R.13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

WYROK

  O świecie, wszystkie Alfy były na nogach. Ale tylko jedna z nich, wstała przed świtem, by poinformować dyrektorkę iż nie będzie dziś w szkole. Any gdy załatwiła sprawę, odnośnie swojej nieobecności, wybrała się na pole treningowe, bo czuła iż musi trochę wykrzesać z siebie siły i pokazać swoim wilczym braciom ze stada, że mimo iż jest dziewczyną to ma również tyle samo siły. Może i więcej niż oni, gdy tylko dziewczyna pojawiła się w zasięgu oczu swoich ziomków, przestali i słoniny głowy by okazać szacunek swojej przywódczyni.

Any
- Na...polu bitwy, też przestaniecie walczyć, by oddać mi cześć. To że jestem waszą Alfą, nie oznacza że musicie mi się notorycznie kłaniać. Wiem i zdaję sobie sprawę, z waszego szacunku do mnie i cieszę się z tego powodu, że mnie zaakceptowaliście. Kontynujcie swoje treningi, ja się przyłączę do was tylko porozmawiam z trenerem.

   Członkowie Watahy, wrócili do treningów a ich przywódczyni pewnym krokiem, zmierzała do rosłego mężczyzny który opieprza  chłopaka w wieku Any.

Trener
- Jesteś...niezgułą, pierdołą i fajtłapą. Jak taki, wysoki wysportowany i silny chłopak, nie może przełamać się i uderzyć dziewczyny.

Chłopak
- Bo ja...dziewczyn nie biję zrozumie to trener w końcu. Coś mnie blokuje i nie podniosę ręki, na płeć przeciwną.

Any
- Nawet wtedy, gdy jakaś dziewczyna będzie chciała, zabić z zaskoczenia twoją mate i potomka? Zaraz zobaczymy...

  Traf chciał, że obok chłopaka stała jego przeznaczona. Any bez namysłu, skoczyła do dziewczyny i przełożyła jej nóż do szyi. Usłyszała mściwy, ostrzegawczy warkot od młodego chłopaka, zaś trener i reszta która przy stanęła znowu. Przypatrywała się poczynaniom twojej Alfy. Jedni z przerażeniem, inni zaciekawieniem a inni po prostu, z ukrytym uśmieszkiem na twarzy.

Any
- No, coś ty...i ten warkot, ma mnie wystraszyć?

  Przywódczyni, przycisnęła mocnej ostrze do delikatnej skóry, aż poleciała strużka niewielkiej krwi, zakładniczka syknęła.

Chłopak
- Puść ją!!! Bo...

Any
-  Bo co? Przecież jestem dziewczyną, a ty nie bijesz dziewczyn. Tchórz, laluś siusiumajtek. Biedna dziewczyno, w kogoś ty się wpoiła, żal mi ciebie.

   Any, puściła dziewczynę i powiedziała by poszła do domu wypocząć. Gdy dziewczyna się oddalała, alfa za nią jeszcze krzyknęła.

Any
- Będę sama musiała, zadbać o twoje bezpieczeństwo i życie.

Dziewczyna
- Dlaczego Alfo?

Any
- Bo, twój mate jest...bezużyteczny. Ten "Bobas" nie obronić Cię przed śmiercią, jest tylko...Miękką Kluchą.

  Dziewczyna tylko lekko uśmiechnęła się, pod nosem i pokiwała głową na nie mom odpowiedź.

Chłopak
- Zaraz będziesz, wypluwać te słowa.

   I znienacka rzucił się na Alfę, która zrobiła unik i się obroniła. Chłopak już bez szału, amoku starał się zadać cios dziewczynie. Która co prawda, unikała ale i godnie je przyjmowała na swoje ciało. Tą walkę która tak naprawdę była treningiem, przerwali przerażeni Romer, Ria oraz Luna, z resztą przybyłych gości. Gdy beta zobaczył iż chłopak, przerzucał z ogromną siłą i szybkością ich Alfę przez swoje ramię, a dziewczyna zwinnie i szybko stanęła na równe nogi, oddając cios z półobrotu w brzuch, pobladł.

Romer
- Co tu, się u licha wyprawia. Dlaczego stoicie i nie pomoże swojej Alfie?!

   Dziewczyna, otrzepała się z pyłu, piachu i trawy które, przyczepiło się w czasie treningu. Po czym roześmiała się i popatrzyła, z błyskiem ognia w oczach na zgromadzonych. Leon i Zenit się cofnęli, zasięg Xelon i starszy mężczyzna, skrzywdzili głowy w niemym zainteresowaniu, szeptając pod nosem..." to ona...na reszcie", "to nie samowite, w końcu".

Any
- Romerze. Mój drogi przyjacielu, , powiedz...dlaczego mieliby mi pomagać, przecież nic złego nie robiliśmy, tylko...

Romer
- Tylko co, Any?

Any
- Trenowaliśmy...- dziewczyna odwracając się, w stronę zszokowanego chłopaka z którym się była, powiedziała do niego- teraz twoja mate, może chodzić z dumnie uniesioną głową. Bo jesteś odpowiednim partnerem, który zadba o bezpieczeństwo swojej rodziny. Obyś tylko, spisywał się tak dobrze na polu bitwy, gdy dojdzie do niej. Czego nikt z nas tu zgromadzonych, nie chce.

Chłopak
-Ale, jak to? Nie zostanę ukarany czy wygnany?

Any
- A z jakiego powodu, miałabym cię wygnać, czy ukarać?

Chłopak
- Bo...bo podniosłem rękę, na przywódcę swojego stada?

Any
- Aaaaa...no to spoko, chcesz kary? To musisz, przebiec 10 km z bagażem twój plecak. Wypełnij dużymi kamieniami, ich waga ma wynosić 25 kg, i nie możesz przystanąć, a Turner będzie nadzorował twoją kartę, z takim samym obciążeniem. Poza tym nie zrobiłeś nic, co by mnie zraniło a ja sprowokowałam cię. Teraz popatrz na to, z mojej perspektywy pokonałeś swój opór, miałeś opór by podnieść rękę na płeć przeciwną, a teraz biłeś się prawie jak tygrys,w obronie swojej kobiety. Ale mam nadzieję że w obronie nie tylko swojej rodziny, ale także i wszystkich swoich wilczych braci i sióstr...za nich również będziesz walczył tak hardo?

Chłopak
- Oczywiście alfo, wataha to rodzina a my jesteśmy rodziną. Sama mówiłaś że, nie istotny jest fakt, iż nie jesteśmy z bratani krwią, ale czymś o wiele większym bo rasą.

Any
- Masz rację, tak mówiłam. I nie tylko my, ale każde żywe stworzenie, każda roślina czy istota zamieszkująca tą planetę to nasz brat.

Naket
- To, dlaczego mamy karać... jednego ze swoich. Dlaczego walczymy z innymi, i naszymi "braćmi wilkami".

Xelon
- Ponieważ, mój drogi młody alfo...

Any
- ... istnieją pewne prawa i zasady. Do których inni się nie stosują. Wyłamują się i trzeba ich za to ukarać. Myślisz że mi...jest łatwo wydać wyrok i karę, na ojca Zenita?  Nie, nie jest łatwo... Wiem że jest jednym z nas, jest wilkiem i Alfą...ale niestety złamał zasady, które były utworzone. Nie tylko przez pradawnych, ale także naszych przodków, które my wszyscy musimy przestrzegać...ciebie również nie ominęłaby kara, Nakedzie gdybyś złamał zasady. A znając ciebie...wiem że gdyby ten Alfa, najechał na twoje terytorium, znieważył twoją Lunę sam byś go ukarał...

Naket
- W cale mnie nie znasz! I jeszcze ani razu, nie spojrzałaś mi w oczy...Dlaczego? Patrzysz na każdego, gdy rozmawiasz innym mężczyzną patrzysz prosto w oczy, ale mi nie spojrzałaś ani razu, boisz się.

Romer
- Naket zważaj na słowa, jesteś tu w gościnie i w innych sprawach, nie obrażaj mojej Alfy.

Naket
- Nie obrażam, chcę znać tylko prawdę.

   Dziewczyna popatrzyła na wszystkich. Wzrok matki był czuły i pokrzepiający,wuja pewney, Alfy Xelona ciepły, Zenita i jego dziadka pogodny zaś Romra i Rii wściekły.

Any
- Wiesz, dlaczego nigdy nie patrzę w twoje oczy? Chcesz tego wiedzieć, tak naprawdę?

Naket
- Tak jestem pewny, jak niczego innego na świecie. Kiedyś jak byliśmy młodsi całymi dniami wpatrywaliśmy się, w swoje oczy. Pogłębialiśmy się nich...

Xelon
- Ale wtedy, nie mogliście się wpoić.

  Każdego wzrok, skierował się na postać Alfy "Wichrowych wzgórz".

Any
- Masz rację, Alfo Xelonie. A ja nie chcę, takiego mate...zadufanego w sobie, nieokrzesanego kowboja który uważa się,  za pępek świata i szkolnego Bad Boya. Przechodziłam już raz przez to,  drugi raz będzie boleć bardziej.

Naket
- Co, takiego?

Zenit
- Zerwane więzi,przeznaczonych sobie Wilków. Ty...naprawdę jesteś głupi, skoro tego nie wiesz.

Leon
- Dobra dzieciaki, wy jak chcecie to stójcie i gadacie sobie, my starsi  nie musimy tego słuchać. Ani nikt tu obecny, zatem my pójdziemy zjeść śniadanie, panie pierwsze.

    Kiedy wszyscy starsi odchodzili, Any stała w miejscu, wpatrując się w nicość przestrzeń przed sobą, ale ta nostalgia nie trwała długo.

Any
- Za 10 minut, widzę wszystkich na stołówce. A po południu, widzę wszystkich tutaj niezwłocznie, musicie się podciągnąć w taktyce.

Trener
- A ja, dlaczego mam biegać, wraz z nim i to jeszcze z obciążeniem?

Any
- Bo nikt...nie ma prawa, poniżać swoich pobratymców. A jak masz jakiś problem, to powinieneś przyjść z nim do mnie, bądź bety a nie poniżać chłopaka.

  I na tym, skończyła się rozmowa dla Any, nawet nie interesowały ją,  jak trener chciał jeszcze coś dopowiedzieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro