Rozdział II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                  To co się działo w Hogwarcie po tym, jak okazało się, że będzie dwóch reprezentantów szkoły i do tego jeden z nich jest nieletni, wydawało się niemożliwe do opisania. Nagle, tak z dnia na dzień, pojawiły się setki plotek opowiadających o tym, jak udało się Potterowi wrzucić swoje nazwisko do Czary Ognia. Na nieszczęście dla Harry'ego, oprócz Gryfonów, nikt nie cieszył się z tego, że został on reprezentantem. Dlatego nic dziwnego, że chłopak nie zjawił się w Wielkiej Sali na śniadaniu. Na jego miejscu Leila również zaszyłaby się gdzieś w kącie, unikając wszystkich ludzi, tych, którzy spoglądali na niego z pogardą, a także tych zaszczycających go oklaskami. Blackówna zauważyła już tego dnia braci Creeveyów, szukających z rozradowanymi minami Harry'ego. Przed nimi na pewno się ukrył. 

                Leila chwyciła dwie babeczki czekoladowe i owinęła je w serwetkę, a potem wstała z zamiarem znalezienia Pottera. Postanowiła zacząć od boiska quidditcha, bo jeżeli Harry w ogóle zwlekł się z łóżka, to na pewno tam się schował. Wychodząc z Wielkiej Sali, dostrzegała grupy ludzi, którzy rozmawiali między sobą o najnowszych wydarzeniach. Dało się słyszeć pełne pogardy komentarze względem Gryfona, spekulacje na temat jego wybryku i zakłady co do tego ile wytrzyma nim da się zabić. Zauważając Black od razu milkli, a ona zerkała na nich obojętnie, wiedząc, że żadne jej słowa ani gesty nie sprawią, iż zmienią zdanie. Leila wyszła z zamku i szybko omiotła wzrokiem błonia. Spojrzała w kierunku Zakazanego Lasu, a potem w stronę jeziora, gdzie potężny statek Durmstrangu odbijał się w ciemnej wodzie, jednak nigdzie nie dostrzegła czarnej czupryny Pottera. Chłodne powietrze owiało jej twarz, sprawiając, że jej długie włosy zatańczyły na wietrze. Nagle za jej plecami otworzyły się wrota zamku i usłyszała znajomy głos.

                 — Przecież nikomu nie udałoby się oszukać Czary Ognia albo przekroczyć linii Dumbledore'a...

                  W wejściu stanęła ta osoba, której Leila szukała, a obok niej Hermiona Granger — dziewczyna z burzą ciemnych, brązowych włosów na głowie, oczach w tym samym kolorze i trochę za dużych zębach, w swoim zwyczaju trzymała pod pachą grubą książkę. Harry szedł obok niej, jedząc grzankę. Najpewniej opowiadał jej właśnie to samo, co dzień wcześniej Blackównie. 

                  — Widziałaś dzisiaj Rona? — przerwał jej nagle Harry, a Granger zawahała się. Widocznie nie wiedziała co odpowiedzieć, ale Black wyręczyła ją.

                  — Był na śniadaniu — odezwała się głośno, przywołując tym samym uwagę dwójki Gryfonów. — A skoro już o tym mowa — mówiła dalej, patrząc znacząco na suche grzanki. Potter zerknął na babeczki, które Leila trzymała w dłoni i oczy mu się zaświeciły na ich widok. Hermiona fuknęła rozzłoszczona, a Blackówna uśmiechnęła się z satysfakcją. — Trzymaj! 

                  — Dzięki! — zawołał z wdzięcznością Potter, wypychając sobie usta przysmakiem, a grzanki Hermiony położył na pobliskiej ławce. — Ron wciąż wierzy, że sam się zgłosiłem? 

                 — No... nie, chyba nie do końca — odpowiedziała Hermiona niezbyt pewnym tonem, zerkając w stronę Leili. Dziewczyny nie pałały do siebie wielką sympatią, właściwie to niezbyt się lubiły. Od kiedy Blackówna zaprzyjaźniła się z Harrym na ich drugim roku, ona i Granger ciągle ze sobą rywalizowały w każdej dziedzinie. Właściwie, to Leili nie zależało na udowodnieniu czegoś Gryfonce, robiła to, co chciała, ale widząc jak tamta się stara ją wyprzedzić, dawała z siebie więcej. Hermiona była zazdrosna o Blackównę w kwestii urody, podejścia do życia, relacji z ludźmi, właściwie to w każdym aspekcie. 

                — Co znaczy „nie do końca"?

                — Och, Harry, przecież to takie oczywiste! — wybuchła Hermiona, a Leila skwitowała to jedynie wzruszeniem ramion. — On jest zazdrosny! 

                — Zazdrosny? — zdziwił się Harry, a Black zachichotała pod nosem, widząc zażenowaną minę Granger. — O co? Przecież chyba by nie chciał zrobić z siebie głupka na oczach całej szkoły, prawda?

               — Zrozum — powiedziała Hermiona cierpliwym tonem — to ty zawsze wzbudzasz ogólne zainteresowanie, przecież sam o tym dobrze wiesz. Wiem, że to nie twoja wina — dodała szybko, widząc, że Harry skrzywił się i otworzył usta; Leila z rozbawieniem przyglądała się, jak Gryfonka próbuje klarownie wyjaśnić wszystko Potterowi i jak kiepsko jej to idzie — wiem, że sam się o to nie starasz... ale... zrozum, w domu Ron wciąż musi rywalizować z braćmi, a ty jesteś jego najlepszym przyjacielem i jesteś naprawdę sławny. Jak ludzie was razem spotykają, to on przestaje istnieć. Jakoś to znosi, nigdy nie robi żadnych uwag, ale chyba tym razem już nie wytrzymał. 

              — Ja bym na jego miejscu poszukała jakiegoś dobrego psychologa — odezwała się Leila, rzucając sceptyczne spojrzenie w stronę Hermiony, broniącej tak zażarcie Weasleya. Black lubiła Rona, całkiem dobrze się dogadywali, jednak nie dało się ukryć, że rudzielec często miewa różne, dziwne zagrania, które niekoniecznie jej się podobały. Hermiona już miała jakoś skomentować jej słowa, ale Harry odezwał się pierwszy.

             — Wspaniale — stwierdził gorzko, kopiąc leżący w pobliżu kamień. — Naprawdę super, przekaż mu, Hermiono, że chętnie się z nim zamienię. Powiedz mu, że... proszę bardzo... niech spróbuje... jak to jest, kiedy wszyscy bez przerwy gapią się na twoje czoło... 

             — Nic mu nie będę mówiła — ucięła Hermiona. — Sam mu to powiedz. Tylko w ten sposób można to rozwiązać. 

             — Harry ma się za nim uganiać, żeby pomóc mu dorosnąć? — spytała sceptycznie Leila. 

             — Może mi uwierzy, że nie sprawia mi to żadnej przyjemności, jak złamię kark albo...

             — To wcale nie jest śmieszne — powiedziała cicho Hermiona. Wyglądała na poważnie zaniepokojoną. — Harry, myślałam nad tym... i wiesz, co powinniśmy zrobić, prawda? Jak tylko wrócimy do zamku...

             — Dać Ronowi zdrowego kopa... — Black odpowiedziała za Pottera, a ten uśmiechnął się rozbawiony. Granger pokręciła z poirytowaniem głową.

             — Musisz napisać do Syriusza. Musisz mu napisać, co się tutaj stało. Przecież prosił cię, żebyś mu donosił o wszystkim, co się dzieje w Hogwarcie. Jakby się spodziewał, że coś takiego może się wydarzyć. Wzięłam kawałek pergaminu i pióro...

             — Nawet o tym nie myśl — rzekł Harry, rozglądając się niespokojnie, czy ktoś ich nie podsłuchuje, ale nikogo nie było. — Wrócił do kraju, bo rozbolała mnie blizna. Jak mu napiszę, że ktoś mnie wplątał w ten turniej to natychmiast przybędzie i...

              — On chciał, żebyś mu o wszystkim donosił — powtórzyła z powagą Hermiona. — Zresztą i tak się o tym dowie...

              — Chociaż raz się z tobą zgadzam, Granger. 

                                                                                                *** 

             Leila czekała na Pottera w sali wejściowej. Wyciągnęła od Neville'a wiadomość, że Harry został wezwany przez tego całego Bagmana, żeby razem z innymi reprezentantami zrobił sobie zdjęcie. Longbottom powiedział jej jeszcze, iż tuż przed eliksirami Potter i Malfoy pojedynkowali się i Hermiona oberwała Densangeo. Blackównie wydawało się to dość zabawne, oczywiście pomijając jej całą niechęć względem Draco, to ironia losu sprawiła, że żeby córeczki dentystów potrzebowały natychmiastowej redukcji. Więcej nie udało jej się dowiedzieć od Neville'a, który najwidocznie tak zestresował się rozmową z nią, że ledwo cokolwiek powiedział.

             Ze zniecierpliwieniem spojrzała na zegarek, zbliżała się pora kolacji i większość uczniów mknęła już w kierunku Wielkiej Sali, a Pottera nadal nie było. Zamiast bliznowatego pojawili się Ślizgoni ze starszych klas. Zaśmiewali się z czegoś i pokazywali na siebie palcami, a kiedy spostrzegli, że Leila im się przygląda, jeden z nich zawołał:

              — Black, chcesz coś zobaczyć? — Krukonka uniosła wysoko brew, przywołując na twarz minę świadczącą o jej stosunku do ludzi ich pokroju. Najwyższy z nich wszystkich rzucił coś w jej stronę, a ona z nadzwyczajną zręcznością złapała to. Ślizgoni, zanosząc się śmiechem, weszli do Wielkiej Sali. — Pozdrów Pottera! 

                Leila spojrzała na przedmiot skryty w jej dłoni. Z pozoru niczym niewyróżniająca się przypinka z napisem KIBICUJ CEDRIKOWI DIGGORY'EMU PRAWDZIWEMU reprezentantowi Hogwartu. Jednak po chwili te słowa zniknęły i ustąpiły miejsca zielonym literom, formującym się w dwa wyrazy: POTTER CUCHNIE! Black zacisnęła pięść na przypince i spojrzała wściekle w stronę miejsca, gdzie przed chwilą znajdowali się Ślizgoni. Pomijając wszystkie niesnaski między domami, pomijając różnice ideologiczne, pomijając wszystko... Pottera mogła obrażać tylko i wyłącznie ona! 

               — Co tu robisz? 

              — O wilku mowa — stwierdziła z uśmiechem, patrząc na Harry'ego. Wyglądał źle, sama nie wiedziała, czy był bardziej zmęczony, czy zły. Spoglądał na nią od niechcenia. — Spójrz, twoje nazwisko zdobi biżuterię. 

              — Skąd to masz? — zdenerwował się Potter, wyrywając z jej ręki przypinkę. 

              — Harry, proszę cię — jęknęła zirytowana, wywracając oczami. — Trochę dystansu. 

              — Łatwo powiedzieć — burknął chłopak. — To nie ty właśnie udzieliłaś przekłamanego wywiadu dla Proroka Codziennego. 

              — Widzę, że nie próżnujesz. — Zagwizdała z udawanym podziwem. — Wywiad... Jeszcze trochę i będziesz gwiazdą. Przepraszam, zapomniałam, że już nią jesteś! 

              — Daruj sobie, Leila! Ta wariatka Skeeter wypytywała mnie o wszystko, o rodziców, ich śmierć, a jej samopiszące pióro i tak notowało zupełnie co innego. — Ruszyli ku wejściu do Wielkiej Sali. Blackówna przywykła do tego, że wszyscy na nią patrzyli, ale Harry nadal nie mógł tego znieść. 

             — Dzisiaj jemy razem — zadecydowała Black, prowadząc Pottera do stołu Gryfonów. 

             — Chcesz ze mną zjeść kolację? — zdziwił się czarnowłosy, poprawiając swoje okulary na nosie.

             — Nie schlebiaj sobie, Potter — zaśmiała się wrednie, siadając na końcu stołu Gryffindoru. — Z tego miejsca mam lepszy widok na tego przystojniaka, McLaggena. 

             — Uważasz, że on jest przystojny? 

             — Oczywiście — odparła pewnie, a Harry spojrzał na nią zniesmaczony. — I do tego potwornie głupi. 

             Potter uśmiechnął się na chwilę, ale od razu mina mu zrzedła. Blackówna natychmiast zauważyła, że coś go widocznie gnębi. Leila nie lubiła robić za kółko wzajemnej adoracji, głaskać wszystkich po główkach i mówić, że wszystko będzie dobrze. Nie, to nie było w jej stylu... Black wyznawała zasadę solidnego kopniaka w tyłek. To zawsze pomagało. 

             — Potter, jeżeli masz zamiar dołować się przez cały wieczór, to ja sobie idę. 

             — Chodzi o to, że to wszystko znowu się dzieje — westchnął Harry, mieszając widelcem w swoim talerzu. — Co roku to samo. Zawsze wszyscy się ode mnie odwracają... 

             — Harry... — jęknęła jedynie, nie wiedząc co ma powiedzieć. 

             — Ale taka jest prawda, Leila — mruknął, odkładając sztućce. — Zawsze coś się dzieje... Pamiętasz drugą klasę?

              — Kto śmiałby zapomnieć Dziedzica Slytherina? — zażartowała, a Potter spojrzał na nią ze złością. — To właśnie wtedy się poznaliśmy, czyż nie? Nikt nie lubił biednego Harry'ego i tylko ja się nad nim ulitowałam. 

              — To prawda...

              — A pamiętasz, jak było rok temu? — spytała go Black, wspierając głowę na dłoniach. Harry zwiesił głowę i westchnął. — Nie mieliśmy lekko... Oboje musieliśmy się zmierzyć z duchami przeszłości.

              — Przestań mówić jak Trelawney — zażartował nieudolnie chłopak. 

              — Tak, tak... Nasze wewnętrzne oko spojrzało w głąb naszych dusz i odkryło skrywane od dawna tajemnice, byśmy mogli poznać nasze przeznaczenie — zaskrzeczała Leila, gestykulując rękoma, jakby odprawiała właśnie jakiś mistyczny rytuał, a Potter parsknął śmiechem. Oboje nie znosili lekcji tej starej wiedźmy. 

               — Faktycznie, dowiedziałem się sporo o swojej rodzinie, a ty...

               — Dowiedziałam się, że być może mam jakąkolwiek rodzinę — stwierdziła bez żadnych ogródek. — I przez moje nazwisko stałam się niezwykle niebezpieczna i popularna. A skoro już przy tym jesteśmy, napisałeś do niego list? 

              — Napisałem, ale jeszcze mi nie odpisał — odpowiedział Potter, rozglądając się, czy aby przypadkiem ktoś ich nie podsłuchuje. — Mam nadzieję, że dobrze gdzieś się schował. 

              — Nie musisz się o niego martwić — zapewniła go Leila, nachylając się pod stołem i ściszając głos do szeptu. — W końcu to Black. 

                                                                           *** 

6 czerwca 1994 r., Hogwart

              To zdarzenie było niesamowicie dziwne. Ten dzień przyniósł ze sobą natłok wrażeń i emocji, których nikt się nie spodziewał. W tunelu prowadzącym do wyjścia z Wrzeszczącej Chaty zebrała się nadzwyczajna kompania. Na przodzie kroczył dumnie paskudny kot Hermiony Krzywołap, za nim Lupin, Pettigrew i Ron, wyglądający jak zawodnicy ścigający się po trzech w jednym worku. Za nimi maszerowała Hermiona, nad którą szybował profesor Snape, trącając czubkami butów stopnie schodów, utrzymywany w pozycji pionowej za pomocą własnej różdżki, którą niósł Syriusz. Harry i Leila zamykali ten dziwaczny pochód. 

               Leila przyglądała się z rozbawieniem, jak bezwładna głowa Snape'a raz po raz obijała się o niskie sklepienie. Dziewczyna miała wrażenie, że Syriusz specjalnie nic nie robi, by temu zapobiec. Wszyscy drżeli ze strachu na myśl o seryjnym mordercy, jakim był Black, a Leila chciała spędzić z tym mężczyzną jak najwięcej czasu. Nie wiedziała, czym było to spowodowane. Już od pierwszej chwili, gdy przeczytała o nim w gazecie, zapragnęła go poznać. W końcu nosili to samo nazwisko...

                — Wiesz, co to oznacza? — zapytał nagle Black Harry'ego, kiedy wlekli się ciasnym tunelem. — Zdemaskowanie Petera Pettigrew?

                — Jesteś wolny — odrzekł Harry.

                — Tak... Ale jestem też... nie wiem, czy ktoś ci powiedział... jestem twoim ojcem chrzestnym.

                — Tak, wiem o tym — odparł Potter, a Leila uśmiechnęła się w duchu. Pamiętała, jak Harry przeżywał to, że domniemany zdrajca jego rodziców jest jego chrzestnym. Ona śmiała się wtedy z niego, iż powinien się cieszyć, bo to nie on jest z nim spokrewniony. 

               — No więc... twoi rodzice wyznaczyli mnie twoim opiekunem — powiedział sucho Black. — Na wypadek, gdyby coś im się stało... Oczywiście zrozumiem cię, jeśli będziesz chciał nadal zostać ze swoją ciotką i wujem. Ale... no... zastanów się. Bo kiedy zostanę oczyszczony z zarzutów... to jeśli chciałbyś mieć... inny dom... 

               Blackówna spojrzała tęsknie na tę dwójkę i poczuła żal w sercu. Chciała myśleć racjonalnie, tak jak przystało na prawdziwą Krukonkę, ale w rzeczywistości miała wrażenie, że została zdradzona. Znała sytuację Harry'ego i niejednokrotnie porównywała ją do swojej, bo były bardzo podobne. I teraz w momencie gdy pojawił się Syriusz, osoba związana z ich dwójką, żywiła nadzieję, że jej los się odmieni. Jednak Black zaproponował to Potterowi. 

               — Zamieszkać z tobą? Wyprowadzić się od Dursleyów?

               — Nie ma sprawy, przypuszczałem, że nie będziesz chciał — dodał szybko Syriusz. — Rozumiem. Ja tylko sobie pomyślałem...

              — Zwariowałeś? — powiedział Harry głosem prawie tak ochrypłym, jak głos Syriusza. — No pewnie, że chcę opuścić dom Dursleyów! A masz jakiś dom? Kiedy mogę się przenieść? 

               — Chcesz? Naprawdę? 

               — No pewnie!

               Na wychudłej twarzy Syriusza po raz pierwszy pojawił się prawdziwy uśmiech. Przemiana była uderzająca: jakby spoza maski wynędzniałego włóczęgi wyjrzała nagle osoba o dziesięć lat młodsza. Harry odwzajemnił ten gest i spojrzał za siebie, by podzielić się nim również z Leilą. Ona również się uśmiechnęła. Może będzie mogła przyjeżdżać do nich na wakacje? W tej chwili Black obrócił się i przyjrzał jej uważnie. 

                — Czy my się znamy? 

                — Chyba nie mieliśmy okazji — odezwała się Leila, czując jak jej serce boleśnie obija się o klatkę piersiową. 

                — Syriusz Black. — Skłonił się delikatnie, a Snape nagle uderzył głową o strop. — Przyjaciele Harry'ego są moimi przyjaciółmi. 

                 — Leila — przedstawiła się dziewczyna, kiwając taktownie głową. — Leila Black. 

                Nagle atmosfera między nimi zgęstniała. Syriusz wpatrywał się w nią z niedowierzaniem wypisanym na twarzy, lustrując każdy szczegół jej twarzy i myśląc o czymś gorączkowo. Blackówna nie pozostawała mu dłużna. Woskowa skóra tak ciasno opinała się na jego twarzy, że głowa przypominała nagą czaszkę. Długie, poplątane, czarne włosy sięgały mu do pasa, a te przenikliwe oczy, które wpatrywały się w nią z tą samą intensywnością. 

                 — Black? — wychrypiał zdziwiony i pospiesznie oblizał spierzchnięte usta. — Czy my...

                 — Jesteśmy rodziną? — dokończyła za niego Leila, uśmiechając się delikatnie. — Miałam nadzieję, że ty mi to powiesz. 

                 — Kim są twoi rodzice? — Z ust Syriusza padło pytanie, które ona sama zawsze sobie zadawała, a ona otworzyła usta, by odpowiedzieć tak, jak zawsze sobie odpowiadała.

                 — Nie wiem... Jestem sierotą — odparła cicho, nie spuszczając wzroku z Syriusza. — Kiedy mnie znaleziono pod sierocińcem, była przy mnie jedynie karteczka z moim imieniem i nazwiskiem. Kiedy o tobie usłyszałam, pomyślałam, że... być może ty jesteś... moim ojcem.

                — Twoim ojcem... — szepnął cicho Syriusz, mrugając kilkakrotnie. — Bardzo mi przykro, Leilo, ale wydaje mi się, że to niemożliwe.

               — Rozumiem — odparła szybko, klnąc się w duchu za to, że wyskoczyła ze swoimi głupimi domysłami. Naiwnie wierzyła, że odnajdzie swojego tatę i że razem z nim stworzy rodzinę. — Tak, tylko pomyślałam, ale to nie ważne...

              — Mylisz się, to bardzo ważne — poprawił ją Syriusz, kładąc jej rękę na ramieniu. — Być może i nie jestem twoim ojcem, ale niewątpliwie jesteśmy rodziną. Wiedziałem to już w pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem. Wyglądasz jak prawdziwy Black. Obiecuję ci, że dowiem się kim są twoi rodzice i że zawsze możesz na mnie liczyć. 

            — Naprawdę?

            — Oczywiście — zapewnił ją, uśmiechając się w ten sam sposób co przed chwilą do Harry'ego. — W końcu jesteś Black.

                                                                    *** 

                Od razu po kolacji Harry ulotnił się, mówiąc, że jest zmęczony i nie ma sił na spacer. Leila również zrezygnowała z przechadzki po błoniach i ruszyła w kierunku wieży Ravenclawu. W jej dormitorium nikogo nie było. Obecność uczniów z innych szkół skutecznie wywabiła ich z zacisznych kątów swoich pokojów. Nawet Sue, jej przyjaciółka, a właściwie jedna z niewielu osób w tym domu, która potrafiła z nią wytrzymać, dała się przekonać na bieganie za uczniami z Durmstrangu i wachlowanie rzęsami w ich kierunku. Takie zachowanie bardzo drażniło Blackównę, uważała, że takowe dziewczyny, które uganiają się za facetami, nie reprezentują sobą za wiele.

               Weszła do swojego pokoju, który był urządzony w barwach Krukonów. W środku panował straszny przeciąg, który rozwiał jej pracę domową. Natychmiast podeszła do okna i je zamknęła. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach. Poczęła zbierać swoje notatki z transmutacji, zastanawiając się, czy powinna je przepisać, czy może jednak oddać pogniecione. Zrezygnowana usiadła na łóżku, wsuwając kartki do szuflady. Była zmęczona tą całą szopką, która miała miejsce w Hogwarcie. Nie ekscytował jej Turniej Trójmagiczny, nie podkochiwała się w żadnym z przyjezdnych uczniów, nie interesowały ją wywiady i sprawozdania z całej tej imprezy. Jedyne co ją łączyło z tym wszystkim, to Potter. Ten przeklęty Harry, który najwidoczniej miał wrodzonego pecha i nic nie był wstanie na to zaradzić. Leila naprawdę zaczęła się obawiać o tego kretyna. Najgorsze w tej sytuacji okazało się to, że nie wiedzieli, kto i w jakim celu wrzucił jego nazwisko do czary. 

                 Black rzuciła się z jękiem na łóżko, gdy nagle poczuła, że na czymś leży. Nie zmieniając pozycji, sięgnęła ręką pod swoje plecy i wyciągnęła stamtąd małą, wygniecioną kopertę. Leila nigdy nie prowadziła z nikim zażyłej korespondencji, zwłaszcza wtedy, kiedy była w Hogwarcie. To oznaczało jedno... Tylko on mógł do niej napisać. Szybko rozerwała papier i wyciągnęła z niego skrawek pergaminu. Od razu rozpoznała jego charakter pisma. 


                                                            Leila, pilnuj go!

                                                                   Syriusz


                    Zgniotła list w dłoni i jeszcze raz jęknęła rozgoryczona. Właśnie została awansowana na niańkę Pottera. Świetnie, właśnie o tym marzyłam, pomyślała wściekle. Jeżeli Black myślał, że Leila będzie biegać za Harrym i co pięć minut upewniać się czy chociażby jeden włos mu z głowy nie spadł, to się grubo mylił! On jest już dużym chłopcem i jeżeli dał się wpakować w to wszystko, to jego sprawa. 

                  Dziewczyna zakryła głowę poduszką i krzyknęła głośno. To nie tak, że chciała zostawić Pottera na lodzie. Po prostu czuła to dręczące ukłucie w sercu. Myślała, czy gdyby jakimś cudem to ona została wrobiona w udział w Turnieju, to czy Syriusz pisałby do wszystkich, żeby jej pilnowali. Miała nadzieję, że tak...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro