Rozdział I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uczta, którą organizowano z okazji Nocy Duchów, była jedną z najbardziej wyczekiwanych okazji przez uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Chociaż tym razem ta uroczystość ciągnęła się w nieskończoność. Być może dlatego, że to już druga tak wystawna i patetyczna ceremonia w ciągu dwóch dni i nic, ani niesamowici goście z dalekich stron, ani nadzwyczajne potrawy nie sprawiały, że Leila Black zapałałaby jakąkolwiek ekscytacją względem tego, co działo się dookoła niej.

Leila Black była czternastoletnią dziewczyną o bujnych czarnych włosach, które spływały po ramionach, formując się w długie, lśniące loki, tym razem związane w wysoką kitkę, by nie przysłaniały bladej twarzy. Kolor jej skóry kontrastował z czerwonymi, pełnymi ustami, naturalnie wykrzywionymi w delikatny uśmiech, i czarnymi, błyszczącymi wesoło oczami, które bystro spoglądały na to, co działo się dookoła. Leila była wysoką, zgrabną dziewczyną, można było już u niej dostrzec wyraźne zarysy kobiecych kształtów, a w każdym jej ruchu wybrzmiewała wrodzona gracja i pewność siebie. Panna Black nie należała do osób pospolitych, miała niewątpliwy dar do zdobywania wiedzy, odznaczała się ambicją i wytrwałością w dążeniu do wyznaczonych sobie celów, z łatwością przychodziła jej nauka i nie musiała się trudzić o to, by zostać przez innych dostrzeżoną. Jednak jej zachowanie często pozostawiało wiele do życzenia. Była bardzo charakterną dziewczyną, która zdecydowanie wiedziała czego chce, czasami nieco pyskatą, odrobinę za bardzo wyniosłą i sarkastyczną. Każda jej wypowiedź wręcz ociekała ironią, często bywała bezczelna, przez co określano ją mianem zadziornej. Trzymała wszystkich na dystans, chociaż i tak niewielu próbowało się z nią zaprzyjaźnić, mimo że wzbudzała niemałe zainteresowanie. Co było tego powodem? Charakter, wygląd, a może owiane tajemnicą nazwisko?

Leila sapnęła znudzona i zaczesała kilka niesfornych kosmyków za ucho. Ogólne podniecenie i wyczekiwanie nie udzielało jej się w żadnym stopniu. Cała ta szopka związana z Turniejem Trójmagicznym, delegacjami z Beauxbatons i Durmstrangu oraz Czarą Ognia niespecjalnie ją ruszała. Chociaż musiała przyznać, że przez długi czas nie zapomni widoku Weasleyów z długimi, majestatycznymi brodami, które sobie sprawili, gdy próbowali wrzucić swoje nazwiska do Czary. Oj tak, będzie im wiecznie wypominać ten nieudany wyskok... Jednak obecność Francuzów przy stole Krukonów potwornie ją irytowała, a już zwłaszcza ta wila, Fleur Delacour, która wręcz zamiatała swoimi długimi włosami podłogę, wdzięcząc się do wszystkich facetów z Michaelem Cornerem na czele. Black rozejrzała się po Wielkiej Sali, z zażenowaniem obserwując, jak wszyscy nadwyrężają sobie szyje, zaglądając Dumbledore'owi do talerza i sprawdzając czy już nadszedł ten czas, kiedy to dowiedzą się, kto będzie reprezentował każdą ze szkół w turnieju.

W końcu talerze zalśniły czystym złotem i wszyscy zaczęli między sobą rozmawiać w podnieceniu. Leila odetchnęła z ulgą. Nie wyczekiwała tego momentu, pragnęła tylko, by ta uczta już się skończyła. Naprawdę nie interesowało jej to, kto zostanie wytypowany, nie znała nikogo z Beauxbatons ani z Durmstrangu, no oprócz Kruma, którego znali wszyscy, więc nie miała komu kibicować... A reprezentant Hogwartu, cóż... Warrington, Johnson, Diggory, czy to jakaś różnica? Ważne, żeby ta szopka się już skończyła. Dumbledore podniósł się z krzesła. Siedzący po jego bokach profesor Karkarow i madame Maxime wydawali się równie spięci i podnieceni jak wszyscy. Ludo Bagman uśmiechnął się i mrugał do niektórych uczniów. Pan Crouch natomiast sprawiał wrażenie, jakby go to wszystko niewiele obchodziło, a nawet jakby się trochę nudził. Chociaż ktoś czuje to co ja, pomyślała Leila, przyglądając się szefowi Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.

- Czara jest już prawie gotowa, by dokonać wyboru - rzekł Dumbledore. - Myślę, że to jej zajmie jeszcze minutę. Kiedy zostaną ogłoszone nazwiska reprezentantów, proszę, by tutaj podeszli, przemaszerowali wzdłuż stołu nauczycielskiego i weszli do przylegającej komnaty, gdzie otrzymają pierwsze instrukcje.

Dyrektor wyjął różdżkę i machnął nią szeroko, a natychmiast pogasły wszystkie świece z wyjątkiem tych w wydrążonych dyniach. Czara Ognia była teraz najjaśniejszym punktem w całej sali; bladoniebieskie płomienie pełzające nad krawędzią naczynia prawie oślepiały i nagle poczerwieniały. Buchnęły iskry. W następnej chwili z czary wystrzelił długi język ognia, z którego wyleciał nadpalony kawałek pergaminu. Rozległy się zduszone okrzyki.

- Reprezentantem Durmstrangu będzie... - przeczytał mocnym, czystym głosem - Wiktor Krum!

- Żadna niespodzianka - mruknęła ponuro Leila, patrząc, jak młody mężczyzna wstaje od stołu Ślizgonów i idzie w kierunku Dumbledore'a.

Oklaski i wrzawa powoli zamierały. Sytuacja na nowo się powtórzyła i Czara Ognia ponownie rozkwitła czerwienią. Drugi kawałek pergaminu wyleciał w powietrze.

- Reprezentantem Beauxbatons jest Fleur Delacour!

Większość obecnych westchnęła z zachwytu, gdy dziewczyna wstała z gracją i odgarnęła do tyłu srebrno-blond włosy. Kilka innych dziewcząt zalało się łzami i szlochały głośno z głowami ukrytymi w ramionach. Kiedy Fleur zniknęła w bocznych drzwiach, w ślad za Krumem, napięcie w Wielkiej Sali wzrosło do granic możliwości. Teraz przyszedł czas na reprezentanta Hogwartu...

I ponownie zaczerwieniły się płomienie, i znowu buchnął snop iskier, język ognia wystrzelił w powietrze, a Dumbledore pochwycił trzeci kawałek pergaminu.

- Reprezentantem Hogwartu jest Cedrik Diggory!

Ryk przy stole Hufflepuffu był ogłuszający. Wszyscy Puchoni zerwali się na równe nogi, wrzeszcząc i tupiąc, kiedy uśmiechnięty Cedrik ruszył ku komnacie za stołem nauczycielskim. Wiwaty dźwięczały jeszcze długo, aż do momentu, gdy Dumbledore ponownie zabrał głos. Leila jednak nie skupiała się na słowach dyrektora. Ciągle przyglądała się czarze, która nagle ponownie zabarwiła się na czerwono i wyrzuciła jeszcze jeden kawałek pergaminu. Dumbledore machinalnie złapał papier i wyciągając go przed siebie, wytrzeszczył oczy. W całej sali zapadła cisza, której nikt nie śmiał przerwać. A potem dyrektor odchrząknął i przeczytał:

- Harry Potter!

Leila wyprostowała się jak struna i natychmiast zwróciła głowę w stronę stołu Gryfonów, gdzie siedział Potter. To nie możliwe, on nie może być aż takim kretynem! Tym razem nie było żadnych oklasków ani wiwatów, słychać było tylko ciche, oburzone szepty. Harry wstał i ruszył niepewnie w stronę stołu nauczycielskiego, a wszyscy śledzili każdy jego ruch. On nie mógł tego zrobić, myślała Leila, patrząc w ślad za Potterem, który zniknął za drzwiami.

***

Korytarz był całkowicie pusty. Towarzyszyły jej jedynie cienie i spojrzenia ciekawskich portretów, nikt nie zapytał jej gdzie idzie po ciszy nocnej ani kiedy wróci - wszyscy żyli sensacją, która miała dzisiaj miejsce. Leila przystanęła w mroku, opierając się plecami o zimną kamienną ścianę i zerkając na klatkę schodową w oczekiwaniu na największego frajera dzisiejszego dnia.

Nie chciała nawet myśleć o tym, co pokusiło tego faceta do zrobienia czegoś tak idiotycznego. Nie pojmowała tego, jak mógłby to zrobić. Zresztą to w ogóle nie było w jego stylu... A może on wcale tego nie zrobił?, zastanawiała się Black, rozważając wszystkie możliwości. Czy znowu ktoś chciał go załatwić? Od tylu lat nieskutecznie próbowano zabić Pottera, może tym razem wrzucono jego nazwisko do Czary Ognia z nadzieją, że sam się wykończy podczas jednego z zadań turnieju. W końcu Pettigrew ciągle był na wolności i nie wiadomo, gdzie teraz przebywa, a, co gorsza nie wiadomo z kim...

- No, no, no - głos Grubej Damy wyrwał ją z zamyślenia i spostrzegła poruszający się cień pod obrazem. - Violet właśnie mi o wszystkim opowiedziała. Więc kto został reprezentantem szkoły?

- Banialuki - burknął chłopak. Był mniej więcej tego samego wzrostu co Leila, raczej drobnej postury. Jego czarne włosy sterczały w każdym kierunku, ale nie to najbardziej przykuwało uwagę, a bystre, po prostu dobre spojrzenie zielonych niczym trawa oczu.

- Proszę, proszę... - odezwała się Black, wychodząc z cienia i zerkając na Harry'ego spod przymrużonych powiek. - Po raz kolejny dałeś się wrobić w niezłe bagno, Potter.

- Przyszłaś tu tylko po to, żeby się nabijać? - zapytał zdenerwowany, spoglądając w jej stronę. Leila podeszła bliżej niego i uśmiechnęła się kpiąco, widząc jego złość. - Jeśli tak, to możesz już sobie iść.

- Nie po to wlokłam się tu z wieży Ravenclawu, żebyś mnie od razu spławił - stwierdziła i skrzyżowała ręce na piersi. - Oczekuję wyjaśnień.

- Nie ty jedna - mruknął i kopnął z całej siły w ścianę, co spotkało się z oburzeniem Grubej Damy. - Posłuchaj, Leila, ja tego...

- Nie zrobiłeś - dokończyła za niego i posłała mu jeden ze swoich mniej złośliwych uśmiechów. - Wiem to, Potter.

- Wiesz? - zdziwił się Harry i jakby pod wpływem ulgi, jakiej właśnie doznał, oparł się ciężko o ścianę.

- Jasne, że tak... - Black stanęła obok Harry'ego, również opierając się o mur. - Faktycznie, w pierwszej chwili pomyślałam, że mogłeś to zrobić. W końcu tyle o tym gadałeś z Ronem i resztą, mówiłeś, że zrobiłbyś to w nocy, tak żeby nikt nie widział. Jednak później pomyślałam, że nie możesz być aż takim kretynem.

- Dzięki - prychnął Potter i nadąsał się jak mała dziewczynka. - Na ciebie zawsze można liczyć.

- Oczywiście! - Uśmiechnęła się promiennie i szturchnęła chłopaka ramieniem. Przez chwilę milczeli, zastanawiając się nad tym, co wydarzyło się tego dnia, aż w końcu Black zadała pytanie, które krążyło po ich głowach. - Masz może jakieś przypuszczenia, kto wrzucił twoje nazwisko do czary?

- Nie wiem, Leila - westchnął. - Ale ktokolwiek to był, z pewnością chce mojej śmierci.

- Myślisz, że to Pettigrew?

- Nie, nie wróciłby do Hogwartu. - Harry pokręcił przecząco głową. - Ale to ktoś, kto jest z nim powiązany...

- Masz na myśli Voldemorta? - Potter nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się przed siebie, jakby się nad czymś gorączkowo zastanawiał.

- Ostatnio coraz częściej boli mnie blizna - powiedział w końcu powoli, podkreślając każde kolejne słowo. - Zawsze mnie boli, kiedy on jest w pobliżu. W pierwszej klasie, kiedy Quirrel próbował wykraść kamień filozoficzny i...

- W Komnacie Tajemnic też. To przez jego dziennik, wtedy również bolała cię blizna - zauważyła Leila, a Harry pokiwał niemrawo głową.

- Obawiam się, że coś się zbliża, jakieś kłopoty...

- A tam gdzie kłopoty, tam zawsze jesteś ty - zażartowała Blackówna.

- Chciałaś powiedzieć: my.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro