C.C.D.R.6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mika zatrzęsła się ze słów i groźnego tonu chłopaka. Naket, gromił go wzrokiem. Dyrektorka była zdruzgotana, natomiast Alfa ''Mglistych kłów'', w szybkim tempie znalazła się koło Samuela i dość, iż strzeliła chłopakowi z zaciśniętej pięści w twarz, że na drugi dzień na pewno wyskoczy mu śliwka. To, usiadła na leżącego chłopaka i okładała go pięściami. Przywódca chłopaka, chciał podskoczyć i zdjąć dziewczynę, ale został zatrzymany przez dyrektorkę.

Anabell

- Synu, zostaw...to teraz nie twoja sprawa. Samuelowi się należy, może w końcu nauczy się ogłady. I zacznie, szanować kobiety. Bo kobieta, to nie mięso, ani nie zwierzyna.

Any

- Ostrzegałam! Tępy, jesteś. Masz nawet na nią, nie patrzeć. Na nikogo z moich, albo wypatroszę cię jak świnię. A, teraz...padniesz na kolana przed nią i będziesz błagał o wybaczenie...

Samuel

- Chyba, sobie żar...

Any

- Wybieraj...albo tu, albo na dziedzińcu szkoły.

Naket

- Sam! Do jasnej cholery, nie sprzeciwiaj się Alfie. I przeproś, na Boga, tą su...Mike.

Samuel, chodź z wielkim bólem upokorzenia zrobił to, co było mu roz-ka-za-ne . Padł na kolana, przed młodą wilczycą i patrząc w jej oczy, prosił o wybaczenie. Sama pokrzywdzona, popatrzała na swoją Alfę, a później na dyrektorkę. Która w geście otuchy, posłała jej słaby, ale dodający pewności siebie uśmiech. Więc dziewczyna, wzięła głęboki wdech i powiedziała.

Mika

- Dobrze, wybaczę tobie, ale...ale żeby to było, ostatni raz. Mam dość, czucia się jak szmaciana lalka. Mimo iż, jestem młoda...to też mam uczucia, które można szybko zranić. Powiedź, jak się czujesz...po tym, jak upokorzyła ciebie, silniejsza osoba? Nie chodzi tu o płeć, ni wiek. Ale o to że jest ktoś, kto potrafi się tobie postawić. Dziękuję Alfo. Czy mogłabym, już odejść Pani dyrektor?

Dyrektorka

- Tak, oczywiście. Any, zaprowadzisz ją do pielęgniarki. A później, mogłabyś tu wrócić.

Any

- Oczywiście.

Kiedy dziewczyny, opuściły gabinet władzy szkoły, i znalazły się w sekretariacie. Any zapytała, pani Matildy jak dojść do pielęgniarki. Kobieta udzieliła odpowiedzi na pytanie, i poprowadziła dziewczęta do wyjścia z sekretariatu. A tam...co zobaczyły, wprawiło starszą Panią w szok.

Any

- A wy, tu czego?! Sensacji szukacie? ROZEJŚĆ SIĘ! To, nie cyrk, ale już.- ta, pełen grozy wypowiedź, wydobyła się z piersi Alfo-Luny. - I, kiedy będę tu wracać, radzę nie koczować tutaj. Bo...nogi z tyłków, wam powyrywam.JUŻ!!!

Matilda

- Boże, dziecino...potrafisz, podporządkować sobie każego. Nawet, najbardziej opornego uparciucha. Idźcie, tylko ostrożnie.

W momencie gdy dziewczyna, zapukała do gabinetu ''piguły'', te się otworzyły. A oczom Any, ukazała się jej stara przyjaciółka Sashi.

Sashi

- Boże, Mika co Ci się stało?- pielęgniarka popatrzała, bacznym wzrokiem na nastolatkę. Po czym, podeszła do przeszklonego zamykanego regału i wyjęła, zieloną maść oraz plastry i bandaże.

Any

- Jakiś zapchlony kundel, potraktował ją jak marionetkę. A ja, nie pozwolę tak traktować swoich.

W tym momencie, pielęgniarka odwróciła się w stronę Any, bo wcześniej zajęła się oglądaniem, stanu urazu Miki. Ale jak rozpoznała, barwę głosu osoby, która znajdowała się w pomieszczeniu, jako osoba trzecia. Oczy Sashi, o mało nie wyszły z orbit. Buzia, rozwarta jak u szczupaka, gdy łapie powietrze, a z rak wypadł jej opatrunek.

Sashi

-ANY?!

Any

-Nieee...kosmitka. Miło ciebie widzieć Sashi, kopę lat. Czy po opatrzeniu, Mika może zostać u ciebie w gabinecie, do puki nie przyjdę po nią osobiście? Muszę, wrócić do dyrektorki, a nie chcę by, się pałętała sama teraz.

Sashi

- Spokojnie, to trochę potrwa. Ale zostać może. Natomiast później, pogadamy sobie.

Any

- Zobaczymy. Gdyby coś było nie tak, wezwij mnie tu.- Alfa pokazała na głowę dziewczyny, a ta od razu kiwnęła głową w zrozumieniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro