II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

29 czerwca 1914

Austro-Węgry dobrze wiedziała, że nie może zmienić ludzi. Jednak próbowała trochę wybudzić u Bośniaka choć trochę litości dla Ferdynanda.

Od razu nie poczuła bólu. Ból nadszedł z samego rana, wtedy gdy się obudziła. Od razu zawołała pielęgniarkę, ale i tak by nic nie mogła zrobić.

Dzień wcześniej skończył się spokojnym spacerkiem wraz sojusznikiem.

Węgierka w głębi duszy nie polubiła Cesarstwa Niemieckiego.

Za bardzo przypominał jej byłego męża, który nie był zbytnio dobry dla niej. Wciąż miała siniaki na nadgarstkach po nim...

Znajdowała się właśnie w wynajmowanym noclegu. Pokój był cały ponury i pusty. Kolory ciemne. Duża, drewniana i w kolorze zielona szafa stała przy łóżku. I jeszcze oprócz łóżka niczego nie było. Nawet żadnego tam dywanu lub obrazu na ścianie.

Kobieta dostała ataku kaszlu. Kiedy zerknęła na swoją rękę, przeraziła się.

Na dłoni spadły kropelki krwi. Spojrzała na swoją koszulę nocną. Na prawej stronie była duża plama tej szkarłatnej krwi.

-No nie mówcie mi... A ja chciałam sobie wyjść na powietrze...

Ostatnie słowa próbowała powiedzieć ze zabawieniem, ale jakoś to się jej nie udawało, kiedy widziała jednocześnie krew.

Pielęgniarka z opóźnieniem weszła do pomieszczenia.

Bez pytania po prostu próbowała jakoś jej pomóc.

I także zawołała swoją koleżankę, żeby zadzwoniła do II Rzeszy.

***

Niemcy, normalnie jak król, wylegiwał sobie na leżaku. Był właśnie w swoim ukochanym ogrodzie, w Berlinie.

Kochał najbardziej róże. Przypominały mu o tym, że każdy jest na swój sposób piękny, lecz ma także swoje wady.

Czy on był ładny? Niektórzy mówili że tak, a inni że nie.

Według samego jego nie był brzydki, ale nie aż taki ładny. Czarne, krótkie włosy. Jego oczy zmieniały kolor. Jak nie był w sosie, to czerwone. A jak nie, to czarne jak smoła. Na rzut oka miał 1,80 metrów, więc aż taki wysoki nie był. Zawsze elegancki, jak na czasy przystało. Cylinder rzadko nosił − Nie chciał być podobny do Wielkiej Brytanii, którego nie przepadał.

Kiedy właśnie miał iść się zdrzemnąć w przyjemnym klimacie, niestety ktoś mu przeszkodził.

-Psze pana – Zaczął lekko zdenerwowany czymś brązowowłosy lokaj. - Trafiła informacja, że pani Austro-Węgry nie czuje się dobrze. Proszą pana o przyjazd na kilka dni, do Warszawy, tam gdzie pani jest.

Mężczyzna westchnął. On sam był krajem, i dobrze wiedział co się działo z państwem po śmierci kogoś ważnego z rodziny władcy.

-Wezwijcie karetę. Jak nie będzie, to najszybszy dostępny samochód.

Mruknął pod nosem.

Tylko jedno go nurtowało. Dlaczego ona znajdowała się w Warszawie, a nie w swojej stolicy?...

-Niemcy, później o tym pomyślisz. Zapytasz ją na miejscu.

Powiedział do siebie w myślach.

Teraz musiał jakoś szybko się spakować.

***

W rekordowym czasie (osiem godzin i dwanaście minut) dotarł na miejsce. Zdziwił się budynkiem, który był biednym mieszkaniem, jak dla kraju. Choć dla niektórych ludzi byłby to luksus.

Jako człowiek zapukał do dość małych i drewnianych drzwi. Otworzyła je smutna i zmęczona kobieta w przebraniu lokaja.

-Pani znajduje się w drugich niebieskich drzwiach od prawej strony.

Rzekła z sztucznym uśmiechem na twarzy.

Nie przywitała się, więc on też nie.

Z grobową miną zapukał do wskazanych niebieskich drzwi.

-Otwarte.

Usłyszał słaby głos.

Otworzył je.

Austro-Węgry od zawsze wyglądała jak kościotrup w obcisłych ubrania. Jak Niemiec słyszał, miała kiedyś psychiczne problemy i niestety do dziś nie umie dużo jeść. Na szyi brązowy i mały łańcuszkiem na którym był napis z jakimś obcym mu językiem. Jej oczy były puste. Tylko do ludzi pałała radością. Kiedy on znajdował się u jej obecności, to rzadko chodziła uśmiechnięta.

Zawsze miała na ręce białe rękawiczki, z nieznanego powodu. Czarnowłosy znał ją zaledwie od kilku dni, lecz wiedział, że mało kto ją znał dobrze.

-Dlaczego jesteś we Warszawie, a nie w swojej stolicy?

Kilka jej łez spadło na podłodze.

-Dziś jej urodziny...

Cesarstwo Niemieckie podniósł jedną brew. I się zapytał:

-Kogo?

-Mojej zmarłej i ukochanej córeczki...

Po chwili się „wybudziła".

I podniosła na niego wzrok.

-Czy ja coś powiedziałam?...

Niemcy skłamał. I zapisał w głowie, żeby później się spytać kogoś, czy ona miała dzieci.

Często kobieta wpadała w taki trans, że w ogóle nie odpowiedziała na pytania ani się nie ruszała. Mówili że przez tragiczne i wcześniejsze przeżycia.

-Nie wiem w ogóle po co tutaj przyjechałem...

Wymamrotał pod nosem. A po chwili dodał:

-W sumie jesteś moją sojuszniczką. Opowiedz coś o czymś co na przykład lubisz.

Na jej twarzy wszedł uśmiech. Nagle jej w sercu zrobiło się ciepło.

Ktoś o niej pamiętał przynajmniej.

30 czerwca 1914

Imperium Osmańskie wyglądał jak emeryt po ciężkiej pracy. Posiadał dość dużo zmarszczek. Na twarzy miał kilka blizn po kilkunastych wojnach, które przeszedł. Mieszkał teraz w swojej, małej willi. W okolicy uważali go za starego, normalnego w wyglądzie i dziwnego żołnierza, który za dużo spędzał czas w domu. Nigdzie normalnie nie wychodził. Jednak kiedy usłyszał listonosza, szybko skierował się do drzwi.

Lubił wiedzieć o świecie, co tam się dzieje.

Młody panicz przyniósł mu codzienną gazetę.

Odrzucił ją na kanapę. Teraz wyjątkowo nie miał ochoty na czytanie.

Zerknął zaskoczony na list. Ktoś się pomylił? Ale listonosz tylko wzruszył ramionami na jego pytający wzrok.

Zamknął za sobą drzwi i położył na stole na rzut oka normalną kopertę, jakby była jakimś delikatnym skarbem, który mógł się zepsuć. Chwilę na nią patrzył. I w końcu westchnął.

Ciekawość strasznie go zżerała od środka.

W końcu otworzył ją.

Na pierwszej linijce było napisane po łamanym angielskim:

Od: Niemieckiego Cesarstwa

Do: Imperium Osmańskiego

-Co znowu Europejczycy chcą od de mnie...

Syknął pod nosem. Kiedy jednak przeczytał całą treść listu, przeklął na swojego Boga.

Oni tam wojny mają raz na kilkadziesiąt lat... Kiedy nareszcie się uspokoją i wezmą długą przerwę?...

Pomyślał sobie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#wojna