17.| Szukasz czegoś?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowy Orlean, 2022

W rezydencji Mikaelsonów trwała zażarta walka. Mimo że wilkołaków było więcej od wampirów, to byli niczym w stosunku do rodzeństwa pierwotnych. Nawet im nie pomagała moc, którą dała im Mary. Byli zbyt słabi dla pierwszych wampirów.

Każdy mieszkaniec tego domu bronił tego, co kocha. Rodzina ponad wszystko, a do tego żadne wilki nie będę ich nawiedzać w ich własnym azylu. Jedynie Katherine była na przegranej pozycji, ale dawała sobie radę.

Klaus stał się prawdziwą bestią w tej chwili. Zabijał, jak popadnie. W końcu robił to, co potrafił najlepiej, czyli odbierać swoim ofiarą ich jedynego życia, a do tego był wściekły, że nic nie zauważył. Żył pod jednym dachem z wiedźmą, którą kiedyś zabił. Jak mógł to nie zauważyć? Jak mógł się nie zdezorientować, że to nie jego słodka Caroline? Nic nie zauważył, bo jego duma była zbyt duża, żeby zignorować słowa Damona, który mówił, że jest pantoflarzem. Niklaus się obwiniał, że pozwolił Mary przejąć ciało jego ukochanej.

Niklaus pokonywał swoich wrogów z łatwością. Ciągle był w ruchu i zabijał przeciwników. To była jego druga natura. Mroczność w nim była od zawsze, jedynie przy Caroline można było, dostrzec w nim światłość, która nie była widoczna gołym okiem. Jednak przy młodej wampirzycy był lepszą wersją siebie. Kochał ją.

– Cholera! – zatknął, kiedy zauważył, że wśród nich nie ma Mary Robinson. Jak mógł tego nie zauważyć? Niestety czarownica go przechytrzyła, a tego nie chciał nawet dopuścić do świadomości. Udał się w stronę swojego brata, wciąż zabijając wilkołaków. – Elijah, mamy problem. Mary zniknęła i podejrzewam, że poszła szukać kołka, którym można nas zabić – wytłumaczył.

– Musisz ją znaleźć jak najszybciej!

Niklaus jedynie kiwnął głową, a następnie oddalił się od zaciętej walki, a po drodze zabijając wilkołaków.

***

Mimo że nie była tak silna, jak Mikaelsonowie, to doskonale dawała sobie radę. Zabijała wilkołaków, jak popadnie, niestety ich robiło się coraz więcej. Nigdy nie była słaba, jednak była na przegranej pozycji. Kiedyś zapewne uciekłaby, chroniąc swoje życie, ale nie teraz, miała o co walczyć – o przyjaźń. Przez pięćset lat była sama, jednak nie dzisiaj. Od pięciu lat miała przy swoim boku najlepszą i jedyną przyjaciółkę, a Katherine nie wyobrażała sobie życia bez niej. Nie chciała nawet myśleć, jak wyglądałoby jej życie bez blondynki. Caroline stała się dla niej kimś ważnym – była jej najlepszą przyjaciółką. Teraz chciała, żeby Forbes wróciła do swojego ciała, żeby miała nad nim kontrolę.

Wilkołaków było już znacznie za dużo, żeby Katerina mogła dać sobie radę. Nawet nie zauważyła, kiedy jeden z nich próbował zaatakować ją od tyłu, ale w porę dostrzegł to Elijah, który ruszył z pomocą. Z łatwością zabił go, pozbawiając go życia. Zaskoczona brunetka nie wiedziała, co powinna zrobić, jednak po chwili się opanowała.

– Dziękuję – szepnęła wdzięczna.

– Nie musisz mi dziękować. To już mój obowiązek, żeby cię chronić.

– Nigdy ci nie kazałam mnie bronić – sprzeciwiła się Pierce. – Nie musisz.

– Czuję się winny, że pięćset lat temu stanąłem przy Niklausie, a powinienem być przy tobie. Stanąłem po stronie mojego brata.

Szczerze mówiąc, Katherine mogłaby już nie żyć, gdyby nie pomoc pierwotnego, za co była wdzięczna. Brunetka czuła, że nigdy go nie przestała kochać, jednak musiała te uczucia schować na dnie serca. Nie mogła pozwolić sobie na słabość. Między nimi trwała piękna miłość, jednak oboje nie potrafili się do tego przyznać przed sobą. Zawsze uciekali w takich sprawach, teraz byli zagubieni. Elijah był jej jedynym mężczyzną, którego kochała, a to uczucie zaczyna wracać. Oboje musieli odnaleźć siebie od nowa, ale oni zawsze byli cicho i nigdy nie słuchali swojego głosu serca. Katherine i Elijah trwali w rękach miłości, a miłość rosła na sile. Tylko musieli zrobić pierwszy krok, niestety nie zapowiadało się, żeby szybko to nastąpiło.

***

Klaus szybko się znalazł w pomieszczeniu, gdzie ukrył kołek białego dębu. Jak się spodziewał, tam zastał Mary, a ona tam szukała broni na pierwotnych, jednak była dobrze ukryta.

– Szukasz czegoś? – zapytał się, zwracając uwagę blondynki.

Niklaus stawał się coraz bardziej wkurzony, gdy patrzył na ciało swojej ukochanej, jednak Caroline tam nie było. Miał ochotę rozszarpać Mary, jednak nie mógł. Musiał odzyskać Caroline.

– Niklaus – powiedziała czarownica, jednak ciemnowłosy blondyn jej przerwał.

– Tylko rodzina może się do mnie zwracać pełnym imieniem – odparł Nik. – Już dawno powinnaś zacząć uciekać.

– Bo co mi zrobisz? Zabijesz? – prychnęłam Mary Robinson. – Jesteś za słaby. Miłość cię osłabia. Kiedyś byś rozszarpał każde ciało bez zastanowienia, a teraz jesteś bezradny. Mam nad tobą przewagę.

– Znajdę sposób, żeby cię wyciągnąć z ciała Caroline – rzekł Klaus. – Odeślę cię tam, gdzie twoje miejsce!

– Nic nie możesz zrobić – zaśmiała się czarownica, a Klausa złapał ją za szyję i przyczepił do ściany. – I co? Zabijesz mnie?

Mary czerpała z tego jak najwięcej satysfakcji. Ją bawiła słabość pierwotnego. Jednak taki silny, ale przy ukochanej kobiecie jest bezradny. Caroline była słabością Klausa, a Mary to wykorzystała przeciwko mu. Teraz to ona kierowała sznurkami, a Niklaus nie potrafił nic zrobić.

Po chwili mieszaniec poczuł w swojej głowie okropny ból, który spowodowany był czarami. Przetknął, upadając na kolana. Patrzył się na wiedźmę morderczym wzrokiem.

– Do zobaczenia wkrótce – odezwała się kobieta, a następnie zniknęła za drzwiami. Jak najszybciej wymknęła się z tego domu.

***

– To już wszyscy – odparła Rebeka, szturchając martwe ciało obok siebie. Będzie dużo sprzątania, pomyślała blondynka, widząc cały salon. Okropny bałagan. – Gdzie Nik?

– Właśnie, gdzie jest Klaus? – zapytał się Kol.

– Na górze – odpowiedział Elijah. – Razem z Mary Robinson.

– I dopiero teraz na to mówisz? – spytała się panna Mikaelson, a następnie wampirzą szybkością pobiegła na górę, a za nią reszta mieszkańców tego domu. Ostatnia była Freya, który nie była wampirzycą i nie potrafiła się tak szybko przemieszczać tak jak jej rodzeństwo.

– Co się stało? – zapytał się Kol, widząc starszego brata na podłodze, który opierał się plecami o ścianę. W ręce miał butelkę alkoholu.

– Miłość mnie osłabia – odpowiedział Klaus. – Jestem słaby.

– I to powiedziała ci ta cała Robinson? – zakpiła Beka. – Będziesz się jej słuchać? Ruszać tyłek, bo Caroline potrzebuje twojej pomocy, do jasnej ciasnej! Chcesz ją zawieść?

– Oczywiście, że nie – odpowiedział Niklaus, wstając z podłogi. Zaczął się kierować do wyjścia, ale powstrzymał go głos młodszej siostry.

– A ty gdzie się wybierasz?

– Po pewną wiedźmę – odpowiedział. – Musimy ją wyciągnąć z ciała Caroline.

***

Witajcie ♥

Już wróciłam z wakacji, a teraz dodaję dla was rozdział

Pamiętajcie, że każdy komentarz bardziej motywuje do pisania

Pozdrawiam

Mrs_Blanco_Styles ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro