Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Po lekcjach*

Szłam słuchając muzyki. Było tak ciepło, że chciałam sobie przedłużyć drogę więc poszłam przez las. W dzień nic mi raczej nie groziło. Dalia miała kółko z polaka, a Colin miał trening koszykówki zostając sama. Droga przez las była spokojna. Do czasu... Pewnej chwili na mojej drodze stanęło trzech starszych chłopaków na oko 19-20 letnich. Wyciągnęłam słuchawki
- Nie zgubiłaś się przepadkiem mała? - odezwał się szatyn, który stał na przodzie. Chyba ich „przywódca"
- Mała to jest twoja pała - warknęłam w jego stronę
- Uuu ostra takie są najlepsze - oblizał wargi, a jego koledzy się zaśmiali. Zaczął podchodzić do mnie. Instynktownie zaczęłam się cofać w tył nie widząc innego rozwiązania. Im bliżej był, tym szybciej się cofałam. W pewnej chwili poczułam, że uderzam plecami o drzewo niech to szlag..., przełknęłam ślinę. Uśmiechnął się widząc, że nie mam dokąd uciec. Podszedł i oparł się ręką obok mojej głowy uniemożliwiając mi ucieczkę
- Wiesz, że do starszych tak się nie powinno odzywać? Rodzice nie uczyli?
- A ciebie nie uczyli, żeby nie napastować bezbronnych dziewczyn? - mimo strachu i tak pyskowałam mu by nie dać po sobie poznać jak bardzo się boję. Najlepszą obroną jest atak. Tak mówią
- Może uczyli, może nie - nawinął kosmyk moich włosów sobie na palec i zakręcił
Odwróciłam głowę w bok, ale złapał mnie za podbródek odwrócił znowu w swoją stronę
- Masz takie piękne oczy. Jeszcze takich nie widziałem - wręcz wymruczał te słowa do mojego ucha. Przełknęłam ślinę głośniej. Z oczy zaczęły mi lecieć łzy niech mi ktoś pomoże...
Kiedy zaczął zbliżać swoje usta w moją stronę. Próbowałam wyrwać głowę, ale trzymał ją mocno. Zacisnęłam oczy spod, których wypłynął potok łez. Czekałam na dotyk jego ohydnych ust. Kiedy nie poczułam nic, uchyliłam oczy. Chłopak leżał teraz kilka metrów dalej. Jego koledzy pomagali mu wstać i widać było, że są wściekli. Przede mną ktoś stał w kapturze na głowie
- Ty... ty... Gówniarzu! - ryknął - Co ty sobie myślisz, co?!
- Nie dam ci zrobić jej krzywdy - zamarłam słysząc ten chłodny, bezbarwny głos. Nie... to niemożliwe.... To nie może być...
Zaśmiali się
- Myślisz, że dasz nam radę? Nas jest trójka, a ty jeden sam. Co nam możesz zrobić? Pogłaskać? - zaśmiali się bardziej - Zaraz ci się odechce zgrywać bohatera. Chłopaki
Jak na komendę podwinęli rękawy do góry. Zsunęłam się po pniu w dół. W głowie już miałam czarny scenariusz co będzie potem. Łzy jeszcze zaczęły się mocniej lać
- Żeby nie było ostrzegałem
Stał sobie w tym samym miejscu nic sobie nie robiąc z tego, że zaraz się na niego rzuci trzech rosłych chłopaków jak byki. Kocham was mamo, tato i Max... Pamiętajcie o mnie...

Jeeeest. Udało się napisać trzeci rozdział =^.^=. Nie sądziłam, że się uda, a jednak heh. Na dziś koniec. Może zacznę pisać kolejny, ale znając sobie nie opublikuję go jak prawie z każdym. Także więc... Dobranoc wilczki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro