Nazawsze razem. Zawsze.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły 3 lata odkąd Jake i Ravena są parą.
Na zewnątrz lał deszcz i strasznie wiało. W domu Dżejka i Raveny słychać było tylko kłótnie. Była godzina 21.00.
-Ile razy mam Ci powtarzać abyś się nie mieszała? Odezwał się Jake.
-A ile razy mam Ci powtarzać żebyś się tak nie narażał??
-Jestem odpowiedzialny za watahe i muszę jej bronić!!
-A ja niechce Cie stracić dotrze to do Ciebie!!! Wykrzyczała Ravena płacząc. -Chciałem to samo powiedzieć o Tobie. Miałem wszystko pod kontrolą nie musiałaś przychodzić z powrotem jakbyś nie przyszła to nic by się nie stało!! Wykrzyczał wściekły Jake.
-Nie chce żeby coś Ci się stało. Powiedziała zapłakana
-Może poprostu dokonałaś złego wyboru?
Jego słowa uderzyły ją jak grom z jasnego nieba. Gdy miała mu odpowiedzieć, wtedy wyszedł na dwór na te ulewe i gwizdem przywołał swojego ukochanego czarnego konia Wichra. Ravena potem pobiegła do pokoju i zginęła się w kłębek podkulając nogi pod siebie i płacząc nie powstrzymując emocji. Doskonale pamięta co się działo dzisiaj....
Mieli robotę w watachie. Sam przydzielił zadania. Musieliśmy zabić kilku wampirów, którzy dostali się na nasz teren. Na początku wszystko było dobrze. Seth i Leah (Lija) zabili jednego i pozostali też sobie radzili. Jake kazał mi wracać do domu aby nic mi się nie stało. Nie posłuchałam wróciłam na pole bitwy i przezemnie oberwał Kol, ponieważ nie wiedziałam że mieli zasacke na wampiry. Rószyłam na jednego i w tym samym momencie Kol również bo taki był plan i wtedy zderzyliśmy się. Wampiry to wykorzystały i zaczęły atakować oberwał najbardziej Kol bo leżał na ziemi i nie mógł się podnieść. To moja wina.
W tym samym czasie Jake.
Jechał tak cały czas przez błotnistą drogę nie zważając na deszcz, który wystarczająco go przemoczył by odczuł chłód. Cały czas szarpały nim emocje po kłótni. Rozmyślał o tym czy napewno dobrze zrobił. Bo w końcu ona chciała tylko pomóc a on ją odepchnął tak po prostu. Z jego oczu popłyneło kilka samotnych łez prawdziwych łez.
W tym czasie Ravena
Na niebie pojawiało się coraz więcej błyskawic i piorunów zaczęła się bardzo martwić o Dżejka. Wyszła na ganek przed dom odrazu zawitał ją zimny wiatr i deszcz, który przemókł ją do suchej nitki.
Wrócili oboje. On jak i jego koń byli mokrzy a jego ubranie przesiąknięte wodą. Wtedy ją zobaczył stała na ganku, wypatrywała kogoś. Wtedy ich spojrzenia się złończyły. On zobaczył w jej oczach smutek i żal a ona w jego poczucie winy. Ostrożnie podszedł do niej a ona odruchowo żuciła mu się na szyję,płacząc.
-Ravena... przepraszam
nie powinienem był na Ciebie krzyczeć. Ty się tylko martwisz.
Choć padał deszcz ona mogła dostrzeć że płakał.
-Ja też Cię przepraszam. Już nie będę się mieszała.
-Ravena.... tu się zawahał
Czy ty jesteś nieszczęśliwa ze mną?
Czy daje Ci za mało a może powinienem bardziej się starać?
Ravene zamurowało.
-Jake kocham Cie i nigdy nie przestanę. Dajesz mi bardzo dużo. Nasze przejażdżki konne nie mają sobie równych, a bieganie czy ściganie po lesie to jedna z moich ulubionych zajęć z Tobą.
Jake złączył ich usta w namiętnym pocałunku który był zarazem delikatny jak i subtelny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro