*Epilog*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Teraz mogli tylko wyczekiwać kiedy Gubernator nadjedzie i ich zaatakuje. Ale nie mieli zamiaru bezczynnie na niego czekać. Zaczęli pakować wszystkie swoje rzeczy i ładować je do jednego samochodu. Nie mieli zamiaru całkowicie opuścić tego miejsce, ale mieli plan. Nie musieli zabijać ludzi Gubernatora, wystarczyło by tylko ich nastraszyć i żeby stwierdzili że nie warto ponownie ich atakować. Ale nie wszyscy mieli brać w tym udział, Hershel razem z Beth, Carl'em i Judith mieli przebywać w lesie by byli tam bezpieczni, a pozostali zajmą się ludźmi Gubernatora i nim samym.

-Merle nigdy nie zrobił czegoś takiego przez całe życie.- powiedział przygnębiony Daryl pakując torbę stojąc przy motorze, który wcześniej należał do jego brata.

-Dał nam szanse.- ciemnowłosa podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Mężczyzna spojrzał najpierw na jej dłoń, której dotyk był uspakajający i tak bardzo przyjemny po czym spojrzał jej w oczy.- Twój brat cie kochał, zależało mu na tobie.

-Nigdy się do tego nie przyznał.- odwrócił wzrok poruszony.- Skąd możesz to wiedzieć? Ledwo go znałaś.

-Powiedział mi to.- wyznała łagodnie, brązowowłosy podniósł swój wzrok na jej twarz patrząc na nią z zaskoczoną miną.- To to mi wtedy powiedział gdy zastałeś nas na bloku. Wydaje mi się, że już wtedy planował samemu porwać Michonne. Brzmiał podejrzanie i to co powiedział... chciał abym się tobą zajęła, nie chciał byś był sam. Wiedział że nie był najlepszym bratem, że nie było go gdy go potrzebowałeś. Z wszystkiego co zrobił, najbardziej żałował właśnie tego.

-Aż ciężko mi w to uwierzyć.- westchnął smętnie.- To w ogóle do niego nie podobne.

-Chciał choć trochę zadośćuczynić po tym wszystkim co zrobił.

-Mhm.- brązowowłosy spuścił głowę w dół. Amara zbliżyła sie o krok do niego i wzięła jego twarz w swoje dłonie aby na nią spojrzał.

-Dixon'owie nie są najlepsi w okazywaniu uczuć... - powiedziała z lekkim rozbawieniem aby choć troche go rozchmurzyć. Na twarzy Daryl'a zagościł mały uśmiech, który trwał tylko krótką chwile.- Hej, jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.- powiedziała żartując, Daryl ponownie uśmiechnął się lekko i skinął głową, a przygnębienie powoli zaczęło znikać z jego twarzy. Był jej wdzięczny, za wszystko. Nigdy nie miał kogoś takiego jak ona. Mimo że była jak przylepa, czasami go denerwowała i kłócili się, to nie chciałby jej stracić. Potrzebował jej i to bardzo. Bał się tylko że może ją stracić albo że gdy dowie się o nim prawdy, o jego przeszłości, nie będzie go chciała. Jest uszkodzonym człowiekiem, ma blizny, których się wstydzi i tylko brat o nich wiedział. Obawiał się że przez nie ludzie by go nie akceptowali, nie robili tego zanim to całe gówno się zaczęło wiec czemu teraz miało by być inaczej. Ale jednak nie wszyscy, ta grupa go przyjęła i sprawiała że stał się częścią tej rodziny. Ale nie był świadomy że Amara wie o jego bliznach, wie co robił jego ojciec jemu i jego bratu.

Hershel z swoją najmłodszą córką oraz Carl'em i Judith odjechali samochodem do którego włożyli swoje rzeczy. Reszta została i poszła na swoje stanowiska aby przygotować się do niechybnego uderzenie ze strony Gubernatora.

Gdy czekali na swoich stanowiskach słychać było wybuch. Ludzie Gubernatora, którzy wjechali na teren wiezienia zniszczyli jedną z wież strażniczych. Wybili spacerowiczów na dziedzińcu zabijając ich z karabinu maszynowego, strzelali też w mury i płyty ochronne. Po czym zauważając że nikt do nich nie strzela zeszli z pojazdów i udali się do środka budynku na czele z Gubernatorem.

Przepędzenie ich było bardzo łatwe. Granaty dymne i błyskawice, włączony alarm więzienny oraz sztywni którzy zaczęli ich otaczać gdy przechodzili przez ciemnie korytarze wiezienia. To wystarczyło aby zaczęli uciekać stamtąd w popłochu i wybiegli na dziedziniec gdzie w strojach strażników w ukrytych miejscach Maggie i Glenn zaczęli strzelać im pod nogi. Spanikowani i przerażeni członkowie armii Gubernatora popędzili do pojazdów, którymi tu przybyli i odjechali jak najszybciej się dało.

Udało im się, przegonili ich. Ale to nie był jeszcze koniec.

Postanowili że cześć z nich pojedzie w pogoń za napastnikami i zakończą to raz na zawsze. Pozostali z grupy zostali aby pomóc wrócić innym, którzy ukrywali się w lesie oraz aby pilnować wiezienia na wszelki wypadek gdyby Gubernator jednak postanowił tu wrócić.

Ci którzy wyruszyli w pogoń nie spodziewali się tego na co natknęli się na drodze. Gubernator wybił większość swoich ludzi gdy ci nie chcieli ponownie wrócić do wiezienia. Tak powiedziała im kobieta imieniem Karen, która jako jedyna przeżyła i schowała się w pozostawionej ciężarówce. Powiedziała że Gubernator po tym co zrobił po prostu odjechał, niewiadomo gdzie. Ciała zabitych ludzi leżały wokół pojazdów stojących na uboczu drogi. To było okropne, ten człowiek był prawdziwym szaleńcem, psychopatą. Zabił własnych ludzi, których miał przecież chronić.
Karen zabrała ich do Woodbury gdzie spotkali Sashe i Tyreese, którzy strzegli miasteczka oraz tych którzy tam pozostali bo albo byli za starzy albo byli jeszcze za młodzi aby nadawać do armii Gubernatora. Okazało się, że podobno Andrea opuściła jakuś czas temu Woodbury aby wrócić do wiezienia, ale ona nigdy tam nie dotarła. Poszli wiec w miejsce w mieście gdzie Gubernator trzymał Maggie oraz Glenna. I tam ją zastali, w pomieszczeniu z martwym mężczyzną, który był doradcą Gubernatora, poznali go gdy byli na spotkaniu. Andrea siedziała pod ścianą załamana. Została ugryziona w ramie i miała już gorączkę. Nie było szans aby przeżyła. A przecież chciała tylko aby wszyscy przeżyli. Chciała aby nikt nie ucierpiał. Aby jej dawna grupa była bezpieczna i ludzie z Woodbury również. Starała się. Blondynka pożegnała się z nimi i poprosiła o broń aby mogła zrobić to co musi. Michonne została z nią do ostatniej chwili, reszta czekała na zewnątrz gdy blondynka strzeliła sobie w głowę.

Rick z innymi postanowili, że zabiorą pozostałych mieszkańców Woodbury do wiezienia. Grimes pamiętał jak Amara mówiła mu o przyłączaniu nowych ludzi oraz o stworzeniu w wiezieniu nowej społeczności, aby to miejsce mogło się rozwinąć i by ludzie mogli w nim żyć. Aby w tym gównianym świecie znaleźli miejsce, które będzie dla nich prawdziwym domem. A teraz gdy Gubernator gdzieś przepadł, mają tą możliwość nie martwiąc się że może wszystko zniszczyć. Ale czy na pewno on odszedł?

Rick oddał swoje dowództwo twierdząc, że teraz wspólnie będą podejmować decyzje. Uznał że to będzie słuszne i lepsze. Teraz wszystko zmieniło sens. 

Teraz mogli stworzyć coś nowego i lepszego. Mogą po prostu żyć.

~~~~~~~~~~~~

I to już ostatni rozdział tej książki. Dziękuję wszystkim za komentarze, zostawianie głosów i za po prostu czytanie tego. Wiele to dla mnie znaczyło. 

Niebawem pojawi się kontynuacja losów Amary i Daryl'a, ale będzie ona już zawarta w innej książce. Mam nadzieje że i ona wam się spodoba tak bardzo jak ta, a może nawet jeszcze bardziej. 

Jeszcze raz dziękuje wam! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro