2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam z łóżka. Otworzyłam drzwi. Wiktoria. No super.

- Cześć. - chciałam zamknąć drzwi, lecz zdążyła włożyć nogę. - Nie dasz za wygraną, dopóki z tobą nie porozmawiam no nie? - kiwnęła głową na tak. Wpuściłam ją do środka. - Masz dwie minuty. - usiadłam na łóżku, a blondynka naprzeciwko mnie.

- To nie miało tak wyjść, ale to wszystko było zaplanowane, żebyśmy się pokłóciły. Ustaliłam to razem z Malwiną, moją kuzynką. Ona chciała być z Bartkiem, ale inaczej to wyszło. Ja... - odparła ze smutkiem.

- Wyjdź stąd w tej chwili! - warknęłam przez łzy. - Nienawidzę ciebie! Nie zbliżaj się do mnie! - posłusznie wyszła. Zamknęłam drzwi na klucz.

Rzuciłam się na łóżko. Nakryłam się kołdrą. Jak ona mogła mi to zrobić? Moja przyjaciółka...

***

Dźwięk telefonu przerwał mój sen, po tym jak się popłakałam. Odebrałam komórkę bez patrzenia kto to.

- Halo? - odparłam.

- Lena, idziemy na miasto zbieraj się. - mój tata, akurat teraz kiedy nie mam ochoty na nic.

- Nie idę, nie mam ochoty. - poczułam, że łza spływa po moim policzku.

- Płaczesz, zaraz będę. - rozłączył się. Po chwili do mojego pokoju wparował tata. Usiadł na łóżku i przytulił mnie. - Co się stało?

- Wiktoria... Ona to wszystko zaplanowała! - krzyknęłam, a Szczęsny próbował mnie uciszyć. - I ja ją uważałam za przyjaciółkę...

- Lenka, ja cię doskonale rozumiem, ale nie warto tracić czasu na fałszywom przyjaciółkę. - przytulił mnie mocniej. - Ubierz się. Będziemy czekać na dole. - wyszedł z pokoju. Mój tata ma jednak rację. Po co mam się przejmować Wiktorią, skoro znajdę jeszcze prawdziwą przyjaciółkę.

- Bierz się w garść, Lena. - powiedziałam sama do siebie i wstałam z łóżka. Wyciągnęłam z walizki czarne spodnie oraz ciemnoszary sweterek.

Weszłam do łazienki. Przebrałam się w czyste ubrania i ogarnęłam swoją twarz. Włosy związałam w kucyka. Opuściłam pomeszczenie. Na stopy założyłam białe converse. Postanowiłam, że na wszelki wypadek wezmę kurtkę, bo pomimo, że jest czerwiec to nie jest za ciepło. Gdy miałam już wychodzić zadzwonił mój telefon. Max. Akurat wtedy kiedy mam wychodzić. Ughh... Przesunęłam palcem po zielonej słuchawce i przyłożyłam telefon do ucha.

- Co jest? - odezwałam się.

- Tak mnie witasz Lenka? - zaśmiał się do słuchawki. - Jak tam w Polsce?

- Wszystko świetnie. - szkoda, że naprawdę tak nie jest. LENA! Przestań o tym myśleć. - Wybacz, ale muszę kończyć. - rozłączyłam się.

Wyszłam z pokoju i zamknęłam go. Szybkim ruchem skierowałam się do windy. Drzwi się otworzyły, a w nich stał Kapustka. No zajebiście! Gorzej już być nie mogło. Weszłam do środka puszki i oparłam się o ściankę.

- Cześć Lena. - odezwał się on...

- No hej. - mruknęłam.

- Coś się stało?

- Nie twoja sprawa. - warknęłam i wyszłam z windy. Na kanapie obok recepcji siedział Szczęsny, Krychowiak i Lewandowski. Zaraz, zaraz... Jeszcze jeden chłopak. - Max?! Co ty tu robisz?

- Przyleciałem do mojej gwiazdki. - uśmiechnął się i podszedł bliżej mnie. Widziałam, że temu wszystkiemu przygląda się Bartek. Chłopak chciał mnie pocałować, lecz ja się odsunęłam. - Twój tata dobrze mówił, że coś ci jest, no więc po to tu jestem. Powiesz mi o co chodzi? - Ja nic mu nie będę mówiła! Jak tu uciec?! Nagle poczułam jak tracę grunt pod nogami. Ktoś przerzucił mnie przez ramię i uciekł. Dobiegliśmy do parku i wtedy ten ktoś mnie postawił. Tym kimś był Artur.

- Jeju, tak ci dziękuje za to, że mnie uratowałeś z tej sytuacji. - przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam.

- Ej, Lena, bo mnie udusisz. - zaśmiał się, a ja go puściłam. - Czego mu nie chciałaś powiedzieć?

- Tego, że płakałam przez Wiktorię i że widziałam mojego byłego... - odparłam smutna. - Max jest bardzo zazdrosny. Wystarczy, że jeden chłopak spojrzy na mnie to już chce go zabić. 

- Głupi czy głupi? - spytał z ironią. 

Pogadaliśmy trochę, a pod wieczór wróciłam do hotelu. Artur mnie odprowadził. Przed hotelem stał Jędza, Pazdan, Stępiński i Fabiański. 

- Ja bym ci radził chować się, bo twój tata i ten... jak mu tam, a Max rozszarpią Cię. - zaśmiał się Pazdan.

Weszłam do środka hotelu, a następnie do jadalni. Za mną szedł Artur. Gdy Max zauważył mnie w towarzystwie Artura, chciał się na niego rzucić.

- Zostaw go! - warknęłam i zasłoniłam bruneta swoim ciałem.

- Gdzieś ty była?! - krzyknął Max. - Ja ciebie szukam, a ty się szlajasz z tym idiotom?! 

- On nie jest idiotą w porównaniu do ciebie! Ugh, mam już Cię dość! Zrywam z tobą! 

- Co?! Chyba się przesłyszałem?! - warknął i chciał mnie uderzyć, lecz ktoś złapał go za rękę. Tym kimś był tata. 

***
Rozdział może nie jest jakiś super perfekcyjny, ale się starałam :(
Pytanie: Są tu jakieś osoby z #TeamKris? ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro