8. Bóstwo Langwinów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po kilkunastu minutach wspinaczki dotarli na górę. Dartin obudził się pod drzewem, mógł więc o własnych siłach wejść po schodach. Chłopak był bardzo przygnębiony. Niedawno dowiedział się o ucieczce psa. Nie mógł uwierzyć, że Ango tak po prostu go opuścił. Tyle już razem przeżyli... Miał tylko nadzieję, że nic mu się nie stało. Że nie został postrzelony lub ranny.

Dwór był ogromną platformą o wysokim, strzelistym dachu. W całości wykonany był ze srebrnego drewna. Przed wejściem zatrzymali ich strażnicy, którym Wizutoli wyjaśnił całą sprawę. Następnie zostali poprowadzeni do holu, gdzie powitało ich kilka Langwinek. Ich wiek wahał się od około szesnastu lat do sześćdziesięciu. Ubrane były identycznie, w długie, szare suknie z szerokimi rękawami.

- Zanim zobaczycie się z bóstwem musicie się przebrać - oświadczyła nieznoszącym sprzeciwu tonem najstarsza z nich. - Nie możemy pozwolić, by On zobaczył was w takim stanie. - Skrzywiła się nieznacznie widząc ich podniszczone stroje. Avalon chciała powiedzieć, że nie zajmą dużo czasu i niepotrzebny jest ten kłopot, powstrzymała się jednak. Czuła, że lepiej nie zadzierać z tym paniami.

Zaraz potem każdy z nich został zaprowadzony do innego pomieszczenia. Dziewczyna znalazła się w dużym, jasnym pokoju. Stało w nim szerokie łoże z białą pościelą i artystycznie zdobiona szafa. Avą zajęły się trzy służki, wśród nich ta najstarsza.

- Najpierw musimy ją obmyć - stwierdziła.

Polegało to głównie na oczyszczeniu jej splątanych włosów. Po tylu nocach spędzonych na ziemi nie były zbyt czyste. Wyszorowała także swoją twarz i ręce. Następnie kazano jej zamienić swoje ubranie na suknię podobną do tych, jakie nosiły Langwinki. Okazała się ona jednak przykrótka i zbyt szeroka.

- To jest pewien problem - przyznała jedna z nich, o ciemnych włosach.

- Istotnie, niezbyt elegancko to wygląda - dodała druga, złotowłosa.

- Ale przecież nie pokaże się przez bóstwem w jej starych ubraniach! - przeraziła się najstarsza.

Trudno było nie przyznać im racji. Sukienka sięgała nieco za kolano, w pasie zmieściłaby się jeszcze jedna osoba, a rękawy wyglądały bardzo źle.

- Co więc robimy? - Popatrzyły po sobie niepewnie.

- A gdyby szybko doszyć pas u dołu i do rękawów? Powiedzmy biały lub srebrny? - zaproponowała jasnowłosa.

- A szerokość? Czarno to widzę.

- Weźmiemy wstęgę. Lepsze to niż jej stare ubranie.

Podczas całej dyskusji nie zwracały uwagi na Avalon, która przysłuchiwała im się z konsternacją. "O co tyle krzyku?" - myślała. - "Przecież moje ubrania są całkiem dobre. Miałyby mniej roboty. A może to całe bóstwo ma jakieś dziwne wymogi dotyczące stroju?" - zastanawiała się. Czekając, wygodnie rozłożyła się na wielkim łożu. Była ciekawa tego bóstwa. Kim mógł lub mogła być, skoro kazał prowadzić do siebie każdego napotkanego człowieka?

Służące rzeczywiście uwinęły się bardzo szybko. Nie minęło nawet pół godziny, gdy wróciły z sukienką. Ta prezentowała się już o wiele lepiej. Do ideału sporo jej brakowało, ale jak na poprawianą w wielkim pośpiechu była wręcz wspaniała.

Langwinki popatrzyły po sobie usatysfakcjonowane.

- Buty niestety musi ubrać stare - westchnęła ciemnowłosa. - Nasze trzewiki są za małe.

- Za chwilę ktoś przyniesie ci jedzenie - poinformowała Avę najstarsza. - Do Niego udacie się, gdy skończą szykować strój chłopakowi. - Potem wyszły. Były to pierwsze słowa skierowane bezpośrednio do dziewczyny.

Niedługo później dostarczono jej posiłek. Składał się on z lekkiej zupy, placków przypominających chleb oraz jakiegoś nieznanego jej napoju. Smakowało całkiem dobrze.

Zastanawiała się, jak poradzą sobie z ubiorem dla Dartina. Z koszulą i spodniami było zapewne zdecydowanie więcej roboty.

Po pewnym czasie przyszła po nią złotowłosa służka.

- Chodź. - Kiwnęła na nią głową. "Nie jest to szczególnie rozmowny naród" - pomyślała z pewnym rozbawieniem dziewczyna.

Na korytarzu spotkała wystrojonego Dartina. Musiała przyznać, że szwaczki nieźle poradziły sobie z jego ubraniem. Myśliwy natomiast stwierdził, że Ava jeszcze piękniej prezentuje się w kobiecym stroju oraz że w szarości i srebrze bardzo jej do twarzy.

- Jak się czujesz? - spytała cicho, gdy przemierzali korytarz w drodze na spotkanie tajemniczego bóstwa.

- Mogło być gorzej. Ale nie narzekam. - Uśmiechnął się lekko.

Znaleźli się pod ogromnymi, fantazyjnie rzeźbionymi drzwiami. Ich przewodniczka pchnęła je lekko i weszła do środka.

- Panie - mówiła ze spuszczoną głową - oto dwoje ludzi napotkanych u wschodniej granicy państwa.

- Dziękuję, Helimolu. Zostaw nas teraz. - Langwinka skłoniła się i szybko opuściła salę. - A wy podejdźcie bliżej - zwrócił się do wciąż stojących przy drzwiach dziewczyny i młodzieńca.

Powoli zbliżyli się do srebrnego tronu znajdującego się po drugiej stronie sali. Pilnowało go czterech strażników a kilku innych na baczność prężyła się przy ścianach. Na tronie siedział niepozorny mężczyzna, na oko nieco wyższy od Langwinów.

- A więc to wy jesteście pierwszymi od wielu lat podróżnymi odwiedzającymi tę krainę. - Z uwagą im się przyglądał.

Dziewczynie wydało się, że skądś go zna. Było to bardzo nieprawdopodobne, ale jednak...

- Jak się nazywacie? - spytał. Dartina pobieżnie zlustrował, znacznie dłużej zatrzymał wzrok na Avie.

- Ja jestem Dartin, a to Ava. - Młodzieniec przejął inicjatywę wobec milczenia dziewczyny.

- Ava... - Siedzący na tronie zmarszczył brwi. Nagle gwałtownie zerwał się z miejsca i głośno odezwał się zmienionym głosem: - Wszyscy wyjdźcie. Zostawcie mnie z moimi gośćmi.

Strażnicy, choć nieco zdziwieni, nie protestowali i już po chwili pomieszczenie opustoszało.

- To niemożliwe... - szepnął Pan Langwinów, podchodząc do nich bliżej. - Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię spotkam, Avo. Czy może raczej Av...

- Randi! - wykrzyknęła ze zdumieniem. - Ty... jakim cudem... - Przyglądała mu się z niedowierzaniem. Oboje rzucili się w swoje ramiona. Po chwili odsunęli się, ale nadal nie mogli w to uwierzyć. Bez słowa wpatrywali się w siebie. - Jak to się stało? Bóstwo Langwinów? - Pierwsza przerwała milczenie Avalon.

- To długa historia. Ważniejsze, co ty tu robisz?

- Podróżuję. To także długa historia. - Roześmiali się.

Przerwało im znaczące chrząknięcie myśliwego. Od początku tego spotkania przyglądał się tej dwójce. Domyślał się, że to starzy znajomi, ale nic więcej.

- Czy ktoś mi wyjaśni, co się tu dzieje? - spytał niepewnie.

- A to kto? - zdziwił się Randi. - Jesteście razem? A co z...

- Dartinie, Randi to mój przyjaciel z dzieciństwa. Czy mógłbyś na razie nas zostawić? Mamy sporo do nadrobienia.

- Och, oczywiście. - Nie dał po sobie poznać, że jej słowa go uraziły i szybkim krokiem opuścił salę.

- Kto to? - ponowił pytanie mężczyzna, gdy za młodzieńcem zamknęły się drzwi.

- Myśliwy. Przyczepił się do mnie na początku wyprawy i nie chce dać mi spokoju. - Skrzywiła się lekko. - Nie wie nic o Larottcie ani o tym, że jestem królową. Nawet nie zna mojego pełnego imienia.

- I mimo tego nadal z tobą podróżuje? Dziwne. Ale co ty tu w ogóle robisz? Czy królowa nie powinna być u boku męża? - Ona tylko uśmiechnęła się smutno.

- On nie żyje - powiedziała cicho.

- Jak to? Przecież... taki młody...

- Właśnie dlatego ta podróż. - Opowiedziała mu o tajemniczej staruszce i poszukiwaniach w bibliotece. Uważnie wysłuchał całej historii, po czym spytał:

- Wierzysz w to? To równie dobrze może być zwykła legenda albo wymyślona bajka.

Popatrzyła mu w oczy.

- A co innego mi pozostaje? - Randi westchnął głęboko, nie znajdując dla niej rady. Milczeli chwilę. - A jak ty się tu znalazłeś?

- Ci Langwinowie to naprawdę przesądny lud. - Uśmiechnął się mężczyzna. - Wyruszyłem akurat do lasu na polowanie. Przez trzy dni nie mogłem nic złowić, więc zapuściłem się nieco dalej niż zwykle - opowiadał. - Zauważyłem akurat pięknego ptaka i, jak to ja, za wszelką cenę chciałem go postrzelić. W końcu mi się to udało, ale... ptak spadł akurat w sam środek kręgu Langwińskich mędrców odprawiających swoje rytuały. Nie pamiętam dokładnie, o co chodziło - zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć. - Chyba mieli kogoś osądzić... Nieważne. W każdym razie chciałem iść po mojego ptaka, ale oni mnie zatrzymali. Poprosili mnie o radę. I wydała im się bardzo mądra, więc... Oto jestem tutaj.

- Tak po prostu? - zdziwiła się Ava.

- A, nie. Jeszcze była kwestia tego patyka.

- Jakiego patyka? - Teraz już kompletnie nic nie rozumiała.

- Choć raz przydał mi się mój wzrost. - Randi był niski jak na mężczyznę, odrobinę niższy nawet od Avalon. - Chodzi o to, że oni mają taki przesąd. Ich królem może być tylko ten, kto będzie się różnił od nich wzrostem o długość takiego specjalnego patyka. To głupota, wiem, ale akurat ja jestem od nich dokładnie tyle wyższy.

- Ten naród z każdą chwilą jest coraz dziwniejszy - mruknęła dziewczyna.

- Nie masz pojęcia jak bardzo. - Roześmiał się. - Och, Avalon. Nawet nie wiesz, jak cieszy mnie twój widok - westchnął.

- Mnie także. Długo już tu jesteś?

- Spotkałem ich... sądzę, że minęło już pięć lat.

- Tak długo? - zdziwiła się. - I od tego czasu nie widziałeś rodziny?

- Niestety. Oni nie wiedzą nawet, że jestem człowiekiem. To skomplikowane.

- Tak mi przykro...

- To co zamierzasz teraz? - spytał mężczyzna po chwili milczenia. - Ruszasz dalej?

- Tak. Długa droga przede mną.

- Ten Dartin jedzie z tobą?

- Chyba nie zechce zawrócić. Naprawdę mam go czasem serdecznie dość.

- Jeśli chcesz - zaczął niepewnie - mogę go zatrzymać na dzień lub dwa.

- Nie wiem - zawahała się. - Muszę to przemyśleć.

- Myślę, że już pora na obiad. - Szeroko uśmiechnął się Randi i zadzwonił srebrnym dzwoneczkiem.

.

.

.

.

.

Hejka. Z racji tego, że jestem chora, macie nowy rozdział już dzisiaj :) W tym tygodniu na pewno pojawi się jeszcze jeden, może dwa.

Proszę każdego o zostawienie chociaż krótkiego komentarza, to bardzo motywuje do dalszej pisaniny ;)

diffciara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro