R.25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3/3

  Droga powrotna nie była szybka, jak przepuszczali, gdyż inne wilki opór stawiały. Ale gdy odsiecz przybyła, zwiarzęta które zostały wysłane przez pradawnych, pochwytane wilki szły spokojnie. Jakimś dziwnym trafem bały się płochliwej zeierzyny. Ponieważ dla nich to było żadko spotykane.

NA MIEJSCU.

  Gdy wszyscy, dotarli na teren watahy " Mrocznych Wilków", wszystkie wilki z tej watahy, zaczeła obnażać swoje kły i pazury. Ale stanowczy i władczy warkot ich przywódcy ostudził skutecznie wszystkich waleczne zapędy.

Naket
- Czy trójka Alf, już przybyła?

Xelon
- Jesteśmy, obecni na twoją prośbę, Alfo.

  Stary wilk, zaczął rozglądać się po przybyłych a gdy spostrzegł inne zwierzęta które bacznie opserwowali otoczenie. Rozszeżył w zadumie swe oczy i usta.

Xelon
- Jak to możliwe że...że E.N.A.T. jest obecny?

Naket
- Kto? Jaki E.N.A.T? Kim on jest?

Xelon
- To wysłannik pradawnych...to stróż i...i duch dobry. Był stwożony przez pradawnych by pilnować i strzec zwierzyny płowej. Która została martwa...Te zioła są naznaczone. Każde ma symbol pradawnego, który dał namiastke siebie...E od Eol, A od Arabella, N od Nairobi, T od Tyrani. Komu przyszli z pomocą? Kto im, się kłaniał?

  Każdy po tych słowach, spojrzał na przywódczynie " Mglistych kłów". W powietrzu unosiło się duszne i ciężkie powietrze.

Xelon
- Tak myślałem...tylko jedna i czysta, tak niewinna i oddana. Już zaczeło się...

Any
- O czym, mówisz Alfo? Co się zaczeło?

Xelon
- Nowe stulecie, moja Alfo.

Any
- Ale...jak to? Przecież, nie mogę być...Ja nie chcę...To za duża, odpowiedzialność...a, jak nie dam rady? Jak zawiode?

  Najbardziej zadziwiające dla wszystkich wilków, była postawa zgromadzonych i potężnych Alf. Które uklękli i schylili swe głowy, składając pokłon i oddanie jednej z Alf.

Xelon
- " U zalania dziejów, nadejdzie nowe milenium..."

Leon
- " Najpotężniejsza z możliwych, będzie kroczyła między nami..."

Zenit
- " To ona, zapanuje nad innymi watahami..."

Xelon
- " To ona, zjednoczy wszystkie możliwe rasy..."

Leon
- " To ona, wprowadzi prawa pradawnych..."

Zenit
- " To Ona,...to jedna jedyna DZIEDZICZKA..."

Xelon
- " Posiadaczka E.N.A.T-a i wysłanniczka, pradawnych..."

Naket
- " Jedna która pochodzi z najmniejszego rodu...którego pochodzenie wywodzi się od...

Xelon, Leon, Zenit, Naket
- Bogów, pradawnych i wyższych władz postawionych przed ich panowaniem".

Donatan
- " Dziewczyna zbrukana...dziewczyna samotna...jedyna która miała siłę by zerwać więzi przeznaczenia...która wróciła i stanęła na czele rodu..." Any to ty jesteś tą DZIEDZICZKĄ WILCZEGO TRONU". Alfa nad Alfami...to kobieta...to moja krewna...

Naket
- Ty się zamknij! To ty ją zbrukałeś, dlatego zostaniesz skazany.

TRZY GODZINY PÓŹNIEJ

  Na środku polany, ognisko się pali. Na środku polany, skazaniec...kary dostaje.

Xelon
- Czy przyznajesz się, do napaści seksualnej...na obecnej tutaj wilczycy?

Donatan
- Przyznaje.

Leon
- Czy godzisz się, na sąd który wyda wyrok na ciebie?

Donatan
- Zgadzam się.

Zenit
- Czy przyjmiesz z godnością, karę jaka zapadnie przez " Sąd pięciu"?

Donatan
- Przyjmuję.

Naket
- A zatem, mój wzrok jeat srogii uzasadniony. Skazuje ciebie Donatanie...na karę śmierci. Za gwałt który się dopuściłeś, za groźby ponownego czynu i próbę zabójstwa.

Xelon
- Utrzymuje wyrok w mocy prawa i zgadzam się z nim.

Leon
- Pidtrzymuje wyrok prawo mocny.

Zenit
- Wiesz skazanicu, że za gwałt nie ma innej kary. A ty, dokonałeś trzech przestępstwo co nie daje mi wyboru, na łagodniejszy wyrok. Śmierć niech będzie twoją karą.

Any
- Na mocy prawa, danym mi jako piąty sędzia. I pokrzywdzona w jednym, skazuję cię mój kuzynie, na karę śmierci. Niec pradawni będą dla ciebie łaskawi, niech śmierć będzie dla ciebie wybawieniem. Czy masz, jakieś ostatnie słowa?

Donatan
- Byłem zakałą, wilczego narodu. Byłem czarną owcą w rodzinie. Wybacz matko iż przyprawiłem ciebie o ból serca, wielkokrotnie. Dlatego...by oczywiście imię swojej rodziny, które skalałem swoją osobą... Skazują się na ŚMIERĆ...po przez spalenie żywcem w ogniu.

  I tego, nikt się nie spodziewał, jak mężczyzna wstał z klęczek i w wilczym tępie wskoczył w prost do ognia. Stojąc na samym środku, gdzie płomień topił jego ciało ludźke, a smród był nie do wytrzymania. On zacisnął swoje dłonie i z niewyobrażanym bólem, spojrzał na Any. Patrząc wprost w oczy, dziewczyny wyszeptał " PRZEPRASZAM CIĘ, KUZYNKO". Po tych słowach, poczuł szwechogarniający go ze wsząr. Nie czuł bólu, który czuł do tej pory, tylko spokój.

Naket
- No, to teraz możemy być szczęśliwi.

Any
- Możesz być...a nie, MOŻEMY! Zrozum to wreście, kudłaty, zapchlony, kundlu. Nas nie ma, jest tylko więź mate.

Naket
- Uparta, zawzięta, pyskata KROWA! Zaraz ciebie nauczę, co to znaczą więzi przeznaczenia.

  Alfa podszedł krokiem do swojej samicy, i wbił się w jej usta. Które smakowały najlepiej. Dziewczyna odepchneła go od siebie i z impetem walnęła w zęby.

Any
- Ja ci zaraz pokarze, wildziwku...CBOLERA jasna, jeszcze mnie zaraziłeś jakąś wenerą...paskudo jedna.

Any wytarła usta wierzchem dłoni i spluneła Naketowi pod nogi. A potem odwróciła się i zaczeła odchodzić w swoją stronę, gdzie jej dom jej stado, jej wataha.

C.d.n.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro