Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Semestr skończył się zaskakująco szybko. Leila nawet się nie spostrzegła, a nauczyciele zasypali ją i pozostałych czwartoklasistów mnóstwem prac domowych, które mieli wykonać w czasie przerwy świątecznej. Jednak najwidoczniej nikt nie miał zamiaru tego zrobić, perspektywa zbliżających się świąt była o wiele bardziej kusząca. Jedyna Granger oddawała się kuszącym urokom bibliotecznych rozkoszy, spędzając tam większość czasu i tłumacząc to tym, że nie ma zamiaru mieć żadnych zaległości. Leila zdecydowanie nie zgadzała się z nią w tej kwestii, osobiście wolała odrobinę odpocząć, nic nie robić przez jakiś czas; nie przejmowała się lekcjami, bo nauka zawsze przychodziła jej łatwo, zarówno w teorii, jak i praktyce. Dlatego wolała zostawić sobie obowiązki na później. Niestety nie dane jej było zaczerpnąć tradycyjnego przedświątecznego oddechu wolności.

Cały Hogwart wypełnił się uczniami, którzy zdecydowali się spędzić Boże Narodzenie w zamku. Black wydawało się, że w tym okresie jest ich znacznie więcej niż na co dzień. Nie było jej to na rękę, zaletą świąt w szkole było właśnie niewielkie grono osób, które były wówczas obecne. Tym razem jednak musiała spędzić je ze wszystkimi. Nie przeszkadzała jej obecność Sue, w przeciwieństwie do jej gadania o Nikołaju, z Potterem spędzała prawie każde święta, bo jako dwie małe sierotki, żadne z nich nie miało gdzie się podziać. Ale pozostała nadprogramowa część Hogwartu już zaczynała ją irytować. Wyjątkowy prym w tej dziedzinie wiedli bliźniacy Weasley, którzy podbijali zamek za pomocą swoich zwariowanych wynalazków, a przede wszystkim za pomocą kanarkowych kremówek. Co prawda, doceniała ich zmyślność i zdolności magiczne, chociaż nigdy nie przyznałaby im tego wprost, a także bawiło ją wyjątkowo, gdy poszczególni uczniowie, zwłaszcza ci, za którymi nie przepadała, zmieniali się w kanarki, jednak nie mogła znieść tego, że rudzielce postawili sobie najwidoczniej za punkt honoru, by również i ją wkręcić. Na ich nieszczęście nie trafili na tak głupią, jakby chcieli. Leila nie przyjmowała od nich żadnych smakołyków, nie jadała razem z nimi, przy każdym posiłku i tak jadała każdego dnia w innym miejscu, nie miała zamiaru dać im satysfakcji.

Grudzień był wyjątkowo śnieżny tego roku, całe błonia pokryła biała, puchowa kołderka, która cieszyła wzrok uczniów, spoglądających na nią zza okien. Powóz uczniów z Beauxbatons przypominał z daleka ogromną, ośnieżoną dynię, a pokryty lodem żaglowiec z Durmstrangu szklił się niczym kryształ, odbijając się w zamarzniętej tafli jeziora, dodając widokowi jeszcze więcej baśniowego czaru. Im bliżej świąt tym wspanialsze przysmaki pojawiały się na stołach, skrzaty domowe prześcigały się w kuchni dzień za dniem. Chociaż niektórym zawsze musiało coś nie odpowiadać i, o dziwo, tym razem nie była to Leila. Fleur, wspaniała, urokliwa Francuzka narzekała na wszystko, co możliwe — a to, że potrawy za ciężkie, a to za mało przypraw, wszystko było nie tak. Gdyby dodać do tego Hermionę, która najwidoczniej miała jeszcze większą alergię na infantylność i snobizm tej cud-blond ślicznotki niż Black, atmosfera stawała się wręcz nie do zniesienia. Podczas posiłków, które niekiedy razem spożywali, kąśliwe komentarze Granger przeplatały się ciągłymi pytaniami Rona, który w kwestii partnera Gryfonki na Bal Bożonarodzeniowy był nieugięty i raz po raz próbował ją zaskoczyć, licząc na to, że Hermiona puści w końcu farbę.

— Hermiono, z kim ty idziesz na bal? — spytał Ron po raz setny, a Granger zmarszczyła tylko czoło.

— Nie powiem ci, bo będziesz się ze mnie śmiać — skwitowała jedynie, a Leila powstrzymała się dzielnie od parsknięcia śmiechem. Wcale nie wątpiła w to, że Weasley nie zostawiłby na Hermionie suchej nitki, ona sama by tak zrobiła. Jednak w głębi duszy, czego sama nie chciała przyznać, czuła, że jest odrobinę winna sytuacji, w której znalazła się Granger. Bo jak inaczej miała to wyjaśnić? Gryfonka założyła, że na dniach Krum zaprosi ją na bal, dlatego wszystkim oznajmiła, że jest zajęta, choć tak naprawdę nie była. Reprezentant Durmstrangu rozmawiał z Hermioną tylko po to, żeby mieć możliwość zaproszenia Leili, a Hermiona albo była ciągle tego nieświadoma, albo nie wiedziała, jak z tego teraz wybrnąć.

— Żartujesz, Weasley? — rozległ się za nimi irytujący głos Malfoya. Ślizgon, który był na tym samym roku, co Leila i Gryfoni, odznaczał się niezwykła arogancją i przede wszystkim głupotą. Kiedyś Blackówna usłyszała, że ona i Draco są do siebie podobni, biorąc pod uwagę właśnie charakter. Jednak dla Leili to była największa obelga. — Chyba nie powiesz mi, że ktoś zaprosił to-to na bal? Taką łopatozębą szlamę?

Wszyscy Gryfoni odwrócili się błyskawicznie, łapiąc od razu za różdżki, jedynie Blackówna z nieukrywaną satysfakcją i wrodzonym wdziękiem pomachała energicznie ramieniem ponad głowami zebranych i zawołała wesoło:

— Hej, profesorze Moody!

Malfoy natychmiast zbladł tak, że jego twarz prawie zlała się z platynowymi włosami i odskoczył, rozglądając się dookoła w przerażeniu za Szalonookim, którego w rzeczywistości tam nie było.

— Ale z ciebie płocha tchórzofretka, Malfoy! — zadrwiła Leila i wyminęła go z gracją, by chwilę później wybuchnąć głośnym śmiechem. Trójka Gryfonów zawtórowała jej radośnie. — Właściwie to powinnaś mu podziękować za swoje nowe zęby, Hermiono.

— O co ci chodzi, Leila? — odezwała się natychmiast Granger, próbując jednocześnie zamknąć usta. Blackówna zlustrowała ją pewnym spojrzeniem. Nie umknął jej fakt, że po pojedynku Pottera i Malfoya, w którym ucierpiały zęby Hermiony, dziewczyna pozwoliła pielęgniarce zmniejszyć je trochę bardziej niż powinna. Chłopcy również przyjrzeli się przyjaciółce.

— Faktycznie — pierwszy odezwał się Ron. — Dopiero to zauważyłem, twoje zęby są inne...

— No pewnie, że są inne — fuknęła dziewczyna, starając się nie pokazywać swojego uzębienia. — Myśleliście, że zostawię sobie te kły, którymi obdarzył mnie Malfoy?

— Nie, chodzi mi o to, że były inne zanim Malfoy poraził cię tym zaklęciem... one są teraz... takie proste... no i normalnej wielkości...

Kiedy między trójką Gryfonów rozgorzała dyskusja na temat stanu uzębienia Granger, Black wyłączyła się z rozmowy i pozwoliła sobie ominąć fascynującą historię o tym, jak Hermiona w skrzydle szpitalnym odrobinę spóźniła się z powiedzeniem, kiedy jej zęby wróciły do poprzednich rozmiarów. W zamian za to spoglądała na praktycznie białe sklepienie Wielkiej Sali, które wróżyło kolejny śnieżny dzień. W tym właśnie momencie do sali wleciała, ćwierkając radośnie, maleńka sowa Rona o głupim imieniu Świstoświnka. Ptak zahukał dumnie i wylądował niezgrabnie obok nich, wprawiając przy tym w zachwyt stojące nieopodal trzecioklasistki. Leila nie słuchała, jak Weasley wrzeszczy na swoją żywą pocztę. Wiedziała, że najczęstszym użytkownikiem tego ptaka był nie kto inny jak Syriusz, dlatego kiedy tylko Ron podał Harry'emu pergamin, a ten schował go do kieszeni, popędziła szybko za nim. Biegli bez wytchnienia, aż w końcu Potter zatrzymał się na końcu rzadko uczęszczanego korytarza, gdzie opadł na kamienną ławkę pod kolorowym witrażem, już do połowy przysłoniętym śniegiem i odczytał list na głos.

Harry,

gratulacje z powodu pokonania rogogona. Temu, kto wrzucił twoje nazwisko do czary, musi teraz być łyso! Miałem ci podsunąć zaklęcie Conjunctivitis, bo oczy smoka są jego najsłabszym punktem...

— To właśnie zrobił Krum! — mruknęła mimowolnie Leila, za późno gryząc się w język. Ostatnio miała wrażenie, że Bułgar zdecydowanie zbyt często pojawia się w jej życiu. Co prawda można przyjąć, że zgodziła się towarzyszyć mu podczas balu, a właściwie to po prostu mu nie odmówiła, jednak to nie oznaczało nic ponad wspólny taniec. Przynajmniej tak było dla niej, ale reszta Hogwartu mogła twierdzić inaczej, dlatego zachowała tę informację dla siebie.

... ale twój sposób był o wiele lepszy, naprawdę, bardzo mi zaimponowałeś.

Ale nie spoczywaj na laurach, Harry. Przeszedłeś dopiero pierwsze zadanie. Nie wiem, kto zgłosił cię do turnieju, ale wiem, że ma nadal mnóstwo możliwości, by zrobić ci krzywdę. Miej oczy otwarte — zwłaszcza jeśli osoba, o której mówiliśmy, jest w pobliżu — i skup się na unikaniu kłopotów. Leila powinna mieć cię ciągle na oku.

Bądźmy w stałym kontakcie, donoś mi o wszystkim, co wyda ci się niezwykłe.

Syriusz

Zupełnie jak Moody — mruknął Harry, wsuwając list do wewnętrznej kieszeni szaty i spoglądając przed siebie. — Stała czujność. Można by pomyśleć, że łażę po zamku z zamkniętymi oczami, obijając się o ściany...

— Uwierz mi, że wszystko kończy się z dokładnie takim efektem, jakbyś właśnie tak robił — skwitowała Leila i założyła nogę na nogę, rozmyślając nad tym, co Black napisał. — Pamiętaj tylko, że nie będę biegać za tobą i pilnować, żebyś się nie rozkwasił na najbliższych schodach...

— Nie oczekuję tego, uwierz mi — warknął Potter, zaciskając pięści.

— Ale Syriusz ma trochę racji — westchnęła niechętnie, odrzucając włosy za ramię. — Lepiej zepnij tyłek i zrób coś z tym jajem, bo jak tak dalej pójdzie, to ty nawet nie przystąpisz do drugiego zadania.

— I może tak będzie lepiej...

***

W dzień Bożego Narodzenia Leila nie spała nawet minuty, nie była w stanie stwierdzić, co było tego powodem. Bezsenność przyszła znienacka i nie opuściła jej do samego rana. Słyszała nawet, jak tuż przed świtem skrzaty domowe rozdzielały między mieszkanki jej dormitorium świąteczne prezenty. Nie kusiło jej specjalnie, żeby sprawdzić, co dostała. Nigdy nie miała zbyt wielu prezentów, bo i od kogo miała je otrzymać? W sierocińcu nie praktykowano wręczania sobie podarków, a Black nie sądziła by w Hogwarcie miało się to zmienić. Doskonale pamiętała, jak w pierwszej klasie dostała tylko jeden prezent, była to porcelanowa pozytywka z figurką niewielkiej baletnicy. Prezent nie był nowy, patrząc na liczne pęknięcia, mogła przypuszczać, że ktoś go zniszczył, a następnie naprawił. Jednak pomijając nawet ten defekt, pozytywka stała się jej największym skarbem, jakby była pamiątką z życia, które pamięta jedynie przez mgłę. Tylko do tej pory nie miała pojęcia, kto był nadawcą tego prezentu... Wraz z kolejnym rokiem było już lepiej, wtedy poznała Harry'ego i zapoznała się lepiej z Li. Nie żeby na przestrzeni lat liczba jej przyjaciół diametralnie wzrosła, ale wiedziała, że gdy wstanie rano, może się czegoś spodziewać.

Black wyjęła spod poduszki zegarek i zerknęła na godzinę. Dochodziła siódma. Pewnie za chwilę wszyscy zaczną się budzić, a w zamku na nowo rozbrzmi gwar. Jeżeli chciała spotkać się z Potterem podczas śniadania, musiała być tam dość wcześnie. Bliznowaty, od kiedy tylko został wytypowany do uczestnictwa w Turnieju Trójmagicznym, zawsze jadał w momencie, gdy w Wielkiej Sali było jak najmniej osób. Nie dziwiła mu się, nawet jeżeli po pierwszym zadaniu zyskał na popularności, a grono osób, które go popierały, znacznie się rozrosło, to i tak Potter próbował unikać rozgłosu jak mógł. Chciała się z nim spotkać dlatego, że w zwyczaju miała, wręczać mu prezent osobiście. Nie było to nic szczególnego, właściwie to był prezent wyjątkowo praktyczny, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację, w której ten głupek się znalazł. Zdecydowała się na niewielki niezbędnik, w którym zawarła najbardziej niezbędne eliksiry, nóż i bandaże. Wolała wierzyć, że to mu się nie przyda, ale gdyby...

Jednym machnięciem różdżki odsunęła kotary swojego łóżka, które zawsze szczelnie zasłaniała i ze znudzeniem spojrzała na kilka niewielkich paczuszek u jej stóp. Szybko związała swoje długie włosy, tak by wpadały jej do oczu i nachyliła się do swoich prezentów. W pierwszej chwili chwyciła za niezgrabnie zapakowane pudełko czekoladek, które wysłał jej Ron.

— Jak zawsze pomysłowo, Weasley — mruknęła pod nosem i wsunęła łakocie do szuflady szafki nocnej.

Kolejna porcja słodyczy nie była podpisana, ale Leila była wstanie postawić swoją różdżkę na to, że wysłali ją bliźniacy i że z pewnością były to przysmaki ich pomysłu. Potter podarował jej wyjątkowy notes oprawiony w smoczą skórę i opleciony rzemieniem, który od razu włożyła do swojej podręcznej torby. Sue w swoim zwyczaju, pragnąc zrobić z Leili dziewczynę znacznie bardziej zadbaną i kobiecą, podarowała jej zestaw wszelkich mazideł i perfum. Ku swojemu zdziwieniu spostrzegła, że zostały jej jeszcze dwa prezenty, których kompletnie się nie spodziewała. Jednym z nich było aksamitne pudełko, a w nim zjawiskowa kolia. Black przejechała delikatnie opuszkiem palca po srebrnych zdobieniach. Szmaragdy mieniły się w świetle porannego słońca. Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie, by otrząsnąć się z szoku. Nigdy nie przypuszczała, że ktoś sprawi jej tak wyjątkowy i kosztowny prezent, nawet tego nie oczekiwała. Wśród strzępów papieru ozdobnego, odnalazła kartkę zapisaną koślawym pismem.

Leila,

obietnicy dotrzymałem, mam nadzieję, że ty również dotrzymasz swojej.

Wysyłam coś, co podkreśla twe wyjątkowe piękno.

W.

Black odchrząknęła cicho i z cichym trzaskiem zamknęła pudełko, żeby następnie wsunąć je pod poduszkę. Sama nie była pewna, czego się spodziewała, stawiając ultimatum. Tego, że wywinie się z danej obietnicy czy może tego, że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Wykluczała tu wszelkie altruistyczne pobudki, co jedynie mogła chcieć uśpić wyrzuty sumienia.

W pośpiechu chwyciła ostatni prezent i rozerwała natychmiast papier. Patrząc na kształt, nie było dla niej żadnym zaskoczeniem, że była w nim książka. W pierwszej chwili prychnęła pogardliwie. Nie znosiła popularnego przekonania, które utrzymywało, że jeżeli ktoś należy do Ravenclawu, to dostaje zawału na widok kolejnego tomu. Jednak po chwili wzięła księgę do ręki. Była wyjątkowo stara, oprawiona w przetartą skórę, na której nie było już widać, żadnych liter. Otworzyła ją na pierwszej stronie, chcąc poznać jej tytuł, jednak w jej ręce wpadł list, który natychmiast otworzyła.

Leilo,

Chciałem ci sprezentować coś znacznie bardziej wartościowego niż książka, która w moim dzieciństwie spędzała mi sen z powiek. Pozbywam się czegoś, czego szczerze nienawidzę, ale wierzę, że tobie może pomóc.

Miałem nadzieję, że w przeciągu tych kilku miesięcy uda mi się znaleźć jakieś informacje. Jednak muszę ciągle się ukrywać. Cudem udało mi się odnaleźć tę księgę. Może tobie uda się coś w niej znaleźć.

Wierzę, że te święta dadzą tobie chwilę odpocząć i nie przyniosą tobie ani Harry'emu, żadnych niechcianych niespodzianek.

Wesołych świąt,

Syriusz

Black zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad listem Łapy, który zbił ją na chwilę z pantałyku. Co takiego miało być wartościowe i co chciał jej sprezentować? Rzuciła szybko wzrokiem na księgę, którą jej wysłał i odczytała tytuł. Wielki skorowidz rodów czystokrwistych.

— Szukałeś — wymamrotała cicho Leila, kartkując kilka kartek zapełnionych fragmentami drzew genealogicznych, biografii i ilustracji. Dziwne ciepło rozlało się na jej serce. Syriusz był jedyną osobą, która okazała jakiekolwiek zainteresowanie jej pochodzeniem. Może to dlatego, że prawdopodobnie bezpośrednio dotyczyło również i jego. 

Potter siedział przy stole Gryfonów, garbiąc się przesadnie nad talerzem. Wyglądał wyjątkowo mizernie, kontrastując z wszechobecnymi ozdobami świątecznymi, które wypełniały Wielką Salę, przygotowywaną od dłuższego czasu do wielkiego balu. Leila zerknęła na ogromne choinki, których gałęzie z trudem można było dostrzec spod ogromu dekoracji i pewnym krokiem podeszła do Harry'ego, rzucając przed nim pudełko z prezentem.

— Nie ma za co, Bliznowaty — powiedziała z przekąsem szczerząc się do niego i porwała mu z talerza grzankę. Harry zerknął na nią, a potem otworzył prezent. — Coś praktycznego.

— Ty i Łapa myślicie w taki sam sposób — zauważył, posyłając jej uśmiech.

— Ile razy będę ci jeszcze musiała powtarzać, że na Blacków możesz liczyć? — westchnęła, puszczając mu oczko i wgryzając się w grzankę.

— Ani razu. Wiem o tym — zapewnił ją Potter i nalał do swojego pucharu soku dyniowego, a następnie podał go Black. — Notes się podobał?

— Bardzo — odpowiedziała z ożywieniem, upijając łyk napoju. — Już zdążyłam w nim zanotować kilka obraźliwych komentarzy, którymi mogę obdarować Malfoya. Co ci przysłał?

— Scyzoryk z wytrychem, dzięki któremu otworzę każdy zamek — powiedział i sięgnął po kolejną grzankę. — Tobie też coś przysłał?

— Później ci opowiem, sama jeszcze się nie przyjrzałam dokładnie — mruknęła, dopijając do końca sok i machnęła ręką. Potter mógł być jej przyjacielem, ale kwestia jej rodziny była nazbyt osobista i wolała nie dzielić się nią z nikim.

Po południu dołączyli do nich Ron i Hermiona, a potem również bliźniacy i wspólnie wybrali się na spacer po błoniach, które pokryła gruba warstwa puchatego śniegu. Od drzwi wejściowych zamku wydeptano w nim tunele prowadzące do pojazdu uczniów z Beauxbatons, statku Bułgarów i chatki Hagrida, której nie udałoby się nikomu zobaczyć, gdyby nie komin wystający z zaspy. Leila zerkała co chwilę w stronę Granger, która wydawała jej się dziwnie podekscytowana, a to jedynie potwierdzało informację z listu, który otrzymała wraz z prezentem. Hermiona stroniła od śnieżnych zabaw, wolała się przypatrywała się im z boku i zachowywała dokładnie tak samo, jak Sue, która szykowała się na kolejną randkę. Black z kolei nie odpowiadało dziecinne zachowanie Pottera i Weasleyów. Jednak kiedy jedna kula śniegu, rzucona przez George'a, trafiła ją prosto w twarz, od razu złapała za różdżkę i kilkoma sprawnymi ruchami rozgromiła całe męskie towarzystwo, które teraz nieudolnie uciekało w zaspach przed lawiną śniegu. Leila śmiała się do rozpuku, a Granger patrzyła na nią z politowaniem. O piątej Gryfonka oznajmiła, że wraca do zamku, by przygotować się do balu.

— Potrzebujesz na to aż trzech godzin? — zdziwił się Ron, przyglądając jej się z niedowierzaniem. A Black wykorzystała jego nieuwagę i wsypała mu za kołnierz odrobinę śniegu. Chłopak wzdrygnął się, ale nie była pewna czy to z powodu chłodu, czy Hermiony. Osobiście trzygodzinne przygotowania nie dziwiły Blackówny, bo doskonale wiedziała, że Sue już od jakiś dwóch godzin zmienia ich dormitorium w istne pobojowisko. — Z kim idziesz? — ryknął za nią Weasley, ale Hermiona była już na kamiennych schodach. — A ty nie idziesz się szykować?

— Ja nadal nie wiem, czy w ogóle przyjdę na ten durny bal — mruknęła i skinieniem różdżki wrzuciła go w zaspę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro