TERAZNIEJSZOSC: ODSIECZ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W czasie gdy Kevin z Blackiem , przytomnosc odzyskal.Uswiadomili sobie ze , ne ma z nimi czerwonowlosej. Pedem ruszyli spowrotem, skad wyroszyl. Wpadli przez drzwi, salonu i z siebie wydusili.

KEVIN, BLACK
-Oni ja porwali!

Na ich slowa, TONY, ROWAN, BEN,I MAX wstali z miejsc siedzacych. AISZA z KIRA I HEDER ORAZ JANE , patrzaly ze lzami w oczach.

TONY
-Kto i kogo, porwal?

BLACK
-Tornax , zrobil zasadzke , nas ogluszyli, a Izis porwali.

Kobiety wszystke razem tylko, -"NIE!!!!!" wykrzyczaly.

ROWAN
-Macie pewnosc, ze to Tornax?

KEVIN
-Tak dziadku. Jestesmy pewni,tylko on rob takie , zasadzk na wilki.

ROWAN
-A,probowaliscie, chociaz sie z nia skontaktowac?

BLACK
-Nie,odrazu przybylismy do was, gdy sie ocknelismy.Zrozumielsmy co sie stalo.

ROWAN
-To czekajcie, ja to teraz zrobie. Moze, powie mi , gdzie sie znajduje.

Starszy Alfa podszedl do okna, popatrzal przed siebe i w ciszy umyslu,skontaktowal sie z dziewczyna.

ROWAN
"Izis, slyszysz mnie. Wiem co sie stalo. Juz ruszamy na odsiecz. Musisz jedyniepowiedziec, gdzie sie znajdujesz. Ikto ciebie wiezi. czy to Kaj? "

IZIS
"Dziadku, slysze ciebie, lecz slabo.Nie wiem gdzie mnie trzymaja, jestem zwiazana w jakejs piewnicy, tu nie ma okna, nie widze przestrzeni. Ale tonie wuj, mnie przytrzymuje.To Belnda, ta zdrajczyni elficka"

TONY
-Czy, napewno niczego ne zaowazyliscie, bo ja wogole jej ne czuje. Moze to Kaj ja przytrzymuje? Zaraz do niego wyroszam. Idziecie ze mna?

BLACK, BAZ ,KEVIN

-Tak.- powiedzieli wszyscy razem zgodnie.

ROWAN
- Tony, dzieciaki.To nie Kaj przytrzymuje Izis, tylko Belinda. Nasza dziewczynka, jest gdzies dalej, nie na tych terenach. Ledwo sie slyszelsmy. Izis nam nie pomoze, siebie odnalesc.Jest zwiazana, w piewnicy bez oken. Poczekajcie, jest tylko jedna osoba,ktora moze wiedziec, gdzie przytrzymywana jest Izs. Ale nie bedziecie tym zadowoleni, wiec ja to zrobie. Skontaktuje sie z nim.

TONY
-Tato,jestes pewny ze on pomoze. Przeciez sam moze w tym uczestnczyc,pomagac tej warjatce Belindzie.

AISZA
-Tony, wszystkiego trzeba sprobowac.By uratowac, nasza coreczke z lap tej warjatki.

KIRA
-Gdy zlapie ja, w swe rece. Niech wszystko co boskie mi wybaczyy, ale wypatrosze, ta idotke Belinde. Nikt nie bedzie , swych lap,kladl na nasza dziewczyne.

ROWAN
"Kaj, to ja ojciec. Wiem ze teraz stoimy na przeciw siebie. Ale musze sie spytac, cos Ciebie"

KAJ
"Tak ojcze, o co chodzi?"

ROWAN
"Czy wiesz cos,o tym. By Belinda przytrzymywala Izis?"

KAJ
"Co! O czym ty, do mnie mowisz?"

ROWAN
"Tornax zrobil zasadzke,porwali Izis. Nie wiemy gdzie ja trzymaja. Myslalem ze , wiesz cos o tym?"

KAJ
"To ze, chce dziewuche dla swego syna. Nie znaczy ze bym , posunalsie do tego. Wiem co o mnie, myslicie i macie racje. Jestem lotrem morderca. Zabilem wlasna matke i niewinnych ludzi. Ale jej bym nie zabil"

ROWAN
"Wiec ,nie wesz nic o ty?"

KAJ
"Nie. Ale klka dni temu, byla u mnie Bellinda. Namawiala mnie na to, alejej odmowilem. Moze ja przytrzymuje, w starym dworze za morzem. ale nie wyczolem, obecniosci, czerwonej wilczycy. Wiec nie wiem, gdzie ja ukrywa"

Kira wraz z Bazylim, poszli do starszyzny elfow, prosic o pomoc w wyszukaniu Izis. AISZA wraz z Heder i Jane, powedrowaly do prastarej wiedzmy. Ktora do poszukiwan, przyznaczyla trzy czarownice w wieku heder i izis. Prastara wiedzma byla zbulwersowna, zachowaniem,naznaczonej elfki. Znalezli Tornaxa, zamknl go w lochach, lecz on nie pisna slowa nie zdradzil gdzie sie kryje upadla krolowa.

ROAN
" Izis pametasz, jak mowlem tobe, kilka tygodnitemu. Ze musisz znalesc sposob, byuciszyc swa moc i sile?'"

IZS
" Tak dziadku, pametam. I wiesz co, teraz slysze ciebelepiej, moze jestescie gdzies blizej, Ale coma do tego, ma moc i sila?''

ROWAN
''Wem ze to nie bezpieczne,ale musze ciebie prosc o to. Byś ,teraz chociaz troche jej na zewnatrz siebie , wypóściła. Może w ten sposób, dojdziemy do Ciebie i , ciebie uratujemy"

IZIS
"Dobrze dziadku, spróbujmy"

Dzewczyna wyposcila energie ze swego ciala, kazdy wyczol ten impuls. Wiedzieli w która strone ruszyc.
Po trzech dniach dotarli, do niewielkiej lesnej chatki. Kevin z Blackem schytali Belinde, a AISZA i JANE znalezli , schwytana dziewczyne. Rozwiazaly ja z silnych , grubych sznurow, wyprowadzily na swerze powietrze.

Bazyl, Tony i jej dziadek, schwytali reszte tj zgrai. Choc nie byli za tym by , ich mordowac, to teraz wymiezyli im kary.
Black z nienawiescia w oczach, z checia mordu. Odezwal sie do sprawczyni, porwania jego dziewczyny.

BLACK

-Nie ma kary, na to cos zrobila. Najchetniej bym ciebie rozszarpal, i wyrwal z wnetrza twe organy. Ale jestem pewny, ze Izis by na to ne, pozwolila, a ja nie jestem Mrocznym Kajem. Wiec osadza ciebie inni,wszyscy sie zbierzemy. Sad wydamy nad toba, kazdy z innej rasy, innego narodu. Ale mniej pewnosc, ze nie poscimy ciebie wolno. Mialas szanse, na normalne wolne zycie. Wybralas przestepstwo, wiec zaplacisz za to, ty wywloko.

BELINDA

-Black, moj ukochany, przyszedles do mnie. Nie mow takich zeczy, ranisz serce moje.

BLACK

-Ty , jestes chora naglowe! nieszczesna kobieto. Przyszedlem na odsiecz , swej Alfie, swej dzieczynie ukochanej. Zrozum to w koncu, ze ciebie i mnie, nic nie laczylo i nie laczy. Ja kochalem , kocham i bede kochal, tylko jedna istote. Ta istota jest, szkarlatno oka Alfa, dziewczyna o czerwonych wlosach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro