Rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

                     Leila była naprawdę szczęśliwa i dumna, że ten durny Potter dał radę! Po uzyskaniu informacji o smokach, przerwanej w najważniejszym momencie rozmowie z Syriuszem i całym stresie z tym związanym, naprawdę zaczęła obawiać się o przyjaciela. Następnego dnia natychmiast powiadomili Granger o przebiegu rozmowy z Blackiem, o tym jak opowiedział im o Karkarowie, o jego domysłach i o tym, że już miał im podać niezbędne zaklęcie, kiedy w pokoju wspólnym pojawił się Ron. Po przeanalizowaniu wszystkiego, zgodnie zadecydowali, że sprawą priorytetową jest utrzymanie Pottera przy życiu i pokonanie smoka, a później zajmą się kwestią Karkarowa. Hermiona natychmiast skierowała ich do biblioteki, a oni z braku innego wyjścia spędzali tam każda możliwą chwilę, czytając książki i słuchają narzekań Granger na Kruma i jego fanki. Leila i Harry domyślali się, że zarówno Maxime, jak i Karkarow powiedzieli swoim reprezentantom o smokach i postanowili poinformować ostatniego, nieświadomego uczestnika. Dlatego Potter złapał Cedrika i powiedział mu, co ich czeka. Tego samego dnia pojawił się Moody, który na całe szczęście podpowiedział Gryfonowi, co powinien zrobić w trakcie pierwszego zadania i... Udało się! 

                    Potter przeżył, wyminął smoka i zdobył złote jajo. W dodatku zrobił to z najlepszym czasem. Leila, Hermiona i o dziwo także Weasley biegli w kierunku namiotu reprezentantów, żeby spotkać się z Harrym. Kiedy weszli już do środka, chłopak siedział niespokojnie, rozglądając się dookoła. Granger wpadła pierwsza, rzucając się na Pottera, Blackówna weszła za nią opanowana, a Ron nieco zawstydzony trzymał się z tyłu.

                 — Byłeś wspaniały! – krzyknęła Hermiona piskliwym głosem, przytulając do siebie Gryfona. – Byłeś zdumiewający! Niesamowity! 

                — Brawo, Potter! – zawołała z uznaniem Leila, klepiąc go w ramię. – Nie dałeś się zabić! 

                Harry skinął im głową, ale ciągle wpatrywał się w Rona, który stał z boku ze spuszczoną głową. 

                 — Harry – powiedział bardzo poważnym tonem – nie wiem, kto wrzucił twoje nazwisko do czary... ale uważam, że... że chciał cię wykończyć! \

                  — A więc wreszcie to do ciebie dotarło? – zapytał chłodno Harry. – Potrzebowałeś dużo czasu. 

                 Hermiona patrzyła niespokojnie to na jednego, to na drugiego. Leila wywróciła teatralnie oczyma, czując nadciągającą operę mydlaną. Ron otworzył usta, ale zawahał się. Nikomu nie chciało się tego słuchać.

                   — Już dobra, zapomnijmy o tym.

                   — Nie, nie powinienem... — tłumaczył się Weasley. 

                    — Daj spokój! 

               — No już, już... — zawołała Blackówna. – Tylko mi tu kobietki nie płaczcie ze wzruszenia! 

               Chłopcy uśmiechnęli się równocześnie, a Hermiona momentalnie zalała się łzami. 

               — Wy wszyscy jesteście głupi! – krzyknęła, tupiąc, a łzy kapały jej obficie na szatę. A potem, zanim zdołali ją powstrzymać, uścisnęła każdego z osobna, nawet Leilę i wyleciała z namiotu, rycząc z radości. 

               — Chce to obwieścić całemu światu, czy co? – powiedział Ron, kręcąc głową. – Chodźcie, zaraz dadzą punktację. 

               Jurorzy okazali się bardzo przychylni, no, może nie wszyscy. Harry, po tym jak otrzymał osiem punktów od madame Maxime, po dziewięć od Croucha i Dumbledore'a, dziesięć od Bagmana i cztery od Karkarowa, zdobył pierwsze miejsce ex aequo z Wiktorem Krumem.

                Leila i Ron czekali na Pottera przed namiotem reprezentantów, gdzie Harry musiał się udać po ogłoszeniu wyników. Weasley ciągle był nieco zawstydzony i małomówny. Po raz pierwszy, od kiedy Czara Ognia wyrzuciła nazwisko jego przyjaciela, rozmawiał z Blackówną. Krukonka uważała, że chłopak słusznie odczuwa wstyd, bo to mu się należy. Jednak nie mogła również udawać, iż nie cieszy się z takiego obrotu spraw. Potter i Weasley to duet, który nie powinien się rozstawać. 

                — Leila – odezwał się niepewnie Ron, a dziewczyna mruknęła na znak, że go słucha. – Czy ty i Harry... no wiesz... 

                — Nie wiem – stwierdziła, patrząc na niego ze zdziwieniem. – O co ci chodzi?

                — Bo wy byliście wtedy w naszym pokoju wspólnym i pomyślałem...

                — Lepiej nie myśl! 

                — Gdybyście byli razem... — pogrążał się coraz bardziej. 

                — To ty nawet nie wiesz, że Harry jest z Hermioną? – udała zdziwienie, a chłopak zachłysnął się powietrzem. – Myślałam, że czytałeś wszystkie wywiady z Harrym. 

                — Przecież wiesz, że ja... — próbował wybrnąć z nieprzychylnej dla niego sytuacji, ale Leila przerwała jego nieudolne starania i roześmiała się wesoło. Brakowało jej tego. Irytowanie Harry'ego miało swoje uroki, ale najzabawniejsze było wkręcanie Rona. 

                                                                                *** 

                  Wraz z końcem pierwszego zadania i kłótni między Harrym i Ronem wszystko wróciło do normy. Szkolna rutyna garnęła Leilę, już przywykła do obecności uczniów z innych szkół, do spotykania Kruma w bibliotece, Nikołaja, który coraz częściej widywał się z Sue i ślicznej Fleur, która najwidoczniej próbowała upolować wszystkich przystojnych chłopaków w Hogwarcie. Natłok nauki sprawił, że prawie zapomniała o trwającym turnieju. I gdyby nie rozmowy na temat tajemniczego, złotego jaja, które miało być dla Pottera podpowiedzią i wizytacje Rity Skeeter, próbującej znaleźć kolejną sensację, wszystko mogłoby być takie jak zawsze. 

                   I być może byłoby normalne, gdyby nie jedna pamiętna lekcja zaklęć, po której profesor Flitwick poprosił Krukonów, by chwilę zostali w sali. Młodzi wychowankowie Ravenclawu rozsiedli się na ławkach w pierwszym rzędzie, gromadząc się wokół nauczyciela, który odchrząknął i zaczął mówić:

                  — Od samego początku Turnieju Trójmagicznego istnieje pewna tradycja, którą jest Bal Bożonarodzeniowy. To niesamowita okazja by bliżej poznać i zacieśnić stosunki z naszymi zagranicznymi gośćmi — oznajmił swoim piskliwym tonem Flitwick i uśmiechnął się do swoich wychowanków. — Co prawda bal jest tylko dla uczniów od czwartej klasy wzwyż, ale każdy z was może zaprosić kogoś młodszego. 

                  Dookoła wszyscy zaczęli szeptać między sobą i okazywać ogólne zainteresowanie inicjatywą. Leila skutecznie ignorowała słowotok podnieconej Sue, która była święcie przekonana, że na następnym spotkaniu Nikołaj na pewno ją zaprosi i jeżeli tak się stanie, to muszą koniecznie wybrać się na zakupy do Hogsmeade, bo sukienka wybrana przez jej mamę, kompletnie nie nadaje się na taką imprezę. 

                  — Panna Li oczywiście ma rację — mówił dalej profesor, najwidoczniej słysząc wywód Sue, bo spojrzał na nią rozbawiony. — Obowiązuje strój odświętny, oczywiście w granicach dobrego smaku i rozsądku, drogie panie. — Spojrzał na zebrane dziewczyny znacząco. — Bal rozpocznie się w Wielkiej Sali o ósmej wieczorem w dzień Bożego Narodzenia, a zakończy się o północy. To doskonała okazja, żeby oderwać się od codziennej rutyny i trochę się rozerwać!

                 I zaczęło się! Dla Leili oznaczało to powtórkę z rozrywki. Przed oczami miała całe to zamieszanie, ogólny zachwyt i podniecenie co na początku roku, gdy ogłoszono, że Turniej Trójmagiczny będzie miał miejsce w Hogwarcie. Lista osób pozostających w zamku na święta znacznie się wydłużyła, a na szkolnym korytarzu nagle pojawiło się o wiele więcej uczniów. Blackówna nie zdawała sobie sprawy, że jest ich aż tylu! Z rozbawieniem i zarówno zażenowaniem przyglądała się, jak jej koleżanki i koledzy usilnie próbują zaprosić się na bal. Dziewczyny przechadzały się wystrojone i wymalowane po korytarzach, przesiadywały na dziedzińcu, licząc, że w końcu któryś z chłopców odważy się zaprosić jej. A panowie nie raz próbowali podejść do swojej wybranki, ale zazwyczaj kończyło się to fiaskiem, bo rezygnowali w ostatniej chwili. Patrząc na to wszystko z boku, Leili wydawało się, że obserwuje drapieżnika polującego na ofiarę, ale nadal zastanawiała się kto był tu w roli dominującej. Bawiły ją te wszystkie sytuacje, zwłaszcza rozmowy Harry'ego i Rona, którzy rozważali, jaką taktykę powinni przyjąć, żeby osiągnąć swój cel. 

                — Dlaczego one muszą zawsze chodzić stadami? — zapytał raz Harry, kiedy w trójkę przechodzili obok tuzina Puchonek, które chichotały głośno i patrzyły się bezczelnie na każdego osobnika męskiego od czwartego roku wzwyż. — Jak mam zaprosić którąś na bal? 

               — Mogę ci zrobić lasso — zaproponował mu Ron. 

                — Genialny pomysł, wykorzystaj je i od razu zawiąż sobie sznur na szyi — sarknęła Lelila, gromiąc wzrokiem drugoklasistkę, która robiła maślane oczy na widok Pottera. Uważała takie zachowanie za żałosne, ona nigdy nie zniżyłaby się do takiego poziomu. 

                O ile Black myślała, że po ogłoszeniu informacji o Balu Bożonarodzeniowym w zamku zapanował chaos, tak w ostatnim tygodniu semestru nastał istny armagedon. Pojawiły się najróżniejsze plotki dotyczące balu, chociaż Leila wątpiła by chociażby połowa okazała się prawdą. Jedyne w co wierzyła to informacja, że dyrektor wynajął popularny zespół magiczny — Fatalne Jędze, bo nie miała się co łudzić, że te osiemset baryłek pitnego miodu, które Dumbledore miał zamówić u madame Rosmerty, okaże się prawdą. Większość nauczycieli poddała się i nie usiłowała prowadzić normalnych lekcji, pozwalając uczniom, żyć nadchodzącym wydarzeniem i rozpływać się nad swoimi partnerami oraz kreacjami. 

                Leila przestała chodzić swobodnie po korytarzach, chcąc uniknąć naprzykrzających się jej chłopców. Wielu próbowało do niej podejść, część rezygnowała od razu, widząc jej niechętną minę, ale znaleźli się również tacy, którzy ryzykowali. Odmawiała im wtedy w sposób mało przyjemny i odchodziła. Znużona ciągłymi spojrzeniami chłopców, zaczęła każdą przerwę spędzać w bibliotece razem z załamanymi faktem, że nadal nikogo nie znaleźli Harrym i Ronem oraz Hermioną. Niestety nie mogła odciąć się od tematu balu, był on wszechobecny i wszyscy o nim mówili. 

                   — Musimy to zrobić... musimy kogoś zaprosić — zadecydował pewnego dnia Weasley, kiedy podczas przerwy obiadowej, kryli się między regałami z książkami. — Bo w końcu zostanie nam para jakichś trollic. 

                   Hermiona prychnęła oburzona znad jakiegoś opasłego tomu o tematyce transmutacyjnej. Leila spojrzała na jej urażoną minę z rozbawieniem. 

                   — Para czego?

                   — Sama rozumiesz — odpowiedział Ron, wzruszając ramionami — że wolałbym pójść sam niż... na przykład, z Eloise Midgen. 

                   — Trądzik już jej prawie zniknął... i jest naprawdę miła!

                     — Ma scentrowany nos — zauważyła rozbawiona Leila, czując, że dolewa oliwy do ognia. Ron pokiwał głową, zgadzając się z jej komentarzem.

                     — Och, teraz rozumiem — powiedziała Hermiona, mierząc Weasley'a pogardliwym spojrzeniem. Na Black nie zwróciła nawet uwagi. — A więc zamierzasz iść z jakąś superlaską, choćby była nawet najokropniejszą jędzą?

                     — Tak, to chyba brzmi rozsądnie — stwierdził Ron, a Granger zatrzasnęła książkę i trzymając ją pod pachą, wyszła z biblioteki. 

                     Leila poniekąd rozumiała potrzeby Rona. Oczywiście nie popierała całej tej szopki, gardziła rozchichotanymi dziewczynami i śmiała się ze speszonych chłopców, ale wiedziała, że Weasley postawił sobie jako punkt honoru, przyjść na bal z jakąś w miarę atrakcyjną panną albo nie przyjść wcale. Jednak przez kolejne dni irytowało ją to, że rudowłosy mówił tylko i wyłącznie o znalezieniu partnerki, a kiedy w końcu spróbował zaprosić Fleur Delacour, wyśmiała go głośno, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Potter też oberwał, bo spóźnił się i zapytał Cho za późno.

                    Blackówna coraz częściej przesiadywała w bibliotece i coraz częściej wpadała tam na Wiktora Kruma, który włóczył się między regałami posępny i milczący. Krukonka zastanawiała się, czy on w ogóle umie mówić. Pozostali chłopcy darowali sobie i już nikt jej nie pytał o to, czy Leila pójdzie z którymś z nich na bal. Dziewczyna ciągle zastanawiała się nad tym, czy chce jej się iść na tą imprezę, ale wiedziała, że jeżeli pójdzie to sama. 

                 — To jakiś obłęd! — warknął Ron na dwa dni przed balem. — Tylko my zostaliśmy na lodzie... no, oprócz Neville'a. 

                  Znowu zasiedli w bibliotece. Tym razem nawet nie próbowali udawać, że się uczą. Usiedli po prostu w najbardziej oddalonym kącie i rozmawiali spokojnie. Tego dnia dołączyła do nich również Ginny, siostra Rona, która podkochiwała się w Potterze od... no zawsze. Tylko, że on tego nie zauważał. Rozprawiali właśnie o niesamowitym akcie odwagi ze strony Longbottoma, który postanowił zaprosić Hermionę na bal, ale ona mu odmówiła. Podobno wykręciła się tym, że już z kimś idzie. 

                    — Po prostu nie chciała iść z Neville'em. No bo kto by chciał? — odezwał się Ron. 

                    — Przestań! — oburzyła się Ginny. — Nie wyśmiewaj się...

                    — Sue ostatnio opowiadała mi, że widziała Granger na błoniach, kiedy rozmawiała z Krumem — odezwała się Leila, uderzając paznokciami o blat stołu. — Jest święcie przekonana, że to on ją zaprosił. 

                    — Nie wierzę! — stwierdził Weasley i w tym momencie tuż za nim pojawiła się Hermiona. 

                    — Dlaczego nie było was na kolacji?

                    — Oboje właśnie dostali kosza od dziewczyn, które chcieli zaprosić — wypaliła Ginny, a na twarzy Hermiony pojawiła się satysfakcja. 

                    — Co, Ron, wszystkie laski już zajęte? 

                    — Hermiono, przecież TY jesteś dziewczyną! — wykrzyknął, jakby odkrył coś na miarę kamienia filozoficznego, a Leila parsknęła niepohamowanym śmiechem. Tym stwierdzeniem wygrał wszystko. 

                    — Och, ale jesteś bystry — odpowiedziała jadowicie Granger. 

                    — Mam dość — stwierdziła Black, nadal się śmiejąc. — Nie chcę patrzeć, jak dalej się pogrążasz, Ron... Zmywam się!

                     Uśmiechnęła się jeszcze do Pottera, który kiwnął jej głową i wyszła. Była już nieopodal wejścia do wieży Ravenclawu, marząc jedynie o swoim łóżku, miała nadzieję, że Sue daruje jej kolejne sensacje na temat Nikołaja. Jednak nagle ktoś zastąpił jej drogę. Nie spodziewała się, że kogoś spotka, tym bardziej kogoś takiego. Zderzyła się z samym Wiktorem Krumem! Chłopak górował nad nią tak, że musiała zadrzeć nos żeby spojrzeć na niego. Jego bystre oczy wpatrywały się w nią z taką intensywnością, że Blackówna poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach. 

                     — Witaj — powiedział, mocno kalecząc angielski.

                     — Mogę w czymś pomóc? — spytała zmęczonym tonem. Wolałaby znaleźć się teraz w swoim dormitorium. 

                     — Widziałem cię w bibliotece — stwierdził i wykrzywił twarz, co miało chyba oznaczać uśmiech.

                     — Zauważyłam — mruknęła, krzyżując ręce na piersi i przystępując z nogi na nogę. — Nie było to trudne. 

                    — Nu, i jak pomyślałem, że może masz ochotę pójść na bal ze mną. 

                    — Słucham? — zdziwiła się, otwierając szeroko oczy. To było ogromne zaskoczenie. Wydawało jej się, że zaprosił Hermionę, znaczy nie jej, a Sue, ale dziewczyna zawsze miała rację w takich sprawach i Leila jej uwierzyła. Myślała, że Krum dla Granger pojawiał się w bibliotece, a on teraz próbował jej powiedzieć, że robił to dla niej... 

                   — Nu, pytam czy chcesz pójść na tańce? — powtórzył Bułgar, a Leila zamrugała kilkakrotnie. 

                  — Myślałam, że zaprosiłeś Hermionę...

                  — Rozmawiałem z Hermi-ją-niną, bo widziałem, że spędzacie razem dużo czasu — wyjaśnił Krum, znowu się uśmiechając. Leila westchnęła, czy on myśli, że Granger jest jej psiapsiółką? Och, nawet nie wie, w jakim jest błędzie. Ciekawe czy Gryfonka napaliła się na wizję pójścia na bal z najsłynniejszych szukającym i jak zareagowała na to, kiedy Krum spytał ją o Leilę? — To jak, Lei-jla, chcesz iść ze mną na bal?

                 — Leila — jęknęła rozgoryczona, czując, że jemu nie będzie tak łatwo odmówić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro