15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Księżyc świecił nad czubkami rosłych drzew, które kołysał nocny wiatr. Jasne plamki przemykały się po leśnej gęstwinie, zwiastując coś, co na zawsze miało zakończyć pewien etap życia dwóch watah. Kilkanaście  terenowych aut zaparkowało w lesie, skąd mieli doskonały widok na wielką willę, otoczoną kamiennym murem. Na widok domu coś nieznanego ścisnęło Nicka w środku. Domu, którego nie widział przeszło dziesięć lat. Tyle lat żył z dala od miejsce, w którym się wychował, i z którego został podstępnie usunięty. Ale dzisiaj odbierze wszystko co mu się należało. Dzisiaj będzie tylko jeden przegrany, a on nim nie będzie. Miał o co walczyć. Jego bratnia dusza, była tutaj. Czuł jej zapach, co było dość osobliwe, ale być może miał szczęście. Być może ich jeszcze nie narodzona więź była silniejsza niż przypuszczał. 

Nick pierwszy wyskoczył z auta, a po nim Rick i reszta ich ludzi.  Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami ruszyli na przeciwnika. Zajęli wyznaczone pozycje i natarli na dom watahy z północy. Zebrani w domu byli tak zaskoczenie niespodziewanym atakiem, że zanim przemienili się w wilki, oddział Nicka zaatakował ich z furią. Doszło do regularnej walki miedzy dwoma stadami i  z godnie z wytycznymi Alfy, dzicy mieli wyrżnąć w pień każdego, kto stanie po stronie Chrisa.

Nick jako jedyny pozostał w ludzkiej formie. Zaciągnął się powietrzem, a nos powiódł go w odległą część domu, gdzie niesiony subtelnym zapachem Lary, wbiegł na piętro. Woń jego mate burzyła jego wilka, który drapał pod skóry, pragnąc uwolnić się i pokazać pazury. Węch poprowadził go w trzecie drzwi z lewej strony. Jego wilcze ja o mało nie wyszło ze skóry, kiedy zapach Lary uderzył w nich. Złapał za klamkę, jednak drzwi okazały się zamknięte, a zza nich dało się słyszeć dziwne odgłosy. Przed oczami zaczęły mu skakać czerwone plamy nienawiści, a krew w żyłach krążyła coraz szybciej i szybciej. Wykorzystując swoją nadnaturalną siłę, wyrwał drzwi z zawiasami i roztrzaskał drewno w drobny mak. Jego wzrok powędrował prosto na ... Larę i Chrisa, który pochylał się nad jego mate. Z jego piersi wydobył się ogłuszający zwierzęcy ryk.

Chris poderwał głowę do góry i zaklął widząc wściekłą postać swojego brata bliźniaka. Zerwał się z łóżka i ryknął na całe gardło. Spojrzenie Nicka powędrowało ponownie na łóżku, gdzie w pościeli leżało bezwładne półnagie ciało Lary, a on zdał sobie sprawię, że była nieprzytomna. Jego żyły stężały, po czym ich zawartość przemieniła się w płynna lawę, która teraz szukała ujścia. Uderzył go zapach krwi, krwi jego przeznaczonej. Zawył przeciągle, po czym rzucił się na tego sukinsyna. 

- Zajebię cię! Już nie żyjesz! - Ryknął.

- Zobaczymy - odwarknął Chris.

- Szykuj sobie grób!

Dwóch przeciwników mających w sobie wilczą krew, którzy dzielili to samo DNA, rzuciło się ku sobie. Pięść Nicka wylądowała na twarzy brata, posyłając go dwa metry dalej, który po chwili zrewanżował mu się tym samym.  W pomieszczeniu dało się słyszeć chrzest łamanych kości. Chris nie był dłuży i odparowywał cios, zadawane przez Nicka, którego pięść wylądowała ponownie na jego podbródku. Wilki kryły się pod skórą i czekały na uwolnienie, niczym piekielne ogary na spuszczenie ze smyczy. Wilcze ja przejmowały kontrolę nad braćmi. Wysunięte pazury, żółte ślepia i futro porastały ciała Blackthorn'ów, którzy przemienili się  wilki.  Groźnie warczenie miała nastraszyć przeciwnika, którzy osaczali się go niczym łowcy swoją zwierzynę. Jednak to nosa Nick wychwycił smród, smród  strachu Chrisa, unoszący się w powietrzu. Rzucił się na brata i zadał mu poważną ranę swoimi kłami na grzbiecie, po czym rozszarpał mu lekko bok. Chris zdał sobie sprawę, że nie ma szans w tej walce, więc jedyne co mu pozostało to ucieczka. W swojej wilczej postaci wyskoczył przez okno, boleśnie lądując na trawniku, po czym popędził do lasu.

Nick miał ochotę rzucić się za nim w pogoń, ale ciche jęczenie zniweczyło jego plany. Obrócił się i przyjmując na powrót swoją ludzką postać, ruszył do Lary. W dwóch susach był już przy swojej ukochanej. Zdał sobie sprawę, że umarłby bez niej. Kochał ją i jego wilcze ja również. Usiadł na brzegu łóżku i wziął swoja przeznaczoną w ramiona, tuląc ją do swojej piersi. Czuł zapach jej krwi, a jej otumanione ciało poddawał mu się bez walki. Wstał i nagi ruszył do drzwi. Pora była wracać, nic tu po nich. Musiał ją stąd zabrać. Lecz kiedy wyszedł na korytarz, jego nogi bezwiednie pognały na drugi koniec korytarza. Po chwili zdał sobie sprawę, że stał przed dawnym pokojem rodziców. Pchnął nogą drzwi, które bez oporu ustąpiły. Zaciągnął się zapachem i poczuł... dom. Dom, który nosił w sercu, a teraz był w sercu domu. Nic się nie zmieniło w pokoju. Wyglądał identycznie jak wtedy, kiedy jeszcze tutaj mieszkał. Podszedł do wielkiego zaścielonego niebieskim aksamitem łoża i ostrożnie ułożył swój skarb. W tej chwili powieki Lary zatrzepotały, po czym uchyliły się, a szarość jej oczu skupiła się na jego twarzy.

- Kochanie, jestem przy tobie, jestem tu - mruczał uspokajająco.

- Nick - wyszeptała ledwo słyszalnie, uniosła dłoń, lecz po chwili opadła bezwładnie na posłanie.

- Jestem tu, kocham cię.

Niestety Lara nie usłyszała dwóch ostatnich słów, za które nie jedna kobieta dałaby się zabić.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro