzrok Avalon zareagowała tylko wzruszeniem ramion. - Na co się tak patrzycie? Przecież gdyby istniały na to dowody, nikt nie opowiadałby o nas legend. A ty nie bądź taka przestraszona - zwróciła się do dziewczyny. - On i tak mnie nie widzi ani nie słyszy. Mogę mówić o nim najgorsze rzeczy, a i tak nie będzie miał o tym pojęcia. - Uśmiechnęła się złośliwie, jakby ten pomysł szczególnie przypadł jej do gustu.

- Czyli nie ma żadnego dowodu? - upewniła się Ava.

- Niestety. Rina ma rację - oświadczył mężczyzna. - Naprawdę istnieje bardzo mało osób mogących nas zobaczyć. To i tak cud, że spotkaliśmy ciebie.

- Szkoda - westchnęła i odwróciła się z powrotem do zdumionego Dartina. „Albo jest genialną aktorką, albo naprawdę widzi duchy. To jedyne wytłumaczenie". Nic innego nie mógł wymyślić. Widząc nagły ruch Avalon, sam odruchowo spojrzał w tym samym kierunku. Ale nie mógł nic dostrzec. Ona jednak wpatrywała się w konkretny punkt. Z początku na jej twarzy odmalowany był przestrach, potem zastąpiła go rezygnacja. Wyraźnie można było dostrzec, że słucha czyichś słów. Gdy zadała pytanie, zupełnie nie wiedział, co o tym sądzić. Obserwował ją więc w milczeniu. - Mówią, że nie ma żadnego dowodu - ogłosiła. - Twierdzą, że gdyby takowy istniał, każdy człowiek wierzyłby w duchy i uznawał je za coś naturalnego.

- Czy oni... nie żyją? - spytał z ciekawością. Może i nie było to najmądrzejsze pytanie, ale szczerze go to interesowało. Oczywiście, gdyby zgodził się przyznać dziewczynie rację, bo jeszcze przecież tego nie zrobił.

- Dobra. Teraz naprawdę sądzę, że jest idiotą - stwierdziła pogardliwie szatynka. - To palant, dlaczego w ogóle chcesz z nim podróżować?

- Jakbyś nie zdążyła jeszcze zauważyć, to on chce podróżować z nią. - Jej przyjaciel pokręcił głową z politowaniem. - Czy ty tego nie widzisz?

- Czego nie widzę? - Była poirytowana. Teodor przysunął się do niej i szepnął jej coś na ucho. Popatrzyła na niego jak na wariata. - Ale oni chyba nie...? Przecież to nie...? - On tylko szeroko się uśmiechnął.

- O co chodzi? - Ava zupełnie ich nie rozumiała.

- O nic ważnego. - Teo zbył ją machnięciem ręki. Powróciła więc do myśliwego.

- Tak, nie żyją od jakichś siedemdziesięciu lat, o ile dobrze zrozumiałam. - Uniesiony kciuk w górę potwierdził jej słowa.

- Smutne. Wszyscy ludzie zostają duchami po śmierci?

- Nie. Tylko ci, którzy mają niezałatwione sprawy na ziemi - wyjaśniła.

- A jakie oni mają sprawy na ziemi? - zaciekawił się.

- To nieszczęśliwi kochankowie. Ich rodziny bardzo się nie lubiły. Taka zakazana miłość. Niestety, zmarli młodo z powodu epidemii, która wybuchła w mieście.

Zapadło milczenie. Oboje wiedzieli, jakie pytanie teraz powinny paść. Ale ani on nie był skory do ich zadania, ani ona do odpowiedzi. Naraz Dartin z niepokojem przyjrzał się jej ręce.

- Ava... co ci się stało? - Wskazał na poranioną dłoń.

- To nic takiego. Spadłam z konia, gdy... oni mnie zaskoczyli.

- Zawalaj winę na tego chłoptasia. - Usłyszała mruknięcie kobiety.

- Może powinienem to obejrzeć?

- Jak chcesz. - Wzruszyła ramionami.

Szybko pokonał dzielącą ich odległość i delikatnie odwinął niestaranny opatrunek. Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie, ale jej ust nie opuścił najcichszy jęk.

- Nie wygląda to za dobrze. Niedokładnie to obmyłaś - stwierdził z wyrzutem. Na chwilę odszedł od niej i zniknął między, by powrócić z bukłakiem pełnym chłodnej, źródlanej wody i białym, bawełnianym materiałem. Ostrożnie, nie chcąc sprawiać jej zbyt wielkiego bólu, opłukał całe obdarte ramię. Siniaki ciągnęły się aż do barku i żeby to zrobić, musiał podwinąć jej rękaw. Przez cały czas nie odezwała się ani słowem, jedynie zaciskała zęby. Była przyzwyczajona do takich sytuacji.

Potem myśliwy starannie opatrzył jej rany. Gdy doszedł do ramienia, zmarszczył brwi. Zauważył tam podłużną bliznę. Ale nie była ona świeża. Z pewnością miała już ładnych parę lat.

- Co się stało? - zapytała, kiedy przerwał zabieg.

- Skąd masz tę bliznę? - Słysząc to pytanie, momentalnie się spięła. Co miała odpowiedzieć? „Prawdę. Opowiedz mu wszystko" - podszeptywał jakiś głosik w jej głowie. „Nie mogę mu powiedzieć... Jeszcze nie teraz, nie tutaj."

- To zły moment na takie pytania - powiedziała cicho. - Proszę, nie pytaj mnie o to. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, wszystko ci opowiem. Obiecuję, ale... jeszcze nie dziś.

Chłopak zacisnął usta i dokończył opatrywanie. „Znów te sekrety, wieczne tajemnice. Ile jeszcze ona będzie to ciągnąć?" - pomyślał zrozpaczony.

Tego wieczora więcej nie odzywali się do siebie. Po zjedzonym w milczeniu posiłku, udali się na spoczynek. Gdzieś w trakcie tego wszystkiego zniknęły duchy, Avalon nawet nie zauważyła, kiedy to się stało. Była zbyt wykończona dzisiejszym dniem. Podróż, Rina, Teodor, ponowne spotkanie z Dartinem... to wszystko sprawiło, że szybko zapadła w sen.

-***-

„Podłe... podłe... podłe..." - to słowo echem odbijało się w jej głowie. Dzwoniło w uszach. Zagłuszało myśli. - „Złamałaś przysięgę" - szepnął ostry głos. - „Znów powrócisz do przeszłości...".

„Nie!" - chciała krzyknąć, ale słowo nie opuściło jej ust.

„Tak! Znowu taka będziesz!" - Suchy, okrutny śmiech rozbrzmiał dookoła. Ale tylko ona go słyszała.

„Kim jesteś?! Czego chcesz?!"

„Strażnikiem obietnicy. Twoja została przypieczętowana śmiercią. Nie masz wyboru. Musisz się jej trzymać".

„Jak długo?"

„Zazwyczaj całe życie." - Śmiech znowu rozdarł powietrze. - „Ale nie martw się, dla ciebie mam taryfę ulgową. Czarodziej zwolni cię z przysięgi. Ale musisz wybaczyć. I tobie musi zostać wybaczone. Pamiętaj - dawne urazy blakną i tracą na znaczeniu. Nie wiń siebie. Żaden człowiek nie może cały czas tak żyć. Wybacz... wybacz sobie i innym... to nie była twoja wina... tak chciał los... przeszłości nie zmienisz... uważaj komu obiecujesz... i zacznij znowu żyć...". Ciszy szept zanikł.

Obudziła się zlana potem. Rozejrzała dookoła, ale nikogo nie dostrzegła. Był środek nocy. Dartin spał, a duchy zniknęły w lesie. Nic niepokojącego. Jej szybki oddech stopniowo wracał do normy. „Co to było?" - zapytała samą siebie. Nie wiedziała, czy powinna brać sen na poważnie, czy był to tylko wymysł jej wyobraźni.

Dużo czasu zajęło jej, nim znowu pogrążyła się w krainie snu.

.
.
.
.
.
No i co myślicie? :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro