24.| Kocham cię

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowy Orlean, 2022

Liz Forbes umarła podczas snu, a nad ranem znalazła ją jej własna córka. Po raz drugi odeszła z tego świata, pozostawiając po raz drugi młodą wampirzycę. Jasnowłosa rzuciła tacę ze śniadaniem na ziemię, gdy nie usłyszała oddychania matki. Caroline zaczęła próbować ją obudzić, ale to było na marne. Po raz drugi jej mama zmarła. Blondynka myślała, że kolejna śmierć rodzicielki nie będzie aż tak bardzo bolesna, jednak się przeliczyła. Może nawet bolało ją bardziej, niż ostatnim razem. Na jej policzkach pojawiły się łzy, które bezradnie skapywały na twarz Elizabeth. Ciągle szeptała, że to nie może się stać, ale nie mogła już nic zrobić. Nie znalazła ratunku dla chorej matki i straciła ją znowu.

– Mamo, nie zostawiaj mnie, nie znowu – wyszeptała, tuląc się do ciała Liz. Czuła się, jakby znowu była pięciolatką, która jest bezradna. – Nie, nie, nie. Proszę, otwórz oczy.

Czuła, że zawiodła. Mogła znaleźć jakiś ratunek, ale go nie znalazła. Obwiniała się, że nic nie zrobiła, mimo że tak bardzo szukała. To moja wina, pomyślała, mogłam się bardziej postarać.

***

Promienia słońca wpadały przez zasłony, oświetlając pokój, który  w danej chwili nie wyglądał estetycznie po wczorajszej nocy. Dwoje kochanków poddało się pokusie, łącząc się ze sobą w całość. Emocje przejęły nad nimi kontrolę, powodując, że stracili panowanie. Katherine obudziła się w ramionach mężczyzny, który jeszcze spał. Wyglądał niewinnie, mimo że miał swoje grzechy za uszami. Nikt nie śmiałby pomyśleć, że za tą skórą jest potworem, który czasem może wyrwać serce bez mrugnięcia oczami, mimo że we śnie wygląda jak baranek. 

Leniwy uśmiech rozlał się na jej twarzy, gdy ujrzała w jakim stanie jest sypialnia Elijah'y. Wszędzie leżały jakieś rzeczy, niektóre nie nadawały się do użycia. Na podłodze leżały różne odłamane odłamki. Książki, które powinny znajdować się na półkach, znajdowały się na puchatym dywanie, a wśród nich ubrania, które pozbyli się zbyt gwałtownie.

Katerina podniosła się z łóżka, owijając się prześcieradłem. Jej ubrania nie dawały się do noszenia, tego nawet nie można było nazwać odzieżą. Przeczesała włosy ręką, odgarniając od oczów. Zerknęła na wampira, który wciąż spał. Pierce postanowiła go zostawić, żeby udać się na śniadanie. Seks spowodował, że nabrała apetytu na krew, więc jak najszybciej opuściła pokój. Po drodze minęła Klausa, który nawet nie zwrócił na nią uwagi. Kath nie czuła się jakoś zawstydzona, że młodszy brat jej ukochanego widział jak wymykała się z sypialni. Nawet uśmiechnęła się z zadowoleniem, że Niklaus domyślał się, co robili wczorajszej nocy.

Weszła do siebie, gdzie od razu skierowała się do łazienki. Weszła pod prysznic, ciesząc się z ciepłej wody. Po chwili jednak wyszła i stanęła przed lustrem. Zaczęła suszyć włosy suszarką, które miała naturalnie kręcone. Na swoją twarz nałożyła makijaż, który aż krzyczał. Uwielbiała podkreślać swoje oczy. Zawsze jej make-up był mocny. Następnie udała się do szafy, włożyła na siebie bieliznę w czarnym kolorze, a potem wyciągnęła obcisłe dżinsy, które idealnie leżały na jej nogach. Do tego nie mogło zabraknąć czarnej ramoneski i niebieskiej bluzki z dekoltem oraz w tym samym kolorze szpilek na wysokiej szpilce. Kochała kupować buty, które pochodziły z Paryża. Francja była światem mody, a brunetka właśnie tam uwielbiała najczęściej robić zakupy. Uśmiechnęła się do lustra, trzepocząc rzęsami, żeby po chwili wyjść na polowanie. Od razu zaczęła szukać swej ofiary po francuskiej dzielnicy. W jej oko wpadła pewna dziewczyna, więc do niej podeszła i spojrzała jej w oczy, po czym przemówiła:

– Nie będziesz krzyczeć, ani uciekać. – Po tych słowach od razu wgryzła się w szyję blondynki. Stojąc w ślepym zaułku, Katherine z zadowoleniem karmiła się pysznym czerwonym płynem, wspominając poprzednią noc.

***

Caroline płakała, wciąż tuląc ciało swojej matki. To było trudne, może nawet bolało bardziej, niż ostatnim razem. Usłyszała pukanie do drzwi, więc wstała i podeszła, żeby je otworzyć. Gdy tylko to zrobiła, zauważyła Klausa. Mieszaniec, gdy ujrzał w jakim jest stanie młoda wampirzyca, od razu się zmartwił. Ona nic nie wymówiła, tylko przytuliła się do pierwotnego, szlochając w jego ramię. Natychmiast objął ją i zaczął głaskać po jasnych włosach.

– Nie żyje – wyszeptała, a on od razu zrozumiał. Pocałował ją w czubek głowy, wciąż trzymając ją mocno przy sobie. Wiedział, że Liz znaczyła dla niej wszystko. Jego rodzice byli potworami, którzy chcieli zabić swoje dzieci. Dla rodzeństwa Mikaelson śmierć ich matki i ojca nie była czymś okropnym, oni odetchnęli z ulgą, gdy wiedzieli, że oboje wąchają kwiatki od spodu. – Dlaczego nic nie zrobiłam, żeby jej pomóc? Może, gdybym coś zrobiła, to teraz pewnie żyłaby.

Mikaelson zdziwił się odpowiedział Caroline. Robiła wszystko, żeby jakoś pomóc Elizabeth. Starała się, wszyscy chcieli znaleźć jakiś sposób, ale nie wyszło. Zabrakło czasu i tak wiele zrobili.

– Kochanie, to nie twoja wina. Najwyraźniej nie było innego wyjścia.

Wtuliła się w jego klatkę piersiową. Czuła się w tym miejscu dobrze, nigdy nie sądziła, że w ramionach swojego wroga poczuje się bezpiecznie, ale Caroline musiała przyznać, że nigdy tak naprawdę nim nie był, był kimś więcej. Potajemnie się w nim zakochiwała, teraz już dobrze wie, że zakochała się w nim. Nie wypierała się tych uczuć, a wręcz przeciwnie, chciała zostać przy jego boku już na zawsze.

— Kocham cię — wyszeptała. Oboje w tym czasie byli zaskoczeni. Caroline nie kontrolowała tego, co wymknęło się z jej ust parę minut temu, ale mówiła prawdę. Kochała go, naprawdę to robiła i nie żałowała tego. Nikt nie mógł jej osądzić, a na pewno nie ktoś taki, jak Elena. Blondynka nie czuła się winna, już w Mystic Falls zaczęła go darzyć tym miłosnym uczuciem, lecz od zawsze się bała tego ze względu na przyjaciół, ale ich porzuciła pięć lat tamu. Znalazła nową rodzinę, mimo wszystko stała się członkiem tej rodziny. Wcześniej nienawidziła Mikaelsonów, a teraz oni sami dali jej więcej, niż prawdziwi przyjaciele. Stali się jej najbliższą rodziną. Podziwiała to rodzeństwo, że tak bardzo dbali o siebie najbardziej. Stanęliby w ogień, żeby uratować drugiego. To imponowało Forbes, że byli tak blisko siebie. Czasem się kłócili, ale to było normalne w rodzinie, najważniejsza była miłość.

Niklaus uśmiechnął się, gdy tylko te dwa słowa wyleciały z jej ust. Był naprawdę szczęśliwy. Długo czekał, ale dla kogoś takiego jak Caroline, mógł czekać wieczność. Żadna kobieta nie imponowała mu tak, jak to robiła wampirzyca. Była piękna, silna i mądra, a do tego tak bardzo zdeterminowana. Zawsze robiła wszystko, żeby inni byli zadowoleni. Pamiętał, gdy jeszcze przyjaźniła się z bandą Scooby-Doo z Mystic Falls, oni jej nie doceniali. Nie widzieli w niej anioła, nawet nie zrobili nic, żeby ją poznać. Caroline Forbes była niezwykła, była kimś więcej, niż sobie zdawała. Dla Klausa była wszystkim.

Objął ją mocniej, kiedy wydawała się taka słaba. Chciał odebrać od niej cały ból, ale mógł jedynie przy niej być. To właśnie zamierzał zrobić.

— Jesteś dla mnie wszystkim — wyszeptał, a następnie pocałował ją w czubek głowy. W tej chwili sobie przysiągł, że będzie przy niej, mimo wszystko. Sprawi, że będzie szczęśliwa. Tego tylko pragnął.

***

W mediach to moje wykonanie. Ten cytat tak idealnie pasuje do Klausa.

"Mawiają, że zanim rozpoczniesz wojnę, to wiedz, o co walczysz" — The Cab, Angel Wiht A Shotgun

Kiedyś napiszę opowiadanie związane z tym cytatem.

Sądzę, że jeszcze kilka rozdziałów i koniec tego opowiadania.

Komentować, bo tak szczerze lubię wasze komentarze, bo kto nie lubi? XD

No to do następnego rozdziału!

Baj baj.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro