Rozdział 3- Wilczyca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sara szła leśną drogą na polanę, na której spotkała wilka. Wcześniej spakowała do plecaka dwie kanapki, latarkę, gaz pieprzowy i powerbank'a. Nie wiedziała, ile zostanie w tym tajemniczym miejscu. Mimo protestów Roxie i tak wyruszyła.

-Proszę cię, zemdlałaś dzisiaj! Co jeżeli zrobisz to ponownie, ale w lesie? Nikt ci nie pomoże!- powiedziała, mimo podjętej już decyzji. Próbowała wybić jej z głowy ten pomysł już dobre pół godziny. Nie mogła jednak jej na to pozwolić.

-Mówiłam ci już, że muszę tam pójść poszukać jagód, tak jak prosiła mnie mama. Chce zrobić jagodzianki i musi mieć świeże składniki, a wraca do domu po dwudziestej pierwszej- Nie była w stanie wymyślić nic bardziej wiarygodnego. Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną. Zmarszczyli brwi i dodała:

-A twój dzisiejszy atak? Krzyczałaś na mnie i nie wyglądałaś najlepiej- Pomyślała, że jeśli już zaczęła kłamać, to nie może teraz wyjawić prawdy.

-Mam na to leki, po prostu zapomniałam ich wziąć- poczuła, jak kłuje ją coś od środka. Nigdy tak nie robiła. Powinna od razu powiedzieć, co tak naprawdę się stało. Ale teraz, gdyby to zrobiła, Roxie jej nie wybaczy.

-Niech ci będzie. Ale jeżeli nie dasz znać, że wszystko jest dobrze, zadzwonię po twoją mamę- Sara zgodziła się na te warunki. Teraz szła już od piętnastu minut. Stwierdziła, ze powinna już oznajmić Roxie, że jest bezpieczna. Wyciągnęła więc telefon i napisała szybkiego SMS'a:

„Wszystko jest dobrze. Sporo tu jagód. Wrócę około dwudziestej". Postanowiła dać sobie trochę czasu na rozwikłanie zagadki. Jednocześnie chciała wrócić przed przyjazdem mamy tak, aby przyjaciółka nie opowiedziała jej o dzisiejszych przygodach. Wolała uniknąć zbędnych pytań. Przeszła przez duże zarośla i dostała gałęzią w twarz. Poczuła piekący ból. Przetarła ręka uderzone miejsce i przeklnęła pod nosem. Zboczyła trochę z trasy, którą szła normalnie. Chciała, żeby nic, ani nikt nie spodziewał się jej nadejścia. Zrobiła więc piechotą coś na wzór pętli. Melodie ptaków przyjemnie docierały do jej uszu. Zapach drzew i ściółki koił jej stres. Myslala o tym, co zastanie. Nie będzie to łatwe i prawda może okazać się szokująca. Mimo to nie mogła wymyślić żadnego sensownego rozwiązania tajemnicy. Powoli zaczynała wierzyć, ze jest psychicznie chora. Ale czy choroba ukazałaby się tak nagle? W to mocno wątpiła. Zawsze postępowała powoli. Nie miała wcześniej żadnych objawów, poprzedniego dnia przeciez czuła się świetnie! Nie miała niskiej samooceny, nie miała zwidów ani niczym się nie denerwowała. Wiodła spokojne życie z mamą. Może przez utratę ojca coś się zmieniło? Czy nie dałoby o tym znać wcześniej? Sara nawet go nie pamiętała. Wiedziała jak wyglądał dzięki zdjęciom. Był bardzo przystojny, miał piękne, kręcone, ciemne włosy, bardzo intensywne niebieskie oczy i zawsze wesoły uśmiech. Jej rodzice byli wiecznie pozytywni. Zdecydowanie do siebie pasowali. Przyczyna śmierci nie była im znana, policja nigdy nie odnalazła ciała. Rozpłynął się w powietrzu. Wyjechał badać naturę i przepadł, gdy Sara miała rok. Został uznany za martwego. Nie pamiętała go, ale mama nauczyła ją go kochać. Nie chciała już o tym myśleć. Przystanęła więc pooddychać świeżym leśnym powietrzem. Zawsze to robiła gdy źle się czuła, lub stresowała. Kochała ten zapach, zawsze czuła się dzięki niemu lepiej. Przeskoczyła mały strumyczek. Zapamiętała to miejsce w razie, gdyby woda w bidonie się skończyła. W końcu dostrzegła, że las się przerzedza. Z ekscytacji źle stanęła. Zabolała ją kostka, ale nie na długo. Przeszła po udeptanych, lekko wilgotnych liściach i igłach. Już po chwalili ukazała się jej piękna połać traw i kwiatów. Wszędzie latały owady, od pszczół i motyli, aż po duże ważki. Dostrzegła kosa i słowika. W oddali zaryczał jeleń. Wciągnęła powietrze chcąc poczuć woń roślin. Wtedy do jej nosa dotarł niecodzienny zapach. Miała wrażenie, że to połączenie błota i wanilii, mokrej ziemi i lawendy. Wyczuła tez nutkę kawy. Poczuła się zmieszana. To wpłynęło na jej wszystkie zmysły. Oczy wyostrzyła się, słuch poprawił, a węch stał się bardzo dokładny. I nagle go ujrzała.

Stał naprzeciwko niej, w odległości około dwunastu metrów, sporej wielkości wilk o niebywale białej sierści. Sara stanęła jak wryta. Instynkt podpowiadał jej, by zawróciła, ale chciała dowiedzieć się o co chodziło. Zdawało się, że jej nie dostrzegł, więc zaczęła skradać się chcąc podejść do niego od tylu. Stąpała cicho i ostrożnie. Gdy była już bardzo blisko, usłyszała w swojej głowie głos, jakby myśl:

„Widzę cię. Nie boj się, podejdź bliżej"

Po tej wiadomości uspokoiła się. Znała już ten stan. Teraz była pewna, że emocja ta jest sztucznie wykreowana i jej głowa oszukiwała ciało. Mimo wszystko poczuła się pewnie i wyszła z ukrycia. Wilk majestatycznie ruszył w jej kierunku. Opanowanie nie ustawało, ale podświadomość dalej działała prawidłowo, każąc jej uciekać. Ciekawość była silniejsza więc Sara stała w miejscu. W końcu zwierzę było na tyle blisko, żeby dostrzec, że nosiło... wisiorek. Miał też piórka za uchem i coś na wzór ludzkiego uśmiechu. Usiadł i popatrzył na nią przyjacielsko. Dziewczyna dalej stała, skamieniała ze zdziwienia.

-Przepraszam, że tyle to trwało. Twój umysł jest niezwykle odporny, więc była to jedyna droga kontaktu. Jesteś zszokowana i nie dziwię ci się. Wysyłam do ciebie aurę spokoju, inaczej uciekłabyś. Wcześniej nie zdążyłam tego zrobić i dlatego się wystraszyłaś- nienaturalny, bardzo przyjemny kobiecy głos został wchłonięty przez całe ciało Sary. Miała wrażenie że śni, lub oszalała. Właśnie przemówiła do niej wilczyca. Potrząsnęła głowa i zaśmiała się histerycznie.

-Zwariowałam. Co ja tu jeszcze robię?! Nikt mi nie uwierzy, wyślą mnie do psychiatry!- dalej stała w miejscu. Miała wrażenie, że umiera. Może ta gałąź walnęła ją mocniej, niż myslala? Wilczyca na te słowa warknęła.

-Jeżeli ktoś z zewnątrz się o tym dowie, będziemy zmuszeni cię zabić- Sara była skonfundowana

-„Będziemy"? Jak to? Je..jesteś jedna- drżał jej głos. Wplątała się w ogromne bagno. Zginie jeżeli ktoś się dowie. Czuła się tak, jakby coś w żołądku jej zaszkodziło. To nie mogła być prawda. To musiało jej się śnić. Głowa pulsowała z nadmiaru wrażeń.

-Jest nas cała wataha. Właściwie więcej niż jedna, bo aż dziewiętnaście. Przepraszam, że się nie przedstawiłam. Jestem Biała Strzała. Używam magii spokoju i wiatru. Należę do Watahy Kła. Przewodzi nią mój syn, Biały Kieł. Niestety, niedawno musiałam ją opuścić, aby odnaleźć ciebie. Masz niesamowitą rolę do odegrania. Wisiorek, który posiadasz ma w sobie ogromną magiczną moc, którą tylko nieliczni są w stanie okiełznać- przerwała patrząc na dziewczynę. Była wstrząśnięta i szybko ściągnęła biżuterię, odrzucając ją na trawę. - Saro, ty jesteś w stanie. Wiem, że dopiero się dowiedziałaś i nie rozumiesz co się stało. W twoich żyła płynie magia, gwiazdko. Musisz tylko pozwolić nam pomóc ci ją zrozumieć. - Jeszcze nigdy nie czuła się tak paskudnie. Powoli zaczynała rozumieć, co się stało. To wszystko działo się naprawdę i nie mogła temu zapobiec. Mimo to nie była jeszcze gotowa, aby dać się poprowadzić Białej Strzale. Teraz chciała wrócić do domu i odpocząć, przemyśleć wszystko od nowa.

-Dzięki za... wspaniałomyślną propozycję, ale chcę wrócić do mnie. Muszę to zrozumieć i proszę daj mi czas. Dalej jestem w ogromnym szoku, przepraszam- Nie wiedziała, który już raz z rzędu jej ciało chybotało się. Nogi miała jak z waty. Czekała na odpowiedź od wilczycy. Milczała chwilę. W końcu odezwała się

-Jasne, rozumiem. Wiem, że to duży szok, mimo wszystko jestem odrobinę rozczarowana. Nie tobą! Po prostu nie mogę wrócić bez ciebie. Obiecuję, że jeśli jeszcze tu wrócisz opowiem ci o wszystkim. Jesteś pełna pytań, czuję to. Czy twoja mama nie będzie się martwić? Niedługo powinnaś wracać. Droga nie zajmuje pięciu minut- Sara nie była już w stanie nic mówić. Wilczyca wiedziała już o wszystkim. Jeśli się wygada, też się zorientuje. Musi zachować to w tajemnicy. To, że rozmawiała z magiczną istotą, która może istnieje tylko w jej głowie. Wilczycą, która grozi jej śmiercią. I co najgorsze, Sara wiedziała już, że przyjdzie tu też jutro. Ale teraz musi wracać do domu. Spojrzała na zegarek który pokazywał dwudziestą dwanaście. Jeśli się pospieszy, będzie na styk. Odwróciła się, aby się pożegnać, ale Białej Strzały już tam nie było. Skierowała się w stronę ścieżki z której przyszła i ruszyła do domu. 



~~~~~~~~~~~~~~~

Chciałbym bardzo podziękować za każdą gwiazdkę i komentarz!

Bardzo dziękuję szczególnie JUST_MONICA_FOREVER za zaangażowanie w historię (przykro mi, ale twój kot będzie głodny ;D )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro