18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po kilku dniach Lara była jak nowo narodzona. Dzień po tym jak została oznaczona - przejechała palcem po swoim znamieniu - sama oznaczyła Nicka. Byli sparowani na dobre i złe. Jej wcześniejsza niechęć do samców odpłynęła w niebyt, a pożądanie, wierność oraz miłość zastąpiły jej miejsce. 

- Gotowa? - Przyjemny tembr głosu zadudnił jej w uchu, a ciepłe duże dłonie zgarnęły ją w objęcia.

- Tak - odpowiedziała bez tchu. Znowu była na niego napalona. Cholerna gorączka zmiennych.

- Jesteś podniecona - stwierdził Nick, trącając nosem bok jej szyi, po czym zakopał usta w jej cudownie pachnących włosach. - Mmm, mógłbym cię zjeść, kochanie.

- Wiem, ale robota czeka. Trzeba się przyszykować. 

- Tak wiem - westchnął.

Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Całego stado z północy zaakceptowało Nicka w roli Alfy, jednak Chris zebrał sporo zmiennych. Wieść głosiła, że miał zamiar odebrać przywództwo, więc zbierano siły do bitwy, do której na pewno dojdzie niebawem.

- Zajmiesz się kobietami i dziećmi? - Nick czule pogładził swoją partnerkę po brzuchu, licząc, że zaszła już w ciążę.

- Oczywiście, w końcu jestem za nie odpowiedzialna. - Obróciła się i ułożyła głowę na jego piersi.

- I pomyśleć, że minęło niespełna dwa tygodnie od dnia naszego poznania - ucałował jej czubek głowy.

- Chyba chciałeś powiedzieć: od mojego porwania - mruknęła.

- Będziesz mi to wypominać do końca życia, prawda?

- Być może - posłała mu słodki uśmiech, po czym pociągnęła do wyjścia z ich sypialni.

Na dole rozdzielili się. Nick pomaszerował na inspekcje swoich wojowników oraz ludzi Ricka, których zostawił na wypadek ataku. Natomiast Lara ruszyła do miejsca, o którym myślała od wczorajszego dnia. Coś w środku bardzo ją męczyło. Czuła jakiś dziwny przypływ emocji, podchodząc coraz bliżej zamkniętych drzwi na końcu korytarza. Przystanęła, powąchała powietrze, lecz nic nie wyczuła. Złapała za mosiężną klamkę, ale usłyszała tylko szczęknięcie i opór. Pociągnęła jeszcze raz i kolejny, po czym naparła na drzwi, ale ani drgnęły. 

- Co jest z nimi nie tak? - Wymamrotała i ruszyła na poszukiwanie kogoś, kto byłby jej w stanie pomóc. Idąc do kuchni, gdzie na pewno znalazłaby jedną z kobiet, czuła ciągle dziwne wibracje w ciele. 

- Szukasz czegoś suko ? - Odezwał się nieprzyjemny damski głos. Lara zmierzyła nieznajomą chłodnym wzrokiem, olała jej pytanie i sama zapytała:

- Gdzie jest klucz od drzwi na końcu korytarza? 

- Nie twoja sprawa - warknęła tamta - nic ci nie jestem winna.

Lara podeszła bliżej dziewczyny, uśmiechnęła się krzywo ukazując swoje kły. Wyczuła, że ona była omegą, ale duma i wzgarda jaka z niej biła, wiele jej powiedziało. Musiała być tutaj kimś więcej. Ach... czyżby była...?

- Zdaje się, że masz niewyparzoną gębę dziwko Chrisa- warknęła cicho, na co tamta rozszerzy oczy ze zdumienia. - Och, śmierdzisz tym psem i radzę ci gadać, bo pożałujesz tak jak reszta. - Jeszcze raz. Gdzie jest klucz?

- Zmuś mnie - odparowała blondynka.

- Sama się prosiłaś.

Lara chwyciła znienacka tę mała sukę za gardło i z impetem przycisnęła jej ciało do ściany, wbijając palce w jej szyję, po czym zacisnęła je mocno. Omega wiła się, próbują wyszarpać swoje ciało spod jej władzy . Zrobiła zamach i uderzyła Larę w bok, co poskutkowało poluźnieniem uścisku. Od razu wykorzystała to przeciwniczka i odskoczyła w bok. Wilczyca Lary drapała pod skórą z chęcią uwolnienia swojej zwierzęcej natury. Pragnęła zatopić swoje kły w tej zdradzieckiej blond szmacie i pokazać jej, kto tu rządził.

- Gdzie są te pieprzone klucze?! - Ryknęła Lara i natarła na omegę. Tym razem nie dała jej szans. Sponiewierała ją trochę, gdy ciało dziewczyny przefrunęło na drugi koniec pomieszczenia.  - No gdzie?!

- W szu-szufladzie - wydukała i wskazała jakieś pomieszczenie - w gabinecie.

Lara zmierzyła dziewczynę pogardliwym wzrokiem i postanowiła dać jej ostatnią szansę, inaczej ją zabije.

- Jesteś dziwką Chrisa, więc nie będziesz grała w naszej drużynie. Zostawił cię, żebyś szpiegowała - pochyliła się nad nią z odkrytymi kłami - chciał mieć kreta. No cóż, nie możemy go rozczarować, prawda? Zwrócimy go całego albo w kawałkach. Wybieraj.

- Co chcesz zrobić? - Zadrżała.

- Dam ci wybór. Zostaniesz, a rozszarpię ci gardło i wyrwę serce. Albo pozwolę odejść, jeśli zechcesz. Prosty wybór - wzruszyła lekko ramionami - ale z krótkim terminem ważności. Słyszysz? Tik tak. Tika tak.

- Pierdole się! - Krzyknęła omega i ruszyła biegiem do wyjścia.

- Następnym razem nie będę litościwa! Zginiesz jak mnie spotkasz - ostrzegła ją i patrzyła jak blondynka zniknęła za wejściowymi drzwiami.

~ Trzeba było ją ukatrupić - odezwało się jej wilcze ja.

~ Być może, ale nie lubię zabijać, wolę postraszyć.

~ Ty i te twoje miękkie serce - jęknął futrzak.

~ Za to dupę mam twardą - odparła i ruszyła do gabinetu.

Dwie minuty, tyle zajęło Larze zlokalizowanie szuflady, która była, do cholery, również zamknięta. Czyli na pewno tam było ten klucz. Użyła swojej nadprzyrodzonej siły i mocno szarpnęła za uchwyt. Drewno ustąpiła z trzaskiem a ze środka wysypały się jakieś papiery, ale to co ją interesowało najbardziej, wystawało spod jednej z kartek. Schyliła się i podniosła w palach mosiężny klucz, po czym z cichym pomrukiem zadowolenia ruszyła do tamtych drzwi. Będąc już przed nimi, wsadziła go w odpowiednie miejsc i z cichym zgrzytem przekręciła, po czym nacisnęła klamkę. Pchnęła grube drewniane drzwi. Wzdrygnęła się od dziwnego zapachu. Poszukała jakiegoś włącznika światła, a po chwili mrok rozświetlił przytłumiona jasność. Schody poprowadziły ją do piwnicy, w której nie było nic ciekawego. Nic, prócz mocarnych metalowych drzwi, oraz grubego łańcucha i kłódki na nich. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro