Rozdział 7 Prąd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

「AMV」Arslan Senki : Fuujin Ranbu "Opening Full"

– Talia –

Wejście się zatrzasnęło, a ja od razu spróbowałam rozwiązać krępujące mnie więzy. Syknęłam, czując jak liny robią rany na moich nadgarstkach. Westchnęłam, uspakajając się. Muszę znaleźć inny sposób... A gdyby tak. Spróbowałam wyciągnąć jedną z rąk, lecz i to skończyło się niepowodzeniem. Wilkołak związały mnie zbyt mocno, by taka sztuczka się udała. Najwyraźniej nabrał już wprawy. Ciekawe, co ta dwójka teraz robi? Po moim ciele przeszły dreszcze, a na policzkach pojawił się rumieniec. Może lepiej o tym nie myśleć? Nie chciałabym później mieć jakiś koszmarów. Ech... Pokręciłam głową. Nie jestem już dzieckiem, by bać się swoich snów, jednak czasami widzę w nich martwą Marię i wtedy... Zrywam się z krzykiem. Boję się, że te obrazy staną się rzeczywistością, że stracę bliską mi osobę. Nie dam rady stąd uciec, choćby nie wiem. Jestem zbyt słaba i poza tą rurą nie ma w pomieszczeniu żadnego innego przedmiotu. Zacisnęłam szczękę, zamykając oczy. Nie ma żadnych szans na to, że ucieknę. Po tylu dniach walki, wreszcie uległam pokusie poddania się. Maria by tego nie pochwaliła. Pamiętam doskonale, jak walczyła o to, by żyła.

Maria trzymała moją dłoń i biegła w nieznanym mi kierunku. Patrzyłam na nią martwym wzrokiem, nie rozumiejąc, dlaczego dalej walczy. Wilkołaki zniszczyły nasze miasto i większość ludzi wyłapali, więc dlaczego ona dalej chce uciekać? Jaki jest w tym sens? Przecież i tak z czasem zostaniemy schwytania, w wtedy konsekwencje będą o wiele bardziej poważne. Stary plecak odbijał się od mojego ramienia – była to jedna z niewielu rzeczy, które zabrała moja siostra. Słyszałam za sobą krzyki i strzały, lecz Maria nie pozwoliła się mi zatrzymać.

– Biegnij, Talio! – rozkazała zdyszana.

Wykonałam jej rozkaz, przyśpieszając. Nie minęła nawet chwila, a ją wyprzedziłam i zaczęłam ciągnąć w głąb lasu. Brązowowłosa oddychała coraz to szybciej. Widząc, w jakim jest stanie zatrzymałam się. Maria upadła na kolana. Ściągnęłam bagaż i wyciągnęłam z niebo na wpół pustką butelkę. Spojrzałam na jej zawartość i westchnęłam, wiedząc, że tylko jedna z nas będzie mogła ugasić swe pragnienie. Poddałam wodę Marii, lecz ta odsunęła ją od siebie.

– T-Ty... si-się napij – poprosiła ciężko dysząc. Pokręciłam głową, chowając butelkę z powrotem. – J-J-Ja t-tu chwilę odpocznę... – zamilkła, by nabrać powietrza do płuc. – Biegnij dalej, ja zaraz do ciebie dołączę – obiecała szeptem.

Zmarszczyłam brwi, padając obok niej.

– Żartujesz?! – zawołałam cicho, a ona pokręciła przecząco głową. – Nie zostawię cię, siostro. Jesteś jedyną, na której mi... – Maria uderzyła mnie w twarz. Moja głowa odskoczyła na bok. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiła.

– Przestań! – zażądała z łzami w oczach. – Musisz żyć, jeśli umrzesz to stracę wszelką nadzieję...

Otoczyłam ją swoimi ramionami i przycisnęłam do swojej klatki piersiowej.

– Wiem jak się czujesz, – po policzku spłynęła mi łza – ale jeśli od początku zamierzałaś się poddać, to równie dobrze mogłyśmy zostać w mieście i czekać aż nas schwytają. Nie rozumiem cię, dlaczego walczysz? Czy bycie wolną jest tak ważne? – burknęłam pod nosem.

Kobieta odepchnęła mnie od siebie i po raz kolejny mnie uderzyła. Nie obchodził mnie ból policzka. Chciałam zrozumieć, dlaczego walczyła, by teraz się poddać. Przecież i tak zginiemy.

– Cofnij to, Talio – syknęła, kładąc dłonie na moich ramionach. – Wolność jest najważniejsza... Bez niej stajemy się marionetkami w rękach innych. Uciekłam, ratując ciebie, ponieważ nie chcę, byś skończyła, jako niewolnica bestii. Jeśli uważasz, że moja walka jest czymś niepotrzebnym, to wiedz, że się mylisz. Dla mnie fakt, iż jestem wolna i mam ciebie, jest wystarczającym powodem, bym robiła wszystko, by tego nie stracić – rzekła, a w jej niebieskich oczach błyszczały dziwnie iskierki. – Nie poddam się, ponieważ mam osobę, którą szczerze kocham.

„Nie poddam się, ponieważ mam osobę, którą szczerze kocham." – ten słowa sprawiły, że i ja zaczęłam walczyć. Nie obchodziła mnie moja wolność. Chciałam tylko zawsze być obok Marii i móc spędzać z nią razem czas. Jednak straciłam to, co ceniłam najbardziej i została mi tylko wolność, którą ceniła moja siostra. Teraz jednak nie mam już niczego. Choć miałam się nie poddawać i przeć na przód, zrobiłam to. Ugięłam kolana przed losem. Westchnęłam. Maria nigdy by tak nie postąpiła, lecz nie jestem nią. Różni nas tak wiele rzeczy i nic tego nie zmieni.

Nagle drzwi do sali z hukiem zderzyły się z ścianą. Uniosłam wyżej głowę. Przynajmniej w ostatnich momentach swojego życia, nie będę uciekać. Spojrzę w oczy swojej zabójcy, choćby miałoby to sprawić mi jeszcze więcej bólu.

– Królu, to ta, która sprawiała problemy – oznajmił nieznany mi wilkołak, wchodząc do pomieszczenia.

Nie widziałam osoby, do której się zwrócił, lecz już chwilę później obok niego pojawił się Matt i mężczyzna o jasnych – wręcz białych – włosach. Wiedziałam, że to właśnie on jest tym, na którego rozkaz tak wielu ludzi pozbawiono życia. Wilczy Król, pan wszystkich wilkołaków, którego jeszcze nikt nie pokonał. Dodatkowo jest on osobą, która wie gdzie jest moja siostra, ale to już nieistotne. Nie chcę wiedzieć gdzie jest, ponieważ przyprawi mnie to tylko o smutek.

Alfa przeniósł na mnie swoje spojrzenie, a jego oczy zabłysły czerwienią. Mimo iż jego wzrok palił, wytrwale patrzyłam wprost w jego tęczówki. Czułam jak moje dłonie zaczynają się trząść, – na szczęście miałam je związane, przez co nie było to tak strasznie widoczne – a oddech przyśpiesza. Jego wygląd nie wskazywał niczego na temat jego pozycji, lecz aura, którą roztaczał była niezaprzeczalnym dowodem na to, iż nie bez powodu nazywają go „Wilczym Królem".

– Wyjdźcie, obydwaj – rozkazał chłodno. Po moim ciele porze szały dreszcze. Nawet jego głos wskazuje na to, że jest wysoko postawiony w hierarchii. Ech... Jestem żałosna. Chwalę osobę, która ma zamiar mnie zabić.

Matt i ten drugi spojrzeli na siebie zaskoczeni, lecz nie zakwestionowali rozkazu i po prostu wyszli. Białowłosy odczekał, aż drzwi się zamknął, po czym podszedł do mnie. Chwycił mnie za podbródek i zmusił mnie, bym uniosła jeszcze wyżej głowę. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, gdy ten nagle zaczął głaskać mój policzek. Zaczęłam się wiercić, chcąc mu pokazać, że nie chcę, by mnie dotykał.

– Jeśli chcesz mnie zabić, to, to zrób! – syknęłam, pragnąc, by to wszystko się już skończyło.

Wilkołak pochylił się nade mną, a z jego oczu zionął chłód.

– Nie masz prawa mi rozkazywać – rzekł spokojnie, wyciągając z kieszeni jakiś przedmiot. Zmarszczyłam brwi. – Nie zabiję cię, – oświadczył, a ja miałam wrażenie, że cały mój świat się zawalił – ale za to, co zrobiłaś, musisz ponieść karę. Nie będzie ona zbyt bolesna, lecz nawet ty, moja słodka, musisz znać konsekwencje sprzeciwiania się mi.

Nie rozumiałam niczego, co przed chwilą powiedział. Wpatrywałam się w niego, chcąc poznać powód tego dziwnego zachowana, gdy nagle poczułam nagły wstrząs. Moje ciało zaczęło się trząść, a z oczu pociekły mi łzy. Po chwili uczucie to znikło, a ja zaczęłam szybciej oddychać. Nie byłam wstanie się poruszyć, a próba choćby odezwania się, sprawiała mi wielki ból.

– Porażę cię prądem jeszcze trzy raz, powinnaś po tym stracić przytomność – rzekł z beznamiętnym wyrazem twarzy. – Nie podoba mi się, że muszę cię ranić, lecz każdy – bez wyjątku – musi być wobec mnie posłuszny... – wyszeptał, po raz kolejny przykładając urządzenie do mojego ciała.

Zrobił to jeszcze trzy razy, a kiedy skończył nie byłam wstanie nawet patrzeć na niego. Moje ciało nie chciało się mnie słuchać, przez co w ostateczności straciłam przytomność.

CDN

Wilczy Król nie oszczędził nawet jej. Ech... Co sądzicie? Kolejny już jutro!

(Data opublikowania tego rozdziału: 19.08.17r)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro