5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dopóki nie przyszedl czas na wyjście z domu siedzieliśmy u Jeremiego razem z Konstancją. Zabraliśmy młodszą siostrę Sikorskiego i poszliśmy na stadion. Po dwudziestu minutach spaceru, byliśmy na miejscu. Tym razem miałam miejsce na widowni. Zajęłam miejsce obok Mariny koło której siedziała Sara, a dalej inne WAGs. Po mojej lewej siedział Jeremi, a obok niego Kosia. Nagle na moim ramieniu poczułam dotyk Odwróciłam się. Sylwia razem z Arturem. Przytuliłam ją, a ona odwzajemniła uścisk i zajęła miejsce obok Konstancji. Piłkarze zaczęli wchodzić na murawę. W pierwszym składzie był: Lewandowski, Cionek, Błaszczykowski, Piszczek, Pazdan, Jędrzejczyk, Grosicki, Mączyński, Linetty, Zieliński, a na bramce mój tata oraz mąż brunetki. Na początek swój hymn odśpiewała Rumunia. Teraz czas na nas. Każdy Polak wstał i zaczął śpiewać hymn narodowy. Po zakończeniu utworu, rozpoczął się mecz.

***

Pojedynek zakończył się wynikiem 3:1 dla nas. Wszystkie trzy bramki strzelił Lewy. Pożegnałam się z Jeremim, Kosią, Arturem i Syśką, a następnie poszłam do chłopaków do szatni. Z korytarza było słychać krzyki. Weszłam do środka, a wszyscy skierowali swoje oczy na mnie.

- Brawa dla was. - uśmiechnęłam się i zaczęłam klaskać. 

- Dziękujemy! - odpowiedzieli chórem i zaczęli śpiewać, chociaż nie brzmiało to jak śpiewanie tylko darcie ryja. Po piętnastu minutach świętowania, piłkarze zaczęli się ogarniać, więc wyszłam z szatni. Założyłam na plecy kurtkę i wyszłam przed stadion, gdzie stały WAGs. Po niecałych dziesięciu minutach ze stadionu zaczęli wychodzić Polscy piłkarze. Szczęsny podszedł w naszą stronę i przytulił Marine, a następnie mnie.

- No i jutro wracamy do domu. - uśmiechnął się. Wszyscy skierowaliśmy się do autokaru, który zawiezie nas pod hotel. Zajęłam miejsce obok okna. Nagle nie wiadomo skąd usiadł obok mnie Bartek. Gorzej już być nie mogło?

- Widzę, że układa ci się z Jeremim. Szybko ci przeszło po Max'ie. - odparł, a we mnie już się gotowało.

- Problem z tym masz? Przecież masz Wiktorię. - mruknęłam.

- Zerwała ze mną, bo stwierdziła, że ona nie chcę widzieć, że przez nią cierpiałaś.

- No słuchaj, przykro mi. - warknęłam i odwróciłam się w stronę okna. Oglądałam widoki Warszawy. Po pięciu minutach dotarliśmy do hotelu. Wyszłam z autokaru jako ostatnia. Gdy miałam zamiar wchodzić do hotelu, ktoś pociągnął mnie za nadgarstek i przerzucił przez ramię. Po jakimś czasie postawił mnie na ziemi. Pod światłem latarnii, zobaczyłam, że to Bartek. - OSZALAŁEŚ?! - warknęłam. - Po co mnie tu przyprowadziłeś?!

- Chcę się z tobą pogodzić. Nie liczę na to, że do mnie wrócisz, ale przynajmniej zostańmy przyjaciółmi. - rzekł.

- Tu się walnij. - pokazałam palcem na czoło. - Idę stąd. - pociągnął mnie za nadgarstek i przyciągnął do niego. Nasze twarze dzieliły milimetry, wtedy ja go odepchnęłam. Jak najszybciej pobiegłam do hotelu. W holu widziałam panikującego Szczęsnego, a obok niego Krychę, Marinę i Lewego, którzy próbowali go uspokoić. Gdy mnie zobaczył od razu mnie przytulił.

- Gdzieś ty była?! On od zmysłów odchodził... - krzyknął Krychowiak, a do hotelowego holu wszedł idiota, Kapustka.

- Szczęsny radzę Ci pilnować Leny. - puścił oczko w naszą stronę. Zabiję go własnymi rękami!

- Co?! Sam mnie ciągniesz do parku, żeby się niby pogodzić ze mną, a później chcesz mnie całować! A teraz mówisz mojemu tacie, żeby mnie pilnował?! - warknęłam. - Nie wiem co w tobie widziałam. - skierowałam się do windy.

Otworzyłam pokój i weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Zabrałam piżamę i poszłam do łazienki. Nalałam do wanny wody. Postanowiłam na długą, odprężającą kąpiel. Po pewnym czasie wyszłam z wanny. Wytarłam ciało ręcznikiem, a następnie założyłam piżamę. Wykonałam wieczorną rutynę. Opuściłam pomieszczenie. Nakryłam się kołdrą i zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro