Epilog.| Nowe początki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Atmosfera w domu Mikaelsonów była napięta. Każdy rozmyślał o tym, co miało się wydarzyć i na pierwszy rzut oko nie było rozwiązania dla ich problemu. Caroline czuła się źle, że powstrzymywała ich przed zabiciem Silasa. Nie chciała być dla nich murem, przez który nie można przejść. Uważała, że jeden mały wampir był lepszy dla poświęcenia, niż wszyscy nadprzyrodzeni. To nie było uczciwie, Esther nie grała według zasad, a blondynka prawdopodobnie udusiłaby ją, gdyby jeszcze żyła. Zadzwonił dzwonek do drzwi, odrywając przez chwilę ludzi z ich myśli i spojrzeli w kierunku wejścia, gdzie Klaus poszedł powitać gościa. Do salonu wszedł Marcel z kilkunastoma wampirami. Najwyraźniej Klaus musiał zadzwonić do niego w sprawie wsparcia. Teraz nie ważne było różne potyczki, gdy szykowała się zagłada. Każdy nadprzyrodzony musiał się trzymać razem.

— Przez telefon Klaus powiedział o jakimś potężnym czarowniku, którego sprowadziła jego matka. Czy możecie powiedzieć coś więcej o tym?

— Silas to potężny dwutysiącletni nieśmiertelny czarownic. Spał przez większość swojego życia, ale sześć lat temu został obudzony i chciał osłabić drugą stronę, możliwe, że będzie chciał to ponownie zrobić — powiedział Elijah.

— To naprawdę jest problem — stwierdził Marcel.

— Nie, jest jagodzianka. — Damon przewrócił oczami, nalewając sobie do szklanki kolejną porcję alkoholu. Ponowna sprawa z Silasem wytrąciła go z równowagi. Był wściekły, że ten gość ponownie wkroczył w jego życie i to ponoć jeszcze potężniejszy. Mieli szczęście z pierwszym pokonaniem Silasa, ale teraz był dwa razy turbo doładowany i ich szanse były marne. — Czy zawsze martwi muszą wracać? Nie mogą sobie odpuścić?

Stefan poklepał brata po ramieniu. Sam nie był w lepszym nastroju, ale potrafił to ukryć.

— Nienawidzę tego, ale muszę poprzeć Damona — powiedziała Caroline, siedząc po turecku na kanapie. — Silas jest potężniejszy, niż wcześniej. Sześć lat temu mieliśmy głupie szczęście, że go pokonaliśmy. Teraz to będzie trudniejsze.

— Wtedy mieliśmy pomoc ze strony Qetsiyah.

— Ta, było więcej problemów z nią, niż pożytku — mruknął Damon pod nosem.

— Kim jest Qetsiyah? — zapytała Rebekah, spoglądając na większość z Mystic Falls. Ona i jej rodzina przenieśli się do Nowego Orleanu, zanim pojawiła się ta kobieta. Katherine chwilę po tym, jak Elijah ją zostawił, żeby dołączyć do swojej rodziny, sama zostawiła to miasto.

— To wiedźma ze starożytnej Grecji — odpowiedziała Bonnie. — Była moim przodkiem.

— Ach, kolejna wiedźma Bennett — oznajmił Klaus. — Nie powinniśmy być zaskoczeni.

— Klaus, bądź miły — oznajmiła Caroline, spoglądając na hybrydę z przymrużonymi oczami.

— Jestem miły, kochanie.

Bonnie przewróciła oczami, ale wróciła do opowiadania historii:

— Nazywano ją też Tessa. Była odpowiedzialna za stworzenie zaklęcia nieśmiertelności, drugiej strony, bractwa pięciu oraz lekarstwa na wampiryzm. Była zakochana w Silanie ponad dwa tysiące lat temu, podobnie jak ona, był silnym czarownikiem. Tessa była w nim zakochana bezgranicznie. Silas pewnego dnia poprosił, żeby stworzyła dla nich zaklęcie nieśmiertelności, żeby mogli żyć razem wiecznie, ale w dniu ich ślubu uciekł z eliksirem nieśmiertelności, który Qetsiyah przygotowała dla nich. Oszukał ją, naprawdę chciał spędzić wieczność ze swoją kochanką, Amarą. Zraniona Tessa, udając, że wcale nie była zła, podarowała Silasowi dwa dary, pierwszym było lekarstwo, przez co mógł znów być śmiertelny, a drugim prezentem było serce Amary. Tessa była tak rozzłoszczona, że podała lekarstwo miłości Silasa i ją następnie brutalnie zabiła. Zamknęła Silasa w grobowcu na opuszczonej wyspie razem z lekarstwem, pozostawiając mu wybór, że przyjmnie lekarstwo i umrze jako człowiek albo zostanie zamknięty na zawsze — wyznała Bonnie. — Była tak zdeterminowana, żeby Silas nie mógł połączyć się ze swoją miłością, że stworzyła czyściec dla nadprzyrodzonych, który nazwano drugą stroną. Qetsiyah chciała, żeby Silas zażył lekarstwo, by po śmierci mógł połączyć się z nią, a nie z Amarą. Silas nigdy nie dał Tessie satysfakcji wygranej i postanowił głodować oraz gnić w grobowcu. Czarownica zmarła i po drugiej stronie musiała oglądać poczynania Silasa. W czasie, gdy obserwowała, odkryła, że gdy Silas i Amara stali się nieśmiertelni, pogwałcili prawa natury i w odwecie powstały sobowtóry.

— Silas ma swojego sobowtóra? — zapytała zdezorientowana Rebekah.

— Stefan jest sobowtórem — odpowiedziała Caroline. — To też był szok, gdy się o tym wszyscy dowiedzieli.

— Potem Esther, pierwotna wiedźma, użyła zaklęcia nieśmiertelności, używając krwi sobowtóra Amary i tak powstały wampiry. — Dokończyła Bonnie.

— Wow — odparł Marcel — i to wszystko powstało na skutek zranionej i rozgniewanej kobiety.

— Teraz najważniejsze pytanie, co zrobimy z Silasem? — zapytała Katherine.

Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.

***

Freya zabezpieczyła dom zaklęciem. Na razie mogli się ukrywać, dopóki nie odkryją sposobu, jak pokonać Silasa. Klaus tego nienawidził. Nienawidził, że był słaby, przypominało to mu czasy, gdy był człowiekiem, a Mikael nad nim górował. Kol, Freya i Bonnie szukali w księgach czegoś, co natknęłoby ich na jakąś wskazówkę, ale minęły już cztery godziny i nic nie mieli. Był wściekły, na matkę, na świat, a szczególnie na siebie, że nie mógł tego powstrzymać wcześniej. Powinien działaś szybciej. Zaszył się w swojej pracowni z butelką whisky i patrzył przez okno. Po raz pierwszy był bezradny. Rzucił butelką, krzycząc z wściekłości. Caroline, która w tym czasie weszła do pokoju, uniknęła szkła. Gdyby nie miała orientacji wampira, dostałaby prosto w głowę.

— Było blisko. — Zachichotała niezręcznie.

— Kochanie, nie mam teraz ochoty na towarzystwo — powiedział, zgrzytając zębami. Chciał chwili samotności, ale Caroline zawsze była uparta.

— Nie wychodzę — wyznała uparcie. — Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Nie zamykaj się przede mną.

— Nic się nie dzieje — odparł i z powrotem odwrócił się w stronę okna. Całe jego ciało było spięte, a Caroline mogła to wyczuć, gdy złapała za jego ramiona. Położyła głowę na jego plecach i głośno westchnęła.

— Nie tylko ty potrafisz czytać z innych jak z otwartej książki. Nauczyłam się, jak z ciebie czytać — odparła. — Wiem, o czym myślisz i to nie twoja wina. Nie jesteś winny, że twoja matka jest suką. Nie jesteś słaby, jesteś najsilniejszym mężczyzną, jakiego znam i czasem życie sprawia, że jest się bezradnym, ale to nie twoja wina. Nie obwiniaj się, Nik.

Klaus westchnął, pierwszy raz go nazwała Nikiem i byłoby to przyjemne, gdyby nie byli w tej sytuacji.

— Jak mam ochronić tych, których kocham, gdy jestem słaby? — zapytał retorycznie i mógł zobaczyć jak Caroline kręci głową na jego ostatnie słowo, ale nie potrafił uwierzyć, że było inaczej. Dziewczyna, którą kochał była w niebezpieczeństwie, on był i jego rodzina. Cały nadprzyrodzony świat był.

— Zabij mnie — wyszeptała tak cicho, że gdyby był człowiekiem, nie mógłby jej usłyszeć. Natychmiast się odwrócił do niej i chwycił ją za ramiona. Jej oczy się zaszkliły w poczuciu winy, że wszyscy się powstrzymywali na zabicie Silasa z jej powodu.

— Chyba sobie żartujesz — warknął. Poświęciłby siebie, żeby tylko uratować jej życie.

— Nie ma innego wyjścia. — Pociągnęła nosem, gdy zaczęła płakać. — Wystarczy tylko mnie zabić, żeby powstrzymać Silasa i uratować wszystkich. Jestem tylko małym wampirem. Nic nie znaczę.

— Znaczysz dla mnie wszystko — wyznał Klaus, patrząc w jej oczy intensywnie. — Kocham cię, rozumiesz? Prędzej zabiję wszystkich nadprzyrodzonych, żeby cię tylko uratować.

— Też cię kocham, tak bardzo cię kocham — powiedziała, łapiąc za jego twarz — ale musisz zrozumieć, że tak byłoby najlepiej. Lepiej jeden wampir, niż wszyscy nadprzyrodzeni.

— Nie! — zasyczał jadowicie.

— I tak umarłabym ze wszystkimi, gdyby Silas wygrał — powiedziała. — Powinieneś zrozumieć, że nie ma innego wyjścia.

Jej zaszklone oczy nigdy się nie oderwały od niego.

— Zawsze jest inne wyjście, ale nie pozwolę, żebyś się poświęciła. — Złapał ją za policzki i spojrzał uważnie w oczy, żeby wykonać przymus, mimo że tego nie chciał. Caroline chciała oderwać wzrok, ale nie mogła. Nienawidziła, gdy nie miała własnej woli, ale mogła zrozumieć poczynania Klausa, mimo że nie chciała, żeby ją zmuszał. — Nie rób niczego, co może ci zaszkodzić, kochanie. Nie poświęcisz się, żeby pokonać Silasa.

I po tym wyszedł z pracowni, zostawiając Caroline z niezadowoloną miną.

***

Freya rozpaczliwie szukała w swoich zbiorach zaklęcia, które dałoby jej jakąś nadzieję. Pragnęła jakoś uratować jej rodzinę i przyjaciół, których zdobyła w krótkich w czasie.

— Niczego nie mogę znaleźć! — wyznała, rzucając książką o ścianę. Opadła na kolana, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Jak na razie nie było sposobu, żeby uratować najbliższych i nie widziała wyjścia z sytuacji. Freya czuła się, jakby zawiodła i rozczarowała swoją rodzinę. Zawsze odnajdywała sposób, żeby zabezpieczyć najbliższych, ale teraz nie było wyjścia.

***

Stefan siedział w bibliotece i głęboko myślał o sytuacji. W ręce trzymał szklankę z alkoholem, ale nie wypił ani łyka z kielicha. Jakoś nie miał ochoty na to. Był już pogodzony z faktem, że prawdopodobnie umrze, ale zanim to zrobi, chciałby porozmawiać z osobami, które są dla niego ważne. Dlatego odstawił szkło na stolik i wstał w kanapy, żeby po chwili się udać do miejsca, wiedząc, gdzie ją znajdzie. Znalazł ją w ogrodzie, spoglądającą na krzew czerwonych róż.

— Zawsze kochałam róże, wiesz? — zapytała, nawet się nie odwracając do niego. Wiedziała, że był za nią. Doskonale mogła go wyczuć. — Te kwiaty są bardzo delikatne, ale zarazem można się okuć. Nigdy nie rozumiałam jak tak delikatna rzecz może mieć w sobie taką siłę. Róże przypominają mi to, kim byłam, ale także to, kim się stałam. Kiedy Nik odbierał moją miłość, zawsze patrzyłam na te kwiaty i przypominałam sobie, kim byłam i kim jestem i podnosiło mnie to na duchu, bo wiedziałam, że osoba, którą byłam wcześniej, nigdy nie zniknęła, a tylko się poprawiła, żeby być lepszą. Wiele lat zajęło mi, żeby uświadomić sobie ten fakt i pogodzić się tym, że stałam się wampirem. Zaakceptowałam siebie i zrobiło to mi na dobrze.

— Faktycznie róże są piękne — wyznał Stefan. — Przypominają moje dzieciństwo. Moja matka kochała róże i nigdy nie było dnia, żeby o nie nie dbała. Pielęgnowała je lepiej niż kogokolwiek innego.

Rebekah odwróciła się w jego stronę.

— Zawsze marzyłam o białym domu z pięknymi krzewami róż, chciałam kochanego męża i szczęśliwe dzieci, ale nigdy nie było mi to dane. Chciałam być szczęśliwa i byłam przez parę chwil, gdy ty tutaj byłeś. Nie potrzebowałam już dzieci ani męża, chciałam tylko ciebie, Stefanie — wyznała to z całkowitą szczerością, którą Stefan mógł zobaczyć w jej oczach. — Sądziłam, że moje wyznanie będzie inne niż w ostatniej godzinie mojego życia, ale pragnę ci to wyznać. Wiem, że od lat dwudziestych dużo się zmieniło, zapomniałeś o mnie i pokochałeś inną, ale ja nigdy nie przestałam cię kochać, a nawet pokochałam cię jeszcze bardziej, niż mogłam. Kocham cię, Stefan.

— Miałem plany ja wyznawać ci wyznania miłosne, ale mnie wyprzedziłaś — odparł z delikatnym uśmiechem, zaskakując blondynkę. Złapał ją za rękę i spojrzał w oczy. — Przyszedłem tutaj, żeby ci powiedzieć, że cię kocham, Rebekah. Kiedy odzyskałem wspomnienia o tobie, to wszystko było dla mnie pomieszane, wróciły uczucia, których nie mogłem rozgryźć. Kochałem wtedy Elenę, a uczucia, którymi darzyłem ciebie pomieszały mi w głowie. Myślałem, że się pogubiłem, ale z czasem zrozumiałem, że cię kocham i to całym moim życiem. Pokochałem cię jeszcze raz. Kocham cię z całym moim sercem.

Rebekah będąc pod chwilą radości, rzuciła się na Stefana, objęła go za szyję i namiętnie pocałowała. Ich wargi poruszały się ze sobą w harmonii, oboje będąc szczęśliwi, że w końcu mieli to za sobą i że wiedzieli, co drugie do siebie czuje. Przez chwilę zapomnieli o nadchodzącym zagrożeniu. Oni byli zakochani, a to było wspaniałe uczucie, tylko szkoda, że za niedługo miał być ich koniec.

***

— Puk, puk, —Freya podniosła głowę do góry i ujrzała Damona z dwoma kubkami kawy. — Ktoś tu zdecydowanie potrzebuje kawy.

— Dziękuję. — Wzięła od niego kubek i upiła łyk napoju.

— Jakieś postępy?

— Nie — wyznała wyczerpana. — Chyba matka tym razem wygra. Nie mogę nic znaleźć, żeby nie osiągnęła celu.

— Mystic Falls nauczyło mnie, że zawsze jest jakaś droga, nawet jeśli wydaje się, że jest się na przegranej pozycji.

— Może się skończyły nam drogi i nie ma rozwiązania.

— Kiedyś musiałyby się skończyć — odparł Salvatore. — Nie jesteś w tym sama. Nikogo nie zawiedziesz, jeśli okaże się, że wyjściem jest tylko nasza śmierć.

Freya zaskoczona popatrzyła na Damona. Pierwszy raz widziała, żeby on przemawiał tak mądrze.

— Wow, to było coś. Nie spodziewałam się tego z twoich ust.

— Możesz winić Stefana o to. — Uśmiechnął się wrednie, a czarownica zachichotała. Odwrócił się i spojrzał na książki, które leżały na stole. — Dobrze byłoby, gdyby w nich była możliwość ponownego odrodzenia. Tak jak w wielu książkach fantasy. Myślę, że Caroline nawet takie czytała, kiedy była człowiekiem.

— Możesz powtórzyć? — Oszołomiona spojrzała na Damona, który nawet się nie ruszył, żeby na nią spojrzeć. Nadal przeglądał jej rzeczy.

— Że Caroline czytała bzdury, kiedy była człowiekiem? Wiem, to okropne — stwierdził.

— Nie, nie to. Znalazłeś rozwiązanie! — krzyknęła podekscytowana. — Mogłabym cię pocałować!

Damon odwrócił się w jej kierunku i uniósł brew, a jeden kącik ust uniósł się do góry.

— Nie mam nic przeciwko, wiedźmo Klaus.

— Ale ja mam.

***

Wszyscy zebrali się w salonie, gdzie Freya miała ogłosić, że znalazła rozwiązanie. Może to nie było takie, na jakie oczekiwali, ale to było lepsze niż nic.

— Nie mogę cofnąć zaklęcia matki, ale mogę je zmienić — wyjaśniła Freya grupie — ale będę potrzebowała pomocy Bonnie.

Bonnie kiwnęła głową, że pomoże.

— Jak możesz je zmienić? — zapytała Caroline. — Co to oznacza dla nas?

— Jak mówiłam, że nie mogę sprawić, żeby zaklęcia nie było. Jest zbyt silne, żeby to naprawić, ale mogę je zmienić. Zaklęcie matki sprawia, że wszyscy nadprzyrodzeni umrą, ale znalazłam lukę. Mogę sprawić, że każdy się odrodzi. Już nie będzie świata nadprzyrodzone, będziemy żyć zwykłym ludzkim życiem.

Wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Powstał szum, którego nie można było powstrzymać. Na wszystkich twarzach można było ujrzeć zmartwienie.

— Nie mogę być człowiekiem, nie, kiedy mam tysiące wrogów! — oznajmił Klaus.

— Tysiące? Chyba miliony! — prychnęła Katherine.

— Nikt nie będzie pamiętał, kim był w tym życiu — wyjaśniła Freya.

— Nawet my? — zapytała Rebekah, a czarownica kiwnęła głową. Powstał jeszcze większy szum, wszędzie leciały pytania. Pokój zapanowało przerażenie.

— Dajcie mówić Freyi! — krzyknęła Caroline i nagle zapanowała cisza, a ona zastanawiała się, czy to ona miała ten wpływ, czy to z powodu tego, że większość ludzi bała się Klausa i nie słuchając jej, narażają się na jego gniew. — Jak będzie wyglądać to całe odrodzenie?

— Odrodzimy się ponownie, ale to będzie inna alternatywa. Nikt nie będzie pamiętać o tym życiu, zapomnimy o wampirach, wilkołakach i czarownicach, staną się tylko legendą.

— Czy nadal będziemy rodziną? — Rebekah zapytała zmartwiona. Myśl, że jej bracia i siostra staną się dla niej obcy ją przerażała.

— Tak, DNA się nie zmieni.

Mikaelsonowie jak i Salvatorove'ie odetchnęli.

— Czy moja mama też tam będzie? — spytała niepewnie Caroline.

— Tak myślę. — Caroline rozluźniła się na to. Nic więcej nie potrzebowała, żeby przekonać ją do pomysłu Freyi.

— Matka i ojciec też tam będą?! — Klaus przemówił ze zdenerwowanym głosem.

— Będą musieli być, ale już nie będą naszym zagrożeniem. Nasza historia się powtórzy w niektórych przypadkach, niektóre rzeczy się zmienią, a niektóre pozostaną. Nie jestem pewna jak będzie wyglądało drugie życie, ale zapewniam was, że to będzie lepsze, niż śmierć.

— Skoro zapomnimy o tym życiu, to jak znajdę Elijah'ę? — Katherine chwyciła za dłoń pierwotnego, który kciukiem zaczął ją uspakajać, robiąc koła na jej dłoni. Klaus mimo że o tym nie powiedział, to też o tym pomyślał.

— Jeśli macie być ze sobą, to się odnajdziecie i ponownie zakochacie.

— Zawsze cię znajdę, Katerina — zapewnił Elijah, całując jej głowę pełnych loków.

***

— Tutaj się schowałaś — powiedziała Katherine, gdy tylko znalazła swoją najlepszą przyjaciółkę. — Widzę, że to cię zadręcza. Przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.

Brunetka usiadła obok blondynki na balkonie. Jasnowłosa położyła głowę na ramieniu i obie spoglądały na widok ulic Nowego Orleanu.

— Trochę mnie martwi to zaklęcie.

— Zauważyłam, Care — powiedziała Katherine. — Co to jest?

— Boję się, jak to się wszystko potoczy. Po prostu martwię się tym, co niepotrzebne — oznajmiła Caroline. — Boję się, że mogę być nieszczęśliwa w tym drugim życiu. Nigdy nie lubiłam siebie, gdy byłam człowiekiem. Każdym dniem byłam wdzięczna, że mogłam być wampirem, a teraz miałam to stracić.

— Doskonale rozumiem, o czym mówisz — odparła Katherine. — Byłam wampirem przez pięćset lat. Przez całe życie uciekałam przed Klausem, a jedynie mogłam to zrobić, gdy byłam wampirem. Gdybym się nigdy nie odwróciła, Klaus zabiłby mnie.

— Cieszę się, że tego nie zrobił — odparła Caroline — bo wtedy nigdy nie spotkałabym mojej najlepszej przyjaciółki. Myślisz, że nadal będziemy przyjaciółkami w innym życiu, Kath?

— Poważnie? — Caroline zachichotała. Czasem gdy się spędzało razem dużo czasu, pewne nawyki przechodziły na kogoś innego. Katherine nie często używała słynnego słowa Caroline, ale zdarzały się momenty, gdy to zrobiła. — Nie ma mowy, że nie będziemy przyjaciółkami. Jesteś na mnie skazana! — Zaśmiała się Katherine.

— Och, nie! — krzyknęła Caroline, popychając brunetkę. — To jakaś klątwa!

— Z pewnością, a ty jej nie możesz złamać!

Obie się zaśmiały.

— Caroline?

Katherine powiedziała po chwili, gdy obie się uspokoiły. Na twarzach miały delikatny uśmiech.

— Mhm?

— Dziękuję.

Caroline zaskoczona spojrzała na Katherine.

— Za co?

— Za to, że w tym życiu jesteś moją przyjaciółką — odparła — i za to, że w drugim też nią będziesz. Dziękuję za twoją przyjaźń. Jesteś dla mnie jak siostra. Wiesz, że cię kocham.

— Ty też jesteś dla mnie jak siostra — wyznała ze wzruszeniem Caroline. — Kocham cię, Kath.

Obie się przytuliły.

— Czy jesteś teraz spokojna?

— Prawie.

— Nie wiem, co będzie w drugim życiu, ale mogę być jednego pewna. Ty zawsze będziesz szczęśliwa. Znowu spotkasz swoją mamę, odnajdziesz Klausa i pewnie się pobierzecie i będziecie mieli mnóstwo mini wersje Caroline i Klausa.

***

Klaus i Elijah stali przed balkonem i spoglądali na dwie dziewczyny, które z biegiem lat stały się dla siebie jak siostry.

— Nadal ciężko uwierzyć, że nie chcą się pozabijać — wyznał Klaus, gdy widział przyjaźń jaką się darzyły Caroline i Katherine.

— Caroline ma na każdego taki wpływ — podsumował Elijah.

— Zdecydowanie — odparł Klaus, uśmiechając się na wzmiankę o swojej dziewczynie. — Zawsze potrafiła znaleźć dobro we wszystkich.

— Ta dziewczyna to cud — wyznał Elijah. — Ten dom potrzebował tutaj kogoś takiego, jak Caroline. Zrobiła wiele dobrego dla każdego tutaj.

— Jest pełna światła — szepnął Niklaus — zawsze tak było.

— Zawsze, czego chciałem dla ciebie, Niklausie, to, żebyś znalazł swoje zbawienie. Przez wiele lat starałem się, żebyś stał się lepszą wersją siebie i teraz widzę, że jedynie, czego potrzebowałeś, to miłości. Caroline to cudowna kobieta — powiedział Elijah. — Niklausie, znalazłeś zbawienie u boku Caroline. Stałeś się bratem, którego pamiętałem, gdy byliśmy jeszcze ludźmi.

— Naprawdę nigdy się nie starałem być lepszy — wyznał szczerze Klaus. — Po prostu to się stało.

— Caroline ma na ciebie dobry wpływ.

Jedynie kiwnął głową, cicho się zgadzając ze słowami brata.

***

— Czy mówiłem, że jesteś genialna? — zapytał Damon, patrząc na Freyę.

— Nie, ale mógłbyś to mówić częściej. To jest miłe.

— Freya, to co robisz, jest niesamowite. Jesteś naprawdę silną czarownicą, a to, że uratujesz wszystkie nadprzyrodzone istoty, to wow.

— Chyba pierwszy raz nazwałeś mnie Freya — oznajmiła zdumiona blondynka.

— Tak, chyba tak. — Zgodził się Damon. — Czy mogę cię pocałować?

— Pytasz mnie, czy możesz mnie pocałować? — Z niedowierzania uniosła brew. — Damon Salvatore się pyta?

— Nie chcę ryzykować bólem głowy. — Zachichotał.

Freya postanowiła raz zaryzykować, a następnie zrobiła coś, czego nigdy nie zrobiłaby, gdyby to nie były jej ostatnie momenty życia; przynajmniej tego pierwszego, bo jeszcze będzie miała drugie. Freya Mikaelson pocałowała Damona Salvatore, który dobrze całował. Ich pocałunek był namiętny, nie było w nim miłości, po prostu pożądanie i zauroczenie.

— To się nigdy nie powtórzy — oświadczyła Freya, gdy się oderwali od siebie. Damon uśmiechnął się złośliwie.

— Może nie w tym życiu, a kto wie, co będzie w następnym, wiedźmo Klaus — wyznał, a następnie opuścił jej pokój.

Kiedy Damona nie było, Freya zachichotała. Może nawet mogłaby się w nim zakochać, gdyby mieli więcej czasu.

***

— O co tutaj chodzi? — zapytała Caroline, gdy zeszła do przedpokoju, gdzie Rebekah na kogoś krzyczała. To były najgorsze słowa, jakie Caroline słyszała od drugiej blondynki. — Elena?

Zaskoczona zatrzymała się, widząc byłą przyjaciółkę.

— Caroline! — Elena krzyknęła wdzięczna, że widziała Forbes. — Przyszłam tutaj w dobrych intencjach. Naprawdę! Ja nie chcę nikogo skrzywdzić. Zrozumiałam swoje błędy i jest mi naprawdę przykro.

— Zaraz ci wydrapię oczy — warknęła Rebekah.

— Dlaczego tutaj jesteś? — zapytała Caroline.

— Chcę tylko pomóc — odpowiedziała Elena. — Słyszałam, że Silas wrócił i ja chcę tylko pomóc.

— Esther go przywróciła — odparła Caroline.

— Słyszałam to — powiedziała Elena. — Ludzie mówią, że jest o wiele potężniejszy, niż wcześniej. I nie można go pokonać.

— I na pewno nam pomożesz — zakpiła Rebekah.

— Niech zostanie — odparła Bonnie, gdy weszła do pomieszczenia. — Krew sobowtóra jest bardzo potężna, a połączenie krwi Katherine i Eleny może nam pomóc.

Rebekah odpuściła i pozwoliła Elenie wejść. Kiedy dwie brunetki zniknęły, zwróciła się do Caroline.

— Czy jesteś z tym w porządku?

— Tak — westchnęła. — Moja złość na Elenę już przeszła. Nigdy nie będziemy przyjaciółkami, ale myślę, że mogłabym jej wybaczyć.

— Gdyby cię niepokoiła, powiedz tylko słowo. — Rebekah położyła rękę na Caroline, a druga dziewczyna się uśmiechnęła.

— Dziękuję, Bekah.

— Nie ma sprawy, Care.

***

Katherine znalazła Eliajh w jego gabinecie. Wyglądał na spokojnego, jakby właśnie to nie miał być ich koniec. Elijah podniósł wzrok i uśmiechnął się na jej widok.

— Zawsze wiesz, kiedy wchodzę — oznajmiła.

— Potrafię rozpoznać twoje kroki — wyjaśnił.

— Zatańcz ze mną, proszę.

— Chyba nie potrafiłbym odmówić.

Katherine zachichotała, a Elijah poczuł ciepło w sercu na ten dźwięk. Oboje byli w sobie zakochani i sprawiali, że oboje się dopełniali. Oni byli ze sobą szczęśliwi.

Chwilę później oboje zaczęli lekko się kołysać, a muzyka była tylko w ich głowach. Katherine położyła głowę na jego ramieniu. Zawsze musiała udawać silną, ale Elijah sprawiał, że mogła porzucić tę maskę i schować się w jego ramieniu. Nie obawiała się o zaklęcie, które miała nadejść. Była spokojna dopóki miała przy sobie Elijah'ę. Czuła się z nim bezpiecznie.

— Kocham cię, Elijah.

— Kocham cię też, Katerina.

To był ich ostatni taniec w tym życiu.

***

Damon zatrzymał się, gdy tylko ujrzał Eleną w salonie. Stare uczucia wróciły. Nadal pamiętał, jak bardzo ją kochał. Brakowało mu Eleny, w której się zakochał. Teraz mógł znaleźć w jej twarzy, jak bardzo wszystko chciała naprawić, że naprawdę nie miała złych intencji.

— Damon — powiedziała zaskoczona Elena, gdy tylko go ujrzała. — Czy masz się świetnie? — zapytała niezręcznie.

Miałem się świetnie, zanim się nie pojawiłaś, pomyślał, jednak tego nie powiedział.

— Ze mną wszystko dobrze — odpowiedział. — Dlaczego tutaj jesteś?

— Słyszałam o Silanie. Chcę tylko pomóc — wyznała Elena szczerze. — I też chcę przeprosić za to, że byłam suką. Przykro mi, Damon.

— Nie chcę o tym rozmawiać.

A następnie opuścił pomieszczenie.

***

— Caroline! — powiedziała Elena, gdy tylko ją znalazła.

— Elena, potrzebujesz czegoś? — zapytała z grzeczności.

— Chcę tylko przeprosić — powiedziała Elena. — Już przeprosiłam Bonnie i Damona, ale Damon nawet nie chciał o tym rozmawiać.

— Złamałaś mu serce — odparła Caroline.

— Wiem i jest mi z tego powodu przykro — oznajmiła Elena. — Miałam wiele czasu, żeby przemyślę i jestem ci winna przeprosiny. Zachowałam się jak suka. Nawet nie powinnam czytać twojego pamiętnika.

— Nie, nie powinnaś.

— Czy mi wybaczysz?

Caroline westchnęła.

— Teraz są ważniejsze rzeczy, niż gniew na to, co wydarzyło się w przeszłości. Jednak już nie jestem na ciebie zła i nawet mogłabym ci wybaczyć, ale nigdy nie wrócimy do tego, co było. Nigdy nie będziemy przyjaciółkami.

— Doskonale rozumiem — powiedziała Elena ze skruchą. — Narobiłam duże bałaganu, a teraz muszę go postrzątać. Cieszę się, że mogę móc pokonać Silsa.

— Muszę już iść, Elena.

***

Bonnie Bennett znalazła dla siebie chwilę spokoju, ktoś ciągle miał jakieś pytania odnośnie zaklęcia, więc starała się odpowiadać na tyle, ile wiedziała. Ludzie byli zaniepokojeni i nie było ciężko im się dziwić. Mieli do wyboru śmierć lub nowe życie, o którym nie mieli pojęcia. Bonnie sama była zmartwiona, ale wiedziała, że to było najlepsze wyjście.

— Miło cię zobaczyć w tym całym szale — odparł Kol.

— Gdzie byłeś? — zapytała Bonnie.

— Tęskniłaś za mną, Bonnie Bennett? — Uniósł brew rozbawiony. Bonnie przewróciła oczami.

— Jakbym miała — odparła. — Jest takie zamieszanie, że nawet nie zdążyłam za wiele myśleć. Ludzie są przerażeni.

— Nie ciężko się im dziwić — odpowiedział poważnie Kol.

— A ty jesteś też przerażony?

— Jestem bardziej spokojny, wiedząc, że będę z moją rodziną — powiedział pierwotny. — Jednak wiem, że będę kochać tamto życia jak to.

— Nie przeraża cię, że będziesz człowiekiem?

— Nie — odparł Kol. — Będę taki sam jako człowiek i jako wampir. Za bardzo się nie zmienię.

— Myślę, że to nie ma znaczenia — podsumowała Bonnie. — Nadal będziesz dupkiem.

Kol chwycił się za serce i udał zaskoczenie.

— Bonnie Bennett, jak możesz tak myśleć?

Bonnie zachichotała.

— Nie zmieniaj się, Kol — odparła brunetka poważnie. — Mówię poważnie. Lubię cię takim, jakim jesteś, mimo że często jesteś dupkiem.

— Skoro to nasze ostatnie chwile, to chcę być z tobą szczery, Bonnie — powiedział Kol, a brunetka mogła zobaczyć, że mówił na serio. Na jego twarzy brakowało wesołego uśmiechu, który wkradł się do jej serca. — Czy możesz być też ze mną szczera?

— Na tyle zasługujesz w tych chwilach — oznajmiła czarownica.

— Bonnie Bennett, chcę ci wyznać moje uczucia, które dotarły do mojego serca. Bardzo mi na tobie zależy i myślę, że mógłbym być w tobie zakochany. — Bonnie przełknęła ślinę. Jego słowa wiele na niej zrobiły. — Chcę wiedzieć, czy mnie prawdę nienawidzisz?

Bonnie pokręciła głową.

— Na początku cię nienawidziłam, kiedy ty i twoje rodzeństwo przybyliście do Mystic Falls, ale ostatnimi czasami nie mogę cię nienawidzić. Myślę, że mogę też mieć do ciebie uczucia. — Uśmiechnęła się smutnym uśmiechem. On też taki miał. — Naprawdę chciałabym, żeby między nami się inaczej potoczyło, żeby nie było tych ostatnich chwil. — Kol doskonale rozumiał, co ona miała na myśli i też chciał, żeby ta historia inaczej się potoczyła. Przeklinał swoją matkę, że przyprowadziła Silasa. — Czy możesz mnie pocałować?

— Nawet nie musisz pytać, bo zrobię to z przyjemnością. Tak długo na to czekałem — odparł przed jej ustami, zanim ich wargi się połączyły w jedność. Pocałunek był doskonały. Był powolny, ale i też z pasją.

***

Wszyscy zebrali się w największym pomieszczeniu w domu. Każdy oczekiwał, co powiedziałaby Freya.

— Przyrządziłam miksturę — oznajmiła czarownica. — Wiem, że mój brat posiada kołek białego dębu, będziemy go potrzebować. — Klaus kiwnął głową. — Klaus, będziesz musiał się tak jakby poświęcić. Mikstura działa tak, że wystarczy polać ją na kołek białego dębu, a następnie zabić najpotężniejszą istotę w tym budynku, czyli ciebie — wyznała Freya. Klaus chwycił rękę Caroline, a ona ścisnęła ją mocniej. — Cały nadprzyrodzony świat jest połączony, więc razem ze śmiercią Klausa umrze każda istota w tym samym czasie, ale dzięki miksturze, każda istota się odrodzi. Czy możesz to zrobić, Klaus?

— Zawsze myślałem, że będę żyć wiecznie, jednak dzisiaj jestem zmuszony się poświęcić. Mogę to zrobić, siostro.

Na zewnątrz można było usłyszeć hałas. Ktoś próbował się przedrzeć się przez barierę i dotrzeć do domu.

— To Silas. Musisz to zrobić teraz — powiedziała Freya do Klausa, podając mu miksturę. — Idź po kołek.

Klaus pociągnął Caroline za sobą i udał się na górę do swojego pokoju. Chwycił za obraz, odkrywając sejf, a następnie wpisał kod.

— Data moich urodzin? — zapytała zaskoczona Caroline.

— Nigdy nie nikomu o tobie nie mówiłem dla twojego bezpieczeństwa i nikt nie mógłby wiedzieć, że kod miałby dla mnie jakieś szczególne znaczenie.

— Jestem szczerze wzruszona.

— Kochanie, zaproponowałem ci świat, a ty jesteś wzruszona tym, że użyłem twoich urodzin dla zabezpieczenia? — Zachichotał Klaus, potrząsając głową. — Gdybym wiedział, zrobiłbym to kilka lat temu.

— Teraz cię kocham i teraz ma to znaczenie — odpowiedziała Caroline, gdy Klaus wyciągnął kołek z białego dęba. — Już czas — dodała smutno.

— Już czas — odparł.

— Myślisz, że znów się odnajdziemy? — spytała blondynka. Klaus jedną ręką chwycił za jej policzek i spojrzał w oczy.

— Ja to wiem, kochanie — odparł. — Zawsze cię znajdę, moja królowo. — Caroline zrobiła się lepiej na sercu, gdy usłyszała te słowa. — Przepraszam, że w tym życiu nie mogłem ci pokazać świata.

— Mamy jeszcze następne życie. Wtedy mi go pokażesz.

— Pobierzemy się w Paryżu. — Uśmiechnął się Klaus, a ona zachichotała uroczo, ale kiwnęła głową. — Wiesz, to nowe życie nie może być złe, skoro będę cię w nim mieć. Pobierzemy się i założymy rodzinę. Będziemy tam szczęśliwi.

— Musimy być, skoro będziemy razem — powiedziała. — Kocham cię, Nik. Zakochałam się w tobie w tym życiu i zakocham się w następnym życiu.

— Kocham cię w tym życiu i też pokocham w następnym. Nie wiadomo, co miałoby się wydarzyć, my zawsze będziemy razem. Zawsze, kochanie.

— Ufam ci, Nik.

— Chcę, żebyś to ty mnie zabiła, Caroline — oznajmił Klaus, podczas gdy Caroline była zaskoczona jego słowami. Niepewnie chwyciła wyciągnięty kołek, który Niklaus jej podarować. Kiedy już go trzymała w ręce, Klaus polał na niego miksturę. Nie było w niej nic niezwykłego, jak w różnych filmach, nie było błysku ani iskier. Mikstura miała po prostu kolor zielony. — Zrób to, kochanie.

Kiwnęła głową. Musieli to zrobić.

Pocałowała go ostatni raz w tym życiu, ich pocałunek był powolny, który wyrażał ich miłość. Podczas, gdy ich usta były połączone, Caroline wykonała jeden ruch i z całej siły wbiła kołek z białego dębu w jego pierś. Chwilę później wszystko stało się białe.

KONIEC.

***

AN: Jeszcze chciałabym napisać do tego dodatek, jak każdy się odnajduje w nowym życiu, ale to kiedy indziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro