*56*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czterech niezbyt zadbanych mężczyzn otoczyło Daryl'a. Zabrali mu kusze i kazali kleknąć. Dwoje z nich wymierzyło do niego z broni. Zauważył że trzeci ma pistolet nadal schowany w kaburze, a czwarty ma tylko maczetę.

-Wiec koleżko, kto z tobą tu jeszcze jest?- zapytał ten, który trzymał w reku broń i stoi tuż przed nim, prawdopodobnie to ich lider.

-Jestem sam.- brązowowłosy nie był pewny czy oni już wcześniej ich obserwowali. Możliwe że zdążyli zobaczyć Amare, ale i tak wolał skłamać. W myślach błagał jedynie aby kobieta nie wyszła nagle z budynku nieświadoma, że na zewnątrz jest niebezpieczeństwo. Wtedy dopiero mieli by kłopot. A teraz może uda mu się jakoś z tego wybrnąć samemu.

Mężczyźni zaśmiali się na jego odpowiedź.

-W to wątpię.- powiedział ich przywódca.- Bucky, Hektor, idźcie sprawdzić sklep. Coś mi się zdaje że nasz koleżka nie jest z nami szczery.- dwójka mężczyzn, która jedynie do niego nie mierzyła, jeden z nich dość wysoki i postawny który obdarzał Daryl'a dziwnym i wstrętnym spojrzeniem, a drugi niższy i trochę szczuplejszy niż jego kumpel, poszli do sklepu.

-Bierz co chcesz i odejdźcie. Jestem tu sam.- zapewnił ich z uporem Daryl. Facet przed nim zaśmiał się perfidnie i splunął śliną tuż przed nim.

-Nie pierdol bo szybciej dostaniesz kulkę w łeb. Jeśli nikogo tam faktycznie nie ma, to nie musisz się martwić. A twoją furę i co tam w niej masz tak czy siak weźmiemy. Może cie nie zabijemy, ale będziesz musiał na to zasłużyć. Hektor na pewno ma już pomysł.- na twarzy faceta zagościł ohydny i przyprawiający o mdłości uśmieszek przez który brązowowłosemu aż ciarki przeszły po plecach, ale nie pokazał po sobie strachu. Nie dałby im satysfakcji. Tylko że teraz martwił się jeszcze bardziej. Co będzie jeśli ją znajdą i ją tu przyciągną?

Amara widziała przez szybę sklepu jak coś mówią do Daryl'a, a potem dwóch mężczyzn wchodzi do środka. Zauważyła że tylko jeden z nich ma broń palną, a ten postawniejszy ma maczetę. Będzie musiała załatwić ich po kolei. A akurat zauważyła że rozdzielili się i poszli w inne strony wiec miała szanse to zrobić. Jak najciszej poszła za tym niższym, który miał pistolet. Mężczyzna szedł przed siebie nie będąc świadomym że ktoś za nim idzie. Amara zakradła się za nim i złapała jedną ręką za jego broń, a drugą poderżnęła mu gardło. Szybko złapała go i zaczęła ostrożnie upuszczać go na ziemie aby nie narobić hałasu. Spojrzała na martwe już ciało i wbiła mu jeszcze ostrze w głowę po czym chowając jego broń sobie za pasek od spodni poszła dalej. 

Chowała się za półką i obserwowała tego drugiego. Ten jest postawniejszy i wyższy niż poprzedni wiec zajście go od tyłu nie wchodzi w grę. Facet przechodził obok półki za którą była. Wyskoczyła przed niego łapiąc lewą ręką jego dłoń, w której trzyma maczetę, a drugą poderżnęła mu gardło. Mężczyzna jęknął i wyszczerzył oczy zaskoczony. Pochylił się nad nią ostatkiem sił łapiąc za jej ramie i ściskając je. Był znacznie wyższy od niej i zaczął na nią opadać przez co cała krew wypływająca z jego gardła jak strumień zaczęła lecieć na nią. Mężczyzna zaczął opadać z sił, a jego ciężar obciążać Amare przez co kobieta miała trudność z podtrzymaniem go i opuszczeniem na ziemie. Skrzywiła się czując na sobie jeszcze ciepłą krew i spojrzała na mężczyznę, który był już martwy ale nadal miał otwarte oczy. Jemu również wbiła w głowę nóż po czym oddaliła się. Nie było szans aby mogła wyjść niezauważona z sklepu albo chociaż zbliżyć się do wyjścia i zaskoczyć pozostałych. Szyby dają zbyt dobrą widoczność tym pozostałym napastnikom wiec będzie musiała wyjść tyłem.

-Czemu tak długo ich nie ma?- zapytał ten drugi, który celował do Daryl'a. Był najmłodszy z nich wszystkich, ma może nie więcej niż dwadzieścia pięć lat.

-Idź do nich.- powiedział lider po czym ten drugi z niepewnością to zrobił.- Lepiej módl się aby za chwile wyszli stamtąd żywi.- zagroził brązowowłosemu wymachując mu przed jego twarzą bronią.

-Szefie! Oni nie żyją!- z wnętrza sklepu usłyszeli tego młodego, który poszedł sprawdzić czemu ich kumple nie wracają.

-Osz ty. Teraz zdechniesz.- warknął mężczyzna. Daryl spojrzał na niego wściekle czekając aż pociągnie za spust. Padł strzał, ale on nie poczuł nic. Facet przed nim upadł na ziemie, a za nim trochę dalej zobaczył Amare z podniesioną bronią. Szyje i przód miała brudną we krwi. Miała obojętny wyraz twarzy, a oczy jakby puste. Zmartwiło go to. Podniósł się z kolan przyglądając się jej i marszcząc brwi. 

-Szefie... - z supermarketu wyszedł ten najmłodszy. A gdy zauważył że jego lider leży martwy zdębiał. Spojrzał na ciemnowłosą, widział że ma broń.

Daryl spojrzał w kierunku wejścia do sklepu. Zobaczył tego młodego, który na widok Amary zaczął podnosić ręce spanikowany. Ale wtedy padł strzał, a on padł z dziurą w głowie na ziemie.

Amara odetchnęła. Zagrożenie minęło. Ale gdy spojrzała na Daryl'a zauważyła że nie jest zadowolony, a nawet zły.

-No co?- zapytała podchodząc do niego.

-Czemu go zastrzeliłaś? Chciał się poddać.- brązowowłosy wskazał głową na martwego przed sklepem. Amara uniosła brwi do góry nie dowierzając że ma pretensje do niej.

-Skąd ta pewność? Może chciał sięgnąć po broń. Co z tobą? Jeszcze parę chwil temu celował do ciebie. Może byś mi podziękował za uratowanie tyłka.- ciemnowłosa oburzyła się.

-Wielkie dzięki.- burknął z sarkazmem i lekceważąco. To ją rozwścieczyło. Gdyby nie ona to pewnie byłby teraz martwy, a później i ją by dorwali. Zacisnęła pieści ciężko oddychając. Co go ugryzło? 

-Nie zachowuj się jak palant. Miałam niby pozwolić im zabić ciebie i zabrać im nasze rzeczy? Ty jesteś poważny?

-Nie o to chodzi. Nie musiałaś zabijać tego ostatniego. Chyba byłaś ślepa skoro nie widziałaś, że był wystraszony i chciał się poddać.- warknął na nią.

-Oh czyli to moja wina? A może po prostu przeszkadza ci, że właśnie zabiłam ludzi, że jestem morderczynią. Co z tego że chcieli coś nam zrobić i na pewno nie byli z tych dobrych bo wtedy by do ciebie nie mierzyli. Może byśmy się dogadali, a później razem odjechali na jednorożcach ku zachodzącemu słońcu. Na pewno wszystko dobrze by się skończyło. Nie pierdol głupot!

-Uspokój się.- powiedział nie unosząc już głosu. Miała racje. Pewnie by ich zabili, a nawet zrobili by im gorsze rzeczy. Nie chciał jej urazić, a na pewno nie uważa że jest morderczynią. Kłótnia nie jest tu potrzebna. Widać po niej, że jest zdenerwowana, jak tykająca bomba.

-Nie będziesz mi mówił co mam robić! Mam krew na rekach i co z tego?! Nie powinno cie to obchodzić. To moja sprawa. Odpierdol się!- pchnęła go do tyłu i miała zamiar go minąć. Ale złapał ją za ramie.- Puszczaj!- syknęła wyrywając mu się i znowu chciała go pchnąć, ale złapał ją za nadgarstki. Zaczęła szarpać się z wściekłością. Chciała go uderzyć albo kogokolwiek, chciała się na kimś wyżyć. Objął ją mocno ramionami i nie puścił nawet gdy próbowała go odepchnąć.

-Uspokój się.- powiedział łagodnie, ale jednocześnie stanowczo. Ciemnowłosa warknęła, ale zaczęła się powoli uspokajać. Jego ton głosu sprawił że nie potrafiła mu nie ulec. Złość zaczęła w niej maleć. Po prostu zdenerwowała się. Znowu kogoś zabiła. A gdy Daryl zachował się jakby był na nią zły, że to zrobiła nie mogła się kontrolować. Zrobiła to by go uratować. Nagle wybuchła i wściekła się, że aż miała ochotę kogoś zatłuc aby tylko odreagować swoje emocje.- Jest w porządku. Dziękuję. Uratowałaś mnie, nas.- pogładził ją po plecach, a kobieta całkowicie się uspokoiła po czym puścił ją, a ona odsunęła się od niego.

-Mówiłem że nie powinnaś była jeszcze jechać. Masz w sobie za dużo złości. Nie możesz tak po prostu zabijać.

Amara spuściła głowę w dół. Za bardzo ją poniosło. Możliwe że tamten mężczyzna pod sklepem na prawe chciał się poddać, może nawet nie był taki jak jego towarzysze. Ale nie pomyślała o tym. Po śmierci Jason'a na początku była w żałobie, smutna i przybita, ale teraz była zła że zginął, zła że nie mogła mu pomóc. A nie miała jak tego gniewu się pozbyć, nawet nie była świadoma, że w niej drzemie dopóki nie miała okazji aby mógł się z niej wydobyć. Potrafiła być nerwowa i wybuchać, ale jeszcze nie aż w takim stopniu żeby nie umiała kontrolować się.

-Wracajmy już.- powiedziała ze skruchą ciemnowłosa.

-Dobrze, ale najpierw zmień ubranie. Reszta zawału dostanie jak cie tak zobaczą.- powiedział z nutką żartu. 

Amara lekko się uśmiechnęła i skinęła głową po czym poszła na tył samochodu aby wyjąć z bagażnika jakąś bluzkę na zmianę i zmyć z siebie krew. Daryl został z przodu i odwrócił się aby ciemnowłosa mogła się bez krepowania przebrać. Gdy to zrobiła wsiedli do samochodu, tym razem to Daryl usiadł za kierownicą. Ale zanim ruszyli brązowowłosy spojrzał na siedzącą obok niego kobietę.

-Nie jesteś morderczynią. Wiem to i nigdy bym nawet w ten sposób nie pomyślał o tobie.

Amara spojrzała na niego i skinęła wdzięcznie głową. Poczuła się lepiej. Jednak nie uważa jej za potwora. Nawet po tym co mu wcześniej powiedziała, o tamtych mężczyznach, ani przez chwile nie zobaczyła w jego oczach odrazy czy krytyki. Był tam i wysłuchał jej. 

Ciemnowłosa sięgnęła po krótkofalówkę gdy jechali już z powrotem do wiezienia. Nacisnęła przycisk na urządzeniu i zbliżyła je do ust.

-Maggie, Glenn? Tu Amara, w sumie kto by inny. Na pewno nie Daryl, on za mało mówi.- zażartowała zerkając na prowadzącego brązowowłosego, który jedynie mruknął coś pod nosem. Chciała jakoś rozłożyć emocje po wcześniejszym. A najlepiej zrobić to próbując żartować, nieprawdaż?- Jesteście tam? Mam nadzieję że w niczym wam nie przeszkadzam. Niestety Daryl nie jest najlepszym towarzystwem.- zapytała krótko się śmiejąc, ale usłyszała jedynie szum. Daryl szturchnął ją udając, że jej słowa go uraziły, ale na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.- Chyba go uraziłam- zachichotała.- Maggie? Glenn?- ponownie zapytała, ale nadal było słychać szum co zaczęło ją niepokoić.- Słyszycie mnie?- spytała z zmartwieniem, że nadal jej przyjaciele nie odpowiadają. A Glenn nigdy nie przepuściłby takich żartów, zawsze chętnie się do nich dołączał i śmieszkował gdy miał okazje.

-Może jesteśmy za daleko.

-Nie, na pewno to nie to. Jest sygnał tyle, że to oni nie odpowiadają.- kobieta ponownie przybliżyła krótkofalówkę.- Maggie? Glenn? Jesteście?- przez parę chwil nadal było słychać szum, Amara już chciała nawołać ich ponownie, ale odezwał się głos przerywając jej.

-Jesteśmy. O co chodzi?- po drugiej stronie ciemnowłosa usłyszała Maggie.

-Już myślałam, że coś się stało. Właśnie wracamy. Chciałam zapytać czy zaczekać na was na rozdrożu?

-Nie trzeba. Sprawdzimy jeszcze ten pobliski bar pod burzową chmurą o którym mówiłaś. Później dojedziemy.

-W porządku. Widzimy się w domu.- ciemnowłosa odłożyła urządzenie marszcząc brwi. Coś było nie tak. Maggie użyła bezpiecznego słowa, burza. A nawet jej głos był poddenerwowany i rozchwiany.- Mają kłopoty. Jedz szybciej.- rozkazała, a Daryl bez dodatkowych pytań dodał więcej gazu.

Dojechali na miejsce, które Glenn i Maggie mieli przeszukać, jak najszybciej się dało. Ale nikogo tu nie zastali. Nie było czerwonego jeep'a, którym jechali. Nie było śladów, ani na szczęście niczyich ciał.

-Musieli tutaj zaparkować.- Daryl wskazał miejsce pod sklepem gdzie były ślady opon oraz kawałki rozbitego szkła, które na pewno nie było odłamkami szyby ze sklepu. Było zbyt oddalone od budynku.- Ktoś rozbił im szybę samochodu, prawdopodobnie tylną jeśli mieli ustawiony samochód przodem do drogi.

-Tak mogli by szybciej odjechać.

-Ślady opon prowadzą na główną drogę. Skręcili w przeciwną stronę do wiezienia.

-Jedziemy za nimi?

-Nie warto. Śladów dalej nie widać. Nie znajdziemy ich w ten sposób, a i tak mamy za mało paliwa. Nie wiadomo dokąd ich zabrali, mogą być daleko. Musimy wrócić do wiezienia i przekazać to reszcie.- powiedział Daryl, ciemnowłosa zgodziła się z nim. Wsiedli do chevroleta po czym odjechali w stronę wiezienia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro