*30*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciemnowłosa wyszła z budynku i podeszła do jeep'a po potrzebne rzeczy. Po czym przejrzała porzucone samochody. Miała farta i udało jej się wypompować łącznie piętnaście litrów paliwa. To nie za dużo, ale chociaż coś. Włożyła kanister do jeep'a i następnie poszła sprawdzić sklep by nie czekać bezczynnie.

Ostrożnie weszła do sklepu z łukiem przed sobą. Wcześniej uderzyła w niezbitą cześć szyby by sprawdzić czy jakiś sztywny jest w środku, ale jak na razie żaden się nie pojawił. Sklep w większości został splądrowany, jedyne co zostało to przeterminowane jedzenie. Niektóre półki zostały przewrócone, pełno też szkła na posadzce i w niektórych miejscach rozlana jest jakaś ciecz. Amara przeszła obok chłodziarki by przedostać się na koniec pomieszczenia gdzie znajduje się kasa. Zasłoniła szybko nos gdy poczuła cuchnący odór rozkładającego się jedzenia z chłodziarki. Szybko przeszła obok i podeszła do kasy. Przeskoczyła przez murek i zaczęła grzebać w szafkach pod kasą. Jedna była zamknięta na kluczyk dlatego ciemnowłosa wyjęła nóż i podważyła zamek, który po chwili szamotania puścił. Otworzyła szafkę, w której okazało się że jest pistolet. Wzięła go i sprawdziła magazynek, pełny, ale dodatkowych naboi w szafce nie znalazła. Schowała broń do torby i wyszła zza kasy.

Dalej przeglądała półki mając nadzieje na znalezienie czegokolwiek przydatnego. Gdy przechodziła obok przewróconego stojaka z różnymi czasopismami, komiksami, a nawet gazetkami dla dorosłych rzuciła się jej w oczy kupka, która jest dziwnie wybrzuszona jakby coś pod nią było. Uklęknęła i podniosła pornosy pod którymi akurat to coś się znajduje. Paczka czekoladowych cukierków. Uśmiechnęła się i przerzuciła resztę papierów gdzie jeszcze leżały pod nimi dwie puszki fasolki, które nie są jeszcze przeterminowane. Schowała wszystko do torby i podniosła się z ziemi. Zatrzymała się jeszcze chwile zanim wyszła z sklepu i szybko chwyciła jedną gazetkę dla dorosłych. Wyszła na zewnątrz i podeszła do jeep'a. Oparła się o maskę i zerknęła na warsztat czy Gadriel wychodzi czy nie. Ale nie było go widać wiec otworzyła gazetkę i zaczęła ją przeglądać. Ciała mężczyzn jak marzenie, pomyślała gdy oglądała zdjęcia. Amara nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn. Miała tylko dwóch partnerów przed końcem świata. I nie były to piękne i długotrwałe związki. Zamknęła gazetkę zanim całą przejrzała. Postanowiła że później dokończy i schowała ją do torby. Gadriel'owi chyba nie spieszy się by wracać, pomyślała gdy nadal jeszcze nie wyszedł z warsztatu. Dlatego poszła sprawdzić. Weszła do środka i rozejrzała się. Gdy nie zauważyła szarookiego zawołała go. 

-Gadriel?!

-Tu jestem!- zawołał z innego jeszcze pomieszczenia niż te w których była. Nawet nie zauważyła jeszcze tych dodatkowych drzwi.

-Masz wszystko?- zapytała zatrzymując się przy stole pod ścianą gdzie porozrzucanych jest wiele śrubek i podobnych tego typu rzeczy. Wzięła do reki grubą ale krótką rurę.

-Tak.- usłyszała tuż za sobą głos szarookiego. Odwróciła się przodem do niego i zdała sobie sprawę że jest naprawdę bardzo blisko niej.

-Wiec możemy wracać?- leniwie skinął głową choć nie miał jeszcze na to ochoty i zbliżył się o krok do niej z lekkim uśmiechem na twarzy. Amara poczuła jak atmosfera robi się napięta. Był znacznie za blisko przez co zaczęła czuć się osaczona. Chyba ta wyprawa nie była pretekstem tylko po to by ją wyciągnąć poza farmę? Gdy o tym pomyślała zmarszczyła brwi i upuściła specjalnie trzymaną w dłoni dość ciężką rurę, która upadła bezpośrednio na jego stopę. Mężczyzna zacisną mocno szczękę by nie wydać z siebie żadnego dźwięku i by nie pokazać że to go boli.

-Oh, przepraszam, ale ze mnie niezdara.- powiedziała uroczo jakby na prawdę było jej przykro z tego co się stało.

-Nic się nie stało.- powiedział siląc się na uśmiech choć to cholernie bolało. Kobieta przybrała na twarz sztuczny przepraszający uśmiech, a gdy go wyminęła i ruszyła do wyjścia przybrała poważny wyraz twarzy. Była zła. Co on sobie myślał? Że zrobią szybki numerek? Może to i koniec świata, ale to nie znaczy że będzie sypać z każdym napotkanym facetem, który jest na nią napalony. Palant.

Nagle włączył się alarm samochodowy. Oboje szybko wybiegli na zewnątrz by sprawdzić o co chodzi. Zobaczyli jak dwójka ludzi majstruje przy samochodzie, którym tu przyjechali.

-Odsunąć się już! Albo was zabije!- warknęła Amara mierząc z łuku do niechcianych przybyszów. Młoda para, kobieta i mężczyzna po dwudziestce widząc ich szybko odsunęli się od pojazdu z uniesionymi rękoma.- Gadriel wyłącz to cholerstwo zanim będziemy mieli na głowie całe stado sztywnych!- szarooki szybko podbiegł do jeep'a by to zrobić. Po chwili alarm zgasł.

Amara spojrzała na dwójkę przed nią. Nie wyglądają najlepiej, są brudni i spoceni oraz wyglądają na przestraszonych.

-Proszę nie zabijajcie nas.- zaczął błagać czarnowłosy chłopak.- Odejdziemy i nigdy więcej nie zobaczymy się, przysięgam.

-Nie wiedzieliśmy że to czyjś samochód. Na prawdę, obiecujemy.- powiedziała trzęsącym się głosem dziewczynka o długich i jasnych blond włosach, które ma związane w warkocza, który jest trochę już popsuty.

-Macie broń?- zapytała ostro nie opuszczając łuku i przyglądała się im uważnie.

-Mam tylko maczetę.- powiedział czarnowłosy.

-A ja nóż.- dodała blondynka.

-Gadriel, sprawdź ich.- rozkazała nie przestając wbijać spojrzenia w tą dwójkę. Szarooki niepewnie i zaskoczony zachowaniem Amary sprawdził ich szybko. Nie mieli żadnej innej broni. To uspokoiło ciemnowłosą i opuściła broń, a jej twarz złagodniała.

Kilka warknięć i charczeń padło od strony lasu. Cała czwórka spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyli jak spomiędzy drzew wychodzą sztywni.

-Cholera.- żachnęła Amara.- Do warsztatu.

Wszyscy szybko udali się do budynku. Amara zauważyła że dziewczyna utyka na lewą nogę i chłopak musiał ją wziąść pod ramie gdy wbiegali do warsztatu. Gadriel zasunął klapę, gdy to robił mogli zobaczyć sporo szwedaczy idących prosto w ich kierunku. Szarooki zamknął klapę na klucz na wszelki wypadek. Po paru chwilach mogli słyszeć jak umarli zaczęli walić w metal by dostać się do środka.

-Jest tu jeszcze inne wyjście?- zapytała Amara.

-Tak, ale jest zamknięte. Sprawdzałem je wcześniej.- odpowiedział Gadriel.

-No i super. Jesteśmy w potrzasku.- warknęła ciemnowłosa.

~~~~

Gadriel i Amara siedzieli pod ścianą czekając już ponad dwie godziny. Ale nadal było słychać jak sztywni dobijają się do środka. Ciemnowłosa obserwowała dwójkę, która siedziała pod inną ścianą i tuliła się do siebie jakby zaraz mieli zginąć. Właściwie to jest taka możliwość. Rogers westchnęła ciężko. To przez nich tu utknęli. Była zła bo była bezsilna. Nie miała pomysłu jak się stąd wydostać. A minęło już prawie trzy godziny od kiedy opuściła farmę. Powiedziała Jason'owi że wróci po tym czasie. Pewnie zaczyna już się powoli martwić.

Gadriel trochę porozmawiał z tą dwójką pod ścianą. Dowiedział się że nazywają się Diana oraz Wiktor i że są parą. Na początku tego całego cyrku mieli grupę, ale około miesiąca temu stracili ją i teraz podróżują sami. Teraz pomieszkują w chatce w lesie. Amara na początku nie była zachwycona że szarooki był tak miły że poczęstował ich swoją wodą z torby i dał im też trochę jedzenia. Przecież to oni wpakowali ich w to bagno, a mają być dla nich jeszcze mili? Jednak stopniowo złość jej zaczęła przechodzić. Byli sami, mieli tylko siebie. Też dużo stracili i to zmiękczyło Amarze serce. Byli niewinnymi ludźmi, którzy nie zasługują na życie w tak okrutnym świecie.

-Ilu sztywnych zabiliście?- zapytała ich pierwszy raz od dwóch godzin, które tu spędzili. Dwójka spojrzała na nią niepewnie.

-Kilku, nie liczyłem.- powiedział Wiktor.

-A ilu ludzi?

-Żadnego.- odpowiedział chłopak dziwiąc się jej pytaniem.

-Dlaczego?

-To złe i chore.- odpowiedział tym razem blond włosa Diana.

-Wiec uważajcie. Najwyraźniej mieliście farta i nie napotkaliście jeszcze ludzi, którzy z ochotą poderznęli by tobie gardło Wiktor, a tobie Diano zrobili by coś okrutnego i zostawili na pastwę losu. Nawet gdybyście błagali i oddali im wszystko co mielibyście, nie zlitowali by się nad wami. Kiedyś będziecie musieli zabić aby się ochronić. To nieuniknione jeśli naprawdę chcecie żyć.- jej głos gdy to mówiła był bezbarwny i bez emocji. Byli wystraszeni tym co powiedziała i zaczęli się nawet jej obawiać. Amara chciała by byli świadomi zła, które jest nawet gorsze od sztywnych. Ludzie. To oni są prawdziwymi potworami.- Świat już nie jest bezpieczny, rządzą nim potwory.

-A ty? Zabiłaś jakąś osobę?- zapytała niepewnie Diana trzymając się kurczowo ramienia swojego chłopaka. Amara przytaknęła jej.- Dlaczego?

-Troje by skończyć ich męki, gdy zostali ugryzieni. A inną trójkę bo próbowali skrzywdzić ludzi, którzy ze mną byli. Musiałam je chronić.

Wspomnienie

Po tym jak Amara straciła grupę i zabrała ze sobą Alex oraz Jassmy ratując im przy tym życie podróżowały i długo nie zostawały w jednym miejscu. Rogers nie zwracała uwagi jak długo już są w ciągłej drodze, cały czas myślała jak utrzymać je przy życiu i jednocześnie szukać Jason'a oraz Benny'ego.

Alex dodała kilka patyków do ognia, który powoli zaczął gasnąć. Zrobiły sobie tymczasowy obóz w lesie by odpocząć i nabrać sił. Amara wyszła z ich jedynego namiotu z łukiem w reku. Przez cały dzień niczego nie jadły, a ostatnio Jassmy miała grypę i nadal jest jeszcze osłabiona. Rogers postanowiła że pójdzie zapolować. Wcześniej wolała nie zostawiać dziewczyn samych, ale tym razem sytuacja była inna. Musiały coś zjeść, a po drodze niczego nie znalazły.

-Pilnuj siostry. Za niedługo wrócę.- powiedziała ciemnowłosa do siedzącej przy ognisku Alex. Dziewczyna niemrawo skinęła głową.

Po prawie trzech godzinach udało się Amarze upolować cztery króliki. Zadowolona zaczęła wracać do ich obozowiska. Akurat zaczęło się powoli ściemniać wiec wyrobiła się w czasie. Gdy była coraz bliżej usłyszała dziewczęce krzyki o pomoc i łkanie. Przeraziło ją to bo dziewki dochodziły od strony obozowiska. Biegiem ruszyła przed siebie nakładając na cięciwę łuku strzałę. Gdy dotarła na miejsce aż ją zmroziło. Jeden mężczyzna trzymał Alex, która próbowała mu się wyrwać i błagała aby zostawili jej siostrzyczkę w spokoju. Dwóch innych przyciskało do ziemi Jassmy. Jeden trzymał ją za dłonie i klęczał przy jej głowie, a drugi był pomiędzy jej nogami i zdzierał z niej ubranie. Amara czuła jak łzy napływają jej do oczu i jak szaleńcza furia przejmuje jej ciało. Puściła strzałę, która trafiła w głowę mężczyznę który trzymał Alex. Po czym odrzuciła łuk i chwyciła za maczetę przyczepioną do paska. Jednym zamachnięciem odrąbała głowę mężczyźnie, który trzymał Jassmy za ręce. Krew bryznęła plamiąc ją i Jassmy. Następnie zrzuciła z dziewczyny trzeciego faceta i zaczęła dźgać go w klatkę piersiową. Wszystko działo się tako napastnicy nie mieli szans by jakkolwiek zareagować i obronić się. Alex podbiegła do siostry i objęła ją mocno odciągając od Amary, która nie przestała zadawać ciosów nawet gdy mężczyzna już nie żył. Była w amoku, była przemoczona w ich krwi. I nie zapowiadało się by miała zamiar przestać.

-Błagam przestań!- dopiero przerażony i trzęsący się głos Alex obudził ją z amoku. Amara zatrzymała się rękę gdy miała kolejny raz dźgnąć martwego już mężczyznę. Był podziurawiony jak ser. Ciemnowłosa wystraszona tym co zrobiła puściła ostrze i zeszła z mężczyzny cofając się do tyłu. Z szokiem patrzyła na martwe ciała i na płaczące siostry. Nie potrafiła nic z siebie wydusić. Podwinęła nogi pod brodę i owinęła je ramionami. Właśnie kogoś zabiła. Właśnie kogoś zabiłam, zabiła. Co ja zrobiłam?Te słowa rozchodziły się w jej głowie jak dudniące echo kilku zmieszanych ze sobą głosów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro