R.3 i 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

           ZEBRANIE STADA
           " Mglistych Kłów"

Na tyłach domu, jakieś 300-ta metrów, stało sporej wielkości zniszczone zabudowanie. Osiemnastolatka pamiętała te czasy, gdy przed porą obiadową przybiegała tutaj, by podokuczać kucharkom, a później pomagać przy wydawaniu posiłków. Ale nie tylko to, było powodem dla którego lubiła tutaj przychodzić. Kiedyś to miejsce, tętniło życiem, różne fety, przyjęcia, czy inne imprezy organizowane tutaj było. A teraz, to jedna wielka ruina. Która czeka by, zawalić się w najmniej odpowiednim momencie.
  Po przekroczeniu progu, gwary, rozmowy i szepty ucichły. Nastała grobowa cisza, każde oczy były zwrócone w kierunku, Cameli i młodej dziewczyny. Any z wysoko podniesioną głową i pewnością siebie, natomiast starsza kobieta u jej boku, szła z pełną dumą która ją rozpierała z powodu córki. Any skierowała się, w stronę gdzie niegdyś, zasiadał jej ojciec. Wtedy słychać było szepty min. "Co ta mała wyprwia?", "To miejsce Alfy", " Wariatka", " Że, Camelia nie reaguje". Kiedy młoda dziewczyna zauważyła, iż jej matka chce skierować się w inne miejsce, zawołała głośno tak, żeby każdy mógł usłyszeć.

Any
- Matko! Proszę, za siądz po mojej lewej stronie. Na swoim, stałym miejscu. Nie przystoi by...LUNA! Zasiadała zdala od...SWOJEJ ALFY! Więc bądź na tyle uprzejma i zasiądz przy mnie.

  I tak to matka, usiadła obok swojej córki. I w tym czasie, również było słychać szepty. " To nie możliwe", "Czyżby to..."

Kobieta
- Nasza mała Any, wróciła! Nareście.

  Dziewczyna rozpoznała, entuzjastyczy głos jednej z kucharek. I to, upewniło ją, że jest w domu, że może być lepiej. Bynajmniej się o to, postara.

Any
- Tak. To prawda, droga Pani Elino, wróciłam. Romer! Gdzie ty, cholera jasna siedzisz? Na tychmiast, masz się przesiąść. Jesteś Betą, a ona zawsze musi być, po prawej stronie Alfy.

Romer
-Ale...

Any
- Głuchy jesteś?! Pomóc wam w tym. Bierz swoją szanowną dupe i partnerkę, i w try ni ga zmieniasz miejsce. Tak, ty też i nie patrz tak na mnie. Ruszajcie się, czeka nas zebranie a nie party.

  Kiedy Romer, usiadł na swoje miejsce wraz z Rią. Osiemnastolatka, zacze£a przemowę.

Any
- Bez owijania w bawełnę, przejdę do meritum sprawy.

Po 1. Przez to iż nasze stado, nasza wataha utraciła Alfę, mojego ojca. Ja zostałam postawiona przed, faktem dokonanym i obejmuję to stanowisko. Nie powiem, iż będzie z początku jak w Ritzu. Bo musimy się dotrzeć, ale wy również musicie mi w tym pomóc. Jeżeli ktoś jest temu przeciwny, niec wyzwie mnie na pojedynek o przywódctwo.

Po 2. Mimo iż, moja matka a mate Alfy. Straciła swojego partnera, i została w impasie bo pogłubiła się, nie znaczy to, iż straciła status Luny. Pozostanie nią i nie słyszę sprzeciwu.

Po 3. Nasze stado, nasza wataha będzie od tej pory, miała Alfę czyli przywódcę i dwie Luny. Mnie i moją matkę. Czy komuś, się to nie podoba?

Po 4. Za to, iż doprowadziliście nasz wspólny dom do ruiny...wszyscy bez wyjątków, nawet ja mamy pożądku, by doprowadzić go do porządku.

Po 5. I chyba ostatnie. Wszyscy bez wyjątku, wracają do swoich dawnych obowiązków. Nie ma swa woli. Trenerzy mają wycisnąć, siódne poty z podwładnych. Nastolatki mają pilnować się na wzajem, i głuwno mnie obchodzi, czy się lubicie, czy nie. Tworzymy rodzinę i tego się trzymajmy. Mój ojciec był dobrym przywódcą, ale ja...nie mam zamiaru, powielać jego stylu panowania. Jego czas, przeminął i nikt o nim nie zapomni. Ale teraz musimy, wziąść się w garść i podnieść po stracie. Byliśmy silnym stadem, i takim się podniesiemy, po tej stracie. Wyszkoleni strażnicy, od jutra będą robili patrole na zmianę, co sześć godzin, po całym naszym terenie. I zapomniałabym, w najbliższym czasie, dołączą do nas...renegaci.

Sony
-Renegaci?

Any
- Tak. Z tamtąd, skąd wróciłam. Poznałam, nie wielką grupę wilków, bez przywódcy i stada. Zaprzyjaźniłam się z nimi i, zaproponowałam przyłączenie do nas, a oni zgodzili się. To wytrwali i silni wojownicy, mogą nas wprowadzić, w nowe tajniki obrony i walki przed intruzami. Rozumiem waszą nie pewność i lęk, ale moglibyście spróbować ich poznać, zaakceptować, nie różniom się od nas niczym.

Sony
-Skoro, tak uważasz Alfo. To, zaufam tobie.

Romer
-A, co z resztą.

Any
- Jak to,co? Trzeba porozdzirlać obowiązki na trzy grupy. Ty Romer, zajmiesz się grupą odpowiedzialną za teren. Wygląd zieleni, domów innych członków stada i tych rosnących chwastów, zwaną trawą. Nasza kochana Luna, zajmie się grupą, która odremontuje ten budynek. Będzie doglądać, na przemian ze mną kobiety i dzieci oraz mężczyzn. Ja zaś, zajmę się grupą. Która zajmie się renowacją głównego domu, podjazdu i bramą wjazdową, oraz płotem oddzielającym nas od ciekawskich. Zrozumieliśmy się wszyscy, czy coś powtórzyć?-ze wsząd słychać były potakiwania. U niektórych, łzy szczęścia były widoczne na policzkach.- To wszystko, możecie się rozejść. Jeżeli macie jakieś pytania. Zapraszam do mnie, bądź do Bety i Luny. Dziękuję was za, zaufanie i szansę.

  Kiedy każdy ze sfory wychodził. Camelia zapytała się córki, od kiedy ma zamiar iść do szkoły. Ta poinformowała ją, iż od przyszłego Poniedziałku, bi teraz chce się wdrożyć w papiery, dokumenty i inne takie.

Any
- Romer. Czy możesz przyjść do gabinetu ojc...mojego.- chłopak popatrzał na Rie ze zmartwieniem, ale no cóż, przeciesz nie mógł sprzeciwić się Alfie.- Ty również Ria, przyjdź. Z tobą również muszę porozmawiać.

Romer
- Zgoda. Zaraz będziemy w gabinecie.

  Any, skineła głową i wyszła ze stołówki kierując się w strone, głównego domu a wraz z nią Luna stada. Po czasie który przebyły do wyznaczonego miejsca, minął krótki czas.

Camelia
- Co najpierw...zamierzasz zrobić?

Any
- Najpierw...zamierzam tu posprzątać. I zapoznać się z dokumentami, którymi zajmował się ojciec. A zaś atare trzeba byłoby wywalić, bądź zapakować do jakichś pudeł i spalić, albo gdzieś schować. Dlatego potrzebny mi jest Romer. On powinien wiedzieć, które są ważne, a które nie. Po za tym, trzeba odnowić sojusze z innymi. A i bym zapomniała...- wypowiedź przerwało pukabie- Proszę.

C.D.N...

------'-----------'--'--------''-'-'------'
Dziękuję za komentarze i głosy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro