18. Goście

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śniło jej się, że ktoś ją woła. Jakiś znajomy głos. Wzywał ją do powrotu. Ale nie miała na to najmniejszej ochoty. Było jej tak dobrze...

- Avalon! - darła się Rina. - Obudźże się wreszcie! Ava! Mamy gości!

- Co...? Co się dzieje? - mruknęła zaspana dziewczyna. „A miałam taki piękny sen..." - pomyślała ze smutkiem.

- Patrz! - wrzasnęła kobieta, zdenerwowana brakiem reakcji Avy.

I popatrzyła. Wytrzeszczyła oczy i zasłoniła dłonią usta, żeby nie krzyknąć. Otaczało ją kilka... no właśnie, co to było? Wyglądem przypominały ludzi, ale były malutkie. Dałaby głowę, że nie sięgnęłyby jej kolan. Istotki wystawały nieśmiało spośród traw i przyglądały jej się z zaciekawieniem.

- Co... to jest? - mruknęła cicho do Riny. Szybko podniosła się, ale zaraz ukucnęła przed nimi.

- Nie mam pojęcia. Może nas rozumieją? - zasugerowała.

- Witajcie - Avalon spróbowała się do nich odezwać. - Kim jesteście?

Jeden z nich poruszył się niespokojnie i zwrócił się do innych. Niestety, Ava kompletnie nic nie zrozumiała. Nie umiała nawet wychwycić jakiegokolwiek słowa w ich języku. Wydawały jakieś nieskładne dźwięki. W pewnym momencie wszystkie jednocześnie padły przed nią na twarz.

- Osz... w mordę wieloryba... - przeklęła dziewczyna.

- Chyba mają cię za bóstwo - podsumowała ciemnowłosa.

Stworzenia podniosły się. Popatrzyły na nią z uśmiechem i wypchnęły swojego towarzysza na przód. On zaczął coś mówić w ich dziwacznym dialekcie, ale nic nie zrozumiała. Widząc to, człowieczek podszedł bliżej i pociągnął ją za nogawkę.

- Zdaje się, że chce, żebym poszła z nimi. - Pytającym wzrokiem popatrzyła na kobietę.

- Idziemy - zdecydowała. - Co mamy do stracenia? - wzruszyła ramionami.

Avalon odwróciła się do istot i gwałtownie pokiwała głową, by przekazać im, że się zgadza. One wyraźnie się ucieszyły i pokazały, żeby szła za nimi. Ich trasa nakazywała zboczyć z dotychczas obranej ścieżki na prawo.

- No dalej. Na co czekasz? - ponagliła ją brunetka, sama ruszając ich śladem. Ava pociągnęła więc Pasadenę i poszła za maluchami, patrząc uważnie, by ich nie zgubić.

Droga zajęła im sporo czasu. Wzrost stworzonek nie pozwalał na stawianie długich kroków. Dziewczyna zauważyła, że podczas tej wędrówki z trawy wyłaniały się coraz to nowe stworzenia. Zamieniały kilka słów z tymi tutaj i dołączały do pochodu. Gdy dotarli na miejsce, towarzyszyła im bardzo liczna grupa niskich stworzonek.

Przyprowadzono ją do... dziury w ziemi. W zasadzie do kilku dziur w ziemi, ale zatrzymały się przed tą największą. Jeden z człowieczków wskoczył do środka, by po chwili wrócić i przekazać coś pozostałym. Zaczęły gwarzyć z ożywieniem, od czasu do czasu zerkając na Avalon. Były bardzo radosne.

- Ty. A może one chcą cię zjeść? - spytała Rina. Taka myśl zdecydowanie nie przyszła Avie do głowy. I nie była zbyt pocieszająca. Przyjrzała się uważnie istotkom, ale nie wyglądały na takie, co jedzą swoich gości. W zasadzie nie wyglądały też na takie, które byłyby w stanie ją pochwycić, ale kto wie?

Nagle maluchy umilkły. Z początku nie zauważyła tego przyczyny, dopiero po chwili zauważyła nową postać przy dziurze. Była to białowłosa staruszka. Najpierw rozejrzała się wokoło. Zatrzymała wzrok na bucie dziewczyny i powoli uniosła głowę. Patrząc na jej twarz musiała zmrużyć oczy. Machnęła ręką, by się przybliżyła, na co Avalon posłusznie ukucnęła, uważając jednak, by nie przygnieść przypadkiem któregoś z ludków. Nawet w tej pozycji była o wiele wyższa od kobiety, która musiała wysoko zadzierać głowę, by utrzymać kontakt wzrokowy.

- A więc to ty jesteś tą olbrzymką? - zapytała w końcu starowinka. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy.

- Ty... ja cię... rozumiem - wydukała, na co staruszka prychnęła.

- Oczywiście, że tak. Po prostu mówię wolniej niż reszta. Dlatego nie jesteś w stanie ich zrozumieć - wyjaśniła. Ava dopiero teraz zauważyła, że kobieta także mówi bardzo szybko. Nie spotkała jeszcze osoby, która w takim tempie wyrzucałaby z siebie kolejne słowa. Lecz, jeśli wierzyć jej słowom, inne stworzonka mówiły tak szybko, że w ogóle nie mogła ich zrozumieć.

- Kim jesteście? - Starowinka uśmiechnęła się szeroko.

- Witaj w krainie Izjondów. - Jedna z malutkich dziewczynek zbliżyła się do niej i coś szepnęła na ucho. - Izjopondów - poprawiła się, ale dziewczyna jeszcze raz coś podpowiedziała. - Izjopenondów. Uch, Izjopenundów. Niech ci będzie, Mira. Co za różnica? - prychnęła.

Jasnowłosej opadła szczęka, a Rina tylko przewróciła oczami.

- Co? - Była zdolna wykrztusić tylko to jedno słowo. Jej rozmówczyni skrzywiła się z niesmakiem.

- Izjopenundów - powtórzyła. - Ale dla nas bardziej interesujące jest twoje pochodzenie.

- Och, wybaczcie - zreflektowała się. - Nazywam się Avalon i jestem... jestem królową Olgradu. - Uznała, że przed tymi istotkami może spokojnie przyznać się do swojego pochodzenia. Co mogły jej zrobić takie maluchy?

- Wolne żarty. Naprawdę sądzisz, że jesteśmy tacy głupi? - rozzłościła się staruszka.

- Mówię prawdę - zapewniła Ava. - Jadę na południe, szukać pomocy u czarodzieja. Nie wiecie, gdzie go znajdę? - Starowinka zadumała się.

- Czyli żeś człowiekiem? - upewniła się.

- Ależ mi odkrycie - mruknęła ironicznie duszka.

- Owszem.

- Hm... Nie, nie, nie... - mruczała pod nosem siwowłosa. - To chyba nie... Być nie może...

- Naprawdę jestem człowiekiem. I... błagam was o pomoc.

- Tak, tak, tak... - Kobieta zdawała się ją ignorować. - Więc mówiłaś, że czego tu szukasz, Alon?

- Avalon - poprawiła automatycznie, co spotkało się z niezadowoleniem staruszki. - Szukam czarodzieja, ale to teraz nieistotne. Ważniejsze, że...

- Czarodzieja, a to dobre! - Roześmiała się. - Wiesz, że czarodzieje to tylko bajki dla dzieci? Lepiej daj sobie spokój i zawróć, póki możesz. - Spoważniała.

- Ale ja... - Ava chciała coś powiedzieć, ale nie dano jej dojść do głosu.

- Spokojnie, moja droga Avelo. Na wszystko przyjdzie czas.

- Na imię mam Avalon - wysyczała przez zęby. Ta istota zaczęła zdecydowanie działać jej na nerwy. Ileż można?

- To bez znaczenia - machnęła tamta ręką. - Usiądź. Pogawędźmy sobie. Miło czasem zamienić słowo z kimś, kto też wolno mówi. - Z ciężkim westchnieniem Ava usiadła na ziemi. Zanim ta kobiecinka da jej dojść do głosu, minie sporo czasu. Zerknęła na swoją ciemnowłosą towarzyszkę, która w tym momencie ze znudzeniem oglądała swoje paznokcie. Jakby miała w nosie to całe zamieszanie. - Tak, tak, tak...

- Więc... gdzie mieszkacie? - spytała. „Chyba lepiej dać jej się wygadać" - pomyślała. - „Jeśli mają mi pomóc i znajdą Dartina, to i tak nie ma znaczenia czy teraz, czy za godzinę. A ona zdaje się być jakimś szefem. Dobrze by było być z nią w przyjaznych stosunkach".

- Och, w domkach pod ziemią. Ty jesteś za duża, Avan - dziewczynie nie chciało jej się już poprawiać starowinki - więc niestety nie możemy zaprosić cię do środka. Mówisz, że zmierzasz na południe... hmm... strzeż się Gulów.

- Kogo? - zdziwiła się Ava.

- Guklów... Gulonów... Galów... Galonów... Guglów... - usiłowała przypomnieć sobie prawidłową nazwę. - Ach, Gluków. Tak, to chyba byli Glukowie. Też są tacy wysocy, jak ty, nawet wyżsi... i kolorowi, o tak. My ich nie lubimy. Stare czasy. Oni - ogromni, my - malutcy. Nie lubimy się. O, nie... - Znów zaczęła mruczeć coś pod nosem. Ava zaczęła już tracić nadzieję, że czegokolwiek się dowie. W tym tempie i do wieczora nie skończą tej „dyskusji". - Co cię do nas sprowadza? - Niespodziewanie jednak odezwała się.

- Chciałam prosić... - zaczęła, ale ponownie jej przerwano.

- Ach tak... Nie, nie wiemy, gdzie szukać czarodzieja. Niestety, żaden nas dotąd nie odwiedził - oświadczyła.

- Ależ nie... chodzi o mojego towarzysza. - Avalon w końcu udało się dojść do głosu. Kobieta popatrzyła na nią ze zmarszczonymi brwiami.

- To jest was więcej? - zdziwiła się. - Niebywałe... od lat nikt tu nie zawitał, a teraz nagle...

- Zgubiliśmy się wśród traw. I nie mogę go odnaleźć - przerwała jej dziewczyna. Uznała, że już lepiej przerwać rozważania staruszki, niż czekać tu do później nocy.

- Ach! Trzeba było tak od razu! - Roześmiała się najstarsza z Izjopenundów. Przywołała do siebie kilku młodszych przedstawicieli tej rasy i powiedziała do nich kilka słów, które były zbyt szybkie i niezrozumiałe dla Avy. Posłańcy rozbiegli się na wszystkie strony. Jedni wskoczyli do małych ziemnych norek, inni zniknęli pośród traw. - I już. - Uśmiechnęła się szeroko. - Wici rozesłane. Jak dobrze pójdzie, jeszcze przed zachodem słońca przyprowadzą tu twojego towarzysza. A z pewnością będzie tu przed świtem.

- Naprawdę? - Nie wierzyła własnym uszom. - Dacie radę to zrobić?

- Oczywiście. - Dumnie wypięła pierś do przodu. - Jesteśmy Izjonami... Izjopami... Czy tam Izjopenundami, znamy te ziemie jak własną kieszeń. Niemal pod całym obszarem traw ciągną się nasze labirynty, tunele i przejścia. Tak, tak, moja droga. My się tu nie zgubimy. W podziemiu każda grota czy dziura jest inna. Nie tak łatwo się zgubić, o nie. - Znów zamilkła zamyślona. Avalon zaczęła zastanawiać się nad zachowaniem siedzącej przed nią istoty. A było ono nadzwyczaj dziwaczne... Potrafiła zawiesić się nagle, nie odzywać przez dłuższą chwilę, by następnie zacząć nie do końca związany z głównym tematem rozmowy wywód. „Ciekawe, co teraz nam powie?" - pomyślała. Zgodnie z jej przewidywaniami, po pewnym czasie kobiecinka ponownie rozpoczęła rozmowę. - Skoro i tak czekamy, może opowiem ci co nieco o nas.

- Trzy godziny nawijania jak nic - westchnęła z dezaprobatą Rina. Ava nic nie odpowiedziała, gdyż rozmawianie z powietrzem mogło wydać się dziwne nawet tak małym ludkom. Pomyślała jednak, że zasadniczo i tak nie ma nic lepszego do roboty. A skoro starowinka udzieliła jej pomocy, dlaczego nie miałaby jej wysłuchać? Choćby z grzeczności.

- A więc tak...

.

.

.

.

Cześć i czołem ;)
Udało mi się wrzucić dzisiaj! Jeej :D
Cieszycie się? Chociaż trochę? ;)
Postaram się dodać jeszcze coś przed świętami. Wiecie... gdyby było więcej gwiazdek i komentarzy to może bym się bardziej zmotywowała? :P Nie no, żartuję. Wrzucę tak czy siak jak przyjdzie pora (bo przede mną kolejny CUDOWNY tydzień...).

Tak więc buziaczki i do następnego ;*

diffciara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro