Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie potrafiłam stwierdzić, jak długo wpatrywałam się tępo w ścianę przed sobą. Łzy zdążyły już dawni wyschnąć, nogi zdrętwieć, a w głowie panowała przerażająca pustka. Zamrugałam w końcu, czując, że moje suche oczy zaczynały piec. Ocknęłam się z transu i wstałam. Obrzuciłam jeszcze przelotnym spojrzeniem drzwi do dormitorium Ślizgona, które zamknęły się dawno temu i wróciłam na kanapę. Opadłam na nią ciężko, zupełnie jakbym przebiegła maraton i tym razem wbiłam wzrok w sufit. Pokonanie tych dwóch metrów bolało również moje serce. Czułam się potwornie, pod każdym względem.

Próbowałam przekonać siebie, że mogłam to przewidzieć. Właściwie domyśliłam się, że przeczytał pamiętnik. Wiedziałam nawet dokładnie kiedy to zrobił. Nie byłam idiotką. Z jakiegoś powodu zniknęło jego zainteresowanie notesem, nie zadawał też żadnych pytań, gdy dwukrotnie był świadkiem moich koszmarów. Zaczął spędzać ze mną podejrzanie dużo czasu, nawet wtedy, kiedy nie był do tego zmuszony. Podświadomość jednak automatycznie odpierała od siebie domysły, że faktycznie otworzył pamiętnik. Zupełnie, jakbym próbowała wmówić samej sobie, że niewygodne rzeczy nie miały miejsca. Teraz również z całych sił i ogromnym bólem serca pragnęłam zapomnieć o rozmowie sprzed kilku chwil. Ale życie tak nie działało. Nie da się wyprzeć niechcianych faktów i pamiętać tylko pozytywnych chwil.

Westchnęłam, pociągając nosem.

Fakt, że Malfoy przeczytał pamiętnik przeraził mnie jeszcze bardziej, gdy przypomniałam sobie urywki zapisków. Dotyczyły nie tylko Bellatrix, ale też przyjaciół, a nawet samego Draco. Czułam się trochę tak, jakby wszedł mi do głowy, poznając wszystkie intymne myśli. Najgorsze było jednak to, że wbrew temu, w co zdążyłam uwierzyć, w ogóle się nie zmienił. Wykorzystał notes, żeby mnie podejść, litował się nad biedną Gryfonką, która nie potrafiła poradzić sobie z przeszłością, a tym samym chciał wybadać, ile wiem o pokoju na siódmym piętrze.

Prychnęłam pod nosem, przypominając sobie moment składania Wieczystej Przysięgi i uczucie mrowienia na całym ciele.

Mozolnie obróciłam się na bok i napotkałam wzrokiem notes, który leżał na stole. Ten widok spowodował, że nabrałam z powrotem sił i wstałam, zabierając go ze sobą. Nie zamierzałam więcej niczego w nim pisać, ani użalać się nad sobą. Poszłam do sypialni, gdzie bez zastanowienia wrzuciłam go z impetem do szuflady. Jasne, Malfoy był dupkiem, ale to przecież nic nowego, prawda? Wszystko pozostawało, jak dawniej, a ja po prostu miałam chwilowe zaćmienie. Zaćmienie, podczas którego pozwoliłam mu całować się w wannie, a potem sama wpakowałam się do jego łóżka.

Wróciłam do salonu. Po moim ciele przeszło przyjemne uczucie ciepła, które spowodowało, że zakręciło mi się w głowie i ponownie opadłam na kanapę.

Musiałam po prostu go ignorować i unikać tak długo, jak to możliwe. Co wcale nie było proste, biorąc pod uwagę naszą małą obietnicę, a także to, że oboje pełniliśmy funkcję prefektów naczelnych. Wraz z powrotem uczniów do Hogwartu, wróciły też patrole, co oznaczało, że jutro musiałam się z nim zmierzyć, czy tego chciałam czy nie.

🧡

Ten kutasiarz... zaczęła od nowa Ginny i niezbyt delikatnie wepchnęła podręcznik do torby. Zbyłam ją machnięciem ręki.

Daj już spokój, proszę powiedziałam, pocierając dłonią skroń.

Głowa bolała mnie od wylanych łez i coraz bardziej wyszukanych na Ślizgona wyzwisk, którymi rzucała Ginny.

Wczoraj nie mogłam usiedzieć w samotności, bo za dużo myślałam o osobie, znajdującej się za ścianą, więc postanowiłam spędzić wieczór w wieży Gryffindoru. Stąd przyjaciółka wiedziała o tym, że Malfoy przeczytał mój pamiętnik, a rano osobiście przyszła zrobić mnie na bóstwo. Wcale tego nie potrzebowałam, ale uparcie twierdziła, że muszę utrzeć mu nosa. Nie miałam siły się kłócić, więc po prostu pozwoliłam jej robić ze mną co chciała. Kiedy wyszłyśmy na korytarz, wszyscy z zaciekawieniem spoglądali na moje proste włosy, aż poczułam się jak zwierzę w zoo. Westchnęłam, ponownie omiatając wzrokiem korytarz i poprawiłam szkolną spódnicę.

Byłam wyprana z emocji. Nie mogłam się powstrzymać i mimowolnie szukałam go wszędzie wzrokiem. Na każdej ławce, w każdym kącie, przy każdym stole na śniadaniu.

Nie było go, a ja nie potrafiłam tego znieść.

Coś się stało, Hermiona? Usłyszałam nagle i spojrzałam w bok na Harry'ego. Posłałam mu przepraszający uśmiech i wróciłam do rzeczywistości. Ugryzł kawałek obiadowego kurczaka, a mi zaburczało w brzuchu, ale czułam, że jak tylko coś przełknę, to od razu zwrócę całą zawartość żołądka. Przycisnęłam książkę do piersi, zwalczając głos rozsądku, który przypominał, że nie jadłam niczego od wczoraj.

Nie. Stresuję się po prostu przyjazdem zagranicznych szkół... wymyśliłam na poczekaniu wymówkę, a Harry otworzył usta, by odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy chrząknięcie, nadchodzące z podium. Wszyscy przenieśli zaciekawiony wzrok na McGonagall, która stała na drugim końcu sali i oczekiwała, aż pozostali skupią na niej swoją uwagę.

Drodzy uczniowie, mam ważny komunikat, więc proszę o uwagę zaczęła spokojnym głosem, ale część młodych czarodziejów wciąż rozmawiała między sobą przy stołach.

PROSZĘ O UWAGĘ! wrzasnęła, dodatkowo wzmacniając swój głos różdżką. Zatkałam uszy i skrzywiłam się, podobnie jak większość zgromadzonych w sali. Miałam wrażenie, że zaraz pękną mi bębenki w uszach.

Mam ważny komunikat powtórzyła z powrotem spokojnym tonem, a w tym momencie drzwi do pomieszczenia się otworzyły i wszyscy przenieśli wzrok w tamtą stronę. Żołądek ścisnął mi się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam Malfoya, który wyglądał, jakby dopiero wstał. Nie lepiej zresztą prezentował się stojący obok Blaise. Wiązał w biegu szkolny krawat, nie zwracając uwagi na to, że wszyscy na nich patrzą. Oboje mieli na twarzach szerokie uśmiechy, a mnie od razu naszła ochota, żeby przywalić Malfoyowi pięścią w twarz.

Mały chujek... szepnęła Ginny do mojego ucha.

Ślizgoni nic nie robili sobie z faktu, że wszyscy uczniowie, razem z dyrektorką, patrzyli na nich w krępującej ciszy. Cały stół Slytherinu powstrzymywał się od śmiechu, kiedy ruszyli w ich stronę.

Dlaczego mnie to nie dziwi... Usłyszałam załamany głos McGonagall. Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu.

Co?! Za co?! Blaise stanął jak wryty na środku sali i patrzył w osłupieniu na dyrektorkę, nic nie robiąc sobie z autorytetu, jaki posiadała. A przynajmniej posiadać powinna.

Gdzie panowie byli podczas porannych lekcji? zapytała, patrząc na nich znad okularów.

Blaise zerknął w stronę rozbawionego Malfoya, który siadał właśnie przy swoim stole, mniej więcej w równej odległości ode mnie. Przypuszczałam, że zrobił to celowo. Musiał przecież widzieć, ale nie zwracał mnie uwagi.

Ślizgoni posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i bez słowa usiedli w końcu przy stole, nie odpowiadając nauczycielce.

Podobno odezwała się znowu Ginny przy moim uchu Malfoy był wczoraj w lochach i tak się upili z Blaisem, że nie dało się ich rano dobudzić.

Widać mruknęłam tylko, obrzucając zdegustowanym spojrzeniem jasne włosy Malfoya, które przypominały tornado. Choć raz to on wyglądał fatalnie, a nie ja. Byłam wdzięczna, że Ginny doprowadziła mnie do porządku. Przez głowę przeszła mi myśl, że Malfoy upił się przez wczorajszą kłótnię, ale nie miałam ochoty snuć scenariuszy niczym mugolska nastolatka. Z rozsądku przeniosłam wzrok z powrotem na McGonagall, która wróciła do ogłaszania czegoś ważnego.

Z racji tego, że profesor Winslet musiał wyjechać w ważnych interesach, zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią zostają zawieszone. Przynajmniej do przerwy świątecznej.

Otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedziała. Zignorowałam narzekanie Harry'ego i mimowolnie przeniosłam ponownie wzrok na Malfoya. Wzdrygnęłam się, gdy zauważyłam, że patrzył prosto na mnie. Po chwili posłał mi krzywy uśmiech, choć i bez tego wiedziałam, że pozbycie się Winsleta było jego zasługą.

🧡

Stałam w grupce Gryfonów na korytarzu, którzy żywo dyskutowali na temat podejrzanego zniknięcia Winsleta. Pojawiło się już mnóstwo teorii, włącznie z tą mówiącą, że klątwa nad nauczycielami przedmiotu wciąż istniała, a nawet ktoś śmiał powiedzieć, że Voldemort nadal chodził po świecie. Postanowiłam nie wdawać się w rozmowę, bo gdybym powiedziała jedno słowo za dużo - byłabym martwa na miejscu. Harry ciągle narzekał na fakt, że nauczyciel odszedł bez pożegnania, a ja nie mogłam tego dłużej słuchać i obawiałam się, że w końcu powiem przyjacielowi coś niemiłego. Dodatkowo zrobiło mi się słabo od gwaru rozmów, które zrobiły się przytłaczająco głośne. Przeprosiłam znajomych i ruszyłam korytarzem w stronę swojego dormitorium. Przycisnęłam do siebie książkę od Transmutacji i pogrążona we własnych myślach, przeciskałam się między uczniami.

Hej, Hermiona! Usłyszałam za sobą czyjś głos. Przystanęłam i zaciekawiona odwróciłam się, dostrzegając w oddali Deana. Cierpliwie poczekałam, aż przedostanie się do mnie przez tłum młodych czarodziejów, a gdy staną obok, posłał mi przyjazny uśmiech.

Jak się czujesz? zapytał, a mój wewnętrzny głos rozsądku właśnie zachichotał popijając herbatkę.

Co za idealne pytanie w idealnym czasie.

Na mojej twarzy pojawił się markotny uśmiech, a w tym samym momencie zauważyłam ślizgońskie blond włosy. Zapatrzyłam się na moment, widząc, jak dwoje przyjaciół nas ominęło, a później oboje się odwrócili. Blaise uniósł z zaciekawieniem brwi, a Draco miał grobową minę. Żaden z nich nie posłał mi uśmiechu, co było nieco dziwne, biorąc pod uwagę, że czarnoskóry zawsze zdawał się cieszyć na mój widok. W końcu blondyn szturchnął łokciem przyjaciela, a ten od razu potraktował go tym samym. Dwa razy mocniej. Wkurzony Malfoy fuknął pod nosem i z całej siły naparł na niego barkiem, powodując, że oboje zatoczyli się do tyłu i wpadli w tłum młodszych dziewczyn. Kilka z nich pisnęło, gdy przewróciły się jak domino. Mój wewnętrzny głos rozsądku nadal miał ubaw, a ja musiałam sprawiać wrażenie przerażonej, wpatrując się z zaszklonymi oczami w znikające sylwetki Ślizgonów. Było mi po prostu przykro, że teraz jeszcze Malfoy obrócił Blaise'a przeciwko mnie.

Hermiona? Usłyszałam za mgłą i podskoczyłam, mrugając gwałtownie.

Co mówiłeś? zapytałam i zrobiło mi się głupio, że go ignorowałam.

Pytałem jak się czujesz powtórzył cierpliwie, wciąż posyłając mi uśmiech.

A, no tak. Dobrze. A ty? Nie lubiłam tego typu rozmów. Brzmiały jak puste pytania, na które i tak rozmówca nie oczekiwał odpowiedzi.

Dean spojrzał na mnie łagodnie i nie odpowiedział. Zamiast tego podrapał się po głowie, jakby się nad czymś zastanawiał.

Nie chciałabyś pójść ze mną na jakąś kawę, czy coś? zapytał w końcu zażenowany, a mi ponownie zrobiło się głupio. Zaraz po tym, jak przestałam wbijać w niego zdziwiony wzrok.

To nie był dobry czas na takie rozmowy. Nie miałam ochoty widzieć się z nikim i udawać, że wszystko jest w porządku, podczas gdy stałam w mroku, oblana benzyną i próbowałam odpalić zapalniczkę depresji.

Dean...

Nie, w porządku przerwał mi i machnął ręką. Rozumiem, naprawdę. Tak tylko pomyślałem, że może chciałabyś coś porobić, bo wyglądasz na przybitą. Uśmiechnął się delikatnie, a ja czułam, że zachowywałam się jak suka.

Przepraszam, to nie tak, że nie chcę. Właściwie nie chciałam. Po prostu teraz mam za dużo na głowie i... mam nadzieję, że rozumiesz. - Westchnęłam.

Tak, jasne. Kiwnął głową dla potwierdzenia swoich słów.

Posłałam mu blady uśmiech i wtedy poczułam, jak zaczęło kręcić mi się w głowie. Instynktownie złapałam ramienia chłopaka, a on błyskawicznie mnie przytrzymał, chroniąc przed upadkiem. Zamrugałam kilkukrotnie, aby odzyskać ostrość wzroku. Wypuściłam głośno powietrze z ust. Zrobiło mi się słabo i słyszałam gdzieś w oddali przyłumiony głos Deana, który wciąż powtarzał pytanie, czy wszystko w porządku. Dopiero po chwili bodźce z zewnątrz zaczęły do mnie wracać. Z powrotem usłyszałam gwar rozmów, a głos Gryfona stał się wyraźny. Spojrzałam na niego zdezorientowana.

Na pewno wszystko w porządku? Jesteś potwornie blada powiedział z troską, wciąż trzymając mnie w objęciach.

Rozejrzałam się pospiesznie, błądząc wzrokiem po uczniach, którzy nie zwracali na nas uwagi. Kiedy spojrzałam ponownie na chłopaka, posłałam mu słaby uśmiech.

Tak, jestem po prostu zmęczona.

Zmęczona życiem.

🧡

Kiedy dotarłam wreszcie do dormitorium, od razu położyłam się na łóżku. Głowa potwornie mnie bolała i ulżyło mi na myśl, że nie musiałam wracać na zajęcia. Było wcześnie, ale z racji pory roku zdążyło się ściemnić. Odruchowo zerknęłam w stronę okna, a przy okazji zauważyłam na parapecie zdjęcie z dnia, w którym ja, Malfoy i Blaise na moment zostaliśmy przyjaciółmi. Po cichu żałowałam, że nie było magiczne i nasze sylwetki pozostawały nieruchome, ale z drugiej strony mugolska fotografia, na której był arystokrata czystej krwi, urodzony przeciwnik takich osób jak ja, wydawała mi się groteskowa. Mozolnie wstałam i podeszłam do parapetu. Przyglądając się z bliska zdjęciu, ukłuło mnie serce, gdy przypomniałam sobie wczorajszy wieczór i rozmowę z Malfoyem. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę mogłam być na tyle głupia, aby mu zaufać. Trochę przerażał mnie fakt, że czytając pamiętnik, Draco dowiedział się o wszystkich sekretach. Nie czułam się dobrze z myślą, że był świadomy moich uczuć do niego. A ja na pewno nie traktowałam go obojętnie. Przynajmniej do wczorajszego dnia.

Starałam się powstrzymać łzy, które napływały mi do oczu, wzięłam do ręki zdjęcie i bez zawahania otworzyłam szufladę komody. Wsunęłam je gdzieś do środka czerwonego notesu i obiecałam sobie, że nigdy więcej nie sięgnę po żaden z tych przedmiotów. Zamknęłam z hukiem szufladę i wróciłam na ciężkich nogach do łóżka, wciąż czując się paskudnie.

🧡

Biegłam.

Co chwilę odwracałam się za siebie, wypatrując wroga. W oddali słychać było szelest gałęzi, a śmiercionośne zaklęcia padały coraz bliżej mnie. Mimo pory roku, w lesie było podejrzanie gorąco. Spływający pot przykleił mi włosy do czoła, a ja ciągle biegłam przed siebie, choć sama nie wiedziałam, gdzie był mój cel. Schyliłam głowę, gdy usłyszałam kolejne, wypowiedziane zaklęcie, a zielony płomień trafił w drzewo kawałek przede mną. Spojrzałam w tamtą stronę i zatrzymałam się gwałtownie w miejscu. Pomimo śniegu, na ziemi wytworzony był okrąg z ognia. Głosy w oddali ucichły, tym razem zastąpione przez złowrogi szept, który wypalał od środka dziurę w mojej głowie. Złapałam za nią i krzyknęłam z bólu, po czym kucnęłam na śniegu, niemal upadając na kolana. Powoli przeniosłam wzrok przed siebie, z zaciśniętymi dłońmi przy skroniach.

Otworzyłam szeroko oczy i wciągnęłam gwałtownie powietrze. Przewróciłam się ze strachem na widok stojącego Voldemorta w kręgu ognia.

Zerwałam się z krzykiem z kolejnego, paskudnego snu i, jak każdego dnia, omiotłam wzrokiem swoje otoczenie. Tym razem jednak nie zauważyłam znajomych ścian dormitorium, oświetlonych przez księżyc. Nie poczułam ciepłej pościeli, którą mogłabym przykryć zmarznięte ciało. Zamiast tego dotarł do mnie przerażający chłód i na drżących nogach podniosłam się ze śniegu. Ponownie rozejrzałam się spanikowana po drzewach dookoła, pogrążonych w mroku.

Byłam sama w Zakazanym Lesie.

W środku nocy.

Bez różdżki.


 🧡 🧡 🧡

Rozdział jest krótszy niż zazwyczaj. Nazywam go trochę rozdziałem zapchajdziurą, ale po prostu nie mogłam się oprzeć i musiałam go zakończyć w tym momencie XD

PS: Dalej chcecie mnie zabić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro