*53*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy znalazła ich zapadła już noc. Mężczyźni zrobili sobie w lesie obozowisko. Amara obserwowała ich chowając się za drzewem. Nie miała konkretnego planu, postanowiła pójść na żywioł. Wiedziała że razem jest ich sześcioro. Dwóch siedziało przy żarzącym się ognisku, reszta musiała pójść spać do namiotów, których było trzy. Dwa miały zasunięte wejścia co oznaczało że śpią tam ludzie, tylko jeden nadal był otwarty. We śnie łatwo będzie ich zabić. Ale najpierw musiałaby pozbyć się tamtej dwójki, najwyraźniej zostali wybrani aby czatowali, a jeden z nich miał jej łuk. Aż poczuła jak wrze w niej krew. Ledwo powstrzymywała się aby nie wyskoczyć teraz. Ale to było by głupie. Dwóm na raz nie dałaby rady, a zwłaszcza w takim stanie. I przez to reszta obudziła by się. Wiec czekała. Próbowała wykombinować jak ich rozdzielić, ale wtedy jeden z nich wstał, powiedział coś do drugiego i ruszył w kierunku dość bliskim od jej położenia. Najwyraźniej zachciało mu się załatwić swoje potrzeby, akurat to ten który ma jej łuk. Kobieta cichutko zakradła się za nim. Mężczyzna niczego nieświadomy stanął przy krzakach i wtedy Amara zaszła go od tyłu. Poderżnęła mu gardło sztyletem. Mężczyzna złapał się za gardło próbując coś powiedzieć, ale jedyne co wyszło z jego ust to bulgotanie i padł na ziemie, a po paru chwilach umarł. Ciemnowłosa odebrała od niego swój łuk i kołczan. Teraz było łatwiej. Nałożyła na cięciwę strzałę i wymierzyła w tego, który siedzi przy ognisku. Trafiła mu prosto w głowę, a ten zsunął się martwy z kłody i opadł na ziemie. Zbliżyła się ostrożnie do jego zwłok i zabrała mu broń. Teraz zostało załatwić pozostałych. Podeszła do jednego z zamkniętych namiotów i jak najciszej rozsunęła zamek aby wejść do środka. Dwóch mężczyzn kimało sobie nie będąc świadomym co ich zaraz czeka. Użyła sztyletu aby zabić ich we śnie. Poszło jej gładko po czym wyszła na zewnątrz. Zostało jeszcze dwóch. To było takie łatwe, aż za bardzo. I właśnie wtedy jeden mężczyzna wyszedł z drugiego namiotu. Widać że był jeszcze senny przez co zajęło mu chwile zanim zorientował się o zagrożeniu. Amara musiała działać szybko. Wyciągnęła broń zanim ten zdążył załapać co się dzieje i zastrzeliła go. Huk rozniósł się echem po lesie. Ściągnie tu sztywnych, ale tym się nie martwiła. Hałas obudził ostatniego, ich lidera, którego ciemnowłosa chciała zostawić na koniec. Szybko schowała się za drzewem zanim mężczyzna zaniepokojony dźwiękami wyskoczył z namiotu z bronią w reku.

-Co do cholery?! - widział swoich kumpli martwych. Zaczął spanikowany rozglądać się po okolicy. Amara uśmiechnęła się, miała tego idiotę jak na widelcu. Wychyliła się i strzeliła do niego dwa razy. Oberwał w rękę, w której trzymał broń i teraz upuścił ją oraz w nogę przez co z krzykiem upadł na ziemie. Rogers podbiegła do niego szybko i zabrała jego broń zanim po nią sięgnął. Stała nad nim, a on z niedowierzaniem przyglądał się jej.- Ty? Powinnaś nie żyć.

-Powiedziałam ci że was zabije. Dotrzymuje danego słowa.- posłała mu wredny uśmiech i kopnęła go w brzuch. Mężczyzna stęknął i skulił się na ziemi. Nie miała zamiaru się nad nim pastwić. To by jej nie pomogło i nie zwróciłoby życia Jassmy i Alex.- Zdechniesz i pójdziesz do piekła.

-Myślisz że jesteś lepsza?- zakpił uśmiechając się bezczelnie.- Też jesteś mordercą. Czym się różnimy?

-Nie krzywdzę niewinnych ludzi skurwielu.- zaśmiał się jej prosto w twarz.

-I co zabijesz mnie?

-Nie.- wycofała się do tyłu słysząc charakterystyczne charczenie. Jej nic nie groziło. Wysmarowała się wnętrznościami wiec jej nie wyczują. Mężczyzna rozejrzał się spanikowany widząc zbliżających się szwedaczy.

-Nie, nie, nie.- zaczął czołgać się gdy jeden z sztywnych był już blisko niego. Nie miał szans. Dorwali go.

Amara wycofała się i zabrała swoje rzeczy. Gdy odchodziła słyszała jego krzyki pełne bólu. Zrobiła to i tym też zapieczętowała swój los.

Po czymś takim nie miała już nadziei i ochoty na dalszą walkę. Odpuściła poszukiwania Jason'a i Benny'ego. Nie wierzyła aby udało im się przeżyć, a jeśli jednak żyją to nie uda jej się ich odnaleźć. Ona już umarła w środku. Nie potrafiła zmrużyć oka po tamtych wydarzeniach. Nie spała od dwóch dni. To ją wykańczało. Te krzyki, płacz, te wszystkie okropieństwa skumulowały się razem. Miała tego dość i chciała to zakończyć raz na zawsze. Wiec znalazła alkohol i wypiła wszystko co mogła. Nalana w trupa wyszła z sklepu, w którym się skryła. Nie chciała już dalej chować się i bać się każdego cienia. Zapragnęła to skończyć. Taka ilość alkoholu i nieprzespane noce były dla niej nawet zabójcze. Wyszła na ulice i zaczęła krzyczeć dopijając butelkę, którą trzymała w reku, do końca. Miała tyle w sobie promili, że miała wrażenie że unosi się jak piórko i niczego nie czuje. Rzuciła butelką w sztywnego, który zaczął się do niej zbliżać. Zaczęła strzelać do szwedaczy do momentu gdy skończyła jej się amunicja. Po czym rozłożyła ramiona i zamknęła oczy czekając na swój koniec. Ale o dziwo on nie nadszedł. Padły strzały, a ona poczuła jak urywa jej się film. Przez ten alkohol doznała zatrucia i prędzej to ją wykończy niż jakikolwiek spacerowicz.

Ale wszystko chyba postanowiło zrobić jej na przekór ponieważ po jakimś czasie ocknęła się. Czuła się okropnie, ale nadal była żywa. To był cud, a raczej cudem był młody mężczyzna, który usłyszał strzały i pobiegł jej na ratunek. Dylan, tak miał na imię. Zajmował się nią przez cztery dni gdy była nieprzytomna. Uratował jej życie gdy próbowała ze sobą skończyć. Był wspaniałym człowiekiem opiekował się nią tak długo aż w końcu stanęła na nogi. Dzięki niemu odzyskała nadzieje, wiarę i przede wszystkim powód do życia. Wyciągnął ją z bagna. Pozbierał ją do kupy, naprawił jej zniszczony umysł, a przynajmniej w większości. Zanim nastąpił koniec był psychologiem wiec potrafił jej pomóc. Otoczył ją dobrocią i wsparciem. Stał się jej bliski. Ale i on niestety któregoś dnia opuścił ją. Ale obiecała mu że będzie niezłomna, że poradzi sobie nawet jeśli go zabraknie. Ocalił ją i dzięki niemu odzyskała Jason'a.

Daryl słuchał tej całej historii w milczeniu i kompletnym szoku. Opowiedziała mu wszystko co działo się przez ten czas zanim odnalazła Jason'a. Że po tych wszystkich wydarzeniach dalej podróżowała samotnie, nie chciała się już do nikogo przywiązywać. Tak było bezpiecznie i łatwiej.

-Dylan mi pomógł, ale i on też odszedł. Wszyscy wokół mnie umierają, wszyscy oprócz mnie. To chyba jakieś przekleństwo. Ah.- ciemnowłosa opuściła głowę, nie chciała by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Żeby zobaczyli jej słabości, ale przy Daryl'u było inaczej. Trochę jej ulżyło gdy w końcu mogła to z siebie wyrzucić. Otworzyła się przed nim. Wyjawiła to co dręczyło ją cały czas.

-Przykro mi. To co cie spotkało... Nawet nie wiem co powiedzieć.- Daryl był zakłopotany bo co mógł zrobić słysząc coś takiego. Jak miałby ją pocieszyć? Nie wiedział. To co ją spotkało było potworne i nie do pomyślenia, że może być prawdą.

-Nie musisz nic mówić. Wystarczy mi że tu jesteś.- spojrzała na niego uśmiechając się smutno. Załkała cicho. Próbowała odgonić zbierające się łzy, ale nie dała rady. Znowu zaczęła płakać. Nie była silna, a przynajmniej tak o sobie myślała. Ale w oczach brązowowłosego była niezwykła. Tyle zła ją spotkało, a jeszcze nie postradała zmysłów. Chciała się poddać i zrobiłaby to nie ważne czy ktoś próbowałby jej pomóc. Gdyby na prawdę była słaba to słowa i troska innych w niczym by nie pomogła. Ale jest silna i to bardzo. Tylko o tym nie wie.

-Jesteś silna. Miałaś prawo chcieć z tym wszystkim skończyć, ale nadal tu jesteś. Bo masz w sobie siłę, nawet jeśli tego nie widzisz.- Amara spojrzała na niego. Na prawdę tak sądzi?, pomyślała. Pochyliła się do przodu i objęła go mocno.

-Dziękuję, za wszystko, uratowałeś mnie.- Daryl nie pewnie objął ją w tali i odwzajemnił uścisk.- Zostań, proszę. Chociaż ty. Nie chce być sama.

-Zostanę. Po prostu... nigdy nie rób tego więcej... nie rań się, proszę.

Posiedział z nią jeszcze trochę. Nie rozmawiali o niczym konkretnym. Więcej milczeli i doceniali na wzajem swoje towarzystwo. Daryl przyznał jej że musiała mieć transfuzje, tylko to mogło ją uratować i to właśnie on podał jej swoją krew. Ciemnowłosa była wzruszona tym, oddał własną krew by ją ratować, a przecież nie musiał tego robić. Uratował ją i to nie był pierwszy raz, ale tym razem było inaczej. Wiedziała że już więcej go nie zostawi. Nie mogłaby tego zrobić skoro zrozumiała jak bardzo jest dla niej ważny. I chyba właśnie zdała sobie sprawę że nie bez powodu tak jest, ona zaczęła czuć do niego coś więcej. Od początku jej się podobał, ale teraz zaczęła patrzeć na niego pod innym kątem.
Po tym jak Amara zjadła to co przyniósł jej kusznik, mężczyzna stwierdził że zostawi ją teraz samą aby odpoczęła i poszedł odnieść naczynia. Po drodze spotkał Beth, która spytała o ciemnowłosą. Brązowowłosy powiedział że sama może sprawdzić jak czuje się Amara. Blondynka poszła do jej celi i ustała w wejściu.

Amara siedziała na brzegu łóżka opierając łokcie na udach i przyglądała się bandażowi na jej lewym przedramieniu. I wtedy usłyszała jak ktoś staje w wejściu. Spojrzała tam i zobaczyła Beth. Dziewczyna podbiegła do niej i mocno ją przytuliła. Zaczęła płakać.

-Nigdy więcej tego nie rób.- załkała blondynka.- Nie mogę stracić i ciebie.

-Przepraszam.- wyznała z skruchą ciemnowłosa i przytuliła ją głaszcząc ją po głowie. Nie tylko ona cierpiała z powodu śmierci Jason'a. Wszystkich to zabolało. Beth była z nim blisko, byli przecież razem. Ciemnowłosa nie pomyślała nawet jak blondynka może się teraz czuć. Była taka samolubna.- Nigdy cie nie zostawię, obiecuje.

Beth została jeszcze parę godzin. Amara pocieszała ją. Nie była świadoma jak bardzo tej dziewczynie zależało na niej. Zaczęła ją traktować jak rodzinę. Teraz zrozumiała że tamto było ogromnym błędem. Że gdyby nie Daryl nie dowiedziała by się że ma jeszcze dla kogo żyć. Ludzi którym bardzo na niej zależy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro